Nr 1 (118)
z dnia 2 stycznia 2005
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Nie wiem, jak się zakończyła tegoroczna zbiórka pieniędzy na reklamę w czasopiśmie „The Guardian”, organizowana przez ludzi skupionych wokół magazynu „Adbusters”. To, co mnie zainteresowało najbardziej, to sam pomysł reklamy: święty Mikołaj, teraz jako Zenta Claus, siedzi w charakterystycznej asanie kwiat lotosu, propagując dzień bez świątecznych zakupów, czy więcej nawet – powstrzymanie się od nich w ogóle.
Nawoływanie do bojkotu konsumpcyjnego szaleństwa przy pomocy reklamy zamieszczonej w wysokonakładowym piśmie to pomysł bardzo oryginalny. Przypomniałam sobie o nim podczas lektury manifestu grupy Critical Art Ensamble zamieszczonego w ostatnim – nr 4/2004 – numerze „Kultury Popularnej”. Autorzy manifestu Nomadyczna władza i opór kulturowy zwracają uwagę na mechanizmy sprawowania władzy w społeczeństwie epoki mediów elektronicznych i potrzebę kulturowego oporu wobec jej manipulatorskich praktyk. Co prawda, zdaniem tłumacza tekstu, Mirosława Filiciaka (Opór e-kulturowy 10 lat później) grupa CAE skupiła się raczej na analizie negatywnych aspektów tak rozumianej współczesności, zaznaczając tylko, że opór kulturowy jest potrzebny, jednak zapisane tam zdania, choćby takie jak: „Władza nomadyczna musi napotkać opór nie w przestrzeni fizycznej, ale w cyberprzestrzeni” po dziesięciu latach od powstania manifestu nadal są inspirujące. W tym miejscu należy się zatrzymać, żeby przynajmniej z grubsza powiedzieć, co oznacza określenie władza nomadyczna. Łatwiej będzie wówczas zrozumieć, dlaczego w cyberprzestrzeni upatruje się narzędzia oporu.
Chcąc uchwycić istotę współczesnych mechanizmów władzy, grupa CAE odwołuje się do historii starożytnej i wskazuje na lud Scytów jako przykład społeczeństwa nomadyczno-koczowniczego, którego funkcjonowanie charakteryzowało bycie w ciągłym ruchu, zdolność do nieobjawiania swojego położenia i – co związane z wymienionymi właśnie cechami – przyjmowanie postawy ofensywnej w działaniach wojennych. „Ten archaiczny model dystrybucji władzy i związana z nim strategia drapieżnika zostały na nowo (…) odkryte przez elity władzy późnego kapitalizmu. Renesans nomadyzmu jest oparty na technologicznym otwarciu cyberprzestrzeni, gdzie szybkość/nieobecność oraz inercja/obecność zderzają się w hiperrzeczywistości”. W epoce mediów elektronicznych wszystko (produkcja, dystrybucja, konsumpcja), a więc i władza jest przenoszone do cyberprzestrzeni – przekonują autorzy manifestu. Nomadyczną elitę trudno pochwycić, a w konsekwencji – poddawać krytyce. Istnienie ciemiężcy nie zakłada bowiem możliwości dotarcia do niego, odczuwa się raczej skutki jego obecności, niż ma pewność, kim tak naprawdę jest. Stąd powszechnie używane, a mało konkretne określenia: system, władza, elita. „Obecnie cyberelita jest transcendentym bytem, który może być tylko wyobrażony. Nie wiadomo, czy posiada zintegrowane, zaprogramowane motywy”. Mimo tej wątpliwości nikt nie zaprzeczy, że coś nami steruje. Najczęściej doszukujemy się takich manipulatorskich praktyk w działaniu korporacji, sądząc, że to one są odpowiedzialne za konsumpcjonizm i inne formy zniewolenia. Ponieważ pojawiła się nowa przestrzeń (cyberprzestrzeń), a właściwie zniknęła tradycyjna, dotychczasowe metody oporu także powinny ulec zmianie. Grupa CAE twierdzi, że stare modele wyczerpały się i nastały czasy, w których „mała, ale zorganizowana grupa hakerów może wprowadzić elektroniczne wirusy, robaki i bomby do banków danych, programów i sieci władzy, wnosząc destrukcyjną siłę inercji do nomadycznego uniwersum”. Postulat ten spisany został dziesięć lat temu i czas zweryfikował pomysły twórców manifestu, wskazując jednocześnie nowe możliwości. Gdyby tak na przykład za pośrednictwem Internetu udało się rozpropagować ideę powstrzymywania się od zakupów, może bylibyśmy w końcu świadkiem paraliżu konsumpcyjnego. Czy obraz pustych supermarketów musi być marzeniem ściętej głowy? Może wystarczy wykorzystać media do celów odwrotnych niż zwykle?
Z manifestem grupy CAE koresponduje w numerze raport z terenowych badań nad polską kulturą popularną autorstwa Mateusza Halawy [Atrakcyjna prezentacja wyjątkowych produktów (z możliwością ich zakupu)]. Wynika z niego ni mniej, ni więcej jak to, że wbrew panującym opiniom ludzie nie zawsze są masą bezmyślnie podążającą za nawoływaniem specjalistów od marketingu i sprzedaży i że grupa też ma zdolność krytycznej oceny sytuacji. Bezpośrednim przedmiotem badań Halawy była wycieczka do Lichenia połączona z prezentacją handlową. W ramach badania Halawa wcielił się w rolę obserwatora-uczestnika wycieczki, którą firma C* zareklamowała jako zwiedzanie bazyliki w Licheniu. W rzeczywistości okazało się, że przede wszystkim chodziło o skompletowanie grupy osób, które wzięłyby udział w pięciogodzinnej prezentacji handlowej różnych produktów (z możliwością natychmiastowego ich nabycia). Autor szczegółowo analizuje w swoim tekście wszystkie elementy składające się na to przedsięwzięcie, zapoznaje nas z aparatem naukowym, jakim posługiwał się przy opracowywaniu wyników swoich badań i oczywiście wysnuwa wnioski. Przedmiotem jego badania w gruncie rzeczy jest kultura popularna, a analizowana praktyka stanowi jej szczególny przypadek, na podstawie którego można pokusić się o ogólniejsze wnioski. Halawa mówi m.in. o strategiach organizatorów i taktykach stosowanych przez uczestników (po definicyjne rozróżnienie przywołanych terminów: strategia i taktyka odsyłam już do samego tekstu). Z jednej więc strony będzie to próba osiągnięcia przez organizatorów wyznaczonych sobie celów, a więc sprzedaż jak największej liczby produktów, z drugiej zaś – opór uczestników wycieczki: mimo przemyślnych praktyk stosowanych przez organizatorów uczestnicy nie dadzą się tak łatwo pochwycić w zarzucane na nich sieci, uruchomi się w nich mechanizm obronny. Halawa komentuje to następująco: „…taktyki mają więc dwa fundamenty: ponadkulturowy psychologiczny konstrukt stanu reaktancji, który nakazuje uczestnikom dążyć do odzyskania zagrożonego poczucia swobody i kontroli, oraz leżące u podstaw współczesnej indywidualistycznej kultury konsumpcji dążenie do przyjemności (…)”.
Traktując społeczeństwo jako organizm o zdolnościach samoregulujących, wierzę, że w przyszłości nie trzeba będzie zbierać datków na reklamę w wysokonakładowej gazecie i nawoływać do oporu kulturowego. Konsumpcyjna kropla do kropli i czara się przeleje: zbrzydną nam zakupy w supermarketach w okresie przedświątecznym. Zostaniemy w domu albo w cyberprzestrzeni, żeby oddawać się czemuś bardziej twórczemu.
Omawiane pisma: „Kultura Popularna”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt