To się nazywa sztuka prawdziwie użytkowa: fotografia leczy, a fotograf jest tłumaczem! I chociaż jeden z autorów ostatniego numeru „Biuletynu Fotograficznego” (nr 4/2004) przekonuje, że „fotografia nie jest sztuką, lecz magią”, to jednak numer ten przynosi treści nawet jak na magię dość intrygujące. Niezwykle ciekawe jest na przykład biuletynowe przepytywanie pewnego artysty, które kończy się tak: na pytanie o to, jakiego pytania jeszcze nie zadali mu dziennikarze (sic!), artysta uprzejmie wyznaje, że pytania o to, czy robienie zdjęć pomaga mu w życiu. Na postawione sobie pytanie odpowiada, że niestety nie. Po wyjaśniającym akapicie następuje najważniejsze zdanie: „fotografia leczy mnie z osamotnienia”. I to jest koniec rozmowy. Artysta to znany fotograf Wojtek Wieteska, więcej niezadanych pytań nie było, a do wywiadu i finalizującego go zdania jeszcze powrócę.
Znaczny zasięg obiektywu
Okładka najnowszego „Biuletynu…” tradycyjnie jest czarno-biała, tym razem przedstawia parę całujących się młodych, skośnookich ludzi, czym przypomina, że wiosna tuż-tuż. I nie tylko. Widok ten ujęty właściwie, tj. dobrze wykadrowany, może poprawić nastrój patrzącego, skłonić go do refleksji lub zwyczajnie zaintrygować, jak to okładki mają w zwyczaju. W zależności od potrzeb. Może być również (nie dam głowy, że na pewno) ilustracją do rozmowy Mai Herzog-Majewskiej i Marty Eloy Cichockiej z Wojtkiem Wieteską. Fotografia leczy z osamotnienia – tak panie zatytułowały tekst, co jest tytułem budującym i sugeruje przedstawienie jak najbardziej osobistych poglądów na jeden, w tym przypadku – pojemny temat.
Wieteska to artysta doświadczony, świadomy oraz z tak zwanym dorobkiem. Każdą kolejną wystawę ma zwyczaj komponować z rozmysłem, po coś i jeszcze potrafi ładnie o tym opowiadać, choć nie nazbyt kwieciście, co jednak tylko budzi zaufanie. Potrafi na przykład przygotować wystawę będącą „fotograficznym esejem” i rzecz tę ładnie uzasadnić. Umie wytłumaczyć, dlaczego pokazując jeden temat stara się być bardziej reporterski, a przy innym stawia na dokument. Przypomina o tym, że w prawdziwym eseju nie ma anegdoty, ale wypowiedziach w innego rodzaju powinna być, o tym, że obraz może być samodzielny, wyczyszczony i istnieć bez słów. Odkrywa także tajemnicę wernisażu: „(…) Dla mnie wernisaż jest fajnym momentem. W tym dniu coś nagle umiera – zdjęcia zostały pokazane publicznie, oderwały się ode mnie, odeszły”. Dzięki tej osobistej, jak się okazuje, niezbyt dojmującej tragedii, przychodzą nowe zdjęcia, więc smutek po odejściu zostaje uleczony. A w znacznym zasięgu obiektywu Wieteski wkrótce pojawia się nowy temat.
O wyższości wystaw nad albumami i nie tylko
Laik pojęcia nie ma, jak trudno jest przygotować album i dobrą wystawę, nie mówiąc już o tym, że raczej nie orientuje się, że chodzi tu o dwie różne trudności. Dla Wieteski wystawa jest ważniejsza, bo album ogranicza np. w formacie, a niektóre tematy wymagają przecież niektórych formatów. Jak wiadomo, podczas twórczego wysiłku niemałą rolę odgrywa intuicja. Wieteska przyznaje, że działa intuicyjnie i osiąga wtedy stan podobny do medytacji: odrywa się od wiedzy, którą posiada – trudna to sztuka, lecz możliwa. I wszystkie twórcze sposoby są wtedy dozwolone.
Wieteska jest jednocześnie operatorem, od piętnastu lat korci go film, ale korceniu temu nie ulega. Z aparatem czuje się bowiem odpowiednio samotny, bo film – to cała ekipa. Na razie więc wybór ma prosty – samotność, nieco jakby afirmowaną.
Ale artysta uczy też młodych adeptów towarzyskiego podejścia do przeszłości, czyli tego, że istnieją ścisłe związki między pokoleniami fotografików, których nie należy ignorować. Fotograf musi wiedzieć, że fotografia ma za sobą 170 lat, jakąś tradycję i zdecydowanie z czegoś wynika.
Wywiadowi z Wieteską towarzyszą autorskie fotografie, po których ma się ochotę na więcej. „Fotografia leczy mnie z osamotnienia” – wyznaje twórca, zdjęcia z „Biuletynu…” zaś mogą każdego fotografującego uleczyć z ewentualnej pychy, a innych z ewentualnej niewiary w ten rodzaj wypowiedzi. Fotografie Wieteski wydają się bowiem bardzo „rozmowne” i jako takie zmieniają wymiar osamotnienia.
Co porusza u Lukrecjusza
Na deser można sobie przeczytać tekst Fotograf jest tłumaczem, będący zbiorem fragmentów książki Bogdana Konopki pt. De rerum natura, skróconym rozdziałem tejże, skróconą wypowiedzią innego autora, która ma pełnić rolę komentarza do książki Konopki albo jeszcze czymś innym (doprawdy trudno jednoznacznie stwierdzić, z czym mamy tu do czynienia). Czymkolwiek by ten tekst nie był, jest odpowiednio gęsty, więc można się nad nim zadumać. Choćby nad takimi uwagami jak ta: „moc fotografii potwierdzającej, że to co było – było, odnosi się do "natury rzeczy" – rzeczy pojmowanej w zakresie mocnym i szerokim, po Lukrecjańsku. Moc fotografii jest jej epifanią”. Nie mówiąc już o wniosku Autora, że „Zadanie Tłumacza i zadanie Fotografa polega na tym samym”.
Nie należy się tych treści bać, wręcz przeciwnie, proszę powstać z kolan i zmierzyć się z teorią! W międzyczasie nie zabrania się urzeczywistniania zdjęć (w sensie: robienia) w praktyce, książka przecież najwyraźniej służy oswajaniu tematu.
Zamieszczony w „Biuletynie…” esej (to akurat, że tekst ma charakter eseistyczny, jest pewne) przynosi piękne fragmenty z De rerum natura Lukrecjusza, takie, które mogą się odnosić się niemal do wszystkiego, w tym jednak kontekście odnoszą się do fotografii. I człowieka przez duże C. Są to uwagi zastanawiające i wciąż świeże, choć Lukrecjusz żył co najmniej dawno temu. Jego spojrzenie na niektóre, podstawowe sprawy może pomóc fotografującemu w znalezieniu własnego miejsca w historycznym ciągu (foto)utrwaleń.
W kontekście słów Wieteski o osamotnieniu, przywołane w eseju fragmenty z Lukrecjusza brzmią co najmniej ciekawie, jeśli nie intrygująco. Lukrecjusz mówi bowiem, że ulotne wizerunki krążą, przypadkowo spotykają się w powietrzu i łączą. Oczywiście podaje on swoją prawdę wierszem, przepięknie i poetycko, tak że trafia ona nie tylko do głowy, ale i do serca. Bo to przecież serce fotografa powinno postarać się odnaleźć pośród tych wizerunków połączenia, wytłumaczyć (tak jak to robi tłumacz) to, co jest Krążącym na „wiele sposobów, we wszystkie strony”. Do życia (niektórym) potrzebne jest bowiem i serce (a w każdym razie czynnik duchowy), i aparat, a właściwie wszystkie człowiecze aparaty (aparat mowy, ruchu itd.). Świadomość istnienia krążących wizerunków (uwaga, jest to szerokie pojęcie, rozumiane u Lukrecjusza inaczej niż współcześnie) i tego, że są one tak po prostu dostępne, powinna leczyć nie tylko z osamotnienia, ale i z poczucia chaosu czy niemocy.
Grunt to umieć tłumaczyć to, czego się „dotyka”, i nie być osamotnionym. W niczym.
PS Dobrze jest także znać języki!
wersja do wydrukowania
- zobacz w najnowszym wydaniu:
- Może się zacznie robić ciekawie…
- Ukąszenie popowe
- Co myśli dziewczyna, która unosi sukienkę?
- „Dlatego” bardziej „Tylko Rock”
- Rokendrol w państwie pop
- KAKTUS NIE Z TEJ CHATKI
- POTOP POP-PAPKI
- WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY
- Czas kanibalów
- Przystanek „Paryż”
- Spodziewane niespodzianki
- Złudny i niebezpieczny
- Faszyzm czai się wszędzie
- OD KOŃCA DO POCZĄTKU
- O muzyce do czytania i gazecie do słuchania
- Dreptanie wokół czerwonej zmory
- Rozkoszne życie chełbi
- Emigranci, krytycy i globalizujące autorytety
- Zielono mi
- Roczniki siedemdziesiąte?
- Od rytuału do boiska piłkarskiego
- O potrzebie rastryzmu
- Sen o Gombrowiczu
- Pozytywnie
- Manewry z dźwiękami
- Kochajmy zabytki (czasopiśmiennictwa) – tak szybko odchodzą
- Co tam, panie, na Litwie?
- Literatura – duch fartowny czy hartowny?
- Nostalgiczne klimaty
- Wyostrzony apetyt
- Szanujmy wspomnienia
- Papier kontra ekran
- Nie zagłaskać poety
- Papier czy sieć?
- Rutynowe działania pism fotograficznych
- Papiery wartościowe
- Kolesiowatość
- MODNA MUZYKA NOSI FUTRO
- Semeniszki w Europie Środkowo-Wschodniej
- Zimowa trzynastka
- Popkultura, ta chimeryczna pani
- Patron – mistrz – nauczyciel?
- Rita kontra Diana
- Słodko-gorzkie „Kino”
- O produkcji mód
- Gorące problemy
- GDY WIELKI NIEMOWA PRZEMÓWIŁ
- Bigos „Kresowy”
- W TONACJI FANTASY Z DOMIESZKĄ REALIZMU
- KRAJOBRAZ MIEJSKI
- Z DOLNEJ PÓŁKI
- KINO POFESTIWALOWE
- MATERIALNOŚĆ MEBLI
- ŹLE JEST…
- NOSTALGIA W DRES CODZIENNOŚCI UBRANA
- MŁODE, PONOĆ GNIEWNE
- WIEDEŃ BEZ TORTU SACHERA
- JAZZ NIE ZNA GRANIC
- WIDOK ŚWIATA Z DZIEWIĄTEJ ALEI
- KINO I NOWE MEDIA
- PO STRONIE WYOBRAŹNI
- AMERYKAŃSKIE PSYCHO
- CZEKAJĄC NA PAPKINA
- MUZYKA, PERWERSJA, ANGIELSKI JĘZYK
- SZTUCZNE CIAŁA, CIAŁA SZTUKI
- IKONY, GWIAZDY, ARTYŚCI
- MÓWIENIE JĘZYKIEM TUBYLCÓW
- CZAS OPUŚCIĆ SZKOŁĘ
- MAŁA, UNIWERSALNA
- Baronowie, młodzi zahukani i samotny szeryf
- ROZBIĆ CODZIENNOŚĆ, ALE NAJPIERW JĄ WYTRZYMAĆ
- TECHNO, KLABING, REKLAM CZAR
- NASZE ULICE
- Z SOPOTU I Z WIĘCBORKA
- KRAJOBRAZ PO GDYNI
- O TZW. WSZYSTKIM – W „POZYTYWNYM” ŚWIETLE
- KOMPUTER DO PODUSZKI?
- NA USŁUGACH CIAŁA
- WALLENROD Z KOMPLEKSAMI
- PARADA STAROŚCI
- INKOWIE A SPRAWA POLSKA
- CZAROWNYCH CZAROWNIC CZAR
- POSZUKIWACZE ARCHITEKTURY OBIEKTYWNEJ
- 2002 W KINIE
- GADKI KONIECZNIE MAGICZNE
- Widoki z pokoju Morettiego
- NIE REWOLUCJA, CHOĆ EWOLUCJA
- CZAR BOLLYWOODU
- ALMODOVAR ŚWINTUSZEK, ALMODOVAR MORALISTA
- NIEJAKI PIRELLII I TAJEMNICA INICJACJI
- W BEZNADZIEJNIE ZAANGAŻOWANEJ SPRAWIE
- GANGSTERZY I „PÓŁKOWNICY”
- WYRODNE DZIECI BACONA
- CO TY WIESZ O KINIE ISLANDZKIM?
- BYĆ JAK IWASZKIEWICZ
- MŁODY INTELIGENT W OKOPIE
- O PRAWDZIWYCH ZWIERZĘTACH FILMOWYCH
- JEDNI SOBIE RZEPKĘ SKROBIĄ, DRUDZY KALAREPKĘ
- ZJEŚĆ SERCE I MIEĆ SERCE
- DON SCORSESE – JEGO GANGI, JEGO FILMY, JEGO NOWY JORK
- PONIŻEJ PEWNEGO POZIOMU… ODNOSZĄ SUKCES
- ANTENOWE SZUMY NOWE
- BOOM NA ALBUM
- O BŁAZNACH I PAJACACH
- EKSPRESJA W OPRESJI
- BARIERY DO POKONANIA
- UWAŻAJ – ZNÓW JESTEŚ W MATRIKSIE
- NATURA WYNATURZEŃ
- ZABAWNA PRZEMOC
- DLATEGO RPG
- WIEKI ALTERNATYWNE
- CZARODZIEJ MIYAZAKI
- DYLEMATY SZTUKI I MORALNOŚCI
- WYMARSZ ZE ŚWIĄTYNI DOBROBYTU
- MUZA UKRYTA I JAWNE PRETENSJE
- BO INACZEJ NIE UMI…
- PORTRET BEZ TWARZY
- BYĆ ALBO NIE BYĆ (KRYTYKIEM)
- MODLITWA O KASKE
- ZA KAMERĄ? PRZED KAMERĄ?
- CZY PAN KOWALSKI POJEDZIE DO WARSZAWY?
- OSTALGIA, NOSTALGIA, SOCNOSTALGIA
- TORUŃSCY IMIGRANCI
- OFFOWA SIEĆ FILMOWA
- BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA...
O femme fatale i innych mitach
- Z GAŁCZYŃSKIM JAK BEZ GAŁCZYŃSKIEGO
- KONFERANSJERKA
- CZYTANIE JAKO SZTUKA (odpowiedź)
- BERLIŃSKIE PRZECHADZKI
- GRY WOJENNE
- WYDZIELINY NADWRAŻLIWOŚCI
- ŚMIERĆ ADAMA WIEDEMANNA (polemika)
- MIĘDZY MŁOTEM A KILOFEM
- DEMONTAŻ ATRAKCJI
- POPATRZEĆ PRZEZ FLUID
- W CIENIU ZŁOTYCH PALM
- 3 X L – LIBERATURA, LESBIJKI, LITERNET ALBO LOS, LARUM, LITOŚĆ
(a do tego: pracy precz!)
- WSZYSCY Z HRABALA
- NA CZYM GRASZ, CZŁOWIEKU?
- FILM W SZKOLE, SZKOŁA W FILMIE
- MARTWA NATURA Z DŹWIGIEM
- ROGI BYKA, NERWICE I ZIELONY PARKER
- ZMIERZCH MIESIĘCZNIKÓW
- CZARNOWIDZTWO – CZYTELNICTWO
- DALEKO OD NORMALNOŚCI
- NIE-BAJKA O ODCHODACH DINOZAURA
- ŁYDKA ACHILLESA
- DLACZEGO KOBIETY WIĘCEJ…?
- LIBERACKI SPOSÓB NA ŻYCIE
- PRORADIOWO, Z CHARAKTEREM
- KOSZMAR TEGOROCZNEGO LATA
- KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY
- PROBLEMY Z ZAGŁADĄ
- CZAS GROZY
- KOMU CYFRA?
- APIAT’ KRYTYKA
- NASZA MM
- UWIERZCIE W LITERATURĘ!
- W POSZUKIWANIU UTRACONEJ TOŻSAMOŚCI
- ZA GÓRAMI, ZA DECHAMI…
- FRAZY Z „FRAZY”
- TARANTINO – KLASYK I FEMINISTA?
- UTRACIĆ I ODZYSKAĆ MATKĘ
- WIELE TWARZY EUROCENTRYZMU
- IRAK: POWTÓRKA Z LIBANU?
- NIEPOKOJE WYCHOWANKA KOMIKSU
- STANY W PASKI
- MIĘDZY MŁOTEM RYNKU A KOWADŁEM SENSU
- POŻYTKI Z ZAMKNIĘTEJ KOPALNI
- CZACHA DYMI...
- DYSKRETNY UROK AZJI
- PODZIELAĆ WŁASNE ZDANIE
- FORUM CZESKIEGO JAZZU
- NADAL BARDZO POTRZEBNE!
- KONTESTACJA, KONTRKULTURA, KINO
- PIĘKNE, BO PRZEZROCZYSTE
- DEKALOG NA BIS
- SPAL ŻÓŁTE KALENDARZE
- WYBIJA PÓŁNOC?
- A PO KAWIE SADDAM
- TRZECIE OKO
- ANGLIA JEST WYSPĄ!
- CO W ZDROWYM CIELE
- CHASYDZKI MCDONALD JUDAIZMU?
- PEJZAŻE SOCJOLOGICZNE
- SZTUKA CODZIENNOŚCI SZUKA
- PASJA
- KOGO MASUJĄ MEDIA?
- DWAJ PANOWIE A.
- NOWA FALA Z ZIARENEK PIASKU
- ULEGANIE NA WEZWANIE
- BERLIN PO MURZE
- I WCZORAJ, I DZIŚ
- MOJE MIASTO, A W NIM...
- WYNURZAJĄCY SIĘ Z MORZA
- TYLKO DLA PAŃ?
- TAPECIARZE, TAPECIARKI! DO TAPET!
- NIE TAKIE POPULARNE?
- FOTOGRAF I FILOZOF
- MODNIE SEKSUALNA RITA
- KONTAKT Z NATURĄ KOLORU
- MATKI-POLKI, PATRIOCI I FUTBOLIŚCI
- POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI PO HUCULSKU
- NARODZINY SZPIEGOSTWA
- ZJEDNOCZENIE KU RÓŻNORODNOŚCI
- NIEPEWNI GRACZE GIEŁDOWI
- „KOCHAĆ” – JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ
- MADE IN CHINA
- Proza pedagogicznych powikłań
- „NIE MA JUŻ PEDAŁÓW, SĄ GEJE”
- MY, KOLABORANCI
- zobacz w poprzednich wydaniach:
- TECHNO, KLABING, REKLAM CZAR
- Spodziewane niespodzianki
- BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA...
O femme fatale i innych mitach
|
|