Witryna Czasopism.pl

Nr 25 (142)
z dnia 2 września 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

„LAMPA” – PLUSY I MINUSY

W końcu przekonałam się do „Lampy”.

Zawsze kupowałam ją z ciężkim sercem, bo wiedziałam, że po godzinie lektury totalnie rozeźlona rzucę gazetę w kąt. I choć nadal we mnie kipi na samą myśl o anty-sesji zdjęciowej z mąką krupczatką z numeru majowego, w której udział wzięli Dorota Masłowska, jej partner, mała córa Malina i towarzystwo młodych pisarzy publikujących w „Lampie” (Masłowska zawsze twierdziła, że gazetom swojej prywatności nie będzie sprzedawała, a tu patrzcie państwo), to widzę też sporo plusów. Najpierw może jednak jeszcze o minusach, żeby potem przejść do rzeczy milszych, bo w gruncie rzeczy gazetę cenię, a od numeru wakacyjnego nawet więcej – bardzo lubię.


2 ½ minusa

Po pierwsze olbrzymi minus należy się „Lampie” za sposób adorowania młodego pokolenia pisarzy. I nie chodzi bynajmniej o publikowanie ich tekstów. Słabość do tego procederu wyznacza przecież linię pisma. Ale już na przykład donoszenie o kradzieży oldskulowego rowera Doroty Masłowskiej (marki Kolbe; numer kwietniowy „Lampy”) wydaje mi się przesadą. Podobnie rzecz się ma ze wspomnianą wyżej sesją zdjęciową z mąką krupczatką (numer majowy), czy przebierankami „młodej kadry” w oldskulowe fatałaszki. Mogę się domyślić, jaka idea stoi za prezentowaniem przeszłości wygrzebanej ze śmietników, ale czy zawsze muszą to robić te same osoby?

Kolejny minus – równie wielki jak poprzedni – za traktowanie czytelnika jak zupełnego ignoranta. Często zdarza się to przeprowadzającym wywiady dziennikarzom „Lampy”, a zwłaszcza naczelnemu Dunin-Wąsowiczowi, namiętnie korzystającemu z prawa do odredakcyjnego komentarza. Rzeczowe objaśnienie spraw nieoczywistych jest naturalnie potrzebne, dowartościowywanie literacko niezorientowanych – niekoniecznie.

Minusy mniejsze należą się moim zdaniem za błędy korektorskie (znowu przede wszystkim w wywiadach; nie wiem na przykład, dlaczego nie dzieli się tam wypowiedzi na spójne całości, a podaje jako potok myśli bez dużych liter i kropek) oraz ostry styl wypowiedzi przeplatany przekleństwami. To ostatnie, to raczej kwestia gustu, można się też przyzwyczaić i polubić.


same plusy

Plusy. Największy – za „szybkość reakcji”. „Lampa” jest jedynym znanym mi czasopismem literackim tak szybko reagującym na wydarzenia kulturalne: nowości wydawnicze chociażby. Dziennikarze „Lampy” czytają dużo. Najczęściej piszą krótkie, żywe omówienia nowości na ostatnich kilkunastu stronach czasopisma. A zdarza się, tak jak w numerze wakacyjnym, że i dłuższe: przykładem tekst Pawła Soszyńskiego (Rzeczywistość integralna) o dwóch nowych książkach Jeana Baudrillarda (Pakt jasności. O inteligencji zła, Duch terroryzmu. Requiem dla Twin Towers). Rzeczywistość integralna przeciwstawiona jest u Baudrillarda rzeczywistości symbolicznej, której koniec wróży filozof. „[Rzeczywistość integralna] po prostu jest taką, jaką ją widzimy. Rzeczywistość ta pozbawiona jest dystansu – jest jak lśniąca truskawka oblana bitą śmietaną w reklamówce” – tłumaczy Soszyński w omówieniu. Symbolem rzeczywistości integralnej były wieże World Trade Center – „idealnie odbijające się w sobie, pokrywające się – samourzeczywistniające się we wzajemnej perspektywie. (…) Dwie wieże pozbawiają siebie nawzajem jakiejkolwiek tajemniczości – stanowią dla siebie własne dna identyczne z powierzchnią – nie komentują się, komentarzem byłaby trzecia wieża – jak pęknięcie na zwierciadle niszczące jego integralną taflę.” Ich zniszczenie odsłoniło inny wymiar tego świata, jego nieobliczalną naturę. Rzeczywistość integralna boi się śmierci, szaleństwa i brudu, bo w zetknięciu z nimi przestaje istnieć. Jest agresywna z uwagi na swoją naturę, która nie dopuszcza żadnej alternatywy.

Kolejny plus dla „Lampy” – za bezkompromisowość. Publikowanie tekstów, które ostro polemizują z tym, co się dzieje wokół, to – jak pokazuje doświadczenie – dobry początek pism literackich. Potem większość grzęźnie na mieliźnie, wymieniają ukłony i powielają bezpieczne opinie. „Lampa” z tym walczy. Nie boi się języka ulicy czy może należałoby powiedzieć – nowoczesnych polonistów. W numerze 7-8/2005 „Lampy” dwa mocne teksty podsumowujące, autorstwa Pawła Kozioła i Konrada Lewandowskiego. Lewandowski pastwi się nad współczesną literaturą (Kto kocha Małego Brata), a Kozioł odżegnuje od liderowania „LiteRacjom” (Protestacje, czyli żale byłego redaktora).

Tekstu Lewandowskiego się spodziewałam. Ktoś musiał w końcu posumować wysyp książek autorów, którzy uskarżają się na środowisko stworzone przez korporacyjnych pracodawców. Literaturę, o której Lewandowski pisze z niesmakiem, nazywam sobie na własny użytek literaturą sfrustrowaną. Lewandowski mówi o niej – pseudobuntownicza. Do grona pseudobuntowników zalicza Shutego (Zwał), Kornagę, Sowę, Czerwińskiego (Pokalanie). Ja bym jeszcze dodała Bieńkowskiego i Dzido. Lewandowski nie chce, by ten cały peleton buntowników zaliczał się do kategorii „nieugiętych niezrzeszonych” (w sensie „nie pracujących w dużych korporacjach”), do której sam siebie zalicza. Jego, Lewandowskiego, nonkonformizm jest prawdziwy, ich – medialny, zrodzony na fali mody na dyskurs antysystemikowy.

Kozioł natomiast tłumaczy się mocno z szefowania „LiteRacjom”. Zarzeka się, że redaktorem pisma już nie jest i spowiada z błędów, których pismo się dopuściło. Podstawowym błędem „LiteRacji” jest – zdaniem Kozioła – akademicki bełkot, zarzut wielokrotnie wysuwany pod adresem pisma przez samą „Lampę”. Pismo – według eks-naczelnego – „w imię dobra wspólnego nie pozwala na wyrażanie jednoznacznych opinii, a w tym samym czasie nie widzi nic zdrożnego w nadużywaniu ściśle zdefiniowanych terminów psychologicznych”. I Kozioł dalej – „Tak zwana redakcyjna większość woli się dowartościowywać pisząc o autorach głośnych i uznanych...”. Zarzuca też „LiteRacjom” uprawianie krytyki polegającej na cytowaniu i omawianiu, a nie podejmowaniu polemiki.

Nadzieję na dobrą literaturę niesie też – oprócz tych bezkompromisowych podsumowań – końcowy fragment wiersza Jarosława Klejnockiego (wiersz zaczyna się od incipitu „Weroniko, Dezyderio...”):


Są sprawy większe od pisania. Ten, który to mówi,

nie zawsze to wiedział. Teraz już wie i gotów jest

na milczenie.


Może się ziści i Klejnocki pomny tego, co napisał w wierszu, kolejnej powieści nie wyprodukuje. Według mnie dużo lepiej wychodzą mu recenzje (także do znalezienia w tym numerze „Lampy”), publicystyka i uprawianie poezji.

Martyna Ziębińska

Omawiane pisma: „Lampa”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
MÓJ SARKAZM. FELIETONISTYKA TOMASZA BEKSIŃSKIEGO
POSZUKIWANY ŻYWY LUB MARTWY
SACRUM, PROFANUM, SACROFANUM

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt