Nr 32 (114)
z dnia 22 listopada 2004
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Mowa jest srebrem, milczenie złotem, a myślenie? Dlaczego żaden starożytny mędrzec nie określił wartości myślenia w kruszcu? Prawdopodobnie (choć to banał straszny) dlatego, że myślenie jest bezcenne. Podobnie jak źródło inspiracji (do myślenia, rozważania, życia), którym jest, jak była (zawsze) sztuka. Ale dobra. Niedobra nie dość, że działa, to jeszcze szkodzi.
O dobrej sztuce opowiada „Biuletyn Fotograficzny” 2004, nr 11. Ostatnio pod tytułem „Biuletynu” pojawił się ważny dopisek: „pomiędzy czernią a bielą”. Niby to żadna nowość, czarno-biało od zawsze było w tym miesięczniku, ale w przypadku prezentacji sztuki Vladimira Birgusa – trochę żal. Koloru, oczywiście. Bo reprodukcje Biuletynowe, zgodnie z zapowiedzią (i tradycją), mieszczą się pomiędzy czernią i bielą, gdy tymczasem niektóre oryginały oscylują gdzieś pomiędzy przeczystym błękitem a np. żółcią, co widziałam na własne oczy.
Celowość
O Birgusie pisze w „Biuletynie” Tomek Czech (Niewysłowione fotografie Vladimira Birgusa). Autor zastanawia się na samym początku, co można powiedzieć o cyklu zatytułowanym niewysłowione i słusznie konstatuje, że fotograf pragnął wyrazić to, co niewyrażalne. Lekkim nadużyciem byłoby zatem od razu tak wszystko wyłożyć. Wprawdzie słowa wiele mogą wyjaśnić, ale i tak zdjęcia zyskują w bezpośrednim kontakcie z widzem. Jeżeli widz się oczywiście wysili.
Czech sądzi, że najważniejsze w fotografiach Birgusa jest to, co dzieje się poza kadrem. Nie wiadomo bowiem, czy „dzieją się tam dantejskie sceny, czy kobieta po prostu ziewa?”. Co by się tam jednak nie działo, sztuka najwyższej próby polega na wyzwalaniu takiej (oraz innej) ciekawości. Mistrzowie pędzla, swego czasu, także skutecznie bawili się w to z widzem. Tyle że używali przebogatej symboliki, więc mogło mu być trudniej. Teraz wystarczy wrażliwość, moc myślenia. I czasem świadomość tego, jaki artysta miał cel.
Czech wielokrotnie podkreśla znaczenie Birgusowego cienia, który „(...) jest kolejnym niedopowiedzeniem, jedynie marną namiastką świata, którego nie możemy poznać”. Poza tym, zdaniem autora tekstu, „cień jest u Birgusa przede wszystkim elementem dwuwartościowego, niemal manichejskiego podziału świata”.
I w tym momencie straszliwie brak mi koloru, bo cień cieniem, ale jak tu subtelnie podzielić świat bez użycia barw? Skoro Birgus barw używa? Trudno, należy polegać na wyobraźni, wiedząc, że fotografia Birgusa także dzięki kolorystyce są ni mniej, ni więcej, tylko uderzające. Trochę podpowiada również autor artykułu: „Często w całym kadrze dominuj jedna barwa – w taki sposób Birgus najczęściej używa błękitu” – pisze Czech, podkreślając też znaczenie akcentów barwnych i innych szczegółów, pozornie nieważnych, lecz odrealniających codzienność.
Przypadek
„Biuletyn” reprodukuje cztery prace artysty. Na jednej kobiety w chustach (Tunis) pędzą gdzieś w pogodny, chłodny dzień; nie widać ich twarzy, jedynie fragmenty sylwetek, ale bohaterką fotografii jest ściana, konkretnie zaś: róg zimnego, monumentalnego budynku. To, że ruch został zatrzymany nagle i niespodzianie i że kobiety idą każda w inną stronę, to jeszcze nic, ale to, że uwagę przykuwa złączenie szarych (tu) ścian, dzielących fotografię na dwie części, a drogi kobiet i budynku przecinają się na fotografii wręcz namacalnie, jak w życiu, w którym bywamy tylko nieważnymi przechodniami – to jest piękne. A w każdym razie może zrobić wrażenie. Albo druga fotografia: troje ludzie patrzy na niewielkich rozmiarów postać, która wisi głową w dół, hen daleko, na tle ogromnej płachty nieba (jest to człowiek, który skakał na bungee). Niesamowite jest w zdjęciach Birgusa to nagłe zatrzymanie. Przypadkowe, nieładne często gesty fotografowanych osób, chociaż przez oko artysty wycyzelowane, są bardzo naturalne. Dotknięcie nosa, przekrzywienie głowy, usta zasłonięte ręką, ot tak, po prostu – wszystko ma tu swój sens.
Niewątpliwie fotografie Birgusa to fotografie dające do myślenia. Także dlatego, że życie na nich przedstawione wydaje się szalenie intensywne, a jednoczenie każda chwila ma tu swoją estetykę. Jest to świat, który zmusza do tego, by szerzej otworzyć oczy. Na sekundę chociażby. Coś tu się ciągle dzieje, ale co – nie do końca wiadomo. Czech uważa, że „fotografie czeskiego artysty nie są – poza kilkoma wyjątkami – estetycznie efektowne przy pierwszym kontakcie (...) Wymagają uwagi, by z pozornego chaosu barw i postaci, rozstawionych niczym marionetki wyłoniły się niebanalne skojarzenia i znaczenia”. Nie wiem, jak była skomponowana wystawa, którą oglądał autor tekstu, ale fotografie Birgusa naprawdę trudno ominąć obojętnie. Porównanie postaci ze zdjęć do marionetek jest natomiast bardzo trafne. Czech podejrzewa, że odgrywają one absurdalny spektakl, „przybierając dziwne pozy i miny”. Oczywiście, nie tylko one, zresztą.
Kadr
Za temat przewodni zdjęć Birgusa można, zdaniem Czecha, uznać ucieczkę postaci ze świata przedstawionego na fotografii (ich wyjście poza kadr). Poza tym według autora tekstu Niewysłowione… „siła fotografii Birgusa tkwi w dużym stopniu w tym, że autor traci część kontroli nad procesem twórczym”, o czym doskonale wie. Mówiąc inaczej, to, co widzimy na zdjęciu, jest dla Czecha „jakąś dziwną kompilacją przypadku i celowości”. Dosyć to zagadkowa koncepcja, przyznam, ale ciekawa i „do myślenia”, udowadniająca unikatowość czeskiego artysty. Zatem przypominam: ci, którzy nie obejrzeli wystawy Birgusa w Krakowie, wciąż mają do dyspozycji „Biuletyn Fotograficzny”. A także całą własną przyszłość, której ułamek, być może, będą mogli poświęcić kiedyś fotografiom Birgusa. Bardzo inspirującym.
Omawiane pisma: „Biuletyn Fotograficzny”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt