nr 17 (243)
z dnia 5 września 2009
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Mirosław Śmigielski ma w sobie coś ze stachanowca. Piszę to z ogromną sympatią i podziwem. Jest kimś w rodzaju Wincentego Pstrowskiego młodej polskiej bohemistyki – tłumaczy, redaguje, recenzuje, jest przewodnikiem po czeskiej literaturze współczesnej. To w dużej mierze właśnie dzięki niemu (i nie tak dużej grupie fascynatów) czeska literatura przestaje kojarzyć się tylko z Milanem Kunderą, Václavem Havlem i Bohumilem Hrabalem. Nareszcie.
Największa popularność czeskich autorów w Polsce przypada na lata 1968-1989. Powodem do wzrostu naszego zainteresowania literaturą południowych sąsiadów była współpraca dwóch bliźniaczych organizacji opozycyjnych, polskiego KOR-u i czechosłowackiej Karty 77. Krakowska bohemistka Dorota Bielec w swojej książce Sprawy czeskie w polskich drukach drugiego obiegu podaje, że w latach 1968-1989 wydano w polskim drugim obiegu 72 czeskie książki, a do najczęściej tłumaczonych pisarzy należeli Kundera, Hrabal i Havel. Pierwszą czeską powieścią wydaną w polskim samizdacie był Mróz ze Wschodu Zdeňka Mlynářa. W 1982 roku powieść Hrabala Zbyt głośna samotność wydano w nakładzie aż 5 tysięcy egzemplarzy (mówimy ciągle o wydawnictwach nieoficjalnych). Czeska tematyka oraz teksty czeskich autorów gościły także w licznych podziemnych czasopismach. Tłumacz, dyplomata i wykładowca Jacek Baluch w Czeskim eseju współczesnym przekonywał: „w swej żywej pamięci zachowałem prośby ówczesnych wydawców (...), którzy chcieli publikować coś czeskiego. Nie zawsze wiedzieli, co by to miało być, ale wiedzieli dobrze, że szanujące się pismo drugoobiegowe coś czeskiego mieć musi!”. Ta fascynacja ma niewątpliwie także i swoje ujemne konsekwencje. Po 1989 roku nasze księgarniane półki uginają się od wznawianych wydań Hrabala, w gazetach czytamy kolejne przemówienia Havla. I dobrze. Niestety, jednocześnie można odnieść wrażenie, że z polskiej perspektywy w czeskiej literaturze nic po upadku komunizmu się nie dzieje. Z tego stereotypu trudno nam się zresztą wyrwać do dziś.
Przykłady? Chyba tylko Jáchym Topol, autor Siostry (niedawno wydał u nas rewelacyjną Strefę cyrkową), doczekał się w Polsce zasłużonego zainteresowania. Feminizująca Irena Obermannová, reklamowana jako „czeska Katarzyna Grochola”, zniknęła gdzieś w potoku polskiej literatury kobiecej. Najbardziej dziś popularnego Michala Viewegha, jedynego milionera wśród pisarzy w Czechach, polscy wydawcy traktują po macoszemu, nie wykorzystując przy promocji jego twórczości nawet faktu, że w kinach pokazuje się filmy powstałe na podstawie jego książek. Wystarczy wspomnieć, że gwiazda czeskiej literatury po raz pierwszy promowała swoje książki w Polsce w 2009 r. na zaproszenie studentów bohemistyki z Raciborza podczas studenckiej konferencji naukowej. Jedynym medium, które zrobiło z nim wywiad, była lokalna telewizja. Ten przykład najlepiej obrazuje, jak nasi wydawcy (w Polsce Viewegha wydają m.in. Zysk i S-ka, Świat Literacki, Prószyński) traktują czeską literaturę. Za sprawą małych wydawnictw powoli się to zmienia, jednak stosunek mainstreamu do nowej czeskiej prozy jest, mówiąc oględnie, niezbyt entuzjastyczny. Podobnie rzecz ma się i ze Słowakami. Pavla Vilikovskiego znają nieliczni pasjonaci, śmierć słowackiego kandydata do Nobla, Milana Rúfusa, odnotowało w Polsce niewielu, chociaż można by tę słowacką postać porównywać rangą z Czesławem Miłoszem. Rewelacyjny Michal Hvorecký znany jest w Polsce jedynie ze zbioru opowiadań W misji idealnej czystości, który dawno temu ukazał się nakładem wydawnictwa FA-art.
Wydaje się zatem, że promowanie nowej literatury czeskiej i słowackiej w Polsce to gest z pogranicza samobójstwa i walki z wiatrakami. Szczególnie jeśli pragnie się stworzyć magazyn w całości poświęcony literaturze słowiańskiej – a przecież tak było w przypadku „Pana Slawisty” Mirosława Śmigielskiego, pisma od początku pomyślanego jako przestrzeń dla promocji czeskiej literatury.
Śmigielski postawił na wywiady – warto zwrócić uwagę na świetną rozmowę z Michalem Ajvazem (Piszę o swoim kuzynie, „Pan Slawista” nr 4/2008) i Ludvíkiem Vaculíkiem (Życie ważniejsze niż literatura, 5/2008). Gratką jest wywiad z Krzysztofem „Grabażem” Grabowskim (Niuanse pomiędzy niebem a piekłem, 2/2008), w którym lider formacji Strachy na Lachy zwierza się ze swojej miłości do czeskiej literatury. Mogliśmy też przeczytać niedostępne dotąd po polsku teksty, jak choćby Na węgierskiej poczcie Jaroslava Haška (3/2008) czy relację z 14. Praskich Targów Książki (również nr 3/2008). Nakładem Biblioteki „Pana Slawisty” ukazały się Świnki morskie Ludvika Vaculika w tłumaczeniu Mirosława Śmigielskiego. To pierwsza powieść Vaculika – znanego u nas przede wszystkim jako autora manifestu Praskiej Wiosny 2000 słów – która w całości ukazała się po polsku. W grudniu jako kolejny tom serii wyjdzie Bajka o Raszku Oty Pavla, autora Śmierci pięknych saren.
W najnowszym numerze „Pana Slawisty” (2/2009), pisma od jakiegoś czasu wychodzącego już jako nieregularnik, czeka na czytelnika długi wywiad z Michalem Vieweghiem (Pisarz o wielkiej skali głosu). Viewegh – obecnie największa gwiazda czeskiej literatury – w polskiej Wikipedii notorycznie nazywany jest czeskim Jerzym Pilchem i ma to mniej więcej tyle sensu, co nazywanie Dra House’a Kubusiem Fatalistą. Debiutował w 1990 roku książką Poglądy na morderstwo, która zaginęła gdzieś w potopie dysydenckich wydawnictw. Późniejsze rewelacyjne Cudowne lata pod psem z entuzjazmem przyjęła krytyka. W 1993 roku został wyróżniony prestiżową Nagrodą Jiřího Ortena. Z czasem stracił dobre recenzje w prasie na rzecz miłości czytelników. „Wy macie swoje nagrody, ja mam swoje volvo” – przekonuje w najnowszej książce. Śmigielskiemu opowiada o drodze twórczej, planach pisarskich i filmowych (jest także autorem scenariuszy filmowych) oraz prywatnej wojnie z krytykami. „Często się zdarza, że czytelnicy w e-mailach informują mnie, że zrozumieli z moich tekstów dużo więcej, że odnaleźli w książkach rzeczy, które świadomie tam wkomponowałem, a o których rzadko czytałem w tekstach krytyków” – przekonuje. „Jak to możliwe, że jest Pan jedynym czeskim pisarzem, który ma problemy z prasą brukową? – dopytuje się Śmigielski. „Po prostu przekroczyłem prędkość dźwięku (...). Kiedy tylko człowiek pojawi się w świecie filmu (...), staje się częścią show biznesu. (...). Przyciąga ten, kto wystaje przed szereg, kto jest w jakiś sposób ciekawy. A ja jestem jedynym milionerem wśród pisarzy – i to jest temat dla brukowców”. Viewegh 4 lata temu poczynił postanowienie, że nie będzie odnosił się do recenzji krytyków. „Nie biorę udziału w tym tzw. życiu literackim, nie chodzę na żadne ceremonie, wręczenia nagród, Praski Festiwal Pisarzy itd. Przestałem się w to bawić” – tłumaczy. Dlatego nie reaguje już na zarzuty, że jest „komercyjnym pisarzem, który pisze tylko dla kobiet i dla pieniędzy, który tworzy pod publiczkę lekkie opowieści z życia klasy średniej”. Do jednych z najbardziej zagorzałych krytyków Viewegha należy między innymi Jiří Kratochvil, który zarzuca autorowi Wycieczkowiczów, że ten, „wcielając się w różne style literackie, pokazuje jednocześnie, że nie ma własnego ciała”. Viewegh kpi: „Jiřímu Kratochvili nie podobają się moje książki, mnie również jego powieści nie zauroczyły. To jest zderzenie dwóch poetyk. Ja nie wierzę jego bohaterom czy konstrukcjom literackim, w których ludzie zmieniają się w jelenia i przybiegają pod balkon swej ukochanej”. Dostaje się też Jáchymowi Topolowi (za wąski zakres uprawianych gatunków literackich) oraz Milanowi Kunderze. „Nie umiem się wzruszyć nad losem Agnes Kundery (...). Efektowna konstrukcja literacka, bardzo wyrafinowana kompozycja i sposób wyrażania myśli, przyznaję, ale jako człowiekowi jest mi to obce, obojętne. Kiedyś przed rewolucją pożyczyłem na weekend dwa samizdatowe teksty: Hrabala i Kundery. Uświadomiłem sobie wtedy, że Hrabal jest mi o wiele bliższy niż Kundera” – przyznaje autor Zbijanego.
Viewegh pozostaje dziś jednym z najbardziej kontrowersyjnych i najczęściej dyskutowanym czeskim pisarzem i choćby dlatego warty jest bliższego poznania. Jak przekonywał Václav Burian – tłumacz literatury polskiej, redaktor czeskiego dwumiesięcznika „Listy” – o prawdziwej popularności literatury danego kraju świadczy zainteresowanie książkami dobrej klasy literatury popularnej. Chcąc nie chcąc, o popularności czeskiej literatury w Polsce decydować będą książki Viewegha czy Pawlowskiej, a nie Zmeškala. Co nie zmienia faktu, że Czechów czytać warto.
Omawiane czasopismo: „Pan SLawista” nr 2/2009.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt