Nr 26 (108)
z dnia 22 września 2004
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
W Koli Jana Svěraka, filmie, którego akcja rozgrywa się tuż przed Aksamitną Rewolucją ’89, jest scena przedstawiająca tłumy prażan (wśród nich są także niedawni ubecy) stojących na Placu Wacława i potrząsających kluczami – to symboliczne pożegnanie dawnego ustroju i powitanie nowego, powrót do domu. Dla mnie taką analogiczną sceną jest na gruncie polskim gest zwycięstwa, jaki wykonuje Tadeusz Mazowiecki po tym, jak został premierem pierwszego niekomunistycznego rządu. W sierpniu minęła 15. rocznica tych wydarzeń, stąd oczywiście medialne dyskusje, próby bilansu kilkunastu lat polskiej demokracji, spojrzenia z perspektywy na to, co się udało, a co nie wyszło. Należymy do Unii Europejskiej i NATO, mamy paszporty i pełne półki w sklepach, ale mamy też bezrobocie, korupcję, biedę. Iluzją było przekonanie, że zmiana nazwy państwa z PRL na RP czy zwrócenie korony orłowi automatycznie zmieni nasze życie na lepsze, tak jak iluzją była czarno-biała wizja świata, w której to, co najlepsze, znajdowało się po tamtej stronie żelaznej kurtyny. Iluzję zastąpiła deziluzja: rozczarowanie nowym światem, który nie okazał się do końca wspaniały.
I taki świat pokazywało polskie kino lat 90., czego doskonałym przykładem są Psy Pasikowskiego – dziesięć lat temu tę wizję poprzełomowej Polski uważano za przesadnie czarną i zbrutalizowaną, dziś widać, że diagnoza była w wielu punktach trafna. Rzeczywistość Polski po przełomie, jaką pokazywało większość filmów poprzedniej dekady, określiło fundamentalne poczucie braku, ujawniającego się głównie w sferze etyki – tak brzmi jedna z tez tekstu Michała Oleszczyka Pomiędzy negacją a afirmacją – bohaterowie kina polskiego w poszukiwaniu tożsamości, opublikowanego we wrześniowym „Kinie”. Tekst został wygłoszony podczas tegorocznego, już 34. Lubuskiego Lata Filmowego (inny referat, Czas deziluzji Łukasza Maciejewskiego, zamieścił „Tygodnik Powszechny” nr 37). O tym, jakie filmy można było w Łagowie obejrzeć i które z nich nagrodzono, obszernie pisze Konrad Klejsa (Nasi sąsiedzi i my). Sam Łagów poniekąd też jest ofiarą przełomu – parę dekad temu był chyba najważniejszą letnią imprezą filmową w Polsce, teraz jedną z kilku. Projekcje w kino „Świteź”, które otwiera swoje podwoje tylko raz w roku, by pokazać to, co mają do zaoferowania kinematografie naszej części Europy, wypadają skromnie wobec wyboru tytułów, jaki oferują cieszyńskie Nowe Horyzonty; odbywające się na Zamku Joannitów spotkania z twórcami, często mało jeszcze znanymi, mogą nie wytrzymać konkurencji z gwiazdami (a może, zważywszy, że wśród uhonorowanych odciskiem dłoni są zarówno aktorzy zawdzięczający popularność serialom, jak i znakomici artyści teatralni pokroju Ignacego Gogolewskiego, należałoby mówić o tzw. gwiazdach?), które tłumnie w tym samym czasie zjeżdżają do Międzyzdrojów. Z drugiej jednak strony, kameralność Łagowa jest zaletą, bo tutaj nie tylko ogląda się filmy, ale i chętnie o nich rozmawia – prywatnie w słynnym „Ścieku”, pełniącym rolę klubu festiwalowego czy nad jeziorem, siedząc po turecku na pomoście, bardziej oficjalnie natomiast, podczas tradycyjnego forum. Tegoroczne hasło imprezy, zaproponowane przez nowego dyrektora programowego Tadeusza Sobolewskiego brzmiało „Czas deziluzji”. Sam Sobolewski, inicjując dyskusję, zauważył ambiwalencję tego pojęcia: deziluzja jest rozczarowaniem, czymś niewątpliwie przykrym, ale jednocześnie jest szansą, moment rozczarowania może stać się momentem prawdy. Rzeczywiście, pokazanie w polskim kinie rozpadającego się świata już nie wystarcza, trąci banałem – potrzeba czegoś innego, nowego bohatera, który będzie próbował scalić rozbite uniwersum.
W swoim tekście Michał Oleszczyk przywołuje film, który spełniałby to kryterium: Zmruż oczy, obraz od zeszłego roku wymieniany jako dowód na to, że polskie kino jeszcze nie umarło. Według autora film Andrzeja Jakimowskiego w głównej mierze dotyczy istoty wolności, co doskonale symbolizuje scena z orłem, który, mimo przywiązanej do łapy bańki po mleku, wzbija się do lotu. Podobnie jest z bohaterami filmu Zmruż oczy, którzy są zdeterminowani na przykład przez swoją pozycję społeczną, ale ta zależność nie określa ich całkowicie. Oleszczyka interesuje bowiem właśnie kwestia tożsamości bohatera i jego postawy wobec rzeczywistości – nie bez powodu przywołuje tutaj kino moralnego niepokoju. Bohaterowie filmów lat 70. również żyli w świecie nieprzyjaznym, tyle że bardziej przejrzystym, bo dwubiegunowym, dominowały w nim (w uproszczeniu) dwie maski: konformisty i buntownika. Nauczyciel Jasiek z filmu Jakimowskiego (w tej roli Zbigniew Zamachowski) opuszczający dobrowolnie miasto i wybierający życie stróża gdzieś na prowincji (końcu świata?) przypomina postaci z lat 70., które odmową uczestnictwa negowały system. Oleszczyk wskazuje jednak na różnicę: bohater ani nie walczy z rzeczywistością, ani jej się nie poddaje, wychodzi poza układ konformista-buntownik, odmawia założenia jakiejkolwiek maski. Jego postawa to autoafirmacja, naczelną wartością zaś jest wolność.
„Polska po przełomie (…), która u Pasikowskiego była przestrzenią ostatecznej katastrofy aksjologicznej, u Jakimowskiego jest czymś w rodzaju obietnicy: ziemi gotowej pod uprawę” – pisze Oleszczyk. Wiadomo, że zagospodarowanie tej ziemi nie będzie łatwe. Może jednak warto się starać, próbować stworzyć własny świat, choćby w skali mikro, taki jak ten filmowego Jaśka: „Niby nic, a masz wszystko” – jak mówi jeden z jego miejskich przyjaciół. Iluzją jest przeświadczenie, że można mieć wszystko, reguła „wszystko albo nic” obowiązuje chyba tylko w kiepskich filmach. Im szybciej owa iluzja pryśnie, tym łatwiej będzie szukać prawdy – o sobie, świecie i o sobie w świecie, bo takie mogą być pożytki płynące z deziluzji. I dobrze, jeśli powstaje kino, które w tym przynajmniej trochę pomaga.
Omawiane pisma: „Kino”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt