Zdekonspirowano, całkiem niedawno, szpiega pracującego dla Rosjan, co niejako wywołało temat, chociaż kryminały od zawsze są niezwykle poczytne. Ostatnio zaś triumfy święcą detektywistyczne opowiastki o przygodach Erasta Fandorina, urzędnika carskiego do spraw specjalnych (Boris Akunin). To historyczne podejście do problemu można pogłębić, czytając „Mówią wieki” (nr 1/2004), a konkretnie tekst: Szpiedzy Księstwa Warszawskiego. Informacji jest tu wiele, lecz elektryzująca jest ta, że ojcem polskich szpiegów był Napoleon, a jego „dzieci” od samego początku oczywiście nie miały łatwo.
Robak nie robak?
Niełatwo być szpiegiem, szczególnie szpiegiem złapanym, lecz nie jest także łatwo szpiegowską siatkę utworzyć i w ogóle puścić taką skomplikowaną machinę w ruch. Konrad Bobiatyński, autor Szpiegów Księstwa Warszawskiego, przypomina, że epoka wojen rewolucyjnych i napoleońskich to okres rozwoju wywiadu, niedocenianego wcześniej. Dopiero w owym czasie istotną rolę zaczęły odgrywać raporty o nastrojach społeczeństwa, sytuacji gospodarczej i politycznej państwa. Zaczęto inwigilować polityków i środowiska opozycyjne oraz urabiać nastroje społeczne. Niewiele się, nawiasem mówiąc, od tamtego czasu zmieniło, akcje propagandowe to dla nas, współczesnych, chleb powszedni. O nasze nastroje dbają reklamy, na każdym rogu – billboard z propozycją współuczestniczenia, a podczas niejednego festynu spożywa się kiełbasę wyborczą. I to żadne szpiegostwo – to jest demokracja.
Wracając do historii – najbardziej znanym „szpiegiem” na ziemiach polskich z czasów oficjalnych narodzin owego procederu jest mickiewiczowski Jacek Soplica vel ksiądz Robak. Ze szczerym oddaniem mobilizował szlachtę przeciwko rosyjskiemu zaborcy, za co spotkała go nagroda i kara. Tajemniczy przy tym był i z przeszłością, choć przeszłość to dla szpiega chyba dosyć drażliwa kwestia. Legendy o emisariuszach napoleońskich krążą ponoć do dziś, nie tylko z powodu malowniczości sytuacji, ale też dlatego, że byli to chyba tacy pierwsi polscy szpiedzy słusznej sprawy.
Polskie szpiegostwo – francuskie początki
Francja próbowała stworzyć na terenia Księstwa Warszawskiego sprawną siatkę szpiegowską i sporo z tym miała kłopotu. Początkowo korzystano z usług profesjonalnych agentów albo wysyłanych za granicę, pod pozorem np. urlopu, polskich oficerów. Przy tym nie zdawano sobie sprawy z roli wywiadu w kształtowaniu polityki zagranicznej i planowaniu posunięć militarnych, toteż szpiedzy potrafili mocno mijać się z prawdą.
Władze Księstwa bazowały na informacjach od dowódców pułków stacjonujących przy granicy, korzystano też z innych niezbyt wiarygodnych źródeł – doniesień ludności wiejskiej, wędrownych handlarzy, żydów, dezerterów wojsk nieprzyjaciela, osób przyjeżdżających z zagranicy. J. Bond jeszcze się nie narodził!
Na szczęście, że tak się wyrażę, pogarszające się stosunki (1810 r.) z Aleksandrem I uświadomiły Napoleonowi, że dotychczasowy sposób zdobywania informacji jest kiepski. Postanowiono sprawę mocno przemyśleć, tudzież się przeorganizować. I w ten sposób Napoelon stał się, jak by nie patrzeć, ojcem profesjonalnego polskiego szpiegostwa. Najpierw zabrali się do formowania fundamentów francuscy wojskowi. Pierwsza agencja wywiadowcza powstała w przygranicznym Terespolu, ale nie zdała egzaminu.
Super-szpiegiem okazał się dopiero Aleksander Sapieha. Raporty słane do Paryża stawały się coraz dokładniejsze. Przekazywano nie tylko dane o rozmieszczeniu i liczebności wojsk, ale też elaboraty o sytuacji wewnętrznej w Rosji. Pełną parą ruszyła agitacja pronapoleońska wśród nastawionej antyrosyjsko ludności.
Nie szata zdobi szpiega
Zwykli szpiedzy, na przykład na Litwie, wędrowali sobie (niezauważeni) jako akrobaci, nauczyciele, artyści, muzykanci, lekarze i mnisi wędrowni. Do dziś niektóre profesje uważa się za arcypodejrzane, a powiedzenie „nie szata zdobi człowieka”, można odnosić także do sprytnego kamuflażu. Może posunę się za daleko, ale widzę analogię między ówczesnymi agencjami a dzisiejszymi stacjami telewizyjnymi, które wysyłają ekipy dziennikarzy w daleki świat, by badały nastroje. Dziś legalnie i nie po szpiegowsku, a dla wiedzy o świecie i orientacji cywilizacyjnej, bo i czasy mamy inne. Podobno.
Za Napoleona agenci rozlokowani wzdłuż ważnych szlaków, prowadzących głównie do Petersburga, dobrze się kamuflowali, lecz zbyt szeroki zakres obowiązków nałożonych na którąś z kolei (bo były częstokroć rozwiązywane) agencję, brak funduszy i ogromne przestrzenie powodowały, że praca nie była efektywna. Sprawnie działała za to „specjalna komórka przy sztabie armii polskiej do badania nastrojów w państwie Romanowów”, ale Francuzi i tak niczego nie byli pewni.
Pierwsi nasi szpiedzy zaliczali też spore wpadki, np. we wrześniu 1811 r. z powodu absolutnie fałszywych doniesień doszło do panicznej ucieczki urzędników polskiej administracji z kasą i kancelarią do Siedlec. Z Terespola. Wstyd. A na ulepszanie funkcjonowania siatki – tradycyjnie brakowało funduszy! Korzystano zatem ze sprawdzonej metody zdobywania informacji przez pojedynczych oficerów, wysyłanych w różnych celach poza kordon, ale niektórzy, „obcy”, sami niechcący dzielili się informacjami. Na przykład przyjaciel cara Adam Jerzy Czartoryski sondował elity Księstwa co do możliwości wspólnego z Rosją wystąpienia przeciw Napoleonowi, jego zaś uprzejmie i delikatnie sondowano, czy wie coś więcej. Wiedział. I chciał się wiedzą podzielić, co znacznie ułatwiało szpiegowską pracę. Wykorzystano gadatliwego arystokratę może nie całkiem po jego myśli i zupełnie bez jego wiedzy, ale w zbożnym celu. Nie był pewnością pierwszy i nie ostatni.
Tak więc wiadomo było, że Rosja chce wojny, lecz w Paryżu wierzono, że najpierw zakończy wojnę z Turcją. Pomyłka! Nasz wywiad wiedział swoje – i nic to nie dało. Takie były początki. Mozolnie budowano struktury wywiadowcze od podstaw, bez doświadczenia w tej pracy, bez ośrodków szkoleniowych za bezpieczną granicą, bez środków... Na własnych błędach trochę się nauczono, a trochę (rzecz jasna) nie.
Ciekawe, że w Polsce nie działała wtedy żadna Mata Hari. Zatrudnianie sprytnych kobiet, to chyba był następny etap rozwoju tej dziedziny działalności politycznej. Chyba, że pani Walewska... ale to już czysta konfabulacja! A może nawet pomówienie?
wersja do wydrukowania
- zobacz w najnowszym wydaniu:
- Może się zacznie robić ciekawie…
- Ukąszenie popowe
- Co myśli dziewczyna, która unosi sukienkę?
- „Dlatego” bardziej „Tylko Rock”
- Rokendrol w państwie pop
- KAKTUS NIE Z TEJ CHATKI
- POTOP POP-PAPKI
- WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY
- Czas kanibalów
- Przystanek „Paryż”
- Spodziewane niespodzianki
- Złudny i niebezpieczny
- Faszyzm czai się wszędzie
- OD KOŃCA DO POCZĄTKU
- O muzyce do czytania i gazecie do słuchania
- Dreptanie wokół czerwonej zmory
- Rozkoszne życie chełbi
- Emigranci, krytycy i globalizujące autorytety
- Zielono mi
- Roczniki siedemdziesiąte?
- Od rytuału do boiska piłkarskiego
- O potrzebie rastryzmu
- Sen o Gombrowiczu
- Pozytywnie
- Manewry z dźwiękami
- Kochajmy zabytki (czasopiśmiennictwa) – tak szybko odchodzą
- Co tam, panie, na Litwie?
- Literatura – duch fartowny czy hartowny?
- Nostalgiczne klimaty
- Wyostrzony apetyt
- Szanujmy wspomnienia
- Papier kontra ekran
- Nie zagłaskać poety
- Papier czy sieć?
- Rutynowe działania pism fotograficznych
- Papiery wartościowe
- Kolesiowatość
- MODNA MUZYKA NOSI FUTRO
- Semeniszki w Europie Środkowo-Wschodniej
- Zimowa trzynastka
- Popkultura, ta chimeryczna pani
- Patron – mistrz – nauczyciel?
- Rita kontra Diana
- Słodko-gorzkie „Kino”
- O produkcji mód
- Gorące problemy
- GDY WIELKI NIEMOWA PRZEMÓWIŁ
- Bigos „Kresowy”
- W TONACJI FANTASY Z DOMIESZKĄ REALIZMU
- KRAJOBRAZ MIEJSKI
- Z DOLNEJ PÓŁKI
- KINO POFESTIWALOWE
- MATERIALNOŚĆ MEBLI
- ŹLE JEST…
- NOSTALGIA W DRES CODZIENNOŚCI UBRANA
- MŁODE, PONOĆ GNIEWNE
- WIEDEŃ BEZ TORTU SACHERA
- JAZZ NIE ZNA GRANIC
- WIDOK ŚWIATA Z DZIEWIĄTEJ ALEI
- KINO I NOWE MEDIA
- PO STRONIE WYOBRAŹNI
- AMERYKAŃSKIE PSYCHO
- CZEKAJĄC NA PAPKINA
- MUZYKA, PERWERSJA, ANGIELSKI JĘZYK
- SZTUCZNE CIAŁA, CIAŁA SZTUKI
- IKONY, GWIAZDY, ARTYŚCI
- MÓWIENIE JĘZYKIEM TUBYLCÓW
- CZAS OPUŚCIĆ SZKOŁĘ
- MAŁA, UNIWERSALNA
- Baronowie, młodzi zahukani i samotny szeryf
- ROZBIĆ CODZIENNOŚĆ, ALE NAJPIERW JĄ WYTRZYMAĆ
- TECHNO, KLABING, REKLAM CZAR
- NASZE ULICE
- Z SOPOTU I Z WIĘCBORKA
- KRAJOBRAZ PO GDYNI
- O TZW. WSZYSTKIM – W „POZYTYWNYM” ŚWIETLE
- KOMPUTER DO PODUSZKI?
- NA USŁUGACH CIAŁA
- WALLENROD Z KOMPLEKSAMI
- PARADA STAROŚCI
- INKOWIE A SPRAWA POLSKA
- CZAROWNYCH CZAROWNIC CZAR
- POSZUKIWACZE ARCHITEKTURY OBIEKTYWNEJ
- 2002 W KINIE
- GADKI KONIECZNIE MAGICZNE
- Widoki z pokoju Morettiego
- NIE REWOLUCJA, CHOĆ EWOLUCJA
- CZAR BOLLYWOODU
- ALMODOVAR ŚWINTUSZEK, ALMODOVAR MORALISTA
- NIEJAKI PIRELLII I TAJEMNICA INICJACJI
- W BEZNADZIEJNIE ZAANGAŻOWANEJ SPRAWIE
- GANGSTERZY I „PÓŁKOWNICY”
- WYRODNE DZIECI BACONA
- CO TY WIESZ O KINIE ISLANDZKIM?
- BYĆ JAK IWASZKIEWICZ
- MŁODY INTELIGENT W OKOPIE
- O PRAWDZIWYCH ZWIERZĘTACH FILMOWYCH
- JEDNI SOBIE RZEPKĘ SKROBIĄ, DRUDZY KALAREPKĘ
- ZJEŚĆ SERCE I MIEĆ SERCE
- DON SCORSESE – JEGO GANGI, JEGO FILMY, JEGO NOWY JORK
- PONIŻEJ PEWNEGO POZIOMU… ODNOSZĄ SUKCES
- ANTENOWE SZUMY NOWE
- BOOM NA ALBUM
- O BŁAZNACH I PAJACACH
- EKSPRESJA W OPRESJI
- BARIERY DO POKONANIA
- UWAŻAJ – ZNÓW JESTEŚ W MATRIKSIE
- NATURA WYNATURZEŃ
- ZABAWNA PRZEMOC
- DLATEGO RPG
- WIEKI ALTERNATYWNE
- CZARODZIEJ MIYAZAKI
- DYLEMATY SZTUKI I MORALNOŚCI
- WYMARSZ ZE ŚWIĄTYNI DOBROBYTU
- MUZA UKRYTA I JAWNE PRETENSJE
- BO INACZEJ NIE UMI…
- PORTRET BEZ TWARZY
- BYĆ ALBO NIE BYĆ (KRYTYKIEM)
- MODLITWA O KASKE
- ZA KAMERĄ? PRZED KAMERĄ?
- CZY PAN KOWALSKI POJEDZIE DO WARSZAWY?
- OSTALGIA, NOSTALGIA, SOCNOSTALGIA
- TORUŃSCY IMIGRANCI
- OFFOWA SIEĆ FILMOWA
- BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA...
O femme fatale i innych mitach
- Z GAŁCZYŃSKIM JAK BEZ GAŁCZYŃSKIEGO
- KONFERANSJERKA
- CZYTANIE JAKO SZTUKA (odpowiedź)
- BERLIŃSKIE PRZECHADZKI
- GRY WOJENNE
- WYDZIELINY NADWRAŻLIWOŚCI
- ŚMIERĆ ADAMA WIEDEMANNA (polemika)
- MIĘDZY MŁOTEM A KILOFEM
- DEMONTAŻ ATRAKCJI
- POPATRZEĆ PRZEZ FLUID
- W CIENIU ZŁOTYCH PALM
- 3 X L – LIBERATURA, LESBIJKI, LITERNET ALBO LOS, LARUM, LITOŚĆ
(a do tego: pracy precz!)
- WSZYSCY Z HRABALA
- NA CZYM GRASZ, CZŁOWIEKU?
- FILM W SZKOLE, SZKOŁA W FILMIE
- MARTWA NATURA Z DŹWIGIEM
- ROGI BYKA, NERWICE I ZIELONY PARKER
- ZMIERZCH MIESIĘCZNIKÓW
- CZARNOWIDZTWO – CZYTELNICTWO
- DALEKO OD NORMALNOŚCI
- NIE-BAJKA O ODCHODACH DINOZAURA
- ŁYDKA ACHILLESA
- DLACZEGO KOBIETY WIĘCEJ…?
- LIBERACKI SPOSÓB NA ŻYCIE
- PRORADIOWO, Z CHARAKTEREM
- KOSZMAR TEGOROCZNEGO LATA
- KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY
- PROBLEMY Z ZAGŁADĄ
- CZAS GROZY
- KOMU CYFRA?
- APIAT’ KRYTYKA
- NASZA MM
- UWIERZCIE W LITERATURĘ!
- W POSZUKIWANIU UTRACONEJ TOŻSAMOŚCI
- ZA GÓRAMI, ZA DECHAMI…
- FRAZY Z „FRAZY”
- TARANTINO – KLASYK I FEMINISTA?
- UTRACIĆ I ODZYSKAĆ MATKĘ
- WIELE TWARZY EUROCENTRYZMU
- IRAK: POWTÓRKA Z LIBANU?
- NIEPOKOJE WYCHOWANKA KOMIKSU
- I FOTOGRAFIA LECZY
- STANY W PASKI
- MIĘDZY MŁOTEM RYNKU A KOWADŁEM SENSU
- POŻYTKI Z ZAMKNIĘTEJ KOPALNI
- CZACHA DYMI...
- DYSKRETNY UROK AZJI
- PODZIELAĆ WŁASNE ZDANIE
- FORUM CZESKIEGO JAZZU
- NADAL BARDZO POTRZEBNE!
- KONTESTACJA, KONTRKULTURA, KINO
- PIĘKNE, BO PRZEZROCZYSTE
- DEKALOG NA BIS
- SPAL ŻÓŁTE KALENDARZE
- WYBIJA PÓŁNOC?
- A PO KAWIE SADDAM
- TRZECIE OKO
- ANGLIA JEST WYSPĄ!
- CO W ZDROWYM CIELE
- CHASYDZKI MCDONALD JUDAIZMU?
- PEJZAŻE SOCJOLOGICZNE
- SZTUKA CODZIENNOŚCI SZUKA
- PASJA
- KOGO MASUJĄ MEDIA?
- DWAJ PANOWIE A.
- NOWA FALA Z ZIARENEK PIASKU
- ULEGANIE NA WEZWANIE
- BERLIN PO MURZE
- I WCZORAJ, I DZIŚ
- MOJE MIASTO, A W NIM...
- WYNURZAJĄCY SIĘ Z MORZA
- TYLKO DLA PAŃ?
- TAPECIARZE, TAPECIARKI! DO TAPET!
- NIE TAKIE POPULARNE?
- FOTOGRAF I FILOZOF
- MODNIE SEKSUALNA RITA
- KONTAKT Z NATURĄ KOLORU
- MATKI-POLKI, PATRIOCI I FUTBOLIŚCI
- POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI PO HUCULSKU
- ZJEDNOCZENIE KU RÓŻNORODNOŚCI
- NIEPEWNI GRACZE GIEŁDOWI
- „KOCHAĆ” – JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ
- MADE IN CHINA
- Proza pedagogicznych powikłań
- „NIE MA JUŻ PEDAŁÓW, SĄ GEJE”
- MY, KOLABORANCI
- zobacz w poprzednich wydaniach:
- NADAL BARDZO POTRZEBNE!
- ZMIERZCH MIESIĘCZNIKÓW
- Gorące problemy
|
|