Witryna Czasopism.pl

nr 9 (235)
z dnia 5 maja 2009
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

CZTEROTYGODNIOWY GROCH Z KAPUSTĄ

W czytaniu czasopism pozostaję w dużej mierze tradycjonalistą: owszem, sięgam do internetowych wydań dzienników czy tygodników, ale rzadko kiedy, prawie nigdy, nie jestem na tyle wytrwały, by czytać długie teksty zamieszczone na stronie internetowej. Sposób, w jaki korzystam z tekstów na stronach www, nie odbiega zapewne od sposobu stosowanego przez miliony innych użytkowników: ja na ekranie nie czytam, ale przeglądam, a jeśli naprawdę chcę przeczytać jakiś tekst, to wolę mieć go w twardej wersji papierowej. Fizyczne ograniczenia wynikające z lektury tekstu na ekranie komputera, a także strukturalne własności samego internetu sprawiają, że choć spędzam przy komputerze długie godziny, nie jestem idealnym czytelnikiem sieciowych czasopism. Raczej nie przywiążę się do periodyku, którego redakcja prowadzić będzie jedynie wirtualną egzystencję. Regularnie odwiedzam tylko „Esensję”, pozostałe czasopisma internetowe znajdują się poza horyzontem mojej cierpliwości.


Od jakiegoś czasu w mediach pojawiają się wzmianki o tym, że młode a wielce już zasłużone Polskie Wydawnictwo Audiowizualne 1 kwietnia br. przekształcone zostało w Narodowy Instytut Audiowizualny (NInA), który w oparciu o wzorzec francuski ma m.in. digitalizować cały strumień telewizyjny, oraz że PWA rozpoczęło wydawanie nowego, dostępnego tylko w internecie czasopisma poświęconego szeroko pojętej kulturze. Mimo sceptycznego podejścia do sieciowych czasopism, postanowiłem przyjrzeć się sprawie, a że zdążyły się już ukazać trzy numery dwutygodnika „Dwutygodnik.com”, mogę w miarę spokojnie formułować hipotezy odnośnie dalszego kierunku rozwoju tego e-czasopisma, a także dokonać oceny dotychczasowych publikacji.


Zapewne nie będę oryginalny, utyskując na tytuł: niby nie jest niczym skandalicznym używanie w nazwie określenia regularności (dość wspomnieć „Tygodnik Powszechny”), ale takie posunięcie wydawać się może strzałem w stopę. Redakcja trochę jednak ryzykuje, stawiając na „dowcipną” dwuznaczność tytułu, ale jednocześnie, jak długo sprawa nie okrzepnie i „2T” nie zagości w szerszej świadomości, będą zdarzały się podobne komiczne dialogi: „Czytałeś nowy »Dwutygodnik«? − A który?”. Powiedzmy jednak, że wstępnie ten pomysł kupuję, bo mogłoby się okazać, że proponuje się nam za pieniądze podatników hermetyczne tytuły w rodzaju „Ha!artu”, „FA-artu” czy „Korespondencji z ojcem”, po których czytelnik-laik nie wiedziałby, czego ma się spodziewać... Nazwa „Dwutygodnik.com Strona Kultury” dzięki swojej oszczędności i klarowności ma przecież szansę się przyjąć. Urzędnicy z Ministerstwa Kultury zapewne czują się z nią bezpiecznie, a pismo z czasem będzie identyfikowane. Pozostaje tylko jeszcze kwestia oceny, czy warto, by było identyfikowane i czy to przedsięwzięcie powinno być kontynuowane na dłuższą metę.


W tym miejscu pojawia się główny problem, bez którego nie podobna odnotować powstania „Dwutygodnika.com”: w jaki sposób tworzy się czasopismo literackie lub poświęcone kulturze i gdzie potencjalni redaktorzy odnajdują dla siebie niszę? W przypadku czasopism ściśle naukowych nie ma takiego problemu − narodziny czasopisma są zdeterminowane uwarunkowaniami socjologicznymi (określone środowisko specjalistów z określonego ośrodka akademickiego chce publikować rozprawy naukowe) i naukowymi (prace mają powstawać w odniesieniu do sprecyzowanej problematyki i z konkretnego metodologicznego punktu widzenia). W przypadku czasopism społecznych, adresowanych do szerszego spektrum czytelników, istotne są jeszcze kwestie światopoglądowe: oprócz tego, że będą dopuszczane różne opinie, redakcja chce być utożsamiana z określonym stanowiskiem względem poszczególnych kwestii społeczno-politycznych, co z jednej strony pozwala jej znaleźć odbiorców, a z drugiej strony − zachować wyrazistość i odrębność własnego głosu. Piszę oczywiście w dużym uproszczeniu, mam świadomość, że nie są to mechanizmy obowiązujące powszechnie, ale mimo to w podobnym skrócie można też przedstawić narodziny czasopisma kulturalnego. Musi istnieć jakieś środowisko, które chce stworzyć medium pozwalające mu zabrać głos. Musi też istnieć mniej lub bardziej spójny program, który pozwoli pchnąć ideę czasopisma ku realizacji i zapewni ciągłość myślenia o nim na dłużej niż jeden numer. Ale czy państwo, które nie bierze na siebie odpowiedzialności za wydawanie gazet codziennych, a czasopisma naukowe i kulturalne jedynie subwencjonuje pospołu z ośrodkami akademickimi, może sobie pozwolić na odgórne stworzenie czasopisma kulturalnego, a skoro, jak widać − może, to czy ma to większy sens w sytuacji, gdy już tak wielka liczba czasopism ukazuje się na rynku?


Wchodzimy tutaj na śliski teren, o tyle jednak jeszcze bezpieczny, że w przypadku „Dwutygodnika.com” nie mamy do czynienia z produktem płatnym. Mimo wszystko możliwe jest odtworzenie łańcucha zależności pomiędzy ministerstwem a podległymi mu instytucjami, na „Dwutygodniku.com” kończąc. Każda decyzja wydawcy, choćby nie wiem, jak chwalebna, wiąże się z pozostawaniem w silnej zależności od władzy. Inaczej mają się sprawy, gdy czasopismo, czy to konserwatywne, czy to bardziej lewicujące, korzysta z ministerialnych dotacji, a inaczej, gdy czasopismo takie jest pomysłem realizowanym przez instytucję rządową. W tym drugim przypadku redaktor jest w pewnym stopniu urzędnikiem departamentu kultury, który został wynajęty do tego, by realizować wypadkową swoich wyborów estetycznych i gustów ministerstwa.


Rozważania te mają pokazać, że dyskusyjna pozostaje kwestia, jaką funkcję „Dwutygodnik.com” powinien pełnić i komu miałby służyć. Chwilowo zawieśmy jednak problem „odgórnego powołania” (by nie wyglądało to z mojej strony na scenę zazdrości o stabilność budżetową), przypomnijmy jednak pytanie o założenia programowe takiego pisma. Szczęśliwie po ukazaniu się trzech numerów „Dwutygodnik.com” prezentuje się w taki sposób, jakby założeniem głównym jego twórców miało być czasowe „podkradnięcie” lub „wypożyczenie” najlepszych autorów od innych pism lub nawet szerzej – od mediów. NInA, a wcześniej PWA, w swoim programie ma wpisane publikowanie tego, co najlepsze w polskiej kulturze audiowizualnej, a co nie ma szans na przeżycie lub w ogóle zaistnienie bez dotacji budżetowej − stąd płyty z muzyką Mykietyna, antologie awangardowej animacji, seria z polskim dokumentem. „Dwutygodnik.com” również powstał jako efekt takiego właśnie myślenia, które na pewno nie spodoba się piewcom kultury niezależnej, ale ma też swoje niewątpliwe zalety – największą jest chyba właśnie dotarcie do jak najszerszego kręgu odbiorców z propozycją kulturalną wysokiej próby. Począwszy już od pierwszego numeru zestaw nazwisk jest wyśmienity. Od kwestii, czym jest „Dwutygodnik.com”, doszliśmy zatem do pytania, jaki on jest, tj. co redakcja ma (nowego?) do zaproponowania.


Weź Tomasza Cyza jako redaktora naczelnego − jest przecież bardzo dobrym krytykiem muzycznym i eseistą. Dla równowagi dobierz mu w roli felietonisty jego mistrza, Michała Bristigiera. Dział literacki powierz Juliuszowi Kurkiewiczowi, jednemu z najlepiej (i najwnikliwiej) piszących obecnie krytyków literackich, czego dowodem nie są tylko laury „Zeszytów Literackich”, ale przede wszystkim wyborna jakość jego tekstów publikowanych w „Tygodniku Powszechnym” i „Gazecie Wyborczej”. Jako felietonistę dodaj mu Tomasza Fiałkowskiego, starszego stażem kolegę po fachu z „Tygodnika”. Muzykę współczesną powierz Ewie Szczecińskiej, dawną − Dariuszowi Czai, dołóż felieton Joanny Tokarskiej-Bakir, a wszystko uzupełnij elementarzem kultury 2.0 w wykonaniu znawców tematu − Mirosława Filiciaka i Alka Tarkowskiego. Cała receptura zapisana jest w stopce redakcyjnej. Znalazłoby się jeszcze mnóstwo nazwisk, które chciałoby się widzieć w takim zestawie, ale powiedzmy sobie szczerze, że w kręgach ludzi pozostających przy zdrowych zmysłach i nieuznających Bronisława Wildsteina za dobrego prozaika, nazwiska już w takim zestawie są gwarancją jakości, wnikliwości (krytycznej, badawczej) i profesjonalizmu oraz − co równie ważne − bardzo dobrego stylu. I tak się też stało: Dariusz Czaja konstruuje swoje wspaniałe eseje tym razem na stronach elektronicznych, a nie w „Kontekstach” czy „Tygodniku”, Ewa Szczecińska, która w szerszym, niemuzycznym obiegu publikuje rzadko, rozbudza nadzieję na większą liczbę jej tekstów jak dotąd jednym (szczegółowym, lecz przystępnym) artykułem o Pasji Pawła Mykietyna. Magda Heydel, anglistka i tłumaczka, prezentuje literaturę anglosaską (Roth i W.C. Williams), przedłużając niejako swoją aktywność z łamów „Literatury na Świecie”. Na deser otrzymujemy smakowite wywiady, choćby z braćmi Quay czy z Marią Iwaszkiewicz. Internauta dostaje więc odpowiednik muzycznej składanki typu the best of, z tą tylko różnicą, że wszystkie publikowane teksty są premierowe. Może nawet lepszym porównaniem byłoby zestawienie zespołu autorów i redaktorów z koszykarskim dream teamem wysyłanym na igrzyska olimpijskie...


Docieramy oto do zasadniczego pytania: czy pismo to ma szansę przetrwać? Muszę dać wyraz lekkiej dezaprobacie − z przyjemnością śledziłem kolejne trzy wydania, lektura wielu wziętych z osobna tekstów sprawiła mi naturalną radość, ale mimo to „Dwutygodnik.com” nie układa mi się w jedną spójną całość. Nie stoi za nim wizja, która byłaby czymś więcej niż chęcią zaistnienia właśnie takiej, skądinąd fantastycznej, kombinacji autorów i tekstów. By taka wizja się wyklarowała, życzę redakcji z całego serca, bowiem potencjał jest ogromny, a medium trudne, choćby z uwagi na uwarunkowania wymienione przeze mnie na początku; szkoda byłoby pomysł zmarnować. Wyszłoby pismu na dobre, gdyby dobór tekstów do poszczególnych numerów nabrał spójności, a „Dwutygodnik.com” nie stał się internetową gazetką z recenzjami, a już nie daj, Boże, żeby recenzje te w dużej mierze miały dotyczyć tylko publikacji spod znaku PWA... Na razie nie chcę dostrzegać tego zagrożenia − wolę widzieć szansę na to, że powstanie internetowa wariacja na temat działu kulturalnego starego „Tygodnika Powszechnego”.


Już teraz można wszakże wskazać kilka miejsc wątpliwych. Po pierwsze więc, o ile uwzględnienie felietonów w formule pisma jest niezwykle cenne, to jednak nie wszyscy felietoniści mogą pełnić funkcję przyciągającą do pisma (taką funkcję pełniły i pełnią felietony z „Polityki” czy „Tygodnika Powszechnego”). Lapidarność Tokarskiej-Bakir mnie zainteresowała, uchwycił mnie „Tygodnikowy” Lektor, Tomasz Fiałkowski, swoim „kryminalnym” pomysłem na cykl małych tekstów, ale szczerze powiedziawszy, nie wyobrażam sobie czytelnika z zainteresowaniem śledzącego kolejne teksty Michała Bristigiera. O ile sam poruszany przez niego temat jest pasjonujący, to przyjęta poetyka okazuje się zaskakująco naiwna, szkolna i natrętnie dydaktyczna. W jakim celu jeden z nestorów muzykologii pisze drętwe, katechizmowe teksty o Chopinie, i to na dodatek katechizmowe w dosłownym tego słowa znaczeniu, bowiem ujęte w formę wymuszonych dialogów profesora („psora”, sic!) i niejakiego Jasia? Jeśli już mam czytać o Chopinie, to wybiorę felietony Piotra Wierzbickiego w weekendowej „Gazecie Wyborczej”, choć nie oznacza to bynajmniej równoważności dwóch muzykologicznych głosów.


Drugie zastrzeżenie dotyczy felietonów duetu Filiciak & Tarkowski, mających wprowadzać czytelników w arkana kultury 2.0. Kompetencji autorom nie można odmówić, ale wywołuje ironiczny uśmiech fakt, że sam „Dwutygodnik.com” poza trybutem płaconym kulturze 2.0 w postaci felietonów tych dwóch autorów nijak się ma do promowanego przez nich kulturowego modelu. Dlaczego nikt nie pomyślał o możliwości komentowania artykułów, o kanałach RSS, o stworzeniu przestrzeni, w którą mogliby wejść czytelnicy? „Dwutygodnik.com” mimo swojego internetowego charakteru pozostaje pismem w klasycznym rozumieniu: oddzielonym od czytelnika szybą, prezentującym w (notabene, dość nierównych) felietonach zjawisko, którym sam raczej nie jest...


Czy są to jednak zarzuty mogące podważyć lub zakwestionować niezwykłą urodę przedsięwzięcia firmowanego przez NInA? Wydaje się, że nie, choć za wcześnie jest jeszcze na formułowanie ostatecznych wniosków. Trzeba cierpliwie czekać (a w międzyczasie czytać), w którą stronę „2T” będzie ewoluował. Oby warto było dla niego choć na chwilę skupić się i przestać przeskakiwać z jednego hiperłącza na inne.

Michał Choptiany

Omawiane pismo: „Dwutygodnik.com” nr 1, 2, 3/2009.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
K JAK KRAKÓW, L JAK LITURGIA, D JAK DRAMAT
B.S. JOHNSON: ROZPAKOWYWAĆ OSTROŻNIE, SATYSFAKCJA GWARANTOWANA
CZY GLIWICE TO ŚLĄSK?

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt