nr 21 (199)
z dnia 5 listopada 2007
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | teraz o… | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
M.K.E. Baczewski
Żeby być ludźmi, musimy być rozumni. Bez przerwy i spoczynku. Rozrzutnie rozumni, rozumni na wiwat. Rozumni w pociągu i przeciągu, w tańcu, różańcu i na szańcu. W moherowych beretach, czakach, fezach i arafatkach. W panamach i piżamach. Wszędzie, a nawet prawie wszędzie. Bo w seksie to bodaj już nie. Rozumny w łóżku? Nawet by się nie „rozpłynął w miłosnym uniesieniu”, jak to pisała autorka powieści Na ustach grzechu. Rozum ma jednak swoje obowiązki, o których organ kopulacyjny wolałby nie wiedzieć.
Robert Ostaszewski
Cinkciarz jak cinkciarz – w mieścinie, w której mieszkałem, też był jeden – wystawał przed bankiem odziany w turecki dżins, w ręku trzymał wypchaną pederastkę, nieco znudzony spoglądał pustym wzrokiem w przestrzeń, popalając jednego malborasa za drugim. Specjalnie się nie krył, wszyscy wiedzieli, czym się zajmuje, nawet milicja, ale cóż, dewizy od czasu do czasu potrzebne były każdemu. Wystawał, dokonywał pewnie jakichś transakcji, bo inaczej przecież wystawanie nie miałoby sensu. I tyle – żadna afera, żadna atrakcja.
Grzegorz Tomicki
Tylko my jak te pijane dzieci we mgle. Nic tylko proza artystyczna w głowie albo i – a niech mnie, jeżu święty, psia kość słoniowa, uchowaj Boże! – wiersze. Atłasowa czapeczka ze srebrnym kutasem na czubku dla tego, kto zgadnie, gdzieśmy byli, gdy normalni ludzie dojrzewali i prozę artystyczną razem z wierszami po strychach i piwnicach upychali. A może i nie upychali, tylko całkiem w ogóle na amen na śmietniki wyrzucali. Albo i razem z liśćmi na jesień spalali. Albo gówniarzom nieletnim rozdawali, iżby się ci, póki młodzi i głupi, naczytali. Iżby potem na starość jak durni nie rymowali.
Robert Ostaszewski
Jakiś czas później trafiłem w krakowskiej „Gazecie Wyborczej” (z 26.10.07) na notkę o – jakby rzekł wywodzący się z Krakowa eks-minister Ziobro – „porażającym” tytule: Uratuj Czarne i Stasiuka. A cóż to za dramat rozegrał się w Bieszczadach, przemknęło mi przez głowę; od razu zwizualizowałem sobie obrazy Stasiuka spadającego w przepaść albo katowanego przez bandę rozwścieczonych Cyganów na jakimś zadupiu na Słowacji czy w Rumunii. Już w lidzie tekstu (znane ugrupowanie polityczne nie ma tu nic do rzeczy) czuć było stężałą grozę: „Laureat Nike w tarapatach. W gospodarstwie Andrzeja Stasiuka i jego żony Moniki Sznajderman na świat przyszło 11 szczeniąt. – Pomóżcie, inaczej zbankrutujemy – apelują właściciele wydawnictwa Czarne”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt