Witryna Czasopism.pl

nr 11 (237)
z dnia 5 czerwca 2009
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

PRAWY PROSTY Z LEWYM SIERPOWYM

Wobec „Obywatela” [nr 1 (45) 2009] miałem oczekiwania, które przypominały emocje kibiców szykujących się na walkę stulecia. Nazwiska wymienionych w spisie treści autorów sugerowały, że dokonana w numerze ocena polskiego, mijającego właśnie dwudziestolecia z pewnością nie będzie zawyżona. Dlaczego? Przede wszystkim za sprawą negatywnego bohatera, któremu na imię neoliberalizm. Jego obecności w naszym życiu społecznym nie sposób zaprzeczyć, chociaż w zależności od osobistych doświadczeń i przekonań można się z niego cieszyć lub nie. W piśmie nie zabrakło przedstawicieli opozycji z okresu PRL-u, którzy obecnie sympatyzują z Prawem i Sprawiedliwością. Oprócz wypowiedzi przywódców „Solidarności”, Andrzeja i Joanny Gwiazdów (Celem był nowy system – neoliberalizm) oraz senatora Zbigniewa Romaszewskiego (Blaski i cienie polskiej transformacji) znajdziemy również opinie wygłoszone podczas debaty „Obywatela” (Od „okrągłego stołu” do kryzysu finansowego – bilans transformacji ustrojowej), w której udział wzięli: Ryszard Bugaj – niegdyś przewodniczący Unii Pracy, a obecnie doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego, publicysta Cezary Michalski oraz nieprzejednany socjalista Piotr Ikonowicz. Lewicę reprezentował też minister finansów w latach 1994-1997 i 2002-2003, Grzegorz Kołodko (Była alternatywa – rozmowa przeprowadzona przez Michała Sobczyka). Odwołując się ponownie do świata boksu, można powiedzieć, że redakcja łódzkiego czasopisma zadbała o to, aby obić worek treningowy (bo taką funkcję spełnia tu neoliberalizm) dwoma ciosami: prawym prostym oraz lewym sierpowym. Prawe proste punktowały odejście czy wręcz zdradę „ideałów sierpnia”. Natomiast lewe sierpowe uderzały w neoliberalną „terapię szokową”, zwaną również „szokiem bez terapii”, kierując się następującą przesłanką: ekonomia powinna służyć ludziom, a nie na odwrót.


Pamiętam, że w kompendium postmodernizmu śmiało nawiązującym do estetyki komiksu (Postmodernizm od podstaw, Richard Appignanesi i Chris Garratt) znajduje się następująca scena. W barze szybkiej obsługi dyskusję prowadzą Margaret Thatcher, Ronald Reagan oraz Jan Paweł II; ten ostatni stwierdza, że oczywistością jest pokonanie komunizmu przez wolny rynek, który zapewnia masom więcej dobrodziejstw wyprodukowanych za pomocą nowoczesnej technologii niż socjalistyczna gospodarka planowana. Sądzę, że najmniej ów obrazek spodobałby się Bernardowi Margueritte’owi (Historia podwójnej zdrady), twierdzącemu, że zdradzone zostało nie tylko dziedzictwo inspirowanej encyklikami papieskimi „Solidarności”, lecz również późniejsze uzgodnienia „okrągłego stołu”, utrzymane w duchu socjaldemokratycznym. A jeśli mowa o zdradzie, to należy zapytać, kto zdradził? Laicka, inteligencka część opozycji demokratycznej. Kogo? Strajkujących w 1980 r. robotników. Z kim? Z liberalną, tak zwaną różową częścią partyjnej nomenklatury, a także z Zachodem (mam tu na myśli zwycięskie imperium USA oraz organizacje międzynarodowe). Dlaczego zatem elity dały się namówić na zdradę społecznych ideałów, jaką była realizacja ultraliberalnego planu Balcerowicza? Czy chodzi jedynie o skorumpowanie elit przez świat biznesu i przyjaciół z Zachodu oraz ówczesną koniunkturę na neoliberalizm, jak twierdzą Andrzej i Joanna Gwiazdowie (Celem był nowy system – neoliberalizm)? A może o nieprzygotowanie osób wywodzących się z konspiracji do rządzenia państwem – nie przewidziały one, że zaaplikowane polskiemu społeczeństwu zmiany nie doprowadzą do poczciwego keynesizmu, lecz do turbokapitalizmu międzynarodowych korporacji, który wydawał się czymś odległym w czasach aksamitnych rewolucji oraz rozpadu ZSRR (jak sądzi Zbigniew Romaszewski Blaski i cienie polskiej transformacji)? Czy raczej atrakcyjna okazała się złudna perspektywa krótkiego czasu wyrzeczeń społecznych – jakieś „pół roku, dwa lata”, jak napisał Andrzej Smosarski (Pole manewru było większe)? Czy może winne są „dobre rady” przyjaciół z Ameryki i Międzynarodowego Funduszu Walutowego otrzymane w pakiecie z zagranicznymi inwestycjami oraz redukcją zadłużenia, z którymi nie zgadza się Grzegorz Kołodko (Była alternatywa)?


Jakie zatem skutki przyniosła „terapia szokowa”? Czy można mówić o jej względnym sukcesie? Tak, można mówić nawet o bezwzględnym powodzeniu, jeśli weźmiemy pod uwagę sytuację beneficjantów przemian, czyli 15% dobrze prosperujących obywateli współczesnej Polski (wśród których znajdą się wyniesione na świecznik osoby z kręgu dawnej „Solidarności”, o czym piszą Gwiazdowie) oraz uwłaszczeni członkowie nomenklatury, zajmujący 80% miejsc w rozmaitych rankingach na najbogatszych ludzi w kraju (Zbigniew Romaszewski, Blaski i cienie polskiej transformacji). Z powyższych danych wynika, że transformacja ustrojowa przyniosła korzyści dla nielicznych kosztem reszty społeczeństwa. Podstawowym zaś problemem społecznym okazało się bezrobocie, zamortyzowane przez emigrację zarobkową, a które powstało na skutek likwidacji i przekształceń zakładów państwowych. Bezrobocie w latach 1989-1992, zamiast objąć zapowiadane przez ówczesne władze 300 tys. osób, objęło ponad 3 miliony ludzi. Zdaniem Grzegorza Kołodki (Była alternatywa) zbyt łatwo zniszczono instytucje gospodarki planowanej oraz zbyt pospiesznie przeprowadzono prywatyzację („Kto szybko sprzedaje, ten tanio sprzedaje”), a przede wszystkim pomylono cel polityki ekonomicznej, jakim jest poprawa warunków życia społeczeństwa, z jej środkami („Nigdy nie głosiłem fanaberii w rodzaju twierdzenia, że niska inflacja jest nadrzędnym celem polityki gospodarczej”, powiada Kołodko). Były minister, krytykując posunięcia Balcerowicza i innych ekip, podkreśla, że udało mu się nie tylko jednocześnie obniżyć inflację, zmniejszając bezrobocie, co podobno nie mieści się w głowie neoliberałom, lecz również zracjonalizować prywatyzację, czyli uczynić ją opłacalną dla państwa, a korzystną dla przedsiębiorstw i ich załóg. Kołodko, którego „Strategia dla Polski” miała upodobnić rodzimą gospodarkę do krajów skandynawskich, stwierdza też, że przemiany w mijającym dwudziestoleciu można uznać w dwóch trzecich za udane (co chyba jest najbardziej pozytywną oceną transformacji z prezentowanych w tym numerze „Obywatela”), robi jednak zastrzeżenie, że nawet łyżka piołunu może zepsuć beczkę miodu.


Czy doczekałem się oczekiwanej „walki stulecia”? Czy raczej miałem do czynienia z intensywnym treningiem? Po lekturze wymienionych tekstów doszedłem do wniosku, że ich polemiczny, jednokierunkowy charakter wskazuje na drugą z wymienionych możliwości. Nie znaczy to bynajmniej, że jestem rozczarowany, gdyż przede wszystkim spodziewałem się krytyki istniejącego stanu rzeczy, o którą często trudno w mainstreamowych mediach. Ryszard Bugaj podaje przykład, że łatwiej opublikować mu w „Rzeczypospolitej” artykuł przemawiający za dopuszczalnością aborcji niż tekst na temat podatków polemizujący z neoliberalną doktryną ekonomiczną. Lektura dwumiesięcznika „Obywatel” pozwala poznać poglądy często pomijane i lekceważone w środkach masowego przekazu, a także ich autorów, którzy, przyjmując ciekawą perspektywę, podsumowują mijające dwudziestolecie.

Redaktor naczelny w ramach wstępu napisał (Remigiusz Okraska, Bez cudów nad Wisłą), że kolorem kojarzącym się mu ze współczesną Polską jest szary. Barwa ta z pewnością kontrastuje z korowodem wspomnień o wydarzeniach, które przywołuje tegoroczny czerwiec.

Michał Wróblewski

Omawiane pisma: „Obywatel”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
LILIPUTY WŚRÓD KSEROKOPIAREK
CZTERDZIESTOLATEK JAK NOWONARODZONY
POTYCZKI POLITYCZNE ARTYSTÓW

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt