nr 15 (193)
z dnia 5 sierpnia 2007
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
[W sztuce] „wszystko już było” – powtarza widzom do znudzenia Supergrupa Azorro w filmie pod tym samym tytułem. Podobne wnioski, co artyści Supergrupy, wysnuwa Kuba Banasiak w felietonie Będąc bezwzględnymi, czynimy dobro. ART TRAVELLING, zamieszczonym w wakacyjnym wydaniu „Art&Business” (7-8/2007). Już w tytule proponuje on czytelnikom nietypową formę odkrywania artystycznego świata – art travelling. Jest to, co prawda, propozycja interesująca, ale prawie niemożliwa do zrealizowania, bo, jak powtarza za Marią Poprzęcką sam pomysłodawca, co w sztuce miało zostać odkryte, odkryte już zostało.
Ideę art travellingu krytyk zaczerpnął z niedawnego wydania „Przekroju” (nr 19/2007), w którym Marek Bieńczyk i Tadeusz Pióro okrzyknęli się zgodnie taste travellerami. Promowany przez nich nowy styl kuchennych podróży kieruje poszukiwacza smakowych doznań z utartych ścieżek na niezbadane tereny, bo tylko tam odkryć można coś niepowtarzalnego i wartego zapamiętania. O ile taka elitarna forma podróży sprawdzić się może w przypadku sztuki kulinarnej, o tyle we współczesnym świecie artystycznym, jak konstatuje Banasiak, nie ma raczej racji bytu.
Co jest winne „permanentnej i nieusuwalnej frustracji”, która według autora grozi nam z tego powodu? Elitaryzm, podążanie w stronę przeciwną niż wiedzie tłum w przypadku sztuki skutkuje odcięciem od głównych wydarzeń artystycznych. Na weneckie czy praskie biennale, Documenta w Kassel czy Skulptur Projekte w Münsterze oprócz krytyków i znawców sztuki współczesnej podąży również rzesza laików, przybyła na artystyczne imprezy przypadkiem, zwabiona nadzieją na nietypowy „teatr osobliwości”, który w ich mniemaniu tam się wydarza. Art traveller, zgodnie z sugestiami Bieńczyka i Pióry, powinien więc omijać takie miejsca z daleka, „nie bratać się z gawiedzią”; a jednak jako miłośnik czy krytyk sztuki pozwolić sobie na to nie może.
Sposób na przerwanie tego błędnego koła stara się odnaleźć Kuba Banasiak. Stawiając niezliczoną liczbę pytań, zmusza czytelnika do włączenia się w poszukiwania, do własnych refleksji. Pytania te najczęściej nie niosą za sobą odpowiedzi – autor od początku zdaje się zakładać, że przedstawiony problem nie znajdzie rozwiązania. Mimo to, dzięki pobudzeniu czytelnika do własnych przemyśleń, pomaga mu dokładnie określić jego pozycję w artystycznym świecie.
Tym właśnie felieton Banasiaka wyróżnia się wśród tekstów zamieszczanych w „Art&Business” – zamiast przekazywać tylko suche informacje, zmusza do refleksji. Wyłania się z niego obraz kolekcjonera (bo do takich odbiorców kierowane jest głównie omawiane przeze mnie czasopismo) jako osoby żywo zainteresowanej dyskusją na temat sytuacji współczesnej sztuki, osoby starającej się wyrobić sobie własne zdanie na różne tematy – a nie, jakby wynikało z innych artykułów, pozyskującej jedynie zasób informacji, którymi można później zabłysnąć na bankiecie. Banasiak nie ukrywa się za tekstem, jasno przedstawia swoje poglądy – dzięki temu, kiedy ustosunkujemy się do postawionego problemu, mamy wrażenie, że wchodzimy w dyskusję z samym autorem, ciekawym także i naszej opinii.
A powodów do przemyśleń jest co nie miara. Banasiak w stosunkowo krótkim tekście wprowadza wiele wątków: od problemu intymności przeżywania sztuki w sytuacji przetworzenia wydarzeń artystycznych na przynętę dla turystów, po poszukiwania nie odkrytych ścieżek i czegoś, czego – parafrazując wspomnianą już Supergrupę Azorro – jeszcze nie było. Wrażenie, że wszystkie arcydzieła zostały już odkryte i oczekiwać na nowe właściwie nie powinniśmy, bo – jak konstatuje Azorro – w sztuce „już nawet nie można nic nie robić, bo to też już było”, ma prowadzić do „permanentnej frustracji”. Bieńczyk i Pióro pisali w „Przekroju” odnośnie taste travellingu, że „nieznany jeszcze zblazowanemu podniebieniu smak to objaw, że rozwój naszej cywilizacji jeszcze trwa (...) i że nie wszystko jeszcze stracone”. Niemożność znalezienia nieodkrytego w świecie sztuki może nasuwać wniosek, że zbliżamy się do jej końca. Zbliżalibyśmy się do niego więc nieuchronnie od XIX wieku, od powstania akademickiej historii sztuki, tym bardziej że, cytując Hegla, „sowa Minerwy wylatuje dopiero po zmroku”.
Banasiak mimo wszystko stara się wskazać amatorom art travellingu mniej uczęszczane ścieżki. Z drogi wytyczonej przez obowiązkowe dla miłośnika sztuki współczesnej artystyczne wydarzenia radzi zboczyć czasami do mniej znanych galerii czy muzeów. „Niech to będzie nasza podróż w nieznane – w nieznane, klimatyzowane, ultranowoczesne muzeum jakiegoś schludnego, niemieckiego landu”, pisze Banasiak. Może nie „posmakujemy” tam arcydzieł, które w przypadku taste travellingu znaleźć można właśnie z dala od głównego szlaku kulinarnych wędrówek, ale odkryjemy miłe, mniejsze „smaczki”, które ubarwią określony już świat sztuki.
Wracanie do arcydzieł dawnych mistrzów – ściśle wyznaczonej i właściwie już zamkniętej grupy – także nie powinno prowadzić nas do „permanentnej frustracji”. Wspomniana przez Banasiaka Maria Poprzęcka często powtarza swoim studentom, że arcydzieła zostały już wprawdzie odkryte, ale nie „zrobione” – po Derridzie dojście do ostatecznej i niepodważalnej interpretacji nie jest przecież możliwe. To ważny wniosek nie tylko dla historyków sztuki, ale także dla zwyczajnych odbiorców – arcydzieła odsłaniać będą swą głębię za każdym razem, kiedy na nie spojrzymy, i za każdym razem w nieco inny sposób. Umieszczanie ich w różnych narracjach – czy to przez tworzenie tematycznych wystaw, czy budowanie ich w naszych umysłach, w Malrauxowskim Muzeum Wyobraźni – pomoże odczytać wielość sensów i głębię znaczeń, odkrywać je wciąż na nowo, co może również stanowić namiastkę „nieznanego (...) smaku”.
Tym, którzy nadal z nadzieją oczekują od sztuki nowych doznań, pewną pociechę dać może Paweł Susid. Zamiast toczyć „leniwą burzę mózgów” jak Supergrupa Azorro, namalował diagram kołowy, ukazujący sytuację współczesnej sztuki. Na jednobarwnej plamie przedstawiającej procentowo to, co w sztuce już zostało odkryte, znaczy się wąska smuga innej barwy, nikłe kilka procent. Może więc nie wszystko już było.
Omawiane pisma: „ Art & Business. Polska Sztuka i Antyki”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt