Nr 3 (50)
z dnia 22 stycznia 2003
powrót do wydania bieżącego
 
  przegląd prasy       
   

POSZUKIWACZE ARCHITEKTURY OBIEKTYWNEJ
     
   
„Architektura – Murator” – „Architektura & Biznes”

     Są tacy, którzy uważają, że tak zwane życie zawodowe nie może obyć się bez systematycznego wychodzenia poza macierzystą dyscyplinę. Że aby na dłuższą metę zachować świeżość, spontaniczność i ciąg na oryginalność trzeba nauczyć się stąpania po krawędziach, po obrzeżach, trzeba nauczyć się wysadzania głowy za okno w pociągu, poddawania nerek przeciągom na korytarzach, wystawiania twarzy na bombardowanie dziwactwa, które gdzieś tam w powietrzu lata – a na co dzień niedostępne jest, nie widać go.
     Jeżeli jest to prawda, jeżeli to zetknięcie z innością jest głównym źródłem prawdziwej nowości i autentyczności, to nie ma się co martwić o architekturę. W jej przypadku nie ma raczej bowiem problemu z zaskorupieniem. Otwartość na to, co nieznane przychodzi tam zupełnie naturalnie i bez zbędnego napinania się. Jest ona – architektura znaczy - dziedziną na tyle interdyscyplinarną, na tyle poddaną naciskom praktyki i świata, na tyle ciągle ściąga na siebie burze i ściera się z oporem materii, że w rutynę popaść w niej trudno. Architekt ciągle narażony jest na wyzwania praktyki, techniki, gustu klienta, urzędnika… Nie może więc zebrać zabawek i pójść do własnej, wyizolowanej piaskownicy, osobnego grajdołka. Musi codziennie stawiać czoła. I dawać sobie radę, i wytrzymać, i znieść - nie grzebiąc ambicji, a nawet ją pielęgnując.
     W związku z tym, tak czy owak, a czasami całkiem mimochodem utrze się w tej konfrontacji coś ciekawego. Są i fakty. Dzięki tym cechom właśnie architektura bywała i bywa ciągle inspiratorką zmian w kulturze nawet na szerszą, pozaspecjalistyczną skalę. Czasami nawet jest to wpływ dosyć intensywny. Wystarczy przypomnieć słynny już wybuch z 15 lipca 1972 roku. Wysadzono wtedy w powietrze bloki z wielkiej płyty zbudowane w Saint Louis przez japońskiego architekta Minoru Yamasaki. Do dzisiaj w podręcznikach uważa się ten fakt za symboliczny koniec modernizmu – moment pogrzebania idei „maszyny do mieszkania” Le Corbusiera. Następujące po tym sukcesy postmodernizmu, które chciał odrzeć architekturę z totalitarnego zimna Corbu, na długo zadomowiły się nie tylko wśród architektów. Do dzisiaj zresztą np. Rem Koolhaas propaguje te wzbogacone o wątki chaosu i dekonstrukcji pomysły w swoich pracach teoretycznych. Czasami z dobrym skutkiem. Jako czkawka po zimnym modernizmie powstały też nowy urbanizm ze swymi ekologicznymi obsesjami i ideą wspólnotowości, a także ciągle żywa dekonstrukcja w praktyce, która święci triumfy za sprawą Franka Gehrego. Dzięki temu napięciu między rozumem i wyobraźnią ciągle żywe pozostaje jeszcze pytanie – co to jest architektura obiektywna i kiedy, pod jakimi warunkami taka może powstawać. Wszyscy jej poszukują, a mało kto znajduje.
     Ale cóż, Nietzsche chyba jednak miał rację - wszystko w świecie się powtarza. Po latach kładzenia uszu po sobie modernizm znowu wraca, znowu kontratakuje na wszystkich polach, jak pisze Robert Ostaszewski w ostatnim, internetowym „FA-arcie”. Pisze on o literaturze, a nie wie chyba, że w architekturze mamy z tym od czynienia już od paru ładnych lat. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych pojawił się tam mianowicie neomodernizm, a nawet więcej – włoski architekt Vittorio Lampugnani uznał, że jest to nurt, który będzie dominował w XXI wieku. Nie jest w tej opinii osamotniony, jak można się przekonać w najnowszym, rocznicowym numerze „Architektury – Murator”.
     
     Warszawscy logicy
      „Architektura – Murator” jest dla polskich architektów nie tylko pismem ważnym, ale może nawet najważniejszym. Na początku lat dziewięćdziesiątych tradycje starej „Architektury”, podupadłej po przemianach lat osiemdziesiątych, zostały przejęte przez Wydawnictwo Murator - wyspecjalizowane w wydawaniu pism o tematyce budowlanej. Tak ze starej powstała „Architektura” z „otcziestwem” Murator. Ton redakcyjny pismu od początku nadają sprawczynie tego mariażu – Ewa Przestaszewska-Porębska oraz Zyta Kusztra.
     Linia redakcyjna pisma bezpośrednio nawiązuje do tego, co dzieje się na warszawskim Wydziale Architektury i ma też wiele wspólnego z ogólnym duchem stolicy. Jest więc duch nieco ironiczny, ale praktyczny i trzeźwy. Przesycony geometrią i nieco konserwatywny w swym odwoływaniu się do tradycji przedwojennej – rozkwitu szkoły warszawskiego modernizmu z Guttem, Pniewskim i Brukalskimi - ale przy tym jakby lekko przytęchły, snobistyczny i poruszający się w zaklętym kręgu nazwisk i koneksji. Promowany i utrzymywany przy życiu przez warszawską societę i politycznie nieco przybrudzony przez stare i nowe kompromisy. Jest to więc jakby duch dobrej praktyki i zdrowego rozsądku. Duch starannie oddzielający teorię oraz werbalne deklaracje od praktyki życia. Skąd się to bierze – ten duch właśnie – do końca nie wiadomo. Jest to jednak jakiś taki wyczuwalny wszędzie, także i w architekturze, smak miejsca. Niektórzy, negatywnie nastawieni dodaliby – warszawki. Ja to zaś od dawna życzliwie obserwuję, a czasami nawet smakuję w mniej lub bardziej ciekawych wydaniach – ot chociażby w felietonach Tomasza Jastruna zamieszczanych systematycznie na łamach „Architektury – Murator”. Na bliskim mi podwórku filozoficznym widać te cechy Warszawy jeszcze wyraźniej i dzięki temu też można je precyzyjniej dodefiniować. Weźmy więc filozoficzną różnicę pomiędzy Warszawą i Krakowem. Stolica zdominowana jest przez analityczny duch Szkoły Lwowsko-Warszawskiej, w Krakowie za to rzuca swój długi, metafizyczny, niemiecko-francuski cień Roman Ingarden związany ze szkołą fenomenologiczną. Ma to konsekwencje dużo dalej idące niżby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Ma po prostu konsekwencje duchowe. Ta geograficzna i metodologiczna różnica rozciąga się po prostu na wszystkie dziedziny. Może ma coś wspólnego z historią, może z mentalnością. Nie wiadomo, ale trwa i ciągle się odradza wbrew sceptykom.
     Podobnie w architekturze. „Architektura – Murator” jest warszawska na wskroś, jest więc modernistyczna, ironiczna, trzeźwa, zimna, racjonalna. Krakowski – bardziej progresywny i metafizyczny - duch reprezentuje „Architektura & Biznes”. Ze swoim większym ukierunkowaniem na człowieka i jego potrzeby. Mniej tu fascynacji formą samą w sobie i czystą bielą, mniej napędzanej przez media potrzeby bycia modnym – więcej zaś naturalności, ludzkiej skali i tradycyjnych materiałów. Więcej też jakby nakierowania na lokalność.
     
     Swobodna krystalizacja
     Nie jest więc z tego punktu widzenia przypadkiem, że rocznicowy – setny numer „Architektury – Murator” otwiera rozmowa z Renzo Piano – włoskim symbolem komercyjnej, praktycznej architektury z predykatem jakości, a nawet smaczną dla niektórych, snobistyczną otoczką międzynarodowej gwiazdy. Piano przeszedł ciekawą drogę od swej słynnej, wczesnej realizacji – centrum Pompidou w Paryżu – jednego z symboli stylu high-tech w architekturze – do szukającego inspiracji w lokalnym budownictwie i wpisującego się w lokalny krajobraz Centrum Kulturalnego Kanaków na Nowej Kaledonii. „Postmodernizm sam w sobie nie był ciekawym ruchem. Stanowił objaw pewnej choroby, reakcję na nią, dążenie do wolności w świecie fantazji i wyobraźni, próbę wyzwolenia z okowów nadmiernej sztywności. Dziś, by cieszyć się klarownością inteligentnego racjonalizmu, równocześnie zachowując świadomość, że rozum nie potrafi ‘śpiewać’ – powinniśmy cenić oba te dziedzictwa – poszukiwać racjonalności i dążyć do wolności” – mówi Piano w rozmowie z Peterem Buchananem argumentując na rzecz powrotu do modernizmu.
     W ciekawym u Włocha duchu powściągliwie skandynawskim argumentuje, że zasada i miara jest najważniejsza, że musimy im schlebiać, żeby nie popaść w nieodpowiedzialne dziwactwa. Że złoty środek i praktyka daje to niezbędne oparcie i zapobiega zbyt daleko idącym wycieczkom w nieznane, co może skończyć się źle. Przypomina się tutaj jeden z fragmentów recenzji Wojciecha Leśnikowskiego z realizacji Focus - Filtrowa Stefana Kuryłowicza – architekta, który w tej chwili święci największe triumfy na rynku warszawskim. Ma on, według Leśnikowskiego właśnie, być projektantem, którego główną cechą jest polskość, prezentowana jako malowniczość i swego rodzaju miękkość, czyli podświadome dążenie do odrzucania dogmatyczności. Niby szlachetne, ale przecież miękkim i niedogmatycznym można być tylko wtórnie – na plecach tych, którzy są twardzi i dogmatyczni właśnie. W tym sensie nie jest to do końca komplement – ta miękkość kosztem twardych dogmatyków, którzy jednak wyznaczają pole dla tych giętkich. Wyznaczają im przestrzeń w której się poruszają. W pewnym sensie są dla nich prawodawcami.
     Przeciwko dogmatyczności wypowiada się więc Piano bardzo wyraźnie, powołując dodatkowo na ideę krystalizacji i głęboką znajomość działki – jako podstawy do projektowania obiektywnego. Odrzucając komputer - który nazywa maszynką do karaoke – opowiada się on – w imię obiektywizmu właśnie, za powolnym i naturalnym procesem powstawania w głowie architekta formy zaczerpniętej bezpośrednio z kontekstu i funkcji, z dwóch elementów, które są solą architektury. Opowiada się więc za spontanicznym powstawaniem formy bezpośrednio z przedmiotu, spontaniczną krystalizacją rozwiązania na gruncie praktyki i wiedzy.
     Piano przestrzega przy tym i odradza to podejście młodym, niedoświadczonym. Kształty takiego budynku, zrodzonego z krystalizacji właśnie, nie są arbitralne, wyrastają od wewnątrz, wyrastają prosto z funkcji i trzeba mieć dużo intuicji praktycznej, żeby temu sprostać i nie popaść w przesadę, w całkowitą arbitralność, w brak pokory.
     Ten specyficzny intuicjonizm mogą więc stosować tylko ci, którzy wiedzą do czego służy nóż i widelec i którzy dzięki temu mogą sobie pozwolić na to, żeby jeść palcami – zdaje się sądzić Piano. Młodym trzeba to odradzać, chronić ich przed tym podejściem. Zbyt wcześnie porzucą wtedy tradycyjną edukację i powtarzać będą zaklęcia o intuicji i talencie, co prowadzi na manowce. Neomodernizm w tym, przytaczanym przez Piano sensie, to więc głównie odpowiedzialność i wynikająca z głębokiej edukacji oraz doświadczenia elastyczność pozwalające na naturalność i spontaniczność w przeobrażaniu funkcji w formę. A przy tym duma – duma z konsekwentnej realizacji własnych pomysłów, wbrew łatwym ścieżkom schlebiania gustom inwestora oraz oporom wykonawców.
     Wszystko pięknie. Pozostaje tylko na koniec pytanie czy ten na nowo lansowany neomodernizm nie odziedziczy grzechów swego protoplasty. Krytycy wciąż przypominają nieśmiało, że jego idee wywodzą się nie z architektury ludzkiej, ale z architektury przemysłowej. Jego geometryczność, funkcjonalizm, wielkie struktury betonowe, zimne, pozbawione wszelkiego ornamentu wnętrza na dłuższą metę okazały się porażką. Wielkie, betonowe uniwersytety budowane w latach sześćdziesiątych straszą dzisiaj studentów swą nieludzką skalą. Wielka płyta i kostka mazowiecka – archetypy polskiego budownictwa mieszkaniowego, potomkowie jednostki marsylskiej i willi Savoy, straszą nas po nocach. Niespecjalnie dostarczają wzruszeń estetycznych.
     Nic to – odpowiadają zwolennicy neomodernizmu – geometria, oszczędność formalna oraz priorytet funkcji stanowią właśnie drogę do powstawania architektury obiektywnej, którą da się wytworzyć tylko na gruncie tej nowej, neomodernistyczej, spontanicznej oszczędności. W kolejnych numerach „Architektury – Murator” AD 2003 mają pojawić się rozmowy z innymi tuzami współczesności. Pojawią się więc pewnie też nowe pytania.
     
     Śląski metafizyk
     Zupełnie inaczej obiektywności poszukują na Południu. „Architektura & Biznes” nr 12/2002 przynosi wywiad i blok tekstów na temat Stanisława Niemczyka – słynnego twórcy architektury sakralnej, absolwenta Wydziału Architektury w Krakowie, na stałe zamieszkałego w Tychach. Niemczyk – specjalista od budowania kościołów i domów, buntuje się przeciwko bezosobowemu modernizmowi. Na pierwszym miejscu, jako zasadę swego budowania stawia człowieka - jego potrzeby i jego skalę. Projektuje więc obiekty z naturalnych materiałów, jak cegła i kamień. Powściągliwie, ale konsekwentnie stosuje ornament we wnętrzach. Szybko zerwał w młodości z wyuczonym na studiach modernizmem: „Wyrastaliśmy wtedy na modernistycznym myśleniu, funkcjonalistycznym. Na wszystkim, co było związane z Kartą Ateńską, która stała się normatywem w krajach takich, jak nasz. Ona wyrastała z ideologicznego myślenia o idealnym społeczeństwie. Nie przez przypadek ideologia modernizmu narodziła się w tym samym czasie, co faszyzm i komunizm. Myślę, ze ideologie budują zagrożenie dla człowieka, jedynie w niektórych miejscach korzystają z jakiejś prawdy, zbliżają się do niej. Ale generalnie przyjęcie linii ideologa prowadzi do czegoś z czego ideolog nie może już zejść. On nie może powiedzieć „pomyliłem się”, on siebie kształtuje jako monolit, który już tylko może pchać naprzód. Jak czołg, perpetuum mobile, którego nie zatrzyma przeszkoda ani przeciwnik. Idzie i wszystko walcuje”. Niemczyk w praktyce zawodowej odszedł od tych zasad i wypracował sobie swój własny, niepowtarzalny styl dla budownictwa mieszkaniowego i sakralnego – tych budowli, gdzie milcząca większość w różnych sytuacjach przebywa na co dzień i to na sposób prywatny. Jest to więc architektura, która nie bierze zapożyczonych, śródziemnomorskich wzorców, nie posługuje się europejskimi frazesami, ale próbuje lokalną tradycję przekuć na architekturę obiektywną. Z brzucha, a nie z głowy. Nie jest to więc architektura modna, ale architektura obiektywna przez swoją szczerość. Jak pisze Paweł Boguszewicz: „Daleki od bezmyślnego kopiowania zachodnich pomysłów, od wznoszenia obiektów pozbawionych osobowości, tworzy Stanisław Niemczyk solidny fundament dla poszukiwań rodzimego, lokalnego charakteru architektury. Co na nim zbudujemy, zależy od każdego z nas”. Nie tylko w architekturze.
     





wersja do wydrukowania

zobacz w najnowszym wydaniu:
Może się zacznie robić ciekawie…
Ukąszenie popowe
Co myśli dziewczyna, która unosi sukienkę?
„Dlatego” bardziej „Tylko Rock”
Rokendrol w państwie pop
KAKTUS NIE Z TEJ CHATKI
POTOP POP-PAPKI
WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY
Czas kanibalów
Przystanek „Paryż”
Spodziewane niespodzianki
Złudny i niebezpieczny
Faszyzm czai się wszędzie
OD KOŃCA DO POCZĄTKU
O muzyce do czytania i gazecie do słuchania
Dreptanie wokół czerwonej zmory
Rozkoszne życie chełbi
Emigranci, krytycy i globalizujące autorytety
Zielono mi
Roczniki siedemdziesiąte?
Od rytuału do boiska piłkarskiego
O potrzebie rastryzmu
Sen o Gombrowiczu
Pozytywnie
Manewry z dźwiękami
Kochajmy zabytki (czasopiśmiennictwa) – tak szybko odchodzą
Co tam, panie, na Litwie?
Literatura – duch fartowny czy hartowny?
Nostalgiczne klimaty
Wyostrzony apetyt
Szanujmy wspomnienia
Papier kontra ekran
Nie zagłaskać poety
Papier czy sieć?
Rutynowe działania pism fotograficznych
Papiery wartościowe
Kolesiowatość
MODNA MUZYKA NOSI FUTRO
Semeniszki w Europie Środkowo-Wschodniej
Zimowa trzynastka
Popkultura, ta chimeryczna pani
Patron – mistrz – nauczyciel?
Rita kontra Diana
Słodko-gorzkie „Kino”
O produkcji mód
Gorące problemy
GDY WIELKI NIEMOWA PRZEMÓWIŁ
Bigos „Kresowy”
W TONACJI FANTASY Z DOMIESZKĄ REALIZMU
KRAJOBRAZ MIEJSKI
Z DOLNEJ PÓŁKI
KINO POFESTIWALOWE
MATERIALNOŚĆ MEBLI
ŹLE JEST…
NOSTALGIA W DRES CODZIENNOŚCI UBRANA
MŁODE, PONOĆ GNIEWNE
WIEDEŃ BEZ TORTU SACHERA
JAZZ NIE ZNA GRANIC
WIDOK ŚWIATA Z DZIEWIĄTEJ ALEI
KINO I NOWE MEDIA
PO STRONIE WYOBRAŹNI
AMERYKAŃSKIE PSYCHO
CZEKAJĄC NA PAPKINA
MUZYKA, PERWERSJA, ANGIELSKI JĘZYK
SZTUCZNE CIAŁA, CIAŁA SZTUKI
IKONY, GWIAZDY, ARTYŚCI
MÓWIENIE JĘZYKIEM TUBYLCÓW
CZAS OPUŚCIĆ SZKOŁĘ
MAŁA, UNIWERSALNA
Baronowie, młodzi zahukani i samotny szeryf
ROZBIĆ CODZIENNOŚĆ, ALE NAJPIERW JĄ WYTRZYMAĆ
TECHNO, KLABING, REKLAM CZAR
NASZE ULICE
Z SOPOTU I Z WIĘCBORKA
KRAJOBRAZ PO GDYNI
O TZW. WSZYSTKIM – W „POZYTYWNYM” ŚWIETLE
KOMPUTER DO PODUSZKI?
NA USŁUGACH CIAŁA
WALLENROD Z KOMPLEKSAMI
PARADA STAROŚCI
INKOWIE A SPRAWA POLSKA
CZAROWNYCH CZAROWNIC CZAR
2002 W KINIE
GADKI KONIECZNIE MAGICZNE
Widoki z pokoju Morettiego
NIE REWOLUCJA, CHOĆ EWOLUCJA
CZAR BOLLYWOODU
ALMODOVAR ŚWINTUSZEK, ALMODOVAR MORALISTA
NIEJAKI PIRELLII I TAJEMNICA INICJACJI
W BEZNADZIEJNIE ZAANGAŻOWANEJ SPRAWIE
GANGSTERZY I „PÓŁKOWNICY”
WYRODNE DZIECI BACONA
CO TY WIESZ O KINIE ISLANDZKIM?
BYĆ JAK IWASZKIEWICZ
MŁODY INTELIGENT W OKOPIE
O PRAWDZIWYCH ZWIERZĘTACH FILMOWYCH
JEDNI SOBIE RZEPKĘ SKROBIĄ, DRUDZY KALAREPKĘ
ZJEŚĆ SERCE I MIEĆ SERCE
DON SCORSESE – JEGO GANGI, JEGO FILMY, JEGO NOWY JORK
PONIŻEJ PEWNEGO POZIOMU… ODNOSZĄ SUKCES
ANTENOWE SZUMY NOWE
BOOM NA ALBUM
O BŁAZNACH I PAJACACH
EKSPRESJA W OPRESJI
BARIERY DO POKONANIA
UWAŻAJ – ZNÓW JESTEŚ W MATRIKSIE
NATURA WYNATURZEŃ
ZABAWNA PRZEMOC
DLATEGO RPG
WIEKI ALTERNATYWNE
CZARODZIEJ MIYAZAKI
DYLEMATY SZTUKI I MORALNOŚCI
WYMARSZ ZE ŚWIĄTYNI DOBROBYTU
MUZA UKRYTA I JAWNE PRETENSJE
BO INACZEJ NIE UMI…
PORTRET BEZ TWARZY
BYĆ ALBO NIE BYĆ (KRYTYKIEM)
MODLITWA O KASKE
ZA KAMERĄ? PRZED KAMERĄ?
CZY PAN KOWALSKI POJEDZIE DO WARSZAWY?
OSTALGIA, NOSTALGIA, SOCNOSTALGIA
TORUŃSCY IMIGRANCI
OFFOWA SIEĆ FILMOWA
BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA...
O femme fatale i innych mitach
Z GAŁCZYŃSKIM JAK BEZ GAŁCZYŃSKIEGO
KONFERANSJERKA
CZYTANIE JAKO SZTUKA (odpowiedź)
BERLIŃSKIE PRZECHADZKI
GRY WOJENNE
WYDZIELINY NADWRAŻLIWOŚCI
ŚMIERĆ ADAMA WIEDEMANNA (polemika)
MIĘDZY MŁOTEM A KILOFEM
DEMONTAŻ ATRAKCJI
POPATRZEĆ PRZEZ FLUID
W CIENIU ZŁOTYCH PALM
3 X L – LIBERATURA, LESBIJKI, LITERNET ALBO LOS, LARUM, LITOŚĆ
(a do tego: pracy precz!)
WSZYSCY Z HRABALA
NA CZYM GRASZ, CZŁOWIEKU?
FILM W SZKOLE, SZKOŁA W FILMIE
MARTWA NATURA Z DŹWIGIEM
ROGI BYKA, NERWICE I ZIELONY PARKER
ZMIERZCH MIESIĘCZNIKÓW
CZARNOWIDZTWO – CZYTELNICTWO
DALEKO OD NORMALNOŚCI
NIE-BAJKA O ODCHODACH DINOZAURA
ŁYDKA ACHILLESA
DLACZEGO KOBIETY WIĘCEJ…?
LIBERACKI SPOSÓB NA ŻYCIE
PRORADIOWO, Z CHARAKTEREM
KOSZMAR TEGOROCZNEGO LATA
KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY
PROBLEMY Z ZAGŁADĄ
CZAS GROZY
KOMU CYFRA?
APIAT’ KRYTYKA
NASZA MM
UWIERZCIE W LITERATURĘ!
W POSZUKIWANIU UTRACONEJ TOŻSAMOŚCI
ZA GÓRAMI, ZA DECHAMI…
FRAZY Z „FRAZY”
TARANTINO – KLASYK I FEMINISTA?
UTRACIĆ I ODZYSKAĆ MATKĘ
WIELE TWARZY EUROCENTRYZMU
IRAK: POWTÓRKA Z LIBANU?
NIEPOKOJE WYCHOWANKA KOMIKSU
I FOTOGRAFIA LECZY
STANY W PASKI
MIĘDZY MŁOTEM RYNKU A KOWADŁEM SENSU
POŻYTKI Z ZAMKNIĘTEJ KOPALNI
CZACHA DYMI...
DYSKRETNY UROK AZJI
PODZIELAĆ WŁASNE ZDANIE
FORUM CZESKIEGO JAZZU
NADAL BARDZO POTRZEBNE!
KONTESTACJA, KONTRKULTURA, KINO
PIĘKNE, BO PRZEZROCZYSTE
DEKALOG NA BIS
SPAL ŻÓŁTE KALENDARZE
WYBIJA PÓŁNOC?
A PO KAWIE SADDAM
TRZECIE OKO
ANGLIA JEST WYSPĄ!
CO W ZDROWYM CIELE
CHASYDZKI MCDONALD JUDAIZMU?
PEJZAŻE SOCJOLOGICZNE
SZTUKA CODZIENNOŚCI SZUKA
PASJA
KOGO MASUJĄ MEDIA?
DWAJ PANOWIE A.
NOWA FALA Z ZIARENEK PIASKU
ULEGANIE NA WEZWANIE
BERLIN PO MURZE
I WCZORAJ, I DZIŚ
MOJE MIASTO, A W NIM...
WYNURZAJĄCY SIĘ Z MORZA
TYLKO DLA PAŃ?
TAPECIARZE, TAPECIARKI! DO TAPET!
NIE TAKIE POPULARNE?
FOTOGRAF I FILOZOF
MODNIE SEKSUALNA RITA
KONTAKT Z NATURĄ KOLORU
MATKI-POLKI, PATRIOCI I FUTBOLIŚCI
POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI PO HUCULSKU
NARODZINY SZPIEGOSTWA
ZJEDNOCZENIE KU RÓŻNORODNOŚCI
NIEPEWNI GRACZE GIEŁDOWI
„KOCHAĆ” – JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ
MADE IN CHINA
Proza pedagogicznych powikłań
„NIE MA JUŻ PEDAŁÓW, SĄ GEJE”
MY, KOLABORANCI
zobacz w poprzednich wydaniach:
O potrzebie rastryzmu
SZTUKA CODZIENNOŚCI SZUKA
Papier czy sieć?