Witryna Czasopism.pl

Nr 16 (133)
z dnia 2 czerwca 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

JEST CIEKAWY – W KOLORZE BORDO

W roku 1967 Vilgot Sjöman nakręcił film Jestem ciekawa – w kolorze żółtym. Rok później powstał inny film tego samego reżysera: Jestem ciekawa – w kolorze niebieskim. I to wszystko, co jestem w stanie Państwu o tych dziełach powiedzieć. Wiem, nie ma się czym chwalić, ale też moje intencje są skromniejsze. Przywołuję filmy Sjömana, bo pozwoliły mi zatytułować niniejsze omówienie. Najświeższy numer „Kwartalnika Filmowego” (47–48/2004), o którym chcę pisać, jest i ciekawy, i w kolorze bordo (mówiąc ściśle, to jego okładka jest bordowa, co nie jest bez znaczenia, gdyż każde wydanie „Kwartalnika” ma okładkę innego koloru). Na okładce łatwo można dostrzec informację o wiodącym temacie numeru, którym jest „Antropologia i film”.

Mniej więcej wiemy, co to film, trochę mniej natomiast, co to antropologia. Tak się składa – co podkreśla Sławomir Sikora w artykule otwierającym tom – że dziedzina wiedzy, którą nazywamy antropologią, jest otwarta, poręczna dla badaczy różnej proweniencji i „miewa problemy ze zdefiniowaniem siebie”. W każdym razie językiem antropologii mówi się najczęściej o człowieku. Gdy antropologia zajmuje się czymś tak współczesnym jak film, chcąc nie chcąc mówi też o dzisiejszych ludziach. I co dostrzega? Inność. Człowiek dzisiejszy lubi być inny i tak też lubi przedstawiać się w filmach. Filmów o inności mamy przeto pod dostatkiem i trzeba coś z tego wybrać. Stosując kryterium ilościowe, wyłaniam Todda Haynesa, którego twórczość jest bohaterką aż dwóch artykułów w omawianym numerze „Kwartalnika”.

Powróćmy do jednego z dwu wątków z początku tego omówienia, czyli do kolorów. Film Haynesa pt. Idol, o którym pisze Karolina Kosińska w tekście Androgyn, który spadł na ziemię, to po prostu barwna eksplozja: podziwiamy tu pełen zakres widzialny widma optycznego, znany szerzej jako tęcza. Nasze trudne czasy wymusiły na tęczy nową funkcję – do jej zatrudnień nie należy już tylko przyozdabianie nieba po deszczu, jest ona również emblematem ruchów gejowskich. Możliwe, że znaczenie to jako pierwszy nadał jej glam rock, o którym opowiada film Haynesa i artykuł Kosińskiej. Kosińska podkreśla, że jednym z wyróżników glamu (zjawiska nie tylko muzycznego, ale też estetycznego i kulturowego w ogóle) był niespotykany wcześniej, czyli inny obyczaj erotyczny: „zacieranie granic i różnic między tym, co kobiece i męskie, co hetero- i homoseksualne”. Następstwem tego zacierania miał być androgyn. Autorka słusznie zaznacza, że nie mówimy w tym przypadku o „androgynie w wersji platońskiej, przynależnym do pierwotnego porządku rzeczy symbolu pełni, czystości, pre-seksualności i uniwersalności”, bo androgyna glamrockowego, że ujmę to prosto i krótko, nie przewidziano na mistrza erotycznego umiarkowania i harmonii, a wręcz przeciwnie. Współczesny androgyn powstał i – jako że „nie mógł istnieć bez wizerunku” – rozejrzał się za czymś, co mogłoby wyrazić jego naturę barwną i ulotną. A że nie ma nic barwniejszego i ulotniejszego niż tęcza, włączył wybrane przez siebie zjawisko atmosferyczne w przestrzeń pod atmosferą i tak już zostało (tak to sobie wyobrażam, choć oczywiście mogło być inaczej). Idol Haynesa – jak przystało na film, w którego recenzjach roi się od słów takich jak „inny”, „glam”, „barwny” czy „androgyniczność” – jest zatem szaleńczo kolorowy.

Odmalowana wyżej feeria barwna nieco przysłoniła inny (przymiotnik „inny” jakoś sam pcha się pod pióro, czyli pod klawiaturę) problem, o którym w kontekście filmów Haynesa się mówi. Rzecz również dotyczy inności, a konkretnie: homoseksualizmu. Wagę tego tematu podkreśla Łukasz Maciejewski w recenzji książki o twórczości Haynesa (Czekając na niebo. Na marginesie książki Andrzeja Pitrusa „Nam niebo pozwoli. O filmowej i telewizyjnej twórczości Todda Haynesa”). Maciejewski pisze tak: „Todd Haynes jest gejem”. Co z tego wynika, dowiadujemy się w dalszej części właśnie zacytowanego zdania: „…i jest reżyserem queerowym”. O tym, co to queer, czytamy dalej : „Queer to postawa afirmująca inność oraz dumę z bycia innym”. Zatem: Haynes jest inny i wypowiada tę inność w swojej twórczości, zajmując postawę nazwaną queerem, a my, widzowie, powinniśmy to zauważyć.

Myślę, że wiedza o łóżkowych upodobaniach artystów niekoniecznie przyczynia się do lepszego zrozumienia ich dzieł. Więcej – myślę, że wiadomości na temat jakichkolwiek upodobań twórców nie pomagają w rozjaśnianiu ich dzieł. Na swoją obronę mam tylko to, co obwieścił Roland Barthes, a mianowicie śmierć autora. Barthes napisał, że w tekście (o filmie też się tak czasem mówi) głosu jego autora nie słychać, a ja się z Barthesem (a tak naprawdę to z jego pracą) zgadzam. I mówię: Todd Haynes jest gejem, a jego filmy są kolorowe – nie widząc pomiędzy gejem a kolorem nijakiego powinowactwa. Po co ten prztyczek połączony z mrugnięciem oka? Po to, żeby zaproponować inne niż przy użyciu klucza androgyne i queer odczytanie filmów i interpretacji filmów Haynesa, do czego świetnie nadają się teksty Kosińskiej i Maciejewskiego, przekazujące w istocie a-androgyniczne i a-queerowe spostrzeżenia na temat sytuacji człowieka współczesnego. Tych spostrzeżeń, par excellence antropologicznych, twórcy omawianych artykułów mogli zupełnie nie przewidzieć, a jeżeli tak właśnie było – umocniłby się pogląd, według którego autorzy i ich intencje głosu nie mają.

Maciej Stroiński

Omawiane pisma: „Kwartalnik Filmowy”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
JEŚLI NIE MONOGAMIA, TO CO?
Czas kanibalów
O LITERATURZE SKAFANDRYCZNEJ I NIESKAFANDRYCZNEJ

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt