W ciemnym ponoć średniowieczu pod względem aktów terroryzmu nie było tak znowu siermiężnie. Wyrafinowani truciciele siali postrach na dworach. Najchętniej we Włoszech, ale także na wschodzie Europy grasowali bezwstydnie. I na tyle skutecznie, że do dziś mało co jest tu zdrowe, a na pewno nie: powietrze, woda, mutowana żywność, fast foody i wszelkie polepszacze, telewizja… A jak trudno wskazać winnych! Nawet smoczy język by zgłupiał! Jednak tak jak były, tak i są nadal na złoczyńców sposoby rozmaite…
Truciciele a dynastia…
Rafał Jaworski w tekście Jagiellonowie i trucizna, w październikowym numerze magazynu historycznego „Mówią Wieki” przypomina to, co o truciznach i sposobach na nie dobrze było/jest wiedzieć. W trudnej relacji: truciciele a dynastia Jagiellonów nie obyło się bez tragedii. Bona Sforza nie uniknęła śmierci z rąk takiego skrytobójcy (w swojej ojczyźnie wprawdzie). Na szczęście pod wieloma względami władczyni ta była wyjątkiem. Ale wszyscy Jagiellonowie bardzo byli ostrożni i dbali o swoje zdrowie. Jaworski zauważa, że każde niewytłumaczalne w owych odległych czasach zejście władcy wiązano z trucizną, bo też zawsze znajdywał się ktoś, kto na takiej nagłej śmierci nieźle wychodził. Doprawdy trudno było się nie bać. Na przykład pierwszy król Litwy, Mendog, padł ofiarą trucicielskiego zamachu, podobnie dziad Jagiełły, Giedymin, i dwaj Jagiełłowi bracia. Niewesoło było w państwie litewskim, oj niewesoło, a z pewnością – bez sentymentów. Dość wesołe za to, z naszego punktu widzenia, okazują się sposoby jakich używali możnowładcy, by nie dać się otruć, skoro już dali się nastraszyć.
Klucze do piwnic…
Do niezwykłej rangi podniesione zostały urzędy podczaszego i podkomorzego, osób dbających o spiżarnie i o zastawę. Klucze do piwnic musiały być w pewnych rękach, kierowanych najlepiej mądrą głową. I niejednemu słudze działalność antytrucicielska przyniosła nie lada splendory. Jeżeli się sprawdzał, rzecz jasna. Zaufani dworzanie próbowali też królewskich potraw, bynajmniej nie po to by oceniać ich walory smakowe.
Wierzono iż w winie najłatwiej jest ukryć zapach i smak trucizny. Ostrożni królowie odmawiali więc sobie mocnych trunków i pokornie pijali wodę. Ciekawe czy dwa litry dziennie, zgodnie z nakazem współczesnych dietetyków? Podobno Kazimierz Jagiellończyk jadał szczególnie fatalnie. Lekarze namówili go w końcu, by te wszystkie tłustości popijał winem, na co na starość się zdecydował. Na wszelki wypadek jednak wieszał sobie smocze języki. Przed nosem.
Najdziwniejsze rzeczy…
Gdyż przed otruciem chroniły biesiadników najdziwniejsze rzeczy. Do nich należały porcelanowe naczynia. Jako egzotyczne i wyjątkowo delikatne miały ogromne wzięcie. Porcelana powinna bowiem mętnieć i pękać w zetknięciu z trucizną.
Popularne były także puchary z orzecha kokosowego. Kokos uważano za owoc morza, bo przynosiły go fale mórz słonych ze słodkim mleczkiem w środku, co było niezbitym dowodem na skuteczność orzecha. Koral również posiadał moc oczyszczania zatrutych płynów, tak jak jaspis, topaz, a nade wszystko – róg. Najlepiej jednorożca. Współczesne badania naukowe dowodzą niezbicie, że w królewskich skarbcach za róg jednorożca „robił” róg nosorożca oraz zęby narwali. Szkoda. Najwyraźniej o prawdziwego jednorożca było dokładnie tak samo trudno jak dziś.
Najcenniejsze były jednak smocze języki, bo oprócz detoksykacji potrafiły wskazać skrytobójcę. Smoki w średniowieczu były bardzo, ale to bardzo powszechne. Nauka ówczesna badała je wnikliwie, a angielski smokolog epoki elżbietańskiej (Topsell), twierdził uparcie, że w Macedonii przemiłe smoki są wykorzystywane do pilnowana dzieci. Niemniej okrutnicy średniowieczni pozbawiali je języków. Smocze języki uważano za prawdziwy postrach trucicieli i z pewnością ceniono je sobie wysoko dlatego, że język taki miał zwyczaj napinać się w kierunku złoczyńcy. Dlatego na królewskich stołach szybko pojawiły się drogocenne przyrządy, służące do właściwej ekspozycji owych języków. Było to ponoć coś pomiędzy drzewkiem szczęścia, a, jak pisze autor artykułu, „stomatologiczno-złotniczym dziełem sztuki”. W Polsce, w żadnym ze skarbców, nie przetrwał taki przedmiot (skądinąd zwany kredensem), ale Jagiellonowie posiadali je z całą pewnością. W rachunkach dworu Władysława Jagiełły, pod koniec XIV wieku, zanotowano zakup „naczynia ze złota czystego na smocze języki”. W spisie skarbca było ich kilka. A w skarbcu wielkich książąt litewskich (spis z 1545 r) było ich najwięcej. Obawy musiały być zatem spore. Dziś także bardzo trudno być władcą, jak sądzę…
Top wśród odtrutek
Najlepszym antidotum na truciznę był beozar. Te łzy jelenia, który przez nieuwagę połknął żmiję, pobiegł do źródła i pił wodę usuwając jad za pomocą łez, to był absolutny top wśród odtrutek. Łzy, padając na ziemię, zamieniały się w kamień, w beozar właśnie. Przepiękna historia! Kamień ten oprawiano w pierścieniach, gdy się go włożyło do ust – trutka niechybnie przestawała działać.
Jagiellonowie, niestety, nie mieli takiego specyfiku, lecz gdyby znali wyniki dociekań współczesnych badaczy wcale by się tym nie martwili. Okazuje się bowiem, że beozary to skamieniałe odchody dinozaurów. Mniam, mniam!
Tak to było w kwestiach trucia. A dziś nie dość, że beozar definitywnie stracił moc, to w dodatku wszystko inne truje: powietrze, woda, mutowana żywność, fast foody i wszelkie polepszacze, spaliny… I jak tu wskazać, raz a dobrze, truciciela w takim natłoku? Nawet smoczy język by zgłupiał!
wersja do wydrukowania
- zobacz w najnowszym wydaniu:
- Może się zacznie robić ciekawie…
- Ukąszenie popowe
- Co myśli dziewczyna, która unosi sukienkę?
- „Dlatego” bardziej „Tylko Rock”
- Rokendrol w państwie pop
- KAKTUS NIE Z TEJ CHATKI
- POTOP POP-PAPKI
- WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY
- Czas kanibalów
- Przystanek „Paryż”
- Spodziewane niespodzianki
- Złudny i niebezpieczny
- Faszyzm czai się wszędzie
- OD KOŃCA DO POCZĄTKU
- O muzyce do czytania i gazecie do słuchania
- Dreptanie wokół czerwonej zmory
- Rozkoszne życie chełbi
- Emigranci, krytycy i globalizujące autorytety
- Zielono mi
- Roczniki siedemdziesiąte?
- Od rytuału do boiska piłkarskiego
- O potrzebie rastryzmu
- Sen o Gombrowiczu
- Pozytywnie
- Manewry z dźwiękami
- Kochajmy zabytki (czasopiśmiennictwa) – tak szybko odchodzą
- Co tam, panie, na Litwie?
- Literatura – duch fartowny czy hartowny?
- Nostalgiczne klimaty
- Wyostrzony apetyt
- Szanujmy wspomnienia
- Papier kontra ekran
- Nie zagłaskać poety
- Papier czy sieć?
- Rutynowe działania pism fotograficznych
- Papiery wartościowe
- Kolesiowatość
- MODNA MUZYKA NOSI FUTRO
- Semeniszki w Europie Środkowo-Wschodniej
- Zimowa trzynastka
- Popkultura, ta chimeryczna pani
- Patron – mistrz – nauczyciel?
- Rita kontra Diana
- Słodko-gorzkie „Kino”
- O produkcji mód
- Gorące problemy
- GDY WIELKI NIEMOWA PRZEMÓWIŁ
- Bigos „Kresowy”
- W TONACJI FANTASY Z DOMIESZKĄ REALIZMU
- KRAJOBRAZ MIEJSKI
- Z DOLNEJ PÓŁKI
- KINO POFESTIWALOWE
- MATERIALNOŚĆ MEBLI
- ŹLE JEST…
- NOSTALGIA W DRES CODZIENNOŚCI UBRANA
- MŁODE, PONOĆ GNIEWNE
- WIEDEŃ BEZ TORTU SACHERA
- JAZZ NIE ZNA GRANIC
- WIDOK ŚWIATA Z DZIEWIĄTEJ ALEI
- KINO I NOWE MEDIA
- PO STRONIE WYOBRAŹNI
- AMERYKAŃSKIE PSYCHO
- CZEKAJĄC NA PAPKINA
- MUZYKA, PERWERSJA, ANGIELSKI JĘZYK
- SZTUCZNE CIAŁA, CIAŁA SZTUKI
- IKONY, GWIAZDY, ARTYŚCI
- MÓWIENIE JĘZYKIEM TUBYLCÓW
- CZAS OPUŚCIĆ SZKOŁĘ
- MAŁA, UNIWERSALNA
- Baronowie, młodzi zahukani i samotny szeryf
- ROZBIĆ CODZIENNOŚĆ, ALE NAJPIERW JĄ WYTRZYMAĆ
- TECHNO, KLABING, REKLAM CZAR
- NASZE ULICE
- Z SOPOTU I Z WIĘCBORKA
- KRAJOBRAZ PO GDYNI
- O TZW. WSZYSTKIM – W „POZYTYWNYM” ŚWIETLE
- KOMPUTER DO PODUSZKI?
- NA USŁUGACH CIAŁA
- WALLENROD Z KOMPLEKSAMI
- PARADA STAROŚCI
- INKOWIE A SPRAWA POLSKA
- CZAROWNYCH CZAROWNIC CZAR
- POSZUKIWACZE ARCHITEKTURY OBIEKTYWNEJ
- 2002 W KINIE
- GADKI KONIECZNIE MAGICZNE
- Widoki z pokoju Morettiego
- NIE REWOLUCJA, CHOĆ EWOLUCJA
- CZAR BOLLYWOODU
- ALMODOVAR ŚWINTUSZEK, ALMODOVAR MORALISTA
- NIEJAKI PIRELLII I TAJEMNICA INICJACJI
- W BEZNADZIEJNIE ZAANGAŻOWANEJ SPRAWIE
- GANGSTERZY I „PÓŁKOWNICY”
- WYRODNE DZIECI BACONA
- CO TY WIESZ O KINIE ISLANDZKIM?
- BYĆ JAK IWASZKIEWICZ
- MŁODY INTELIGENT W OKOPIE
- O PRAWDZIWYCH ZWIERZĘTACH FILMOWYCH
- JEDNI SOBIE RZEPKĘ SKROBIĄ, DRUDZY KALAREPKĘ
- ZJEŚĆ SERCE I MIEĆ SERCE
- DON SCORSESE – JEGO GANGI, JEGO FILMY, JEGO NOWY JORK
- PONIŻEJ PEWNEGO POZIOMU… ODNOSZĄ SUKCES
- ANTENOWE SZUMY NOWE
- BOOM NA ALBUM
- O BŁAZNACH I PAJACACH
- EKSPRESJA W OPRESJI
- BARIERY DO POKONANIA
- UWAŻAJ – ZNÓW JESTEŚ W MATRIKSIE
- NATURA WYNATURZEŃ
- ZABAWNA PRZEMOC
- DLATEGO RPG
- WIEKI ALTERNATYWNE
- CZARODZIEJ MIYAZAKI
- DYLEMATY SZTUKI I MORALNOŚCI
- WYMARSZ ZE ŚWIĄTYNI DOBROBYTU
- MUZA UKRYTA I JAWNE PRETENSJE
- BO INACZEJ NIE UMI…
- PORTRET BEZ TWARZY
- BYĆ ALBO NIE BYĆ (KRYTYKIEM)
- MODLITWA O KASKE
- ZA KAMERĄ? PRZED KAMERĄ?
- CZY PAN KOWALSKI POJEDZIE DO WARSZAWY?
- OSTALGIA, NOSTALGIA, SOCNOSTALGIA
- TORUŃSCY IMIGRANCI
- OFFOWA SIEĆ FILMOWA
- BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA...
O femme fatale i innych mitach
- Z GAŁCZYŃSKIM JAK BEZ GAŁCZYŃSKIEGO
- KONFERANSJERKA
- CZYTANIE JAKO SZTUKA (odpowiedź)
- BERLIŃSKIE PRZECHADZKI
- GRY WOJENNE
- WYDZIELINY NADWRAŻLIWOŚCI
- ŚMIERĆ ADAMA WIEDEMANNA (polemika)
- MIĘDZY MŁOTEM A KILOFEM
- DEMONTAŻ ATRAKCJI
- POPATRZEĆ PRZEZ FLUID
- W CIENIU ZŁOTYCH PALM
- 3 X L – LIBERATURA, LESBIJKI, LITERNET ALBO LOS, LARUM, LITOŚĆ
(a do tego: pracy precz!)
- WSZYSCY Z HRABALA
- NA CZYM GRASZ, CZŁOWIEKU?
- FILM W SZKOLE, SZKOŁA W FILMIE
- MARTWA NATURA Z DŹWIGIEM
- ROGI BYKA, NERWICE I ZIELONY PARKER
- ZMIERZCH MIESIĘCZNIKÓW
- CZARNOWIDZTWO – CZYTELNICTWO
- DALEKO OD NORMALNOŚCI
- ŁYDKA ACHILLESA
- DLACZEGO KOBIETY WIĘCEJ…?
- LIBERACKI SPOSÓB NA ŻYCIE
- PRORADIOWO, Z CHARAKTEREM
- KOSZMAR TEGOROCZNEGO LATA
- KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY
- PROBLEMY Z ZAGŁADĄ
- CZAS GROZY
- KOMU CYFRA?
- APIAT’ KRYTYKA
- NASZA MM
- UWIERZCIE W LITERATURĘ!
- W POSZUKIWANIU UTRACONEJ TOŻSAMOŚCI
- ZA GÓRAMI, ZA DECHAMI…
- FRAZY Z „FRAZY”
- TARANTINO – KLASYK I FEMINISTA?
- UTRACIĆ I ODZYSKAĆ MATKĘ
- WIELE TWARZY EUROCENTRYZMU
- IRAK: POWTÓRKA Z LIBANU?
- NIEPOKOJE WYCHOWANKA KOMIKSU
- I FOTOGRAFIA LECZY
- STANY W PASKI
- MIĘDZY MŁOTEM RYNKU A KOWADŁEM SENSU
- POŻYTKI Z ZAMKNIĘTEJ KOPALNI
- CZACHA DYMI...
- DYSKRETNY UROK AZJI
- PODZIELAĆ WŁASNE ZDANIE
- FORUM CZESKIEGO JAZZU
- NADAL BARDZO POTRZEBNE!
- KONTESTACJA, KONTRKULTURA, KINO
- PIĘKNE, BO PRZEZROCZYSTE
- DEKALOG NA BIS
- SPAL ŻÓŁTE KALENDARZE
- WYBIJA PÓŁNOC?
- A PO KAWIE SADDAM
- TRZECIE OKO
- ANGLIA JEST WYSPĄ!
- CO W ZDROWYM CIELE
- CHASYDZKI MCDONALD JUDAIZMU?
- PEJZAŻE SOCJOLOGICZNE
- SZTUKA CODZIENNOŚCI SZUKA
- PASJA
- KOGO MASUJĄ MEDIA?
- DWAJ PANOWIE A.
- NOWA FALA Z ZIARENEK PIASKU
- ULEGANIE NA WEZWANIE
- BERLIN PO MURZE
- I WCZORAJ, I DZIŚ
- MOJE MIASTO, A W NIM...
- WYNURZAJĄCY SIĘ Z MORZA
- TYLKO DLA PAŃ?
- TAPECIARZE, TAPECIARKI! DO TAPET!
- NIE TAKIE POPULARNE?
- FOTOGRAF I FILOZOF
- MODNIE SEKSUALNA RITA
- KONTAKT Z NATURĄ KOLORU
- MATKI-POLKI, PATRIOCI I FUTBOLIŚCI
- POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI PO HUCULSKU
- NARODZINY SZPIEGOSTWA
- ZJEDNOCZENIE KU RÓŻNORODNOŚCI
- NIEPEWNI GRACZE GIEŁDOWI
- „KOCHAĆ” – JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ
- MADE IN CHINA
- Proza pedagogicznych powikłań
- „NIE MA JUŻ PEDAŁÓW, SĄ GEJE”
- MY, KOLABORANCI
- zobacz w poprzednich wydaniach:
- KAKTUS NIE Z TEJ CHATKI
- Widoki z pokoju Morettiego
- MOJE MIASTO, A W NIM...
|
|