nr 18 (244)
z dnia 20 września 2009
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Najnowszy numer „Autoportretu” [2 (27) 2009] podejmuje problem przestrzeni wirtualnych. Temat ten podsuwa pewne oczywiste skojarzenia, typowe dla cywilizacji XXI w., czyli związane ze współczesnymi mediami i technologią. Jednak autorzy zabierający głos w wydaniu zdają się od nich uciekać, zaskakując czytelnika schodzeniem z utartych ścieżek i różnorodnością rozpatrywanych zagadnień – np. takich jak wirtualna architektura.
Słownik Języka Polskiego PWN podaje dwa znaczenia określenia „wirtualny”: „wykreowany na ekranie komputera, telewizora, ale tak realistyczny, że wydaje się rzeczywisty” i „stworzony w ludzkim umyśle, ale prawdopodobnie istniejący w rzeczywistości lub mogący zaistnieć”. Jednak i te definicje nie wyczerpują znaczeń, które zostały przypisane temu przymiotnikowi przez autorów poszczególnych tekstów. Wirtualna architektura to nie tylko ta wykreowana w naszym umyśle za sprawą wyobraźni, ale także ta, którą przechowujemy w naszej pamięci, choć uległa zniszczeniu w realnym świecie. Budynki, których już nie ma, zachowują się bowiem nie tylko na archiwalnych fotografiach, ale i w myślach tych, których świat kształtowały. Wiedzą o tym wszyscy, którzy kiedykolwiek powrócili do miejsca znanego z dzieciństwa i odkryli, że stary ceglany dom z drewnianą furtką już nie istnieje, a jedynym świadkiem przeszłości jest rosnące niegdyś na podwórku, a dziś na skraju drogi – drzewo.
Budynek, który funkcjonuje w danej przestrzeni, równocześnie ją kształtuje. Żyjąc w danym miejscu, wchłaniamy obraz naszego otoczenia i z trudem oswajamy się z zachodzącymi zmianami, zwłaszcza jeśli dotyczą one elementów tak stabilnych jak architektura. Daleko jej do sztuki efemerycznej, umierającej szybciej od samego twórcy. Z założenia powstaje po to, by służyć także następnym pokoleniom, aby stanowić odbicie swoich czasów. Przypomnijmy, że zdaniem Witruwiusza właśnie trwałość, jako jedna z trzech najważniejszych cech, miała charakteryzować sztukę budowania.
Jednak nawet to, co stabilne, może ulec rozpadowi, a im bardziej wydaje się niezniszczalne, tym drastyczniej świadczy o przemijalności jego upadek (najlepszym na to dowodem było zburzenie wież WTC w Nowym Jorku). Roman Rutkowski w artykule Użyteczność – piękno – wirtualność poświęconym architekturze, która z różnych powodów uległa zniszczeniu, lecz wciąż jest obecna w naszej pamięci, porusza problem nietrwałości architektury, przewrotnie odwołując się do Witruwiusza. Wspomina m.in. o osiedlu Pruitt-Igoe w St. Louis, którego zburzenie Charles Jencks nazwał śmiercią architektury modernistycznej; pisze też o murze berlińskim, którego nieobecność jest świadectwem przemian politycznych w Europie.
Jak zaznaczyłam na początku, siedliskiem wirtualnej architektury jest nie tylko pamięć, ale i wyobraźnia. Bez względu na to, jak liczne będą realizacje, większość projektów architektonicznych zawsze pozostanie co najwyżej przelana na papier. Jednak nieistotność niezrealizowanych projektów jest jedynie pozorna, w rzeczywistości bowiem niejednokrotnie okazują się one dla badaczy równie ważne, co realnie istniejące zabytki. Niegdyś były to przede wszystkim pomysły niemożliwe do zrealizowania (jak np. niesamowite projekty XVIII-wiecznego architekta Étienne-Louis Boullée, które zdecydowanie wyprzedzały swoje czasy), ale także te porzucone na skutek przemian politycznych, jak niezrealizowane plany urbanistyczne i architektoniczne dla Warszawy dwudziestolecia międzywojennego (w związku z wystawą planowaną na 1944 r.), które przedstawia Jarosław Trybuś w artykule Wirtualna metropolia.
Dziś „papierowe” projekty to te odrzucone w ramach konkursu lub uznane przez architekta za mniej udaną wersję danego pomysłu. Z licznych wariantów można bowiem wybrać tylko jeden, który dostanie szansę przybrania materialnej formy. Zwykle jednak decyzja nie jest łatwa i budzi wiele wątpliwości, bo skąd czerpać pewność, że wytypujemy właściwie? Zgodnie z teorią Leibniza, Bóg, tworząc świat ze wszystkich wzajemnie wykluczających się możliwości, wybrał „najlepszy z możliwych” i temu właśnie pozwolił zaistnieć. Co jednak z pozostałymi światami i smutkiem związanym z tym, że nie dane im było zaistnieć? O tym właśnie mówi Tobias Klich w wywiadzie przeprowadzonym przez Kathrin Franke (Inny wymiar czasowości). Kompozytor pragnie ożywić wszystkie światy, pozwolić im działać równolegle, a co więcej: współgrać ze sobą. Tworzy więc utwór będący zestawieniem pięciu różnych wersji jednego z chorałów z Pasji według Świętego Mateusza Jana Sebastiana Bacha, które mają być odgrywane jednocześnie przez pięciu wykonawców w jednym pomieszczeniu.
Jednak to, co możliwe w muzyce, w świecie architektury nie jest tak proste w realizacji. Najbliższą pomysłowi Klicha formą prezentowania „równoległych światów” jest chyba tworzenie wirtualnych wizualizacji. Dzięki nim możemy zobaczyć, jak kiedyś wyglądały dzisiejsze miasta, jak przebiegał ich rozwój, jakie zmiany w nich zachodziły. Za sprawą osiągnięć techniki w pustej, niezabudowanej przestrzeni widzimy budynki, których nie ma, ale o których wiemy, że istniały. W „Autoportrecie” na pytanie Po co nam wirtualny zabytek? odpowiada Zoltán Gyalókay, stwierdzając, że multimedialne prezentacje rozwijają historyczną wyobraźnię, uświadamiając nam, że obecny wygląd danego miejsca jest wynikiem przemian zachodzących przez wieki.
Wirtualna architektura mimo braku materialnej formy odgrywa w naszym świecie olbrzymią rolę. To, że tkwi jako symbol w naszej pamięci lub jako niedościgniony ideał w wyobraźni, stanowi o jej wartości. Każda próba ożywienia tego, co nie posiada materialnego odpowiednika w rzeczywistym świecie, pobudza nasz umysł do badania przeszłości i działania na rzecz przyszłości. Dzięki temu możemy tworzyć równoległe światy, które istnieją, choć ich nie ma i poznawać architekturę, która jest trwalsza, niż mogłoby nam się z pozoru wydawać.
Omawiane pisma: „Autoportret”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt