Witryna Czasopism.pl

Nr 20 (137)
z dnia 12 lipca 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

CZY GLIWICE TO ŚLĄSK?

Zacznę od oglądania, dla odmiany, bo zwykle zaczynam od czytania, od razu skupiając uwagę na tekstach. Czasopisma literackie dzielą się – z grubsza rzecz ujmując – na oszczędne, by nie powiedzieć: surowe pod względem szaty graficznej (tych jest zdecydowanie więcej, przykładem niech będą „Twórczość” i „Kresy”) i rozbuchane, eksperymentujące z tradycyjną formą czasopisma (chociażby „Portret”). Od pewnego czasu pismem niezwykle dbałym o szatę graficzną stała się „Kursywa”. Ten dwumiesięcznik ma format gazetowy, drukowany jest na papierze dobrej jakości; w każdym numerze znaleźć można sporo dużych reprodukcji, całkiem ciekawe pomysły graficzne i typograficzne, wiele „światła”, co jest wyjątkowe, bo w większości pism upycha się maksymalnie dużo tekstów. Tak, „Kursywę” bardzo przyjemnie się ogląda – gorzej jednak z czytaniem. I nie chodzi w tym przypadku o jakość tekstów, tylko o sposób podania ich czytelnikowi. Odnoszę wrażenie, że czasami pomysły grafika spychają teksty na drugi plan. Jak to wygląda w najnowszym numerze pisma (nr 3 z 2005)? Niezbyt przekonuje mnie eksperyment typograficzny ze strony 6, na której zaczyna się artykuł Radosława Wiśniewskiego Pierwszy list z Krainy wkurwionych muminków… Na stronie tej bloki tekstowe z długim tytułem, mottem, notą biograficzną autora i pierwszym akapitem samego tekstu zostały na siebie nałożone, a każdy z nich złożony jest inną czcionką. Miało być pomysłowo, wyszło chaotycznie i niezbyt czytelnie. W niektórych miejscach nazbyt dowolnie rozmieszczane są tytuły tekstów i nazwiska autorów, co może utradniać czytelnikowi rozeznanie się w tym, kto co napisał. Tak jest choćby na stronach 14-15. Całą stronę 14 wypełnia fragment powieści Feliksa Netza poprzedzony notą biograficzną autora. Tytuł i informacja bibliograficzna znajdują się na stronie sąsiedniej, a niżej umieszczono… wiersze Piotra Czerniawskiego i Juliusza Gabryela. Cóż, może mam nieco staroświeckie upodobania, ale zdecydowanie wolę, żeby oprawa graficzna w czasopiśmie literackim pozostawała… właśnie oprawą i nie przeszkadzała zbytnio w lekturze tekstów.

Dobrze, do rzeczy więc, czyli do tekstów. Nowy numer „Kursywy” ma tytuł Hanysówka – Chadziejówka i w całości poświęcony jest literaturze powstającej na Śląsku, zarówno Górnym, jak i Dolnym. Redaktorzy pisma skupili uwagę przede wszystkim na młodej – wciąż jeszcze – poezji (dominują teksty poetów urodzonych w latach 70.) i starszawej prozie (fragmenty powieści Netza i Jacka Durskiego). Proponowałbym jednak zacząć lekturę numeru od wspominanego już artykułu Radosława Wiśniewskiego, którego pełny tytuł brzmi: Pierwszy list z Krainy wkurwionych muminków zmieniających się w hatifnaty, albo uwagi o dolnośląskiej specyfice procesów wytwórstwa i zaniku literackiej (sic!, nie wiem, czy ta koślawość tytułu jest zamierzona). Tekst jest czymś w rodzaju requiem dla „podupadłych literackich szpitali na peryferiach”, lokalnych środowisk literackich z okolic Wrocławia i Opola, które, zdaniem autora, przez ostatnich piętnaście lat tworzyły u nas „drugi obieg literacki”. Wiśniewski wspomina między innymi takie inicjatywy jak: Klub Literacki Paradoks z Kluczborka, Klub Literacki OGMA z Nowej Rudy, Stowarzyszenie Literackie Logos ze Świdnicy, art ziny „Q-mage” czy „gdzie-tam”. A cóż to za egzotyka prowincjonalna, ktoś może zapytać? Nazwy te większości czytelników zapewne nic nie powiedzą, ale też nie o nie w tym przypadku chodzi. Wiśniewski opowiada przede wszystkim historię pewnej wizji funkcjonowania literatury, wizji, której nie udało się zrealizować. Po „zaniku centrali” literackiej, który obwieszczono w latach 90. ubiegłego wieku, zaczęto prorokować, że oto nastał czas literackich prowincji, „małych narracji” generowanych przez lokalne środowiska literackie, które, wspierane przez instytucje samorządowe, stworzą obejmującą cały kraj sieć z licznymi i ważnymi w niej węzłami. Wizja ta – jak wiele innych wizji – okazała się utopijna. Lokalne środowiska literackie przez pewien – raczej krótki – czas rozrastały się dosyć bujnie, ale szybko zaczęły obumierać, zanikać albo kurczyć się. Przyczyny upadku „drugiego obiegu”, o którym pisze Wiśniewski, są rozmaite: brak sił i środków na budowanie trwałych podstaw instytucjonalno-finasowych, obojętność lokalnych władz niezbyt zainteresowanych wspomaganiem środowisk literackich, zmiana zasad funkcjonowania samej literatury, w której doszło do restytucji centrali, opanowanej obecnie przez duże media, ale chyba też stopniowy zanik pasji społecznikowskiej niezbędnej przy tego rodzaju działaniach. Autor artykułu z wyraźnym żalem pisze o obumieraniu lokalnych inicjatyw literackich. To fakt, szkoda tego ruchu. Tym bardziej że czasami – przekonuję się o tym, jeżdżąc czasami po Polsce B – dużo większy jest pożytek z powstania pisma czy grupy twórczej w małym miasteczku niż kolejnego czasopisma w Krakowie czy Warszawie, traktowanego przez redaktorów jako trampolina mająca ich wybić w niebiańskie przestrzenie mniej lub bardziej efemerycznej popularności medialnej.

Oczywiście, nie każdego podniecają kwestie dotyczące teorii i praktyki funkcjonowania środowisk literackich w Polsce. Tym, których interesują jedynie teksty, polecam spory zestaw poezji pomieszczony w nowym numerze „Kursywy”. Znaleźć tu można na przykład nowe wiersze Bartłomieja Majzla (Sentencja magiczna, Rysowała poruszające się kwiaty, Goły pośladek – lśni jak bliski świat), Tomasza Różyckiego (22. Totemy i koraliki), Radosława Kobierskiego (IV. Sto lat, wszystkich świętych, VI. Podróże). Zdziwił mnie jedynie brak w tym zestawie poetów z Gliwic: Marty Podgórnik, Krzysztofa Siwczyka czy Ryszarda Chłopka. Czyżby Gliwice nie leżały na Śląsku?

Robert Ostaszewski

Omawiane pisma: „Kursywa”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
RÓŻEWICZ I NIE TYLKO
„STUDIUM” PO LIFTINGU
MOJE MIASTO, A W NIM...

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt