Nr 1 (118)
z dnia 2 stycznia 2005
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Gdyby Kierkegaard żył w dzisiejszych czasach, nie potrafiłby kupić kawy w supermarkecie, twierdzi Szymon Wróbel w grudniowym numerze „Odry” (nr 12/2004). Duńczyk miałby kłopoty ze zbyt dużą ilością ofert, spośród których musiałby dokonać wyboru. Akcent należy tu postawić na słowie „wybór”, bo to kluczowy problem filozofii Kierkegaarda, związany z odpowiedzialnością jednostki za siebie. „Moment decyzji jest momentem szaleństwa” – Wróbel przytacza słowa Kierkegaarda w rozmowie z Jolą Workowską, poświęconej granicom polityczności (Czy uprawianie polityki ma jeszcze sens?). Rozmówcy zaczynają od pytań na temat możliwości uprawiania polityki we współczesnym świecie, na koniec dochodzą do rozważań o konsekwencjach procesu emancypacji. Bardzo ciekawa jest ta rozmowa; jej dalszym ciągiem może być inny tekst zamieszczony w tym samym numerze. Myślę o eseju Darować śmierć, w którym Derrida zajmuje się podobnymi kwestiami: duńskim filozofem, drżeniem i bojaźnią, absolutną odpowiedzialnością i tajemnicą jednostkowości.
Tytuł rozmowy Wróbla i Workowskiej może zmylić, bo na jego podstawie ktoś mógłby sobie pomyśleć, że tekst jest kolejną odsłoną politycznych manipulacji, środowiskowych kłótni i doraźnej krytyki. Nic z tego, choć Wróbel zaznacza, że pojęcie polityczności przestało mieć ostre i wyraźne granice. Filozof twierdzi, że w zasadzie trudno byłoby dziś dać jednoznaczną odpowiedź na pytanie, czym jest polityka. Z pewnością nie jest już przestrzenią realizacji moralności, jak chciał Arystoteles. Rozmycie granic „tego, co polityczne” to według Wróbla skutek kompromitacji monopoli, które powstały wraz ze społeczeństwem przemysłowym. Chodzi o monopol instytucji małżeństwa na intymne i prywatne relacje, monopol nauki na racjonalność, polityki na władzę. Zniknęło „wielkie serio” poważnych i autorytatywnych instytucji, a pozostało wielkie udawanie ról dawniej zaprojektowanych: „[…] naukowcy zachowują się tak, jak gdyby byli w posiadaniu prawdy, choć sceptycyzm wobec roszczeń poznawczych stale w nich narasta; mężczyźni zachowują się tak, jak gdyby mieli monopol na pracę, choć są już skażeni wiedzą, że nie da się on pogodzić z postulatami równości; małżonkowie odgrywają wobec siebie scenariusz rytuałów miłosnych, choć tkwi już w nich świadomość, że są raczej częścią gier małżeńskich niż rzeczywistego zbliżenia; wreszcie politycy – szczególnie podczas kampanii wyborczych – są zobowiązani do udawania, iż mają władzę decydowania, chociaż sami dobrze wiedzą, że to pusty mit”. Można by się przerazić tak ogromnym zafałszowaniem życia społecznego, gdyby nie to, że powoli budowany jest inny, alternatywny wobec zdominowanego przez nieautentyczność porządek. Jeśli ktoś nie widzi siebie w roli małżonka, naukowca, mężczyzny, polityka, bo czuje, jak bardzo jest ona nieadekwatna do jego potrzeb, to można uznać, że niechęć taka jest już wstępem do wypracowania porządku alternatywnego. Nie byłabym więc pesymistycznie nastawiona do świadomości nieautentyczności, bo właśnie ona – jako uświadomiona – staje się często pierwszym impulsem do działań minimalizujących zafałszowanie zachowań społecznych.
W związku z tym, że polityka to dziś raczej polityczność, zmianie powinna ulec także refleksja polityczna. Wróbel uważa, że polityka stanie się biopolityką. Oznacza to, że wszystkie mechanizmy władzy nakierowane będą na kontrolowanie życia w najbardziej podstawowym znaczeniu, a zgodnie z wymogiem przedłużenie gatunku. „Władza to władza dawania życia” – mówi Wróbel. Stąd bierze się gorąca debata nad – przykładowo – aborcją, skrywająca usiłowania przejęcia przez państwo kontroli nad życiem w wymiarze – jak to ujmuje Wróbel – populacyjnym i jednostkowym.
Wszystko zatem może mieć charakter polityczny. Podobnie jest pojmowana współcześnie władza. Takiemu jej rozumieniu patronuje opinia Foucaulta, zgodnie z którą „Władza jest wszędzie – nie dlatego, że wszystko obejmuje, ale dlatego, że zewsząd się wyłania” – przypomina Wróbel i jednocześnie podkreśla, że takie uogólnienie może okazać się dosyć mylące. Zajmując takie stanowisko, bardzo trudno jest bowiem wyróżnić działania celowo-racjonalne, a więc takie, w których władza nie wiąże się w tak dużym stopniu z manipulacją i przemocą: „W tej wersji [mowa o interakcjach związanych z działaniem celowo-racjonalnym – A. K.] lekarz ma władzę nad pacjentem (mimo że leczy), nauczyciel nad uczniem (mimo że uczy), mężczyzna nad kobietą (mimo że obdarza ją miłością)”.
Paradoksy samego pojęcia władzy uwidocznią się jeszcze bardziej, gdy Wróbel za pomocą tego pojęcia zdefiniuje podmiotowość. Przechodzi on bowiem od refleksji o władzy nad ludźmi do refleksji o władzy nad samym sobą. „To, co musimy w życiu prywatnym uczynić, to wyprowadzić człowieka z siebie”. Wyprowadzanie człowieka z siebie wiąże Wróbel z wiedzą i odpowiedzialnością. Na uwagę Workowskiej, że zależność między odpowiedzialnością i pojęciem godności człowieka podkreślał Kant, Wróbel odpowiada, że współcześnie słowo „godność” zdradza jedynie naszą bezradność, ponieważ zupełnie nie potrafimy poradzić sobie z pytaniem o istotę człowieka. Gdyby Kant żył dzisiaj, to miałby według rozmówcy Workowskiej problem z powiązaniem odpowiedzialności z godnością. Gdyby bowiem żył dzisiaj i powtórzył współczesnemu światu swoje trzy pytania, które uważał za równoważne twierdzeniu, czym jest człowiek, a więc: „Co mogę wiedzieć?”, „Czego mogę się spodziewać?”, „Co powinienem czynić?”, to nie potrafiłby udzielić na nie odpowiedzi. Pewnie, że ryzykowna jest taka symulacja, jaką przeprowadza Wróbel, sytuujący Kanta i Kierkegaarda w czasach współczesnych, ale jest też pouczająca. Uświadamia bowiem, że nie ma po co odwoływać się do przeszłości w poszukiwaniu wzorów. Należy na własną rękę wypracować inne, nowe formuły egzystencji. Na początek proponuje Wróbel przewietrzyć słownik: zamiast prawdy – prawdomówność. „Prawdomówność przynależy do bardziej czułego słownika; prawda przynależy do słownika twardej epistemologii”, przekonuje. Autor szkicu opowiada się też za racjami Rorty’ego, który „znajduje w sobie dostatecznie dużo sceptycyzmu i poczucia humoru, aby nie próbować uzasadniać, legitymizować tego, co mówi, poprzez odwoływanie się do wyrażeń typu natura, Bóg, transcendencja”. Na tym polega wszak emancypacja: na samodzielności.
Omawiane pisma: „Odra”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt