Witryna Czasopism.pl

nr 20 (198)
z dnia 20 października 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

ZIMNA WOJNA NA LODÓWKI

Każde małe dziecko – i to, które lata temu bawiło się żołnierzykami, i to, które dziś podbija wyimaginowany świat za pomocą Actionmana – wie, że do wygrania wielkiej wojny niezbędny jest najwyższej klasy sprzęt. Do głowy by mu jednak nie przyszło, że takim sprzętem może być na przykład lodówka. Artykuł historyka designu, Davida Crowleya, który ukazał się w ostatnim numerze kwartalnika „2+3D. Grafika plus produkt” [nr 24 (2007)] doprowadza nas właśnie do takich, tylko pozornie absurdalnych, wniosków.

Tekst opublikowany pod tytułem Zimna wojna w domu jest skróconą wersją wykładu, jaki Crowley wygłosił w Krakowie w kwietniu 2007 roku, w nawiązaniu do zaplanowanej na rok przyszły wielkiej wystawy w Victoria and Albert Museum w Londynie. Na wystawie, której kuratorem jest autor artykułu, zaprezentowany zostanie amerykański i sowiecki design z lat 1945-1975, skupiając się na zależnościach zachodzących między polityką prowadzących zimną wojnę państw a ich wzornictwem przemysłowym.

Z artykułu Crowleya wynika, że „wojna na design” może przynosić większe efekty niż Monty Python’owskie „policzkowanie rybami”, choć podczas lektury na pewno nie opędzimy się od poczucia absurdalności stosowanej broni. Skojarzenia z rzekomo spuszczaną przez Amerykanów na polskie pola stonką ziemniaczaną też nie będą bezpodstawne, Crowley bowiem pisze: „W 1953 roku pisarz David Reisman wysunął niepozbawioną ironii propozycję wszczęcia wojny nylonowej. Sugerował, że tańsze i skuteczniejsze od bombardowań byłoby zrzucanie na Związek Radziecki nylonowych rajstop. Takie naloty miałyby rozbudzić wśród obywateli Kraju Rad apetyt, który ostatecznie zdestabilizowałby komunistyczną gospodarkę.”

To właśnie budzenie pokus i łudzenie rajskością życia w państwie kapitalistycznym miało być główną bronią propagandowej wojny, jaką w dziedzinie designu wypowiedziały Związkowi Radzieckiemu Stany Zjednoczone. Różne podejścia do technologii i jej wykorzystania dla polityki zimnowojennej pokazuje Crowley na przykładzie dwóch wystaw, które odbyły się w 1959 roku. Prezentacja technicznych osiągnięć Kraju Rad w Nowym Jorku skupiała się głównie na skomplikowanych wymysłach sowieckiej inżynierii, mającej umożliwić szybki podbój kosmosu. Wystawa w Parku Sokołowskim w Moskwie była natomiast pokazem udogodnień, jakich w codziennym życiu doświadczać mogą ze strony producentów artykułów konsumpcyjnych ich amerykańscy użytkownicy. I pomimo że w tzw. „Debacie kuchennej” Chruszczow usilnie przekonywał Nixona, że obywateli Związku Radzieckiego takie atrakcje nie znęcą („radziecki system [...] ignoruje chwilowe dobrodziejstwa na rzecz dalekosiężnych celów socjalizmu”, odtwarza słowa Chruszczowa autor artykułu), to jednak, jak pokazywały międzynarodowe targi wzornictwa, ZSRR przyjęło w końcu „standardy sukcesu obowiązujące na nowoczesnym Zachodzie” (Győrgyi Peteri).

I trudno się dziwić. Pokazywane na wystawie z 1959 roku filmy, posługujące się „przekazami podprogowymi”, masywne ramy obwieszone 5 tysiącami artykułów konsumpcyjnych i pokaz sielskiego życia Amerykanów nad dymiącym grillem nie mogły nie oddziaływać na wyobraźnię Sowietów. ZSRR znalazło jednak własny sposób, by, jak mówił Chruszczow na XXII Zjeździe Partii w 1962 roku, „do 1980 roku (...) znacznie wyprzedzić Stany Zjednoczone” – było to budownictwo z wielkiej płyty.

Idealne domy przyszłości to jeden z głównych wątków artykułu Crowleya. W swoim tekście prezentuje zarówno sowieckie, jak i amerykańskie pomysły na udoskonalenie codziennego życia. Dla nawiązującego do idei Le Corbusiera i Waltera Gropiusa sowieckiego modelu budownictwa doskonałą ilustracją byłaby niedawno zakończona wystawa Od Le Corbusiera do blokersów w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej. Składane z półfabrykatów bloki uzupełniano wywodzącym się z bloku wschodniego wzornictwem, próbując stworzyć „socjalistyczny raj dla robotników”. Na Zachodzie powstawał plastikowy dom „uwolniony od praw ciążenia, gotowy do wyposażenia w komputery, roboty i elektroniczne gadżety”, tą futurystyczną wizją obiecujący przyszłym mieszkańcom szczęśliwą codzienność.

Walka nie toczyła się jedynie o zadowolenie konsumenta – „inne wizje domu rodzinnego podszyte były egzystencjalnym niepokojem związanym z życiem w erze strachu przed wojną atomową”, czytamy w artykule. Powstające wówczas projekty domów, a także pojedynczych sprzętów, czerpały wiele z technologii rozwiniętej dzięki rozkwitowi przemysłu zbrojeniowego (Crowley podaje jako przykład włókna szklane, które w czasie drugiej wojny światowej zostały innowacyjnie zastosowane do obudowy radarów, później zaś posłużyły do stworzenia kolorowego Domu Monsanto). Co jednak najciekawsze, dla kapitalistycznej Ameryki „i sama wojna stała się towarem”. Akceptacja ciągłego zagrożenia wojną atomową i dążenie do ukojenia strachu stały się pożywką dla producentów artykułów konsumpcyjnych, którzy budowane domowe schrony wyposażali chętnie w przenośne toalety i „Przeciwpromienne zestawy rodzinne”. W promocji projektowanych wówczas domów podziemnych, w których „naturalne warunki oświetleniowe podtrzymywane były za pomocą automatyki symulującej wschód słońca, światło dzienne, zachód i noc”, gubiono jednak ich pierwotny sens i przeznaczenie, włączając bunkry w krajobraz codziennej, konsumpcyjnej rzeczywistości. Czy w czasach ciągłego zagrożenia atakami terrorystycznymi nam także grozi taki „nowy, wspaniały świat”?

Artykuł Crowleya zdecydowanie zachęca do odwiedzenia samej wystawy, obiecując w niej szerzej zakrojoną narrację. Poruszając bowiem tylko wątek budownictwa i ochrony przed wojną atomową, skraca informacje o projektowaniu przedmiotów użytkowych do lakonicznych wzmianek. Poza faktem intensywnego rozwoju inżynierii związanej z podbojem kosmosu w Związku Radzieckim, warto by wspomnieć również o inspirowanych tymi maszynami sprzętach użytku codziennego (np. radzieckie odkurzacze w swym kształcie nawiązują do powstałego w 1957 roku Sputnika) – na to jednak, mam nadzieję, znajdzie się miejsce na samej wystawie. Tekst Crowleya będzie do niej znakomitym wstępem.

Aleksandra Kędziorek

Omawiane pisma: „2+3D. Grafika plus produkt”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
PODSUMOWANIE ROKU 2008 Z PUNKTU WIDZENIA MACIEJA PAROWSKIEGO
PO PROSTU „NAJMŁODSI”
RACHU-CIACHU, PĘPOWINA!

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt