Witryna Czasopism.pl

nr 12 (190)
z dnia 20 czerwca 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

CUKIERNICZY PROTREPTYK, CZYLI „ODRA” WIECZNIE ŻYWA

1. Wrocławska „Odra” to jedyne pismo, któremu od lat (pięciu z okładem) wiernie towarzyszę. Ale czego nie robi się z miłości? W tym przypadku z miłości do Urszuli Kozioł, w której poezjach i prozach zadurzyłem się w licealnej dobie; której poświęcałem swoje wierszyki; o której (w dużej mierze) napisałem rozprawę maturalną dotyczącą toposu wędrówki. Pięć lat to z perspektywy historii omawianego pisma niewiele. Z perspektywy czytelnika zaś – bardzo dużo. Pamiętam, jak z bólem odnotowałem zniknięcie stałej rubryki Edwarda Balcerzana, jak irytowały mnie Trąby jerychońskie hrabiego Dzieduszyckiego, jak uradowały Notatki literackie Jacka Łukasiewicza; jak…

Prawdziwa miłość nie jest jednak ślepa. Dlatego od jakiegoś czasu niepokojem napełniała mnie zawartość kolejnych woluminów pisma. Przebijało przez nie pewne skostnienie, a nieustannie powtarzające się konstelacje autorów kazały mi odnosić wrażenie, że „Odra” stała się tubą dla hermetycznego światka myśli i ludzi.

Po raz kolejny okazało się jednak, że nic na tym świecie nie jest stałe: „Odra” zaskoczyła mnie numerem czerwcowym (6/2007). Numerem, co tu kryć, po prostu pysznym. Przeznaczonym dla łasuchów, lubiących wgryzać się w coraz to nowy kawałek coraz to innego frykasa.

Po cukierni najlepiej chodzi się samemu. W końcu nie dyskutuje się o gustach: jeden lubi kremówki, drugi ptysie, ktoś jeszcze opowiada się za napoleonkami bądź wuzetkami. Najlepszą zachętą do lektury czerwcowej „Odry” byłoby – być może – odesłanie PT czytelników do lektury samodzielnej, niespiesznej, osobistej. Bez sugerowania czegokolwiek.

Mimo to pozwolę sobie na trochę prywaty, osobistymi zwierzeniami i komentarzami zachęcając PT czytelników do skuszenia się na teksty, w których zasmakowałem w sposób szczególny. Traktowany jako zachęta tekst ten nie będzie tedy niczym innym, jak tylko „protreptykiem cukierniczym”.

2. Zacznijmy od Mariusza Urbanka, bodaj ostatniego prawdziwego satyryka w naszym kraju, facecjonisty lekkiego pióra, lotnej myśli, nieprzeciętnej inteligencji. W stałej odrzańskiej rubryce (Stan przejściowy) „podał” tym razem do druku „pamiętnik, znaleziony na trawniku pod oknami hotelu sejmowego”. Dokument to szczególny, bo ukazujący w dobie ponowoczesnego zamętu siłę lojalności, blask wierności, moc wyrzeczenia. Odsłaniający wytrwałość jako cnotę konstytuującą człowieczeństwo. Zilustrujmy to kilkoma cytatami: „(…) Przemek nigdy by Pana nie zdradził. Bo Przemek zrobi dla Pana wszystko. I właśnie za to koledzy kochają Przemka. Kiedy Pan uczynił wreszcie Przemka swoim zastępcą, zorganizowali przyjęcie i głośno śpiewali. O tym, że Przemek jest ich przyjacielem. I o tym, że oto jest dzień, który dał nam Pan. To znaczy nie Pan, tylko ten Pan w niebie”. W innym miejscu autor pamiętnika pisze: „Oprócz Pana Przemek najbardziej kocha mamę. Ale Pana chyba bardziej, bo z mamą są kłopoty. Na przykład, kiedy Pan powiedział, że trzeba by wybudować obwodnicę przez mokradła i bagna, mama wystąpiła przeciwko Panu i nawet mówiła w telewizji, że obowiązkiem wszystkich jest ochrona przyrody i w ogóle dziedzictwa. Pan był zły, bo myślał, że Przemek kazał tak mamie mówić. Ale Przemek wszystko naprawił. Nakrzyczał na mamę i następnego dnia mama wszystko odwołała”.

Nie wierzę, że podczas lektury tych zdań nie poruszyło się serce w PT czytelnikach. Czytamy dziś tyle o braku wartości, pragmatycznym zinstrumentalizowaniu ludzi, braku idei łączących pokolenia. Na przekór temu, powyższe wyznania (o wiele bogatsze w całym tekście „podesłanym” do druku przez Urbanka) pozwalają uwierzyć, że nie jest tak źle, że jeszcze bieg liberalnej rzeczywistości da się zawrócić, że człowiek odzyska swoją godność. Szkoda tylko, że autor pamiętnika pozostał anonimowy. Gdyby udało się go Państwu rozpoznać, dajcie znać – wzorce parenetyczne należy przecież stawiać na świeczniku!

3. Dużą przyjemność sprawiła mi również lektura szkicu Jacka Łukasiewicza zatytułowanego Na ostrzu. Wrocławski poeta i krytyk literacki zdaje w nim relację z wrażeń doznanych podczas lektury książki Jacka Gutorowa Urwany ślad. W tekście Łukasiewicza znaleźć można wszystko to, co u niego najlepsze. Myślę zwłaszcza o subtelności analizy, wnikliwości lektury, umiejętności spierania się z czytanym autorem. A także o poetyzującej dykcji oraz biegłości w ukazywaniu problemu na szerokim, nie tylko literackim, tle; o zręczności w omijaniu tez popularnych i dobrze odpowiadających na koniunkturalne zapotrzebowanie. Szkoda, że takie oblicze krytyki literackiej zdaje się odchodzić do lamusa.

4. Na szczególną uwagę w podróży po stronicach czerwcowej „Odry” zasługuje niewątpliwie blok francuski. Obejmuje on prezentację postaci Jeana-Michela Maulpoix, a także dwa wywiady. Pierwszy z Gillesem Lipovetsky’m, drugi zaś z Jeanem-Pierre’em Vernantem.

Przybliżenia polskiemu czytelnikowi postaci Jeana-Michela Maulpoix podejmuje się Krystyna Rodowska (Jean-Michel Maulpoix). Z noty jej autorstwa dowiadujemy się, iż Maulpoix to krytyk, poeta, eseista, historyk sztuki i wykładowca uniwersytecki (pracuje na co dzień na Uniwersytecie Paris X – Nanterre). To także inicjator działającego na Paris X „obserwatorium poezji współczesnej” oraz redaktor naczelny kwartalnika („La Nouveau”) „Receueil”. Twórczość Maulpoix obejmuje przede wszystkim prozę poetycką „utrzymaną w poetyce fragmentu, zapisu w stanie zawieszenia, między prozą a wierszem, między niebem a ziemią” (Rodowska, wyróżnienie autorki). Charakterystyczną dla niego formą mają być małe prozy poetyckie, zazwyczaj ujęte w cykle, stanowiące budulec poszczególnych tomów ogłoszonych przez poetę. Prócz poetyckiego Rodowska przybliża w swej nocie także eseistyczne oblicze francuskiego twórcy. Wyjaśnia, co rozumie on pod pojęciem „nowego liryka”. Sytuuje jego poglądy w kontekście Philippe’a Sollersa (założyciela pisma „Tel Quel”) czy Jeana-Pierre’a Faye’a (twórcy czasopisma „Change”). Na koniec załącza garść przełożonych przez siebie utworów Maulpoixa. Wśród nich odnaleźć możemy m. in. piękny opis Warszawy (czy szerzej: Polski) – liryczny, wnikliwy, nieco rustykalny.

Krystynie Rodowskiej należą się szczególne słowa podziękowania. Dzięki niej odrobić możemy zaległą lekcję i zachować w pamięci jednego z lepszych twórców współczesnej Francji. Lekcję zaległą, gdyż o Maulpoix wspomina tylko antologia Współcześni poeci francuscy, których nie znamy. Pomija zaś choćby Jerzy Lisowski, nie umieszczając tej twórczości w ostatnim tomie swej (kapitalnej skądinąd) Antologii poezji francuskiej.

Gilles Lipovetsky, historyk oraz filozof, jest autorem książki pt. Wieczny luksus. W przedrukowanym w „Odrze” wywiadzie (Luksus w społeczeństwie hiperkonsumpcyjnym – udzielonym pierwotnie „Le Point”) Lipovetsky przybliża naczelne idee swojej pracy. Mówi o luksusie jako o fundamentalnej kategorii antropologicznej. Wiąże ją z marzeniami, podróżami, doskonałością. Odsłania związki luksusu z czasem, egzystencjalnym bólem. Pokazuje reinterpretację kategorii zbytku, jaka dokonała się poprzez jej demokratyzację. W przekazanych przez Lipovetsky’ego konstatacjach pracuje w sposób widoczny najlepsza tradycja francuskiej humanistyki. Widać tam wpływy Cailloisa, Bataille’a, Lévi-Straussa. Po lekturze tego wywiadu można sobie tylko życzyć, by prace Lipovsky’ego stały się dostępne i na polskim rynku.

Postać Vernanta jest bodaj najlepiej znana spośród osób prezentowanych we francuskim bloku „Odry”. Przedstawiony PT czytelnikom wywiad dotyczy jego biograficznej książki zatytułowanej Między mitem a polityką. Francuski humanista opowiada w nim m.in. o swoich przeżyciach wojennych, o związkach swojej pracy z wygenerowanymi przez wojnę pytaniami. Wywiad, choć krótki, daje możliwość biograficznego oświetlenia naukowych prac Vernanta. Atychrześcijański ton jego enuncjacji czy lewicowo-ateistyczne wybory pozwalają – dla przykładu – odkryć motywacje stojące za takim a nie innym, konsekwentnie promowanym przez Vernanta, ujęciem kultury antycznych Greków. To powinno wystarczyć, by zachęcić państwa do lektury przywołanego przeze mnie tekstu.

5. Duża dawka cukru kryje w sobie pewne niebezpieczeństwo: czytając powyższe wynurzenia, zabarwione samą słodyczą, mogą się Państwo poczuć niczym „kandyzowana grucha”. Ja chciałbym jednak skutecznie uniknąć efektu „kandyzacji”. Dlatego do beczki frykasów dołożę łyżkę dziegciu. Stanowi ją wywiad, jakiego udzielił „Odrze” arcybiskup Józef Życiński (Co popiół? Co diament?). Z dużym ubolewanie śledzę przemianę, jaka dokonała się w postawie tego duchownego. W pamięci mam jego dawne światłe, krytyczne, ale i pokorne spojrzenie tak na Polskę, jak i na Kościół. Z biegiem czasu wypowiedzi arcybiskupa Życińskiego obrosły jednak w ideologię. Spokojną dykcję zastąpiła fanfaronada i napuszoność. Analizę zaś podcięło powielanie wygodnych dla Kościoła haseł. Stąd w prezentowanym przez „Odrę” wywiadzie odnaleźć można m. in. elementarną niespójność wizji świata czy krzywdzące generalizacje (choćby ta, że homoseksualiści nigdy nie byli naprawdę prześladowani i że podnoszony przez nich problem jest problemem wykreowanym, a nie rzeczywistym). Owszem, do otoczenia podchodzić można różnie. Ale każde z podejść powinno się odznaczać rzetelnością i delikatnością (vide Więcławski, Bartoś). Tej arcybiskupowi Życińskiemu, niestety, już brakuje.

Marcin M. Bogusławski

Omawiane pisma: „Odra”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
DUCH „BRULIONU”
Może się zacznie robić ciekawie…
SACRUM W KINIE

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt