Nie ma się co oszukiwać – najpierw ludzie rysowali, zaś zapisane słowo było potem. Nawet bardziej niż potem. Potrzeba komunikowania się poprzez obraz ma długą tradycję, której należy się szacunek, a nawet cześć. Całe pokolenia bowiem głowiły się nad tym, jak sobie uprzyjemnić życie oglądając to, co warte jest obejrzenia, jak oglądane wyeksponować i najlepiej raz na zawsze uwiecznić. Dla dobra niniejszych rozważań pozostaniemy przy wakacyjnym temacie „jak je wyeksponować” odnalezionym w wakacyjnym, sierpniowym numerze pisma „Spotkania z zabytkami” w tekście Album do przechowywania fotografii.
Ty albusie?
Najpierw było łacińskie słowo „albus”, czyli biały. W starożytnym Rzymie w ten sposób określano miejsca z ogłoszeniami. Następne słowo to (albus) nabierało znaczenia i wielosensów, aż w XVII wieku modne damy posiadły sztambuchy i to był drugi prapoczątek. Te z kolei (sztambuchy), z czasem, przybrały formę romantycznych, bogato zdobionych albumów.
W XIX w. album oznaczał piękną księgę z wycinkami, biletami i tym podobnymi duperelami świadczącymi o płochości kobiecej i szerokich zainteresowaniach towarzyskich pań. Wkrótce więc zamieszkały w albumach pocztówki i w ten sposób zbliżamy się do dzisiejszego, pełnego znaczenia słowa album. Po drodze jeszcze można odnotować kilka znamiennych ciekawostek: długo sprzedawano albo albumy już zapełnione pięknymi, wartościowymi widokami, albo puste – do zapełnienia. Albumy wyposażano także zdjęciami tematycznymi, robionymi jeszcze w sposób wymagający od fotografa nie tylko „oka”, ale też znajomości podręcznika chemii do kilku klas. Pierwszy, bardzo skomplikowany proces negatywowo-pozytywowy nazywał się kalotypia; proces albuminowy (albumina to białko jaj!) był następny, a technika mokrego kolodionu – kolejna.
Duma w albumach
Przykładowe tematy pieczołowicie wklejanych zdjęć nie dotyczyły jednak pomysłowości fotografa. Były to: starożytne zabytki, najnowsze odkrycia archeologiczne, przedstawiciele panujących rodów - same atrakcje o zacięciu dydaktycznym. Wraz z rozwojem sztuki fotografowania umieszczano także zdjęcia rodziny i przyjaciół (w tej kolejności) i używano ich jako swoistej ozdoby mieszczańskiego salonu, który w ten sposób zyskiwał kolejny temat salonowej konwersacji.
Ówczesne albumy były naprawdę ozdobne, drogocenne wręcz i niepowtarzalne. Ważne była nie tylko ekspozycja, nie byle jaka zresztą, fotografii, ale też niebanalne, wystawne opakowanie. Przeurocze jest to, że fani albumów (i fanki) entuzjastycznie tworzyli „albumy piękności polskich”, w których zbierano fotografie ludzi uważanych za wyjątkowo urodziwych. Autorka artykułu Albumy do przechowywania fotografii, Izabela Zając, podejrzewa, że stąd właśnie wziął się zwyczaj zbieranie podobizn aktorów i gwiazd scen muzycznych. Tak czy siak, potrzeba klasyfikowania „piękności polskich” w narodzie wielka była i do dziś trwa niezmiennie. Tylko kryteria są zmienne, niestety.
Produkcją albumów nie mógł się parać każdy. Zajmowali się tym wąsko wyspecjalizowani introligatorzy, a samą sprzedażą – księgarnie i zakłady fotograficzne.
Bezpośredni wpływ na wygląd albumów miały aktualne mody. Nowości (np. inny rodzaj zapięcia) wprowadzano powoli i z rozwagą. Sama wymiana okładki tekturowej na drewnianą nie odbyła się tak od razu. Był to proces długi i złożony. Nie od razu przyjął się też sposób łącznia oprawy z blokiem za pomocą ozdobnego sznurka. Potem jednak wszystko nabrało tempa: i życie, i produkcja albumów, i robienie zdjęć – wiadomo postęp… Albumy stawały się coraz tańsze, a co za tym idzie coraz bardziej powszechne. Ewolucja ich wyglądu, to fascynująca sprawa, zaintrygowanych odsyłam do sierpniowych Spotkań z zabytkami.
Atut to passe-partout
Te tajemnicze księgi zachowały się w tak niewielu domach, że co wrażliwym serce się kraje z żalu (autorce się kraje na przykład). Miały swój czar, klimat tworzony np. przez szlachetne zdobienia, czyli okucia, złocenia, ramki i w ogóle wszystko, co oko mogło cieszyć subtelne. Najstarsze albumy, które można poznać dzięki sierpniowemu numerowi Spotkań... pochodzą z lat 1858–1865. Izabela Zając dokładnie je opisuje, mało poetycko wprawdzie, ale instruktywnie. Bo użycie, a właściwie otwarcie i zamknięcie takiego albumu, wcale nie było taką oczywistą sprawą, o umieszczaniu zdjęć nie wspominając.
Wyjątkowo ważna była wielkość fotografii. Rozróżniano format wizytowy, format gabinetowy, format „promenada” i „imperial” (największe, gdyby ktoś miał wątpliwości).
Zdjęcia w określanych w ten sposób formatach nie mogły być wklejane byle jak. Służyło do tego na przykład passe-partout w formie całostronicowej, kolorowej litografii. Dzieło sztuki. Okienka były oczywiście różnych kształtów i wielkości, z których do woli wyłaniać się mogli kochani (i mniej kochani) bliscy.
Od 1887 roku datuje się smutny proces upraszczania produkcji albumów. Powszechne stają się oprawy tekturowe i albumy bez okuć, coraz bardziej przypominające współczesne egzemplarze. Oczywiście można znaleźć nowe albumy cudnej piękności i jeszcze cudniejszej ceny, zrozumiałej ze względu na ową piękność, ale pomimo tego pozbawione są one uroku albumów prababek i pradziadków.
Stary album to prawdziwy skarb, to podróż w czasie bez skomplikowanej maszynerii, podróż przez style, epoki, wspomnienia. Nawet album z lat 70. można uznać za urokliwy, jeśli ma czarne kartoniki przygotowane do wklejenia zdjęć o różnych formatach. A teraz… plastiki i zdjęcie cyfrowe. Niby wszystko jest możliwe, ale jak tu ze śliskiej płyty zrobić dzieło sztuki, co?
wersja do wydrukowania
- zobacz w najnowszym wydaniu:
- Może się zacznie robić ciekawie…
- Ukąszenie popowe
- Co myśli dziewczyna, która unosi sukienkę?
- „Dlatego” bardziej „Tylko Rock”
- Rokendrol w państwie pop
- KAKTUS NIE Z TEJ CHATKI
- POTOP POP-PAPKI
- WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY
- Czas kanibalów
- Przystanek „Paryż”
- Spodziewane niespodzianki
- Złudny i niebezpieczny
- Faszyzm czai się wszędzie
- OD KOŃCA DO POCZĄTKU
- O muzyce do czytania i gazecie do słuchania
- Dreptanie wokół czerwonej zmory
- Rozkoszne życie chełbi
- Emigranci, krytycy i globalizujące autorytety
- Zielono mi
- Roczniki siedemdziesiąte?
- Od rytuału do boiska piłkarskiego
- O potrzebie rastryzmu
- Sen o Gombrowiczu
- Pozytywnie
- Manewry z dźwiękami
- Kochajmy zabytki (czasopiśmiennictwa) – tak szybko odchodzą
- Co tam, panie, na Litwie?
- Literatura – duch fartowny czy hartowny?
- Nostalgiczne klimaty
- Wyostrzony apetyt
- Szanujmy wspomnienia
- Papier kontra ekran
- Nie zagłaskać poety
- Papier czy sieć?
- Rutynowe działania pism fotograficznych
- Papiery wartościowe
- Kolesiowatość
- MODNA MUZYKA NOSI FUTRO
- Semeniszki w Europie Środkowo-Wschodniej
- Zimowa trzynastka
- Popkultura, ta chimeryczna pani
- Patron – mistrz – nauczyciel?
- Rita kontra Diana
- Słodko-gorzkie „Kino”
- O produkcji mód
- Gorące problemy
- GDY WIELKI NIEMOWA PRZEMÓWIŁ
- Bigos „Kresowy”
- W TONACJI FANTASY Z DOMIESZKĄ REALIZMU
- KRAJOBRAZ MIEJSKI
- Z DOLNEJ PÓŁKI
- KINO POFESTIWALOWE
- MATERIALNOŚĆ MEBLI
- ŹLE JEST…
- NOSTALGIA W DRES CODZIENNOŚCI UBRANA
- MŁODE, PONOĆ GNIEWNE
- WIEDEŃ BEZ TORTU SACHERA
- JAZZ NIE ZNA GRANIC
- WIDOK ŚWIATA Z DZIEWIĄTEJ ALEI
- KINO I NOWE MEDIA
- PO STRONIE WYOBRAŹNI
- AMERYKAŃSKIE PSYCHO
- CZEKAJĄC NA PAPKINA
- MUZYKA, PERWERSJA, ANGIELSKI JĘZYK
- SZTUCZNE CIAŁA, CIAŁA SZTUKI
- IKONY, GWIAZDY, ARTYŚCI
- MÓWIENIE JĘZYKIEM TUBYLCÓW
- CZAS OPUŚCIĆ SZKOŁĘ
- MAŁA, UNIWERSALNA
- Baronowie, młodzi zahukani i samotny szeryf
- ROZBIĆ CODZIENNOŚĆ, ALE NAJPIERW JĄ WYTRZYMAĆ
- TECHNO, KLABING, REKLAM CZAR
- NASZE ULICE
- Z SOPOTU I Z WIĘCBORKA
- KRAJOBRAZ PO GDYNI
- O TZW. WSZYSTKIM – W „POZYTYWNYM” ŚWIETLE
- KOMPUTER DO PODUSZKI?
- NA USŁUGACH CIAŁA
- WALLENROD Z KOMPLEKSAMI
- PARADA STAROŚCI
- INKOWIE A SPRAWA POLSKA
- CZAROWNYCH CZAROWNIC CZAR
- POSZUKIWACZE ARCHITEKTURY OBIEKTYWNEJ
- 2002 W KINIE
- GADKI KONIECZNIE MAGICZNE
- Widoki z pokoju Morettiego
- NIE REWOLUCJA, CHOĆ EWOLUCJA
- CZAR BOLLYWOODU
- ALMODOVAR ŚWINTUSZEK, ALMODOVAR MORALISTA
- NIEJAKI PIRELLII I TAJEMNICA INICJACJI
- W BEZNADZIEJNIE ZAANGAŻOWANEJ SPRAWIE
- GANGSTERZY I „PÓŁKOWNICY”
- WYRODNE DZIECI BACONA
- CO TY WIESZ O KINIE ISLANDZKIM?
- BYĆ JAK IWASZKIEWICZ
- MŁODY INTELIGENT W OKOPIE
- O PRAWDZIWYCH ZWIERZĘTACH FILMOWYCH
- JEDNI SOBIE RZEPKĘ SKROBIĄ, DRUDZY KALAREPKĘ
- ZJEŚĆ SERCE I MIEĆ SERCE
- DON SCORSESE – JEGO GANGI, JEGO FILMY, JEGO NOWY JORK
- PONIŻEJ PEWNEGO POZIOMU… ODNOSZĄ SUKCES
- ANTENOWE SZUMY NOWE
- O BŁAZNACH I PAJACACH
- EKSPRESJA W OPRESJI
- BARIERY DO POKONANIA
- UWAŻAJ – ZNÓW JESTEŚ W MATRIKSIE
- NATURA WYNATURZEŃ
- ZABAWNA PRZEMOC
- DLATEGO RPG
- WIEKI ALTERNATYWNE
- CZARODZIEJ MIYAZAKI
- DYLEMATY SZTUKI I MORALNOŚCI
- WYMARSZ ZE ŚWIĄTYNI DOBROBYTU
- MUZA UKRYTA I JAWNE PRETENSJE
- BO INACZEJ NIE UMI…
- PORTRET BEZ TWARZY
- BYĆ ALBO NIE BYĆ (KRYTYKIEM)
- MODLITWA O KASKE
- ZA KAMERĄ? PRZED KAMERĄ?
- CZY PAN KOWALSKI POJEDZIE DO WARSZAWY?
- OSTALGIA, NOSTALGIA, SOCNOSTALGIA
- TORUŃSCY IMIGRANCI
- OFFOWA SIEĆ FILMOWA
- BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA...
O femme fatale i innych mitach
- Z GAŁCZYŃSKIM JAK BEZ GAŁCZYŃSKIEGO
- KONFERANSJERKA
- CZYTANIE JAKO SZTUKA (odpowiedź)
- BERLIŃSKIE PRZECHADZKI
- GRY WOJENNE
- WYDZIELINY NADWRAŻLIWOŚCI
- ŚMIERĆ ADAMA WIEDEMANNA (polemika)
- MIĘDZY MŁOTEM A KILOFEM
- DEMONTAŻ ATRAKCJI
- POPATRZEĆ PRZEZ FLUID
- W CIENIU ZŁOTYCH PALM
- 3 X L – LIBERATURA, LESBIJKI, LITERNET ALBO LOS, LARUM, LITOŚĆ
(a do tego: pracy precz!)
- WSZYSCY Z HRABALA
- NA CZYM GRASZ, CZŁOWIEKU?
- FILM W SZKOLE, SZKOŁA W FILMIE
- MARTWA NATURA Z DŹWIGIEM
- ROGI BYKA, NERWICE I ZIELONY PARKER
- ZMIERZCH MIESIĘCZNIKÓW
- CZARNOWIDZTWO – CZYTELNICTWO
- DALEKO OD NORMALNOŚCI
- NIE-BAJKA O ODCHODACH DINOZAURA
- ŁYDKA ACHILLESA
- DLACZEGO KOBIETY WIĘCEJ…?
- LIBERACKI SPOSÓB NA ŻYCIE
- PRORADIOWO, Z CHARAKTEREM
- KOSZMAR TEGOROCZNEGO LATA
- KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY
- PROBLEMY Z ZAGŁADĄ
- CZAS GROZY
- KOMU CYFRA?
- APIAT’ KRYTYKA
- NASZA MM
- UWIERZCIE W LITERATURĘ!
- W POSZUKIWANIU UTRACONEJ TOŻSAMOŚCI
- ZA GÓRAMI, ZA DECHAMI…
- FRAZY Z „FRAZY”
- TARANTINO – KLASYK I FEMINISTA?
- UTRACIĆ I ODZYSKAĆ MATKĘ
- WIELE TWARZY EUROCENTRYZMU
- IRAK: POWTÓRKA Z LIBANU?
- NIEPOKOJE WYCHOWANKA KOMIKSU
- I FOTOGRAFIA LECZY
- STANY W PASKI
- MIĘDZY MŁOTEM RYNKU A KOWADŁEM SENSU
- POŻYTKI Z ZAMKNIĘTEJ KOPALNI
- CZACHA DYMI...
- DYSKRETNY UROK AZJI
- PODZIELAĆ WŁASNE ZDANIE
- FORUM CZESKIEGO JAZZU
- NADAL BARDZO POTRZEBNE!
- KONTESTACJA, KONTRKULTURA, KINO
- PIĘKNE, BO PRZEZROCZYSTE
- DEKALOG NA BIS
- SPAL ŻÓŁTE KALENDARZE
- WYBIJA PÓŁNOC?
- A PO KAWIE SADDAM
- TRZECIE OKO
- ANGLIA JEST WYSPĄ!
- CO W ZDROWYM CIELE
- CHASYDZKI MCDONALD JUDAIZMU?
- PEJZAŻE SOCJOLOGICZNE
- SZTUKA CODZIENNOŚCI SZUKA
- PASJA
- KOGO MASUJĄ MEDIA?
- DWAJ PANOWIE A.
- NOWA FALA Z ZIARENEK PIASKU
- ULEGANIE NA WEZWANIE
- BERLIN PO MURZE
- I WCZORAJ, I DZIŚ
- MOJE MIASTO, A W NIM...
- WYNURZAJĄCY SIĘ Z MORZA
- TYLKO DLA PAŃ?
- TAPECIARZE, TAPECIARKI! DO TAPET!
- NIE TAKIE POPULARNE?
- FOTOGRAF I FILOZOF
- MODNIE SEKSUALNA RITA
- KONTAKT Z NATURĄ KOLORU
- MATKI-POLKI, PATRIOCI I FUTBOLIŚCI
- POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI PO HUCULSKU
- NARODZINY SZPIEGOSTWA
- ZJEDNOCZENIE KU RÓŻNORODNOŚCI
- NIEPEWNI GRACZE GIEŁDOWI
- „KOCHAĆ” – JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ
- MADE IN CHINA
- Proza pedagogicznych powikłań
- „NIE MA JUŻ PEDAŁÓW, SĄ GEJE”
- MY, KOLABORANCI
- zobacz w poprzednich wydaniach:
- PIĘKNE, BO PRZEZROCZYSTE
- DALEKO OD NORMALNOŚCI
- ALMODOVAR ŚWINTUSZEK, ALMODOVAR MORALISTA
|
|