nr 23 (105)
z dnia 22 sierpnia 2004
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Kiergegaarda zna każdy przeciętny czytelnik prasy kulturalnej, ale niekoniecznie dobrze. Z zamieszczonego w „Principiach” nr 35-36 (2003) eseju Nielsa Nymanna Eriksena Kiergegaarda pojęcie powtórzenia wynika, że ten znany wszystkim mieszkańcom dawnego Sztokholmu ekscentryk był nie tylko oryginalnym filozofem, ale także wnikliwym psychologiem. Sformułowana przezeń koncepcja rozwoju osobowości, jeśli przyjrzeć się uważnie, odsłania interesujące różnice między człowiekiem późnego Oświecenia a człowiekiem współczesnym, różnice, które pozwalają spojrzeć na naszą postoświeceniową sytuację pod zupełnie innym kątem.
W swego rodzaju psychosymulacji, opartej w dużej mierze na osobistym doświadczeniu, Kierkegaard określa trzy stopnie rozwoju osobowości. Za miernik rozwoju uważa modus wolności, jaki dana jednostka zdołała osiągnąć. Trzeci pułap zdolności bycia wolnym osiąga tylko garstka ludzi, którzy mają odwagę oddać się bogu z tak gwałtowną i namiętną desperacją, jak Mojżesz. Pierwsza – i najpowszechniej spotykana – forma bycia wolnym znajduje najdoskonalszy wyraz w typie Don Juana i polega na swobodzie spełniania pragnień zmysłowych. Monstrualne łaknienie nowości, związane z potrzebą coraz to intensywniejszych doznań, zaczyna jednak prędzej czy później obracać się przeciwko sobie, ponieważ doznania zmysłowe charakteryzują się jednostajnym przebiegiem. Nieumiarkowana żądza przeżywania za każdym razem czegoś innego jako wyraz najpośledniejszej odmiany wolności spala zatem samą siebie i tym samym doprowadza do własnego unieważnienia. Karmiąca się zmianą wolność wywołuje powrót tego samego, odsłaniając cały bolesny tragizm swojej wewnętrznej logiki.
Wolność hedonisty, choć najpośledniejsza, ujawnia niezwykle frapującą, opartą na paradoksie dynamikę. Orgiastyczne szaleństwo zmysłów prowadzi – poprzez fazę sadycznego wyrafinowania – do otępienia, które jest wynikiem monotonii skrywającej się pod pozorami zmienności. Duch zmienności wpada w aporetyczny wir platońskiego Parmenidesa, gdzie Inne, aby w ogóle dało się nazwać, musi być sobą, do czego potrzebuje Tego Samego, i odwrotnie, To Samo, by dało się zdefiniować jako to samo, wymaga odróżnienia od czegoś drugiego, a więc Innego. Egzemplaryczny Don Juan może kontynuować jazdę na tej opętańczej karuzeli, o ile los obdarzył go stosowną odwagą i zapałem. Może zapaść się w siebie i gnuśnieć w rozpaczy. Ale może też wspiąć się szczebel wyżej, w obszary mądrości. Jak pisze Eriksen, „wolność rozpacza w objęciach żądzy, aby pojawić się w nowej i wyższej formie”. O ile wolność zmysłowa oparta na aktywnym zaprzeczaniu powtórzenia zamienia się w przymus bezustannej zmiany jako formy monotonii, o tyle mądrość jest świadomym przekształcaniem powtórzenia w taki sposób, by stało się ono znośne. Mędrzec w odróżnieniu od Don Juana nie ucieka z jednej celi do drugiej, lecz uczy się trudnej sztuki zapominania o tym, że jest więźniem.
Kierkegaard pisze, że ludzie są nudni. Jedni dla siebie samych, inni dla drugich. Ci, którzy znudzili się sobą, nie są nudni dla innych. Ci, co nie nudzą się w swoim towarzystwie, bywają nudni dla innych. Jego rozumienie nudy jest z ducha arystokratyczne, bo dla arystokraty bardziej niż praca wstrętna jest tylko nuda. Nuda arystokraty nie jest tymczasowa, to rezultat bezgranicznego sceptycyzmu co do wartości życia jako takiego. Kierkegaard nazywa ją „diabolicznym panteizmem”, bo tak jak panteizm dostrzega we wszystkim przejaw bóstwa, tak nuda widzi wszędzie znaki nicości. Metafizycznie znudzony więzień nie żywi już nadziei na to, że wydostanie się z celi, stara się więc urozmaicić sobie czas jak najlepiej potrafi. Jego przeżywania rzeczywistości nie jednoczy żaden naczelny cel, bo taki po prostu nie istnieje, każdy moment zatem to autonomiczna wartość, a każde zdarzenie może nabrać dowolnej wagi lub lekkości. Dlatego mądry więzień potrafi godzinami przyglądać się pająkowi, który przypadkowo nawiedził jego celę, odnajdując w tym wcale niezłą rozrywkę. Pająk sam w sobie jest obojętny, tak samo jak obojętny jest Bóg czy Szatan, bo są tylko powtórzeniem tej samej nicości. Percepcja wyrzeka się powagi życia, by znaleźć sobie prowizoryczny raj w najmniejszym odprysku codzienności. Umysł doskonale zobojętniały to estetyczny rewolucjonista, otwierający się na bezmiar przypadkowych doznań. Eriksen pisze: „pająk, zdarzenie przypadkowe, umożliwia pojawienie się nowej sytuacji, w której przypadek stanie się czymś esencjalnym, esencjalne zaś – przypadkowym”. I dalej: „dla estetycznie nastrojonego człowieka żaden moment życia nie jest tak mało ważny, by chciał go zapomnieć. Najbardziej obskurne zdarzenie może posłużyć za Archimedesowy punkt, z którego można podważyć cały świat”.
Fragment ten uzmysławia, że Kierkegaardowska psychologia typu estetycznego przekłada się na socjologię współczesnej kultury. Opisy tej specyficznej formy mądrości są zadziwiająco zbieżne z diagnozami kultury ponowoczesnej autorstwa Benjamina, Rorty’ego czy Baumana. Flaneur, niefrasobliwy spacerowicz Benjamina, przechadza się po życiu bez specjalnego planu, upadły anioł, który nie ma Boga, ideologii, historii, celów, potrzeby Prawdy ma jedynie siebie samego i uciekający moment, egzystencjalną marność (istotność zmarła śmiercią naturalną wraz z bóstwami i wielkimi ideami), którą przekształca w estetyczny pozór. Najdoskonalszą formą zapomnienia o tragizmie życia znajduje w królestwa piękna i złudy, podobnie jak Złotousty czy Dorian Gray, który bez wahania stawiał piękno nad dobrem. Ustępy o świadomości różnicującej powtórzenie, które znajdujemy u Kierkegaarda, zastanawiająco współbrzmią z przekonaniem Richarda Rorty’ego, iż zadaniem filozofii nie jest prawda, a praktyczne czynienie życia ciekawszym, „urozmaicanie” go. Podobne stanowisko zajmuje Derrida, dowodząc, że powtórzenie i niezmordowany ruch różnicy są naszym losem. Trop analogii na tym się nie urywa: nieznośna lekkość bycia Kundery, filmy Jarmusha, proza Enqvista, Homo Ludens Huizingi… Częstotliwość występowania tego motywu zdaje się potwierdzać, że człowiek współczesny utknął gdzieś w połowie drogi między Don Juanem a Dorianem Grayem – w kokonie informacyjnego szumu i medialnej fikcji, w antyplatońskiej przestrzeni, gdzie cienie tańczące na ścianie jaskini nie potrzebują już Słońca, ponieważ wystarczy dotyk twórczej wyobraźni, a zaczynają emanować wewnętrznym światłem… Psychologia Kierkegaarda nie kończy się opisem świadomości estetyzującej, podąża dalej, ku wolności niepotrzebującej wsparcia pięknego pozoru, w rejony wiary i moralności. Kuszące byłoby zapytać, czy nasz bardzo estetyczny wiek przebudzi się kiedyś ze swojego snu i uda w ślady Kierkegaarda. A jeśli tak, to czym będzie – epifanią islamskiego fundamentalizmu czy wcieleniem Nietzscheańskiego wolnego ducha. I czy mamy na to jakikolwiek wpływ.
Omawiane pisma: „Principia”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt