Witryna Czasopism.pl

Nr 14 (131)
z dnia 12 maja 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

POCHWAŁA WIEŚNIACTWA

Tej wiosny pismo literacko-artystyczne „Kartki” świętuje piętnastolecie istnienia. Na początku rzeczywiście ukazywało się w formie kartek, w dodatku dosyć luźnych, z czasem jednak kartki zostały spięte i zebrane w coraz barwniejszą całość. Ostatni numer jest naprawdę kolorowy, jest całością (choć nieco nierówną stylistycznie), a do tego słowami Andrzeja Stasiuka promuje wieśniactwo. Dosłownie. Pochwała wieśniactwa odbywa się już na pierwszych stronach nieregularnika [numer 33-34 (2004-2005)], więc można by ją uznać za jego element wiodący. Ale niekoniecznie.


Po pierwsze

gdyby nikt na całym świecie nie chciał być, pod żadnym pozorem, nazywany wieśniakiem, to jak byśmy nazwać mogli prawdziwych, a dumnych mieszkańców wsi? Jak byśmy promowali prowincjonalizm dobrze pojęty, słusznie uzasadniony, wrośnięty w nas i wyrosły z najrzeczywistszych korzeni? „Jestem z miasta, to widać” śpiewał Kuba Sienkiewicz nie po to, żeby się z niego naśmiewać, ale po to, żeby móc także być ze wsi (może trochę przesadziłam.... ale się tej koncepcji nie wpieram absolutnie!)

Stasiuk, aktualnie bardzo znany pisarz, twierdzi w rozmowie z Piotrem Brysaczem i naczelnym „Kartek” Bogdanem Dudko, że wieśniactwo to wręcz zaszczyt. Chodzi mu o ten niewstydliwy rodzaj wieśniactwa, europejski, a też przy okazji – bardzo tutejszy, podlaski. Fakt, że deklarację taką składa artysta właśnie na łamach „Kartek”, musi mieć swoje drugie (co najmniej) dno, także w związku z jego ostatnią książką Jadąc do Babadag pojawia się ona w jak najwłaściwszym kontekście.

Skądinąd ciekawe, w jakim kontekście mieszczą się niektóre cykle fotograficzne „Kartek”. Pismo stara się nie wychodzić poza przyjęty porządek tematyczny, choć robi to nieustannie (patrz fot. Messalina przedstawiająca rzeźbę Kamila Sipowicza), jednak – ze swoistym urokiem.

W najnowszym numerze dobrze prezentuje się wywiad ze Stasiukiem. Na pewno też jest on ciekawszy niż wywiad z Wojciechem Kuczokiem, chociażby z powodu lokalnego zabarwienia, które pojawia się w tytule. Tak naprawdę to jestem z Podlasia – zatytułowano rozmowę ze Stasiukiem, gdy drugiej nadano tytuł „Kuczoki” z lodówki. Voilà!


Po drugie

Stasiuk, choć pochodzi z Warszawy, upiera się, że jest z Podlasia przez wzgląd na korzenie i podlaski pejzaż, a nie ze względu na jakąś tam fantazję.

Sama rozmowa dotyczy jednak literatury. Zatem pisarz pytany o te sprawy przypomina, że nie obawia się o przyszłość literatury, bo „od wzrostów i nieograniczonych możliwości” są sprzedawcy samochodów i faceci w garniturach, a nie ona. I wraz z tą odpowiedzią wszystko staje się jakby prostsze i jednocześnie szlachetnie wieśniackie w tym jego odważnym, promowanym przez „Kartki” znaczeniu.

Proste są też powody, dla których Stasiuk podróżuje (o co także zostaje zapytany), a właściwie jeden powód, bo ten okazuje się najważniejszy – przyjemność. Proszę o tym przy najbliższej wakacyjnej okazji pamiętać, w sumie miło jest mieć cel oraz zamierzenia wędrowne opracowane zawczasu i podbudowane teoretycznie.

Przyjemnością szczególną jest według Stasiuka podróżowanie po „krajach peryferyjnych” – jak je nazywają recenzenci książki Jadąc do Babadag; sam autor nie przepada za tym określeniem, gdyż wspomniane peryferie zamieszkuje, bagatela, 280 milionów ludzi!

Po rumuńskich bezdrożach Stasiuk lubi podróżować nie bez przyczyny: „(…) być może mój temperament – przyznaje artysta – jest za bardzo wieśniacki, może bałem się jak wypadnę na ulicy w Paryżu (…)”. Pisarz najwyraźniej sobie żartuje, a z wieśniactwa fajnie jest sobie pożartować, jeśli traktuje się je z powagą oraz ma się na podorędziu masę adekwatnych przemyśleń, niemniej – kwestia wieśniactwa pozostaje otwarta. „Jestem takim odzyskanym wieśniakiem” – dodaje Stasiuk – i trzeba przyznać, że brzmi to pięknie, nowe światło pada na wieśniactwo, wysubtelniając je i przywracając mu zagubiony blask. Ci, którzy jednak chcieliby połknąć takie pojęcie wieśniactwa w całości, niech pamiętają, że choć wieśniactwo może być błyskotliwe, to jednak jest również nieco ryzykowne, ze względu na odruch brania niektórych błysków za taniochę.


Po trzecie

powracając do Andrzeja Stasiuka – artysta, zachwycony pozytywną wieśniackością Rumunii, dorzucił jeszcze taką oto prawdę, że „(…) nic bardziej nie przypomina Rumunii niż białostockie w Polsce”. Zatem odważnie – bądźmy odzyskanymi wieśniakami, nie tylko na Podlasiu. Najwyraźniej nadszedł czas, by spojrzeć prawdzie w oczy i z zachwytem przyjąć naszą rumuńską europejskość (i proszę nie mieć obiekcji do rumuńskości, to tylko nasze kulturowe konotacje przeszkadzają w smakowaniu znaczeń).


Po czwarte i ostanie

rozmawiający z autorem Jadąc do Babadag tak naprawdę nie skupili się wcale na kwestii czyjejkolwiek wiejskości vel wieśniackości, byli zwyczajnie ciekawi sposobu, w jaki Stasiuk dystansuje się do Polski, tego, gdzie jest Europa Środkowa (zdaniem pisarza – w nas, w środku), jak tam się pije wódkę itp. Zatem jeśli ktoś zechce poszerzyć horyzonty poprzez takie widzenie świata – niech do „Kartek” zajrzy.

Uczciwie zaznaczę tylko, że 33-34 numer w kwestiach obrazkowych, ważnych dla piętnastoletniej tradycji pisma, przynosi rzeczy zdumiewające. Kamil Sipowicz (stołeczny artysta, filozof) wyrzeźbił bowiem oprócz Messaliny, także Kaligulę i Kybele, sfotografowano tychże na czarnym tle pośród elektrycznych błysków, co – być może – wiąże się z przedstawionym na następnej stronie cyklem Mandale w czasach Apokalipsy.

Czasy te widać nadeszły, bowiem kiedy staram się zanalizować mandale, wcale się apokalipsie nie dziwię. Twórczość Sipowicza nie jest łatwodostępna, choć, być może, jest łatwopalna (patrz: drewniane figurki).

Przerażenie zatem dozujemy według zapotrzebowań, a koncepcję wieśniactwa, tak przy okazji, po europejsku (lub nie) adaptujmy na znajomy sobie grunt. Można dzięki temu uzyskać bardzo egzotyczną i inspirującą kombinację.

Miłka O. Malzahn

Omawiane pisma: „Kartki”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
Powinny nas różnić idee
DWA LATA DLA SIERAKA, A ILE DLA STOKFISZEWSKIEGO?
CENTRALA – REAKTYWACJA?

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt