nr 21 (103)
z dnia 2 sierpnia 2004
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Wróciłam właśnie z Cieszyna, gdzie odbyła się 4. edycja festiwalu Era Nowe Horyzonty. Na filmy, których nie można zobaczyć nigdzie indziej, wydarzenia specjalne, akcje artystyczne oraz spotkania z twórcami byłam oczywiście przygotowana, ale co innego być na coś przygotowanym, a co innego to przeżyć. Zwłaszcza że nie wszystko odbywać się musi według spodziewanego scenariusza. Pewnego dnia pomiędzy jednym seansem a drugim spotkałam Franciszka Dzidę. Wysoki, szczupły mężczyzna siedział przy kawiarnianym stoliku i załatwiał formalności, rozmawiając przez komórkę, a ja patrzyłam na niego niemalże z zachwytem. Przecież postać tę niejeden mógłby nazwać żywą legendą! Franciszek Dzida to filmowiec amator, jeden z bohaterów wystawy Entuzjaści prezentowanej w Centrum Sztuki Współczesnej W Warszawie. W Cieszynie poświęcono mu dwa wieczory, podczas których można było zobaczyć siedem jego amatorskich filmów.
Dlaczego tak bardzo ucieszyło mnie przypadkowe spotkanie Franciszka Dzidy w Cieszynie i co skłoniło mnie do przywołania określenia „żywa legenda”? Po pierwsze, przyczyniła się do tego wspominana wystawa. Po drugie, tekst Edwina Bendyka Faust i rewolucja, który ukazał się w ostatnim numerze magazynu „Fluid” (nr 7/2004). Wystawa prezentowana w CSW Zamek Ujazdowski została pomyślana jako przegląd twórczości amatorskich klubów filmowych, działających w latach 50., 60. i 70. Zgromadzone na niej filmy różnią się tak pod względem wykorzystanej techniki, jak i poziomu, łączy je to, że zostały zrobione przez ludzi, którym chciało się bawić w kino i dla których robienie filmów nierzadko było sposobem na usensowienie życia. Pośród kilkudziesięciu zebranych na wystawie filmów na pewno zapadają w pamięć te zrobione przez Dzidę. Nieprzypadkowo, bo ten zapalony reżyser działa społecznie na niwie filmowej i tworzy filmy do dziś .
Tekst Edwina Bendyka pozwala spojrzeć zarówno na wystawę, jak i na sam fenomen twórczości amatorów z ciekawej perspektywy. Sprawia, że kiedy spotykam Franciszka Dzidę w warunkach neutralnych, poza salą projekcyjną, poza aranżowanym spotkaniem z twórcą, odczuwam radość na widok kogoś szczególnego, kogoś, kto jest uczestnikiem i współtwórcą znaczącego fragmentu historii. To właśnie Dzida i jemu podobni artyści stali się pierwowzorem postaci Filipa Mosza z filmu Krzysztofa Kieślowskiego pt. Amator.
Bendyk nie skupia się na wystawie jako takiej, w gruncie rzeczy nie poświęca jej zbyt wiele miejsca. Przygląda się twórczości filmowych amatorów jako zjawisku należącemu do konkretnego czasu historycznego i odnosi do niego uwagi na temat rewolucji. Przywołując w tytule artykułu postać Fausta, Bendyk nawiązuje do sytuacji, która przytrafiła się „entuzjastom” po 1989 r., kiedy to zaczęto ich rozliczać z tego, co nakręcili. Zarzucano im układy z władzą, kręcenie filmów zgodnych z jej oczekiwaniami, słowem: zaprzedanie duszy diabłu pod pretekstem potrzeby tworzenia. Tej kwestii Bendyk nie rozwija, twierdząc, że ocenę sytuacji mogłoby zmienić spojrzenie na nią przez pryzmat aktualnych pojęć typu: sponsoring, reklama czy product placement. Autora tekstu ciekawi co innego. Zwraca mianowicie uwagę na fakt, że „entuzjastom” udało się ocalić podmiotowość, bez której nie byłoby sukcesu rewolucji 1989 r. W czasach gdy tworzyli filmowcy amatorzy, albo brało się udział w pochodach pierwszomajowych, albo uczestniczyło w opozycyjnych manifestacjach. Zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku było się tylko częścią niezróżnicowanego tłumu. I nawet jeśli jakiś zachodni obserwator wyróżnił w nim robotnika, opozycjonistę, emigranta czy komunistę, były to, pisze Bendyk, jedynie figury Robotnika, Opozycjonisty, Emigranta i Komunisty. Tymczasem „entuzjaści”, biorąc kamerę do ręki, zaznaczali swoją odrębność; tworzyli coś jednostkowego, co było poza oficjalnym podziałem na „my” i „wy”, tworzyli kulturę. Opowiadali się po stronie być. Przywoływany przez Bendyka Franciszek Dzida mówi: „My sami staliśmy się dla siebie inni, dokładnie tak, jak to pokazał Kieślowski w słynnej ostatniej scenie »Amatora«. Gdy Filip zwraca kamerę na siebie, gdy ta kamera-zabawka zapisuje »własne życie«, to zmienia go jako człowieka”.
Odzyskanie podmiotowości przez „entuzjastów” było równoznaczne z odzyskaniem przez nich wolności. W ten sposób konstytuowała się prawda „entuzjastów”, o której Bendyk mówi, że „Nie jest cechą żadnego systemu politycznego, ale zdobyczą autonomicznych jednostek, które formują swoje ja poprzez działanie i twórczość, ustawiając się w poprzek nurtu historii, czy może raczej ponad tym nurtem…”. Rewolucja to chwilowy przewrót, krótkotrwałe spięcie, dzięki któremu można zmienić istniejący porządek. Kłopot w tym, że nowy porządek nie zawsze jest lepszy od poprzedniego. Jeśliby rozpatrywać rewolucję tylko z tego punktu widzenia, straciłaby swoją wagę. Istotne jest, twierdzi Bendyk, by dostrzegać w niej gest autonomicznych jednostek, poszukujących wolności.
Franciszek Dzida, spotkany przeze mnie w Cieszynie, jest właśnie taką autonomiczną jednostką, jest kimś, kto odzyskiwał swoją podmiotowość w czasach ontologicznej próżni i kto w jakimś sensie przyczynił się do zmiany biegu historii. Dlatego właśnie patrzyłam na niego z radością i podziwem.
Omawiane pisma: „Fluid”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt