Witryna Czasopism.pl

nr 23 (201)
z dnia 5 grudnia 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | teraz o… | autorzy | archiwum

Z POWODU BRAKU WYOBRAŹNI

Od razu na początku zaznaczę: moja perspektywa jest niewielka, bo nawet nie dwuletnia (choć pismo, w którym pracuję – „Zamojski Kwartalnik Kulturalny” – wydawane jest od 1984 r.). Nie będę więc udawać, że zjadłam wszystkie rozumy w materii finansowania pisma kulturalnego. Ale jakieś refleksje mam.

W regionalnym radiu, w którym wcześniej kilka lat pracowałam, problemu nie było: stała, roczna dotacja, reszta środków pochodziła z reklam, audycji sponsorowanych, organizowanych przez rozgłośnię imprez. I jakoś się kręciło – pod względem finansowym było jako tako, poziom audycji też z powodu reklam nie ucierpiał (mam przynajmniej takie wrażenie). Oczywiście, zdarzały się momenty trudne. W pewnych sytuacjach trzeba było potencjalnemu reklamodawcy odmówić przyjęcia zlecenia, kiedy indziej, ze względu na charakter audycji – zasugerować inne pasmo reklamowe niż to, którego sobie życzył. Ale przestrzeń radiowa jest na tyle pojemna, że pomieści jeśli nie wszystko, to bardzo dużo.

I choć o reklamodawcach mam bardzo dobre zdanie, bo pozwalają wielu mediom funkcjonować na rynku, więcej nawet, mieć się świetnie (co za tym idzie, rzesza ludzi może żyć na przyzwoitym poziomie), to w piśmie kulturalnym – o takim charakterze, jak „Zamojski Kwartalnik Kulturalny” – jakoś ich nie widzę (ale skłamałabym, że w cichości serca o ich pieniądzach dla mojego pisma nie marzę...). Nie dlatego, że boję się, że zechcą ingerować w jakiś sposób w pismo. Uważam, że z każdym (no, prawie) można się dogadać tak, żeby wilk był syty i owca cała, a z kim nie można, z tym też można – nie współpracować.

Powodów jest kilka. Pierwszy to zwykła ludzka przyzwoitość: i względem czytelnika, i siebie, i reklamodawcy. Przy tak małym nakładzie (tu, niestety, sprawa się zapętla: nakład jest mały, bo nie ma pieniędzy), odbiorców (przynajmniej tych stałych, a przeważają oni wśród czytelników „ZKK”) można przy odrobinie chęci dobrze poznać osobiście. Odbiorca „ZKK” jest albo mieszkańcem Zamojszczyzny i pasjonatem regionu, jego kultury, przeszłości, albo wywodzi stąd swoje korzenie, ze skutkiem jak wyżej. Ani ja, ani nikt inny z redakcji nie odważyłby się tej garstce zapaleńców wciskać tekstów o superchłonnych podpaskach, najnowszych snopowiązałkach i odkurzaczach nie dla idiotów. Jestem pewna, że co grzeczniejsi czytelnicy skrzywiliby usta w grymasie niesmaku. Co by zrobili ci bardziej zapalczywi, boję się myśleć. Jest jeszcze kwestia reklamodawcy – co „ZKK” może mu zaoferować? Bo rozszerzenia rynku zbytu na pewno nie.

Ktoś mógłby pewnie powiedzieć, że w takim razie należy selekcjonować reklamy i zamieszczać tylko te, które „pasują” w jakiś sposób do pisma. Jednak nie wyobrażam sobie, jakiego typu reklamy można by w kwartalniku prezentować? Poza tym będę jednak obstawać przy prawdziwości i autentyczności w relacjach redakcja–czytelnik. Zamieszczanie reklam byłoby oszukiwaniem odbiorcy.

Kolejny ważny powód to ograniczoność naszej redakcyjnej wyobraźni. Gdzie można by te reklamy w kwartalniku umieszczać? Reklama bielizny pod tekstem o biennale sztuki? Reklama biura podróży przy tekście o zwierzynieckim kościółku „na wodzie”? Czy może osobna wkładka reklamowa? Jak w takim razie pogodzić bardzo charakterystyczną koncepcję graficzną pisma z wymogami reklamy? W przypadku „ZKK” nie widzę takiej możliwości.

Taka postawa redakcji ma swoje wady, ma też zalety. Podstawowa wada to, oczywiście, ograniczone środki finansowe na pismo. Wydawca, czyli Zamojski Dom Kultury, zapewnia kwartalnikowi lokal, etaty i dystrybucję. Reszta to dotacja ministerialna, środki z UM w Zamościu, starostwa powiatowego, urzędu marszałkowskiego. To wszystko wystarcza na prace redakcyjne, druk. Na szczęście dla „ZKK”, wiele osób, nieraz od lat, pracuje w piśmie i na rzecz pisma społecznie.

Jeden z członków kolegium redakcyjnego (które zresztą też pracuje społecznie) opowiadał mi nie tak dawno o którejś z moich poprzedniczek, że zawsze, kiedy ją pytał: „jak tam kwartalnik, wyjdzie?”, niezmiennie odpowiadała: „jakoś wyjdzie, ale to już ostatni...”. Na szczęście słowa te okazały się dobrym zaklinaniem. Co nie zmienia faktu, że świetnie oddają sytuację regionalnych pism kulturalnych.

Nieco inaczej niż z reklamodawcami ma się sprawa ze „sponsorami”, „dobrodziejami” czy „mecenasami”. Ci nie oczekują prezentowania na łamach pisma jakiegoś konkretnego produktu. A podziękowania od redakcji zamieszczone w stopce niczego pismu nie odbierają – wręcz przeciwnie.

Od ubiegłego roku „Zamojski Kwartalnik Kulturalny” powrócił do stosowanej w przeszłości metody łączenia pożytecznego... z pożytecznym, czyli wydawania numerów tematycznych we współpracy z miastami i gminami w regionie – jako że w mniejszych miejscowościach na ogół nie ma periodyków poświęconych kulturze czy historii. W roku 2006 numer 3-4 (przez kilka lat ze względów finansowych numery były łączone, wychodziły dwa podwójne w ciągu roku) poświęcony został Szczebrzeszynowi. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Numer po pięciu dniach był nie do zdobycia, a „ZKK” otrzymał dofinansowanie od władz miejskich Szczebrzeszyna. W tym roku, co uważam za mały sukces, po raz pierwszy od lat udało się wydać trzy pojedyncze numery, czwarty jest w przygotowaniu. Taką samą współpracę, jak ze Szczebrzeszynem, „ZKK” podjął ze Zwierzyńcem (poświęcony jest mu nr 3/2007). Numer spotkał się z dużym zainteresowaniem odbiorców. Obecnie przygotowywany numer – z okazji obchodzonego w Zamościu Roku Leśmiana poświęcony poecie – współfinansuje Krajowa Rada Notarialna, współpracę z którą oceniam bardzo dobrze.

Oczywiście, potrzeby „ZKK” są znacznie, znacznie większe niż obecne możliwości. Przydałoby się podnieść symboliczne dotychczas honoraria autorskie czy zwiększyć nakład pisma. Na razie, obawiam się, jest to niemożliwe.

Jakąś szansą na rozwój pisma – mam nadzieję – jest jego zaistnienie w Internecie, co, jeśli wszystko pójdzie dobrze, stanie się w połowie grudnia.

Małgorzata Mazur

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
ZRÓB SOBIE DOBRZE, PODZIEL SIĘ Z INNYMI
CZARODZIEJ MIYAZAKI
TEATR ZAWIEDZIONYCH OCZEKIWAŃ

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt