Nr 30 (112)
z dnia 2 listopada 2004
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | artykuły | konkursy | autorzy | archiwum
Maciej Kowalski (millevitch)
Obserwując wysiłki autorów, którzy podejmują kolejne próby zwrócenia na siebie uwagi, mam wrażenie, że to już nie są literaci, ale sportowcy przygotowujący się do startu na olimpiadzie. Zbieranie punktów w postaci kolejnych publikacji czy też nagród (lub wyróżnień) w konkursach literackich (choćby nie wiem, jak bardzo podrzędnych) ma zagwarantować danym autorom nominację do udziału w igrzyskach olimpijskich (czyli: fakt potwierdzenia wartości danej twórczości). O ile jednak osiągane przez sportowców wyniki (w postaci osiągniętego czasu, pokonanej wysokości itd.) w bezdyskusyjny sposób świadczą o pozycji danego zawodnika w sportowym rankingu, o tyle w przypadku literatury nie ma chyba takiego zdarzenia, które potrafiłoby uświadomić pewnym autorom ich drugoligową przynależność.
Leszek Bylina
Był taki czas, gdy kształtując przestrzeń swojej działalności, ludzie pamiętali o ogrodach. Powstawały one wokół domów mieszkalnych i budynków użyteczności publicznej. Parkami lub skwerami zapełniano wolne przestrzenie miejskie, także te, które dziś niewiele osób z ogrodami kojarzy: koszary wojskowe, lotniska czy stacje kolejowe.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt