Witryna Czasopism.pl

nr 8 (186)
z dnia 20 kwietnia 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

„DIALOG”: TERAPIA WSTRZĄSOWA

Szkoda, że dopiero teraz sięgnąłem po styczniowy numer „Dialogu” – w przypadku czasopism jest, jak wiadomo, tak, że to, co nie zostanie ocenione, docenione, opisane i zareklamowane w momencie, gdy dany produkt znajduje się na rynku, ginie bezpowrotnie w chwilę po tym, jak z tego rynku schodzi. Nie mówię tutaj tylko o dziennikach i tygodnikach, które mają okres przydatności odpowiednio, jedno- i siedmiodniowy, ale także, niestety, o pismach literackich, pismach specjalistycznych, niszowych, niskonakładowych. Omawianie czy nawet wspominanie o takich „starociach” jak styczniowy numer „Dialogu” może się więc zdawać gestem cokolwiek dziwnym.

Co z tego, skoro o numerze tym wspomnieć trzeba koniecznie i odesłać do niego takich jak ja spóźnialskich. Temat przewodni numeru to Zbrodnia szuka ofiary; wydanie, jak łatwo się domyślić, poświęcone jest przemocy i agresji. Ale nie tylko, bo jak w każdym innym „Dialogu”, również i w tym znajdziemy liczne – nie mniej interesujące – tematy poboczne. Zacznijmy jednak od przemocy. Dział otwiera sztuka Nieopłacalne debiutującej dramaturgicznie Małgorzaty Rokickiej. Historia zainspirowana została notką prasową, opowiada o dwóch nastoletnich bandytach, dresiarzach wyrzucających z pędzącego pociągu ich przypadkową współpasażerkę, nastoletnią Kasię. Dziewczyna dość łatwo mogła uniknąć tej głupiej śmierci, ale do samego końca – podobnie jak niejeden czytelnik – wierzyła, że nic jej się nie stanie, że uczestniczy w jakimś niezbyt zabawnym, dziecinnym żarcie, nastoletnim wygłupie. Groźniejszy z oprychów w ostatniej scenie, już po wszystkim, podsumowuje całą historię, nie wspominając jednak ani jednym słowem o zajściu z pociągu. Nie mamy pewności, czy rzeczywiście udało mu się wyprzeć to wydarzenie ze świadomości, może udało mu się na chwilę o dokonanym zabójstwie zapomnieć i oddać się warszawskim rozrywkom, wspólnemu, beztroskiemu spędzaniu wolnego czasu z przyjacielem Ogryzem (czy wcześniej mieli kiedykolwiek takie chwile?). A może cynicznie i beznamiętnie próbuje oszukać czytelnika (czy też: prokuratora? Śledczego? Wysoki Sąd?), udając, że do niczego nie doszło: „W Warszawie poszliśmy do knajpy na piwo. I na bilard... nie, nie na bilard, na piłkarzyki. I do kina, na taki film o policjantach... nie pamiętam tytułu. Dobry w każdym razie był. Ten palant Ogryz zasnął, on zawsze zasypia w kinie. Kretyn. Za to w McDonaldzie się ożywił. Nie pamiętam, co jadłem, ale to chyba nieważne. Ale najfajniej to było wieczorem. Wjechaliśmy na trzydzieste piętro Pałacu Kultury. Nigdy nie widziałem świata z tak wysoka. Nigdy, przysięgam. To było takie piękne, takie... nie wiem, słów mi brakuje. Ale czułem się tak, jakbym był bliżej Boga. Tak. Gdybym mieszkał tak wysoko, gdybym codziennie oglądał świat z wysokości trzydziestu pięter, to byłbym lepszym człowiekiem”.

Największe wrażenie zrobiła na mnie jednak wstrząsająca sztuka Kop, napisana przez Andresa Veiela i Gesine Schmidt: przerażająca, przechodząca ludzkie pojęcie historia o zamordowaniu przez swoich rówieśników chłopaka z sąsiedztwa, o morderstwie ukartowanym przez znajomych z jednej wioski, wśród których bohater przez lata dorastał, chodził do szkoły i budował domki na drzewach. Kop to – jak go określili w tytule tekstu Włodzimierz Nowak i Friederike Lippold – „sceny codzienne z Dolnej Brandenburgii”, przygnębiający, bolesny, depresyjny obraz współczesnych Niemiec Wschodnich skażonych biedą, ksenofobią i nacjonalizmem. To także obrazek z życia społeczności, która zdaje sobie sprawę, że pozbawiona jest jakichkolwiek perspektyw na przyszłość, że nic gorszego od jej obecnej sytuacji życiowej nie nastąpi (ci ludzie znaleźli się przecież w miejscu, z którego nie sposób wykonać jakikolwiek ruch: pozbawieni pracy, zasiłków, niewykształceni, wyrzuceni poza obręb Cywilizacji Zachodu, traktowani z pogardą, „najgorsi”), że nie ma sensu kochać i współczuć, skoro jedyne uczucia, jakie rządzą mieszkańcami dawnych DDR-ów, to frustracja i wybuchająca w końcu agresja. Nie sposób po przeczytaniu Kopa ze spokojem powrócić do zarzuconych na czas lektury zajęć. Dramat Veiela i Schmidt jest jak uderzenie pałką w głowę. Bez wątpienia: bolesna to literatura.

Za warte uwagi uważam również teksty towarzyszące zamieszczonym w styczniowym „Dialogu” dramatom. Odnośnie Kopa zacytuję fragment tekstu Elżbiety Ogrodowskiej-Jesionek: „Fatalnej nocy pili wódkę i piwo w towarzystwie innych osób. Zaczęło się od tego, że Marco zażądał od Marinusa, aby przyznał, że jest Żydem. Marinus jąkał się zdenerwowany, wreszcie ustąpił. Przez kilka godzin Marco, Marcel i ich kumpel Sebastian znęcali się nad Marinusem. Na koniec zawlekli go do opuszczonej chlewni, pozostałej po tamtejszym pegeerze. Marcel kazał Marinusowi gryźć krawędź betonowego koryta. Widział podobną scenę w filmie American History X. Tam skinhead położył postrzelonego czarnoskórego głową na krawężniku i skoczył na nią. Marcel miał na nogach ciężkie sznurowane buty. Skoczył na głowę Marinusa. Mimo obrażeń Marinus ciągle jeszcze żył. Marco zdecydował, żeby go dobić. Marcel zrzucił mu na głowę trzydziestokilowy pustak. Dwa razy. Potem wspólnie zagrzebali ciało w dole z obornikiem. Wrócili rowerami do domu i poszli spać”. W swoim tekście Ogrodowska-Jesionek przedstawia więcej dramatów traktujących o przemocy i agresji, zajmuje się również zamieszczoną w opisywanym przeze mnie numerze „Dialogu” sztuką Thomasa Freyera Amok moja dziewczyna. U Freyera zaskakuje przede wszystkim forma jego dramatu: jest to zbiór wykrzyknień, deklaracji, porozrzucanych, chaotycznych, nieposkładanych zdań pozostawiających duże pole do popisu reżyserowi Amoku.... Interesującym zabiegiem okazują się również wplecione w dramat komendy zaczerpnięte z gier komputerowych FPP. Jako zwolennik raczej klasycznego dramatu, może i nieco rozczarowała mnie sztuka Freyera (szczególnie, że przeczytałem ją w kilka chwil po Kopie), ale po lekturze komentarza Ogrodowskiej-Jesionek nie mam już żadnych zastrzeżeń. Pisze ona m.in.: „Wszyscy nauczyciele byli tajnymi współpracownikami Stasi. I nie mieli dość odwagi, aby się do tego przyznać. Dlatego dzisiaj można śmiać się im w nos i kłamać. Namalować swastykę – żeby zaprotestować, żeby dokuczyć starym, żeby ich sprowokować. Nie ma już nic, co dałoby się szanować i kochać. Nie ma ojczyzny. Młodzi żyją w kraju, który się rozpadł i nie jest w stanie scalić się na nowo. Brakuje instynktu. Przeważa entropia. Domy się rozsypują, ludzie się rozpraszają. Jest coraz zimniej”.

Z tekstów towarzyszących na pewno trzeba zapoznać się ze wspomnianymi Scenami codziennymi z Dolnej Brandenburgii. Są one swego rodzaju rozbudowanymi przypisami do dramatu Kop – oprócz wyjaśnienia fragmentów dramatu, które dla polskiego czytelnika mogłyby być niezrozumiałe, autorzy kreślą szerszy kontekst, opisują obecne życie we Wschodnich Niemczech, przytaczają inne przykłady tragicznych wydarzeń („Sabine H. [...] zamordowała dziewięcioro swoich dzieci, zakopując noworodki w doniczkach na balkonie. Ostatnie tego lata. Kwiaty podlewała. Podobno nikt z bloku, ani mąż, ani lekarz nie zauważyli, że była dziewięć razy w ciąży. [...] W zachodnich landach sprawę skwitowano krótko typowe dla Wschodu”).

Frapujące wydają się również dwa teksty związane z ostatnim spektaklem Krystiana Lupy, Na szczytach panuje cisza Thomasa Bernharda. W świetnym tekście Fałszywy geniusz sztuką Bernharda zajmuje się Jacek Hołówka (interpretacja, której – jestem pewien – mógłby Hołówce pozazdrościć nie jeden krytyk teatralny), przy okazji rozprawiając się też z dekonstrukcjonistami. Przytoczmy fragmenty tej rozprawy, jako że lektura to przednia, a i myśl niezwykle ważka: „Własne impresje, frustracje i żądania, własne skojarzenia i napuszony bełkot [fałszywi prorocy – G.W.] przedstawiają jako nową, głębszą prawdę. Twierdzą jednocześnie, że żadna inna trwała, naukowa i korespondencyjna prawda nie istnieje. Świat jest tylko zbiorem mitów, fabuł, narracji, replik i powątpiewań. [...] Wystarczy zżymać się i oskarżać. Tym tonem można powiedzieć wszystko. Jeśli nauka ma podejmować eksploracje odważne i nowatorskie, to na początek trzeba zakwestionować jej fundamenty. Wolno twierdzić, że Ziemia jest płaska, Kopernik to bluźnierca, Darwin był nieukiem bez teoretycznych poprzedników, empiryzm i pozytywizm to programy imperializmu poznawczego, a neurobiologia to spisek przeciwko religii.” Podobnie soczystych, demaskatorskich zdań odkrywamy w tekście więcej, co sprawia, że Fałszywy geniusz jest niemałą atrakcją dla czytelnika, a przecież nie tylko w zacytowanym ustępie Hołówka zaskakuje.

Z pozostałych tekstów zamieszczonych w numerze, do lektury obowiązkowej zaliczyłbym portret Thomasa Bernharda autorstwa Moniki Muskały, dyskusję wokół Placu Zbawiciela (nie płytką i jednostronną, jak w wielu recenzjach, które ukazały się na łamach prasy wysokonakładowej tuż po premierze filmu) oraz blok tekstów o dramatach Sławomira Mrożka (m.in. tekst Jacka Sieradzkiego pytającego, czy czas Mrożka już przeminął i czy nie ma już dzisiaj miejsca dla sztuk złożonych z „pełnych zdań”). A dla fascynatów redaktorzy czasopisma przygotowali m.in. obszerny blok tekstów o... scenie bengalskiej i teatrze w Bangladeszu.

O styczniowym numerze „Dialogu” można by pisać jeszcze naprawdę długo, ale dużo rozsądniej będzie, jeśli już teraz sięgną Państwo do tego archiwalnego już, poświęconego współczesnej dramaturgii miesięcznika, schowanego do magazynów i zakurzonych zbiorów bibliotecznych.

Grzegorz Wysocki

Omawiane pisma: „Dialog”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
ARTYSTYCZNY SECOND-HAND
CO ZA ZONA
NASZA MM

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt