„Muzo natchniuzo” – pisał poeta (Białoszewski) i wzywał jej imię niedaremnie, w efekcie przechodząc do historii. Czy „Muza – magazyn muzyczny” przejdzie do historii jeszcze nie wiadomo, na razie ma się dobrze i zadamawia się we współczesności. Nr 7 tego pisma zaś przybliża oddalonym Seude, Muńka, Paręsłów, Raczyńskiego i Horowitza, co pozwala zainteresowanym na obranie właściwego azymutu. Łapanie orientacji względem najnowszych trendów brzmieniowych to trudna sztuka, tym bardziej, że potrafią się one ukryć w najmniej spodziewanych miejscach. Otóż w 7 „Muzie” zastajemy opowieść o wirtuozie, który się muzom (a już na pewno krytykom) nie kłaniał, a one (nie oni) i tak uczyniły go geniuszem brzmień. Przynajmniej zdaniem Jana Latusa.
Ale nikt go nie lubił
Mówiono, że jest pustym showmanem, że to neurotyk, że nie panuje intelektualnie i emocjonalnie nad muzyką klasyków, nad Beethowenem, Schubertem, ba, nad Chopinem nawet. Vladimir Horowitz powtarzał banały na temat muzyki, nauczać nie potrafił, latami nie grywał koncertów, a jak już zagrał to za astronomiczną gażę, co wzbudzało niemałą zawiść. Tym mocniejszą, że grał wspaniale. Nikt go nie lubił, a podziwiać musieli. Nie dało się inaczej.
Bardzo cenili go młodzi pianiści, co autor tekstu: Największy pianista wszechczasów? na własne oczy widział, na własne uszy słyszał. Horowitz był wyjątkowym technikiem, co Jan Latus ze znawstwem i swadą opisuje. Do tego tak obrazowo, że laik podnosząc głowę znad „Muzy” zaczyna podziwiać wielkiego pianistę, nigdy niczego co mogłoby być tzw. muzyką poważną nawet nie wysłuchawszy.
Być może dzieje się tak z powodu opowieści o żelaznych palcach Horowitza i artykulacji, dlatego że mistrz kładł dłonie na klawiaturze zupełnie nieprawidłowo i nic sobie z tego nie robił. Wręcz przeciwnie. Ponadto nośny miał bas (bardzo trendy) i nie nadużywał pedałów, by nie rozmydlać dźwięku. I najważniejsze (z punktu widzenia laika): przy fortepianie był prawie nieruchomy, a jednak elektryzował słuchaczy w sposób absolutny i wyjątkowy.
Któż by nie chciał sam przeżyć jego koncertu? Każdy by chciał. A wrażliwy czytelnik – najpierwszy.
Ale: sto lat, stooo laaat
Horowitz miałby teraz sto lat, ale jego geniusz i tak jest wieczny. Pozostały po nim liczne nagrania, nawet na DVD. Można więc w każdej chwili sprawdzić czy czar geniuszu na nas działa, czy też nie. Można też wysłuchać jego parafraz, które uporczywie i z różnym skutkiem wciąż powtarzają po nim aktualnie najlepsi w tej dziedzinie. Horowitz ponoć grał tak, jakby miał trzecią rękę, proszę to sobie wyobrazić! Podczas koncertów do utworów dodawał od siebie dźwięki, w czym słuchacz-fachowiec się z pewnością orientuje a niefachowiec dzięki tej informacji powinien się domyślać, iż był to nader twórczy pianista. Grał klasykę nowocześnie, ale z sensem i dyscypliną, z rozedrganiem, z rytmem i logiczną konstrukcją. To zresztą dość uniwersalna definicja dobrego grania.
Do tego wszystkiego mówią o nim, że miał nieporównywalny dźwięk, że smutek był w nim i bogactwo (opis na dwa „latusowe” akapity). Suma sumarum: kresową duszę miał Horowitz, która obnażał w swoim graniu, ukraińskie stepy miał i melancholię żydowskiego chłopca. A i tak oskarżano go, że Brahms w jego wykonaniu jakby cieszy się życiem? (sic!) Że klasycy w jego interpretacji to ludzie z krwi i kości, choć każdy widzi, że są pomnikowi. Nie widział, nie słyszał, grał co czuł. Taką przynajmniej, niezachwianą konkluzję wysnuwa się z „muzowego” tekstu.
I , że Horowitz odważnym był pianistą oraz bezkompromisowym, a muza (muzyki) strzegła go skrycie przed zakusami zazdrośników.
Był reprezentantem starej, romantycznej szkoły pianistycznej, w której dowolność interpretacji była większa, a rola wykonawcy – bardziej eksponowana (i to nie był jazz?) Szukając zadowalających go rozwiązań, powoływał się na listy samych kompozytorów, robiących swego czasu to samo co on. Zamieniających dźwięki.J
Miał styl życia gwiazdy, recitale grywał tylko po południu, miał własny samolot i na obiad życzył sobie gotowanego kurczaka. I jak czytelnik po tej informacji, może nie polubić nielubianego?
Horowitz po prostu miał dar, a to się lubi. Może nawet bardziej z perspektywy czasu. Jan Latus wspomina, że na koncertach w Moskwie, gdzie Horowitz zawitał po 61 latach, ludzie płakali, bo potrafił zmieścić w jednym w utworze całą historię Rosji. Geniusz!
Ukochany przez muzę (muzyki) pianista panował nad sztuką, to nie sztuka panowała nad nim. No to gdzie ci faceci? (Danuta Rinn)
Ps. I czy wszyscy oni mieliby teraz po 100 lat?
Ale mamy najlepszą publiczność
Nad sztuką chciałby panować Grzegorz Brzozowicz. Lecz nie panuje. Uff. W „muzowym” felietonie, w krótkich żołnierskich akapitach wyliczył wielu wykonawców zagranicznych i wiele miejsc niepolskich, gdzie słucha się muzyki w tłumie. Rozumie się przez to, że rodacy wielu światowych twórców lekceważą, nie tłumiąc tego w sobie i na koncerty rzeczonych nie chodząc.
Rodacy kierują się bowiem własnym, wyssanym z palca, niezrozumiałym (w domyśle: płytkim jakimś) gustem, a nie realną wielkością gwiazdy! O to chyba Brzozowicz ma spore pretensje. Na przykład wytyka nam że Deep Purple może liczyć na stadion widzów, a Bob Dylan na nieco mniej. Wylicza też albumy i obcojęzyczne magazyny opiniotwórcze, o których o zgrozo nikt nic wie.
Mamy najlepszą publiczność piłkarską i siatkarską, skarży się dalej Brzozowski, ale mamy fatalne Fryderyki. Mamy najlepszą publiczność rockową, i Kult Kazika, który to Kazik SMS do Brzozowicza pisze, że, szczęśliwie, ma pełne sale koncertowe. Pojąć jednak nie mogę, czemu mamy się, wg felietonisty, wstydzić tego, że nie kupujemy milionów egzemplarzy albumu Elefant The White Stripes? Czemu nie możemy się nie zachwycać? Choć to top topów w świecie – ale nie u nas.
wersja do wydrukowania
- zobacz w najnowszym wydaniu:
- Może się zacznie robić ciekawie…
- Ukąszenie popowe
- Co myśli dziewczyna, która unosi sukienkę?
- „Dlatego” bardziej „Tylko Rock”
- Rokendrol w państwie pop
- KAKTUS NIE Z TEJ CHATKI
- POTOP POP-PAPKI
- WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY
- Czas kanibalów
- Przystanek „Paryż”
- Spodziewane niespodzianki
- Złudny i niebezpieczny
- Faszyzm czai się wszędzie
- OD KOŃCA DO POCZĄTKU
- O muzyce do czytania i gazecie do słuchania
- Dreptanie wokół czerwonej zmory
- Rozkoszne życie chełbi
- Emigranci, krytycy i globalizujące autorytety
- Zielono mi
- Roczniki siedemdziesiąte?
- Od rytuału do boiska piłkarskiego
- O potrzebie rastryzmu
- Sen o Gombrowiczu
- Pozytywnie
- Manewry z dźwiękami
- Kochajmy zabytki (czasopiśmiennictwa) – tak szybko odchodzą
- Co tam, panie, na Litwie?
- Literatura – duch fartowny czy hartowny?
- Nostalgiczne klimaty
- Wyostrzony apetyt
- Szanujmy wspomnienia
- Papier kontra ekran
- Nie zagłaskać poety
- Papier czy sieć?
- Rutynowe działania pism fotograficznych
- Papiery wartościowe
- Kolesiowatość
- MODNA MUZYKA NOSI FUTRO
- Semeniszki w Europie Środkowo-Wschodniej
- Zimowa trzynastka
- Popkultura, ta chimeryczna pani
- Patron – mistrz – nauczyciel?
- Rita kontra Diana
- Słodko-gorzkie „Kino”
- O produkcji mód
- Gorące problemy
- GDY WIELKI NIEMOWA PRZEMÓWIŁ
- Bigos „Kresowy”
- W TONACJI FANTASY Z DOMIESZKĄ REALIZMU
- KRAJOBRAZ MIEJSKI
- Z DOLNEJ PÓŁKI
- KINO POFESTIWALOWE
- MATERIALNOŚĆ MEBLI
- ŹLE JEST…
- NOSTALGIA W DRES CODZIENNOŚCI UBRANA
- MŁODE, PONOĆ GNIEWNE
- WIEDEŃ BEZ TORTU SACHERA
- JAZZ NIE ZNA GRANIC
- WIDOK ŚWIATA Z DZIEWIĄTEJ ALEI
- KINO I NOWE MEDIA
- PO STRONIE WYOBRAŹNI
- AMERYKAŃSKIE PSYCHO
- CZEKAJĄC NA PAPKINA
- MUZYKA, PERWERSJA, ANGIELSKI JĘZYK
- SZTUCZNE CIAŁA, CIAŁA SZTUKI
- IKONY, GWIAZDY, ARTYŚCI
- MÓWIENIE JĘZYKIEM TUBYLCÓW
- CZAS OPUŚCIĆ SZKOŁĘ
- MAŁA, UNIWERSALNA
- Baronowie, młodzi zahukani i samotny szeryf
- ROZBIĆ CODZIENNOŚĆ, ALE NAJPIERW JĄ WYTRZYMAĆ
- TECHNO, KLABING, REKLAM CZAR
- NASZE ULICE
- Z SOPOTU I Z WIĘCBORKA
- KRAJOBRAZ PO GDYNI
- O TZW. WSZYSTKIM – W „POZYTYWNYM” ŚWIETLE
- KOMPUTER DO PODUSZKI?
- NA USŁUGACH CIAŁA
- WALLENROD Z KOMPLEKSAMI
- PARADA STAROŚCI
- INKOWIE A SPRAWA POLSKA
- CZAROWNYCH CZAROWNIC CZAR
- POSZUKIWACZE ARCHITEKTURY OBIEKTYWNEJ
- 2002 W KINIE
- GADKI KONIECZNIE MAGICZNE
- Widoki z pokoju Morettiego
- NIE REWOLUCJA, CHOĆ EWOLUCJA
- CZAR BOLLYWOODU
- ALMODOVAR ŚWINTUSZEK, ALMODOVAR MORALISTA
- NIEJAKI PIRELLII I TAJEMNICA INICJACJI
- W BEZNADZIEJNIE ZAANGAŻOWANEJ SPRAWIE
- GANGSTERZY I „PÓŁKOWNICY”
- WYRODNE DZIECI BACONA
- CO TY WIESZ O KINIE ISLANDZKIM?
- BYĆ JAK IWASZKIEWICZ
- MŁODY INTELIGENT W OKOPIE
- O PRAWDZIWYCH ZWIERZĘTACH FILMOWYCH
- JEDNI SOBIE RZEPKĘ SKROBIĄ, DRUDZY KALAREPKĘ
- ZJEŚĆ SERCE I MIEĆ SERCE
- DON SCORSESE – JEGO GANGI, JEGO FILMY, JEGO NOWY JORK
- PONIŻEJ PEWNEGO POZIOMU… ODNOSZĄ SUKCES
- ANTENOWE SZUMY NOWE
- BOOM NA ALBUM
- O BŁAZNACH I PAJACACH
- EKSPRESJA W OPRESJI
- BARIERY DO POKONANIA
- UWAŻAJ – ZNÓW JESTEŚ W MATRIKSIE
- NATURA WYNATURZEŃ
- ZABAWNA PRZEMOC
- DLATEGO RPG
- WIEKI ALTERNATYWNE
- CZARODZIEJ MIYAZAKI
- DYLEMATY SZTUKI I MORALNOŚCI
- WYMARSZ ZE ŚWIĄTYNI DOBROBYTU
- BO INACZEJ NIE UMI…
- PORTRET BEZ TWARZY
- BYĆ ALBO NIE BYĆ (KRYTYKIEM)
- MODLITWA O KASKE
- ZA KAMERĄ? PRZED KAMERĄ?
- CZY PAN KOWALSKI POJEDZIE DO WARSZAWY?
- OSTALGIA, NOSTALGIA, SOCNOSTALGIA
- TORUŃSCY IMIGRANCI
- OFFOWA SIEĆ FILMOWA
- BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA...
O femme fatale i innych mitach
- Z GAŁCZYŃSKIM JAK BEZ GAŁCZYŃSKIEGO
- KONFERANSJERKA
- CZYTANIE JAKO SZTUKA (odpowiedź)
- BERLIŃSKIE PRZECHADZKI
- GRY WOJENNE
- WYDZIELINY NADWRAŻLIWOŚCI
- ŚMIERĆ ADAMA WIEDEMANNA (polemika)
- MIĘDZY MŁOTEM A KILOFEM
- DEMONTAŻ ATRAKCJI
- POPATRZEĆ PRZEZ FLUID
- W CIENIU ZŁOTYCH PALM
- 3 X L – LIBERATURA, LESBIJKI, LITERNET ALBO LOS, LARUM, LITOŚĆ
(a do tego: pracy precz!)
- WSZYSCY Z HRABALA
- NA CZYM GRASZ, CZŁOWIEKU?
- FILM W SZKOLE, SZKOŁA W FILMIE
- MARTWA NATURA Z DŹWIGIEM
- ROGI BYKA, NERWICE I ZIELONY PARKER
- ZMIERZCH MIESIĘCZNIKÓW
- CZARNOWIDZTWO – CZYTELNICTWO
- DALEKO OD NORMALNOŚCI
- NIE-BAJKA O ODCHODACH DINOZAURA
- ŁYDKA ACHILLESA
- DLACZEGO KOBIETY WIĘCEJ…?
- LIBERACKI SPOSÓB NA ŻYCIE
- PRORADIOWO, Z CHARAKTEREM
- KOSZMAR TEGOROCZNEGO LATA
- KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY
- PROBLEMY Z ZAGŁADĄ
- CZAS GROZY
- KOMU CYFRA?
- APIAT’ KRYTYKA
- NASZA MM
- UWIERZCIE W LITERATURĘ!
- W POSZUKIWANIU UTRACONEJ TOŻSAMOŚCI
- ZA GÓRAMI, ZA DECHAMI…
- FRAZY Z „FRAZY”
- TARANTINO – KLASYK I FEMINISTA?
- UTRACIĆ I ODZYSKAĆ MATKĘ
- WIELE TWARZY EUROCENTRYZMU
- IRAK: POWTÓRKA Z LIBANU?
- NIEPOKOJE WYCHOWANKA KOMIKSU
- I FOTOGRAFIA LECZY
- STANY W PASKI
- MIĘDZY MŁOTEM RYNKU A KOWADŁEM SENSU
- POŻYTKI Z ZAMKNIĘTEJ KOPALNI
- CZACHA DYMI...
- DYSKRETNY UROK AZJI
- PODZIELAĆ WŁASNE ZDANIE
- FORUM CZESKIEGO JAZZU
- NADAL BARDZO POTRZEBNE!
- KONTESTACJA, KONTRKULTURA, KINO
- PIĘKNE, BO PRZEZROCZYSTE
- DEKALOG NA BIS
- SPAL ŻÓŁTE KALENDARZE
- WYBIJA PÓŁNOC?
- A PO KAWIE SADDAM
- TRZECIE OKO
- ANGLIA JEST WYSPĄ!
- CO W ZDROWYM CIELE
- CHASYDZKI MCDONALD JUDAIZMU?
- PEJZAŻE SOCJOLOGICZNE
- SZTUKA CODZIENNOŚCI SZUKA
- PASJA
- KOGO MASUJĄ MEDIA?
- DWAJ PANOWIE A.
- NOWA FALA Z ZIARENEK PIASKU
- ULEGANIE NA WEZWANIE
- BERLIN PO MURZE
- I WCZORAJ, I DZIŚ
- MOJE MIASTO, A W NIM...
- WYNURZAJĄCY SIĘ Z MORZA
- TYLKO DLA PAŃ?
- TAPECIARZE, TAPECIARKI! DO TAPET!
- NIE TAKIE POPULARNE?
- FOTOGRAF I FILOZOF
- MODNIE SEKSUALNA RITA
- KONTAKT Z NATURĄ KOLORU
- MATKI-POLKI, PATRIOCI I FUTBOLIŚCI
- POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI PO HUCULSKU
- NARODZINY SZPIEGOSTWA
- ZJEDNOCZENIE KU RÓŻNORODNOŚCI
- NIEPEWNI GRACZE GIEŁDOWI
- „KOCHAĆ” – JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ
- MADE IN CHINA
- Proza pedagogicznych powikłań
- „NIE MA JUŻ PEDAŁÓW, SĄ GEJE”
- MY, KOLABORANCI
- zobacz w poprzednich wydaniach:
- Rutynowe działania pism fotograficznych
- TRZECIE OKO
- Pozytywnie
|
|