Nr 15 (132)
z dnia 22 maja 2005
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Angielskie nazwy są wygodne, wpadają w ucho i – mimo filologiczno-ojczyźnianych zastrzeżeń – posługuję się nimi chętnie; kiedy jednak usłyszałam o piśmie „purpose”, przez wielce zabałaganioną i nieco otępiałą od późnej wiosny głowę przeszła mi myśl, że nie nazwałabym tak polskiego pisma kulturalnego.
W ten oto sposób zrodziło się we mnie natychmiast uprzedzenie, graniczące ze stereotypem (cóż, nie ja jedna tego doświadczam, ale spostrzeżenie, że dokonuje się to aż tak szybko, wydało mi się całkiem nowe i zaskakujące), i gdy zasiadłam do lektury, poczułam, że moje zęby same już się ostrzą, chociaż jeszcze nie wiedzą nawet na co.
To, co autorzy piszą o sobie, też jakoś raczej mnie rozbawiło niż przekonało: „Purpose to ekskluzywny magazyn internetowy funkcjonujący w obrębie kultury, prezentujący na bieżąco jakość polskiego mecenatu i sponsoringu kultury oraz informujący o najciekawszych wydarzeniach związanych z kulturą, a także ludźmi ją tworzącymi”.
Ja wygląda zatem rzeczywistość? „purpose” jest pismem niespecjalnie seksownym, utrzymanym w hiperpoprawnej kolorystyce szaro-niebieskiej, niebłyszczącym, nieporażającym jakimś szczególnym polotem czy lekkością pióra autorów (do tego mających wyraźne problemy z interpunkcją). Gdyby więc czytać je dla samej przyjemności estetyczno-lingwistycznej, to nie wróżyłabym mu długiego i pełnego sukcesów żywota. Periodyk ten posiada jednakże pewną cechę (a raczej zespół cech), która rozwiewa lęk o jego przyszłość – jest pismem zajmującym się najogólniej rzecz biorąc pograniczem kultury i biznesu, finansowaniem inicjatyw kulturalnych. Tym samym stanowi dość ciekawą lekturę dla osób zajmujących się animacją kultury, prowadzeniem niezależnych projektów, poszukujących sposobów realizacji swoich pomysłów.
„Jesteśmy entuzjastami wszystkich projektów, które mogą wpłynąć na światopogląd kulturowy Polaków – czytamy we wstępniaku do majowego wydania (Sukces kulturalny, Maja Ruszkowska) – Ostatnio coraz częściej słyszymy o nowych inicjatywach kulturalnych. Kulturą zajmują się nie tylko organizacje do tego powołane – swoje miejsce w kulturze znajdują również firmy komercyjne. Często też zdarza się, że to właśnie one działają prężniej i na większą skalę. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedzią jest – odwaga. Przedstawiciele firm mają bowiem większą odwagę w podejmowaniu decyzji, potrafią do projektu podejść marketingowo, komercyjnie. Ich decyzje na ogół okazują się trafne i w pełni przekładają się na sukces. Sukces kulturalny”. Bieżący numer, ukazujący się w rocznicę wejścia do Unii, poświęcony jest niemal w całości tematyce europejskiej. W numerze znaleźć można z tej okazji – co ważne – wykaz funduszy unijnych dostępnych dla instytucji kultury.
W ramach prezentacji pojawia się w „purpose” znane mi Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę”, które robi rzeczy dobre, interesujące i szlachetne, oraz zrealizowana przez nie publikacja („notes-europa”), mająca dopomóc młodym ludziom w korzystaniu z adresowanych do nich programów europejskich.
O korzystaniu z funduszy unijnych mówią tak (Młoda kultura – Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” z członkiem Towarzystwa, Jakubem Piątkiem rozmawia Maja Ruszkowska): „Nie jest to przerażające. Papierków nie trzeba się bać! Oczywiście odrobina samodyscypliny nie zaszkodzi (uśmiech). Do środków unijnych młodzi ludzie mogą łatwo dotrzeć i są to programy otwarte na grupy nieformalne... W ten sposób w Sieradzu działa klub filmowy prowadzony przez licealistów i odbyły się warsztaty fotograficzne dla 30 osób, zakończone wystawą w miejscowej galerii. Piętnastolatkowie we wsi Krzaki zorganizowali »Wakacje w Krzakach« czyli projekt zapełniający czas swoim rówieśnikom i młodszym”.
W rozmowie z Grzegorzem Olszewskim, prezesem łódzkiego Stowarzyszenia Promocji Studenckiej, Maciej Mazerant zadaje pytanie spędzające sen z oczu osobom chcącym poświęcić się animacji kulturalnej – pyta o szansę przeżycia na tym szlachetnym i jakże potrzebnym stanowisku:
„– Czy wynagrodzenia za realizację projektów są dla ciebie satysfakcjonujące? Menadżer wyższego szczebla, którym ty niewątpliwie też możesz się nazwać gdyż zarządzasz dużymi przedsięwzięciami o dużych budżetach powinien przecież zarabiać relatywnie dużo…
– Z takimi wynagrodzeniami są pewne problemy. To są dotacje celowe. Można oczywiście część tych pieniędzy przeznaczyć na gratyfikację za koordynację, pracę przy projekcie, ale są to niewielkie sumy biorąc pod uwagę to, że pełna realizacja projektu zajmuje kilka miesięcy.
– Chciałbym się dowiedzieć w takim razie czy poświęcanie czasu, pieniędzy, na realizację projektów ma sens gdy nie ma z tego odpowiedniego wynagrodzenia. Czy menadżer kultury jest naiwniakiem, który realizuje tylko i wyłącznie swoje pasje czy można być menadżerem kultury i zarabiać pieniądze? I w jaki sposób to zrobić bo to jest pytanie które nurtuje większość osób.
– Myślę, że można. Problem w tym, aby przekonać urzędników w tym kraju, że zarabianie pieniędzy nie jest grzechem i oduczyć ich przeliczania tego na godziny. Czyli jakość, a nie ilość. Praca takiego menadżera opiera się na samodzielnej organizacji czasu. Niestety jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że organizator imprez działa charytatywnie albo pracuje w jakimś domu kultury. Nawet osoba pełna dobrych chęci po prostu w pewnym momencie nie ma z czego żyć.
– I zaprzestaje tej działalności, ponieważ nie ma się za co utrzymać.
– Tak. I jest to sytuacja korupcjogenna”.
Cytuję ten obszerny kawałek w całości, bo właściwe trudno tu coś dodać lubo też ująć. Niewątpliwie jakimś rozwiązaniem tej sytuacji jest proponowana przez Olszewskiego współpraca trzech sektorów: samorządu, biznesu i organizacji pozarządowych. Zabrakło mi trochę w tej rozmowie konkretów: przykładów lub pomysłów, jak taka kooperacja mogłaby wyglądać „w realu”. O współpracy – również dość ogólnikowo – pisze też Mazerant, menedżer kultury i wydawca „purpose” w swojej optymistyczno-zachęcajacej inwokacji do czytelników: „Współpracujcie z innymi, sami nie zrobicie wszystkiego. Obdarzajcie zaufaniem innych a oni odwdzięczą się tym samym. Ja cały czas się tego uczę, nie jest to łatwe (uśmiech). Bądźcie uczciwi nie zawsze się wszystko tak ułoży jak byście chcieli, starajcie się więc ograniczyć ryzyko do minimum a to wam pozwoli być uczciwymi. Ale najważniejsze to nie bać się swoich marzeń!”
Skoro już jesteśmy przy marzeniach, to mogę tylko powiedzieć, że życzę „purpose”, aby istniał i dalej się rozwijał, skutecznie korzystając z funduszy europejskich, ale – żem złośliwa zołza – dodam, by robił to, drukując może mniej autoreklamowych materiałów wydawcy (bo to jakoś rzuca się w oczy), a za to zatrudniając korektorkę i znajdując sposób, by tchnąć nieco życia w swój – jak dla mnie – zbyt usztywniony wizerunek.
Omawiane pisma: „purpose”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt