Witryna Czasopism.pl

nr 9 (259)
z dnia 20 lipca 2010
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

MILCZENIE WOKÓŁ POLSKIEJ MONY LISY

Obiecałam sobie, że nie podejmę tutaj tematu wystawy Ars Homo Erotica. Tę „kontrowersyjną”, szeroko omawianą ekspozycję można oglądać w Muzeum Narodowym w Warszawie do końca wakacji. Wzmianki o niej nieustannie pojawiały się i wciąż jeszcze pojawiają się w mediach, nawet w tych mało zainteresowanych sztuką. Przejrzałam wiele z tych artykułów i muszę się zgodzić ze słowami Piotra Bernatowicza ze wstępu do lipcowego „ARTeonu” (7/2010): „dzieło sztuki we współczesnym świecie pojawia się wyłącznie w towarzystwie komentarza”. I choć „tworzenie komentarza to istota funkcjonowania krytyka”, Bernatowicz postuluje też, by nie zagłuszać głosu sztuki. Czasem trzeba pomilczeć, żeby coś usłyszeć – zwłaszcza gdy wszyscy wokół krzyczą.

W samym „ARTeonie” komentarzy dużo. Aby zatem ich nie mnożyć w stosunku do wystawy, której szczególnie przydałaby się cisza, nie będę szczegółowo omawiać artykułu Pawła Ignaczaka pt. Homobigos, czyli fast food mimo woli. Ponieważ jednak nie można przejść obok niego obojętnie, powiem, że to tekst bardzo rzetelny, a zarazem dowcipny, pełen krytycznych i słusznych spostrzeżeń (mówi m.in. o bezzasadności pojawienia się na wystawie sztuki homoerotycznej aktu męskiego namalowanego przez Annę Bilińską-Bohdanowiczową – nie da się ukryć – kobietę), którego autor nie znajduje satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie: „dla kogo przeznaczona jest ta ekspozycja”?

Przypadek sprawił, że w czasie trwania Ars Homo Erotica odbywały się uroczystości związane z 600. rocznicą Bitwy pod Grunwaldem, w które włączyło się warszawskie Muzeum Narodowe. Zarówno wystawa, jak i rocznicowe obchody niosą ze sobą silny ładunek emocjonalny; oba wydarzenia równie mocno oddziałują na statystycznego odbiorcę. Jednak podczas gdy Ars Homo Erotica dzieli, to wspominanie polsko-litewskiego zwycięstwa oraz najbardziej znanego polskiego dzieła, jakim jest Bitwa pod Grunwaldem Jana Matejki, niewątpliwie łączy.

Obraz, wraz z narosłym wokół niego mitem, tkwi w narodowej pamięci nie jako martwy obiekt muzealny, ale jako samodzielny byt, stający się „nie przedmiotem, a podmiotem historii”. Tak pisze o nim Magdalena Moskalewicz w artykule „Walczą i giną, zbici w rudą kaszę” – o „Nowych spojrzeniach” na „Bitwę pod Grunwaldem” Jana Matejki, omawiając wydaną właśnie książkę Jana Matejki Bitwa pod Grunwaldem. Nowe Spojrzenia (red. K. Murawska-Muthesius, Muzeum Narodowe w Warszawie, Warszawa 2010). „Grunwald” żyje własnym życiem, ma swoją dramatyczną historię: przewożony, ukrywany, poszukiwany, dwukrotnie zaatakowany (próba podpalenia w 1885 r. i atak ciupagą w 1928 r.), niemal od początku wzbudzał skrajne emocje. Stał się wcieleniem narodowego mitu, stąd też tak chętnie wykorzystywano go do celów propagandowych (na przykład dostosowując jego wymowę do ideologii w okresie PRL-u). Dziś nadal, jako jedno z nielicznych polskich dzieł sztuki, jest powszechnie rozpoznawany.

Stąd być może bierze się tak duże zaciekawienie opinii publicznej aktualną sytuacją obrazu. Wieści o konieczności jego konserwacji (ze względu na zły stan płótno nie mogło zostać pokazane w tym roku na Wawelu) wywołały zaniepokojenie, tym bardziej więc zdjęcie go ze ściany stało się przyczyną wzmożonego zainteresowania ze strony publiczności. Poddawany konserwacji obraz, którego warstwa malarska nie jest widoczna, nagle zyskał zupełnie nową jakość. Rzeczywiście wszyscy wiemy, jak wygląda Bitwa pod Grunwaldem, ale nie każdy widział ją leżącą na podłodze w sali muzealnej. Podobnie było z Mona Lisą, której nieobecność po głośnej kradzieży w 1911 r. stała się czymś fascynującym dla rzesz turystów wpatrujących się w puste miejsce na ścianie. Bitwa pod Grunwaldem stała się naszą lokalną Giocondą, która mimo burzliwych dziejów na trwałe zapisała się już w świadomości odbiorców w przestrzeni muzeum. Może właśnie to puste miejsce przyciąga oglądających? Choć turyści ustawiający się w kolejce do Sali Matejkowskiej nie przypominają tłumów znanych nam z Luwru, trzeba przyznać, że konserwacja żadnego innego polskiego obrazu nie wzbudziła równie silnych emocji (niewątpliwie przyczyniło się do tego również umożliwienie odbiorcom „podglądania” prac restauracyjnych).

Fala społecznego poruszenia omija jednak redakcje czasopism kulturalnych. Poza omówieniem wspomnianej książki w „ARTeonie” raczej nie spotyka się w nich informacji związanych z Bitwą pod Grunwaldem, na przykład dotyczących trójwymiarowej rekonstrukcji obrazu stworzonej przez Tomasza Bagińskiego i zespół pod kierownictwem Rafała Kidzińskiego, a udostępnionej w Muzeum Narodowym w Warszawie. Czyżby temat był za mało nośny i niezbyt oryginalny? A może odłożono go do kolejnych, sierpniowych i wrześniowych wydań?

Anna Spruch

Omawiane pisma: „ARTeon”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
KULTURY STREF TYMCZASOWYCH
NIE-BAJKA O ODCHODACH DINOZAURA
DZIEŁA PO MĘSKU CYTOWANE: O CZYM MARZY PRAWDZIWY MĘŻCZYZNA?

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt