Nr 21 (68)
z dnia 2 sierpnia 2003
powrót do wydania bieżącego
 
  przegląd prasy       
   

MARTWA NATURA Z DŹWIGIEM
     
   

     Może to dziwne, ale dzisiaj trzy litery „PRL” wciąż jeszcze wywołują emocje, wskrzeszają wspomnienia. Etykieta przeszłego czasu, zamkniętego rozdziału w powojennej historii Polski, pojawiająca się co raz częściej w różnych kontekstach – publicystycznym, wspominkowym, rozrachunkowym, jest jak karta, którą wykłada się na stół w nadziei, że to ona właśnie zamknie rozdanie. Nie chodzi oczywiście o zamknięcie ostateczne, uniemożliwiające powrót, raczej o domknięcie, o jeszcze jedną relację z tamtej epoki.
     I taki właśnie – domykający - jest czerwcowy numer „Architektury i Biznesu”, w przeważającej części poświęcony PRL-owi. Jak spojrzeć na tamten czas, na budowle, rozplanowanie przestrzeni, inicjatywy podejmowane przy odbudowywaniu i rozbudowywaniu kraju, na strukturę urbanistyczną ówczesnych miast? Czy spuścizna architektoniczna PRL-u to w ogóle rzecz warta namysłu? Przecież to, co zbudowano w tamtym czasie raczej złości swoją siermiężnością niż dostarcza wrażeń estetycznych. Okazuje się jednak, że architektura PRL-u staje się wdzięcznym tematem i z omawiania jej niejedno wynika. Odzwierciedla bowiem charakter epoki i więcej o niej mówi niż specjalistyczne opracowania. Odpowiada także za ukształtowanie postaw społecznych, więc jest nie tylko spuścizną materialną, ale także intelektualną. Maciej Lose w tekście o tajemniczym tytule POD a M utrzymuje, że: „Intelektualna spuścizna PRL trwa najsilniej na polu pojęć domu i mieszkania — pojęć chyba najbardziej zdeformowanych w tamtej epoce”. POD to Pracownicze Ogródki Działkowe jako przeciwwaga dla Miasta i jego zdehumanizowanej przestrzeni, gdzie nie było miejsca na wolność, prywatność i inicjatywę. Deformacja pojęć domu i mieszkania to w istocie głęboka zmiana w sferze społecznej i psychologicznej, której doświadczali mieszkańcy blokowisk, krainy wielkiej płyty. Ogródki działkowe i altanki pełniące „funkcje schronienia, magazynu i rekreacyjną jednocześnie” stawały się tym bardziej potrzebne, im bardziej dotkliwe było życie na pustyni osiedlowej. Chociaż zepchnięte na peryferia miasta, w istocie stanowiły ważne miejsce, skupiały bowiem w sobie wszystkie niezrealizowane marzenia. Dzięki nim można było w przestrzeni prywatnej robić to, co w duszy grało, zniewolona wyobraźnia nareszcie znajdowała pole do popisu, tworząc wymyślne domki, rabatki lub warzywniaki. Ogródek działkowy spełniał jeszcze jedną ważną rolę: dawał możliwość nawiązywania więzi międzyludzkich, czego nie można powiedzieć o osiedlach, skupisku anonimowej masy ludzkiej. Szarzyznę i beznadzieję osiedlowej rzeczywistości przedstawia. Paweł Kraus w artykule Blokowisko, uświadamiając nam, skąd brała się jednostajność i powtarzalność krajobrazu. Autor pisze: „Można zaryzykować twierdzenie, że to właśnie obecność dźwigu była conditio sine qua non powstającego osiedla. Ale nie na odwrót — jeśli inwestor zamierzał postawić jeden lub dwa bloki, na dodatek mniej niż jedenastopiętrowe i krótsze niż 180-metrowe — na dźwig nie mógł liczyć (...). Poniekąd praca dźwigu wymuszała kompozycję urbanistyczną osiedla – po obu stronach toru poruszania się dźwigu, na przemian, rozmieszczane były prostopadłościany bloków.”
     Wszystkie artykuły układają się w pewną całość, zbudowaną na kształt mapy miejskiej, na której wyznaczono najważniejsze strefy. Począwszy od punktu centralnego, którym jest plac i pulsujące wokół niego życie miasta, idziemy dalej na obrzeża, zaglądamy na osiedla, sypialnie w sensie dosłownym i przenośnym, by w końcu dotrzeć do enklaw zieleni, prywatności i wytchnienia — ogródków działkowych. Artykuły mają też wspólne wątki. Prawie wszystkie podejmują kwestię, jak powinno się oceniać architekturę czasu PRL-u. Dezawuować ją, nie przyznawać jej miejsca w historii, najchętniej zapomnieć o niej jak o przykrym incydencie czy przeciwnie – wyznaczyć punkty pozytywne, wskazać miejsca, gdzie powstała architektura ciekawa, przemyślana, na trwale wpisana w krajobraz. W ten sposób na dokonania lat 60. i 70. patrzy Roman Rutkowski w artykule Gdy przeciętny architekt myślał, starając się dowieść, że kto wie, czy czasy współczesne nie będą za kilka lat większym rozczarowaniem architektonicznym niż budowle poprzedniej epoki, która pozostawiła po sobie kilka — autor nie waha się tak ich nazwać — pereł. I właśnie postać etatowego architekta jest kolejnym wątkiem, przewijającym się we wszystkich tekstach. Nie da się ukryć, że to od niego zależał kształt polskiej architektury, ale nie da się jednocześnie zapomnieć, że był on w takim samym stopniu elementem systemu, co inni. Najszerzej to zagadnienie omawia artykuł Doroty Jędruch Zła prasa architektury, w którym na podstawie ówczesnej prasy rekonstruowane są poglądy społeczeństwa i publicystów na temat powstającej w tamtych latach architektury i jej twórców. Mimo świadomości, że architekci często mieli związane ręce odgórnymi decyzjami, natykali się na opór wykonawców, którzy weryfikowali ich śmiałe wizje, nie zwalnia się architektów od odpowiedzialności za to, co powstawało. Ganiono zarówno estetyczną, jak i jakościową stronę inwestycji. Utyskiwano nad brakiem entuzjazmu przy tworzeniu architektury, wypominano twórcom małe zaangażowanie w wykonywaną pracę. Ale też, być może, większość z nich przestawała stawiać dziecinne pytania, tak jak bohater filmu Tomasza Zygadły. Kilka scen Dziecinnych pytań Zygadły otwierających w czerwcowym numerze rozważania nad architekturą czasu PRL pokazuje, jak łatwo było zaprzepaścić młodzieńcze ideały w grząskim gruncie układów, relacji i kompromisów gwarantujących przetrwanie. Byli tacy architekci, którzy godzili się z rzeczywistością, ulegali jej, pewno sami nie wiedząc, kiedy to następowało. Istnieli jednak inni, gotowi, tak jak bohater filmu, do wyjścia na ulicę z powieszoną na szyi tablicą „szukam zajęcia, ale bez konieczności popadania w kompromisy”. Inna rzecz, na ile takie manifestacje były gestem trafiającym w próżnię, nie przynoszącym nic nad chwilową satysfakcję. Wydaje się, że raczej zawsze pojawiał się ktoś, kto - jak filmowy major Wilczuk - skutecznie gasił płomienne wystąpienia młodych zbuntowanych. Być może nie pozostawało wówczas nic innego, jak zaszyć się w swoim ogródku działkowym i budując altankę mieć poczucie, że przynajmniej do własnego ogródka nikt nie wrzuci nam kamyczka.
     





wersja do wydrukowania

zobacz w najnowszym wydaniu:
Może się zacznie robić ciekawie…
Ukąszenie popowe
Co myśli dziewczyna, która unosi sukienkę?
„Dlatego” bardziej „Tylko Rock”
Rokendrol w państwie pop
KAKTUS NIE Z TEJ CHATKI
POTOP POP-PAPKI
WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY
Czas kanibalów
Przystanek „Paryż”
Spodziewane niespodzianki
Złudny i niebezpieczny
Faszyzm czai się wszędzie
OD KOŃCA DO POCZĄTKU
O muzyce do czytania i gazecie do słuchania
Dreptanie wokół czerwonej zmory
Rozkoszne życie chełbi
Emigranci, krytycy i globalizujące autorytety
Zielono mi
Roczniki siedemdziesiąte?
Od rytuału do boiska piłkarskiego
O potrzebie rastryzmu
Sen o Gombrowiczu
Pozytywnie
Manewry z dźwiękami
Kochajmy zabytki (czasopiśmiennictwa) – tak szybko odchodzą
Co tam, panie, na Litwie?
Literatura – duch fartowny czy hartowny?
Nostalgiczne klimaty
Wyostrzony apetyt
Szanujmy wspomnienia
Papier kontra ekran
Nie zagłaskać poety
Papier czy sieć?
Rutynowe działania pism fotograficznych
Papiery wartościowe
Kolesiowatość
MODNA MUZYKA NOSI FUTRO
Semeniszki w Europie Środkowo-Wschodniej
Zimowa trzynastka
Popkultura, ta chimeryczna pani
Patron – mistrz – nauczyciel?
Rita kontra Diana
Słodko-gorzkie „Kino”
O produkcji mód
Gorące problemy
GDY WIELKI NIEMOWA PRZEMÓWIŁ
Bigos „Kresowy”
W TONACJI FANTASY Z DOMIESZKĄ REALIZMU
KRAJOBRAZ MIEJSKI
Z DOLNEJ PÓŁKI
KINO POFESTIWALOWE
MATERIALNOŚĆ MEBLI
ŹLE JEST…
NOSTALGIA W DRES CODZIENNOŚCI UBRANA
MŁODE, PONOĆ GNIEWNE
WIEDEŃ BEZ TORTU SACHERA
JAZZ NIE ZNA GRANIC
WIDOK ŚWIATA Z DZIEWIĄTEJ ALEI
KINO I NOWE MEDIA
PO STRONIE WYOBRAŹNI
AMERYKAŃSKIE PSYCHO
CZEKAJĄC NA PAPKINA
MUZYKA, PERWERSJA, ANGIELSKI JĘZYK
SZTUCZNE CIAŁA, CIAŁA SZTUKI
IKONY, GWIAZDY, ARTYŚCI
MÓWIENIE JĘZYKIEM TUBYLCÓW
CZAS OPUŚCIĆ SZKOŁĘ
MAŁA, UNIWERSALNA
Baronowie, młodzi zahukani i samotny szeryf
ROZBIĆ CODZIENNOŚĆ, ALE NAJPIERW JĄ WYTRZYMAĆ
TECHNO, KLABING, REKLAM CZAR
NASZE ULICE
Z SOPOTU I Z WIĘCBORKA
KRAJOBRAZ PO GDYNI
O TZW. WSZYSTKIM – W „POZYTYWNYM” ŚWIETLE
KOMPUTER DO PODUSZKI?
NA USŁUGACH CIAŁA
WALLENROD Z KOMPLEKSAMI
PARADA STAROŚCI
INKOWIE A SPRAWA POLSKA
CZAROWNYCH CZAROWNIC CZAR
POSZUKIWACZE ARCHITEKTURY OBIEKTYWNEJ
2002 W KINIE
GADKI KONIECZNIE MAGICZNE
Widoki z pokoju Morettiego
NIE REWOLUCJA, CHOĆ EWOLUCJA
CZAR BOLLYWOODU
ALMODOVAR ŚWINTUSZEK, ALMODOVAR MORALISTA
NIEJAKI PIRELLII I TAJEMNICA INICJACJI
W BEZNADZIEJNIE ZAANGAŻOWANEJ SPRAWIE
GANGSTERZY I „PÓŁKOWNICY”
WYRODNE DZIECI BACONA
CO TY WIESZ O KINIE ISLANDZKIM?
BYĆ JAK IWASZKIEWICZ
MŁODY INTELIGENT W OKOPIE
O PRAWDZIWYCH ZWIERZĘTACH FILMOWYCH
JEDNI SOBIE RZEPKĘ SKROBIĄ, DRUDZY KALAREPKĘ
ZJEŚĆ SERCE I MIEĆ SERCE
DON SCORSESE – JEGO GANGI, JEGO FILMY, JEGO NOWY JORK
PONIŻEJ PEWNEGO POZIOMU… ODNOSZĄ SUKCES
ANTENOWE SZUMY NOWE
BOOM NA ALBUM
O BŁAZNACH I PAJACACH
EKSPRESJA W OPRESJI
BARIERY DO POKONANIA
UWAŻAJ – ZNÓW JESTEŚ W MATRIKSIE
NATURA WYNATURZEŃ
ZABAWNA PRZEMOC
DLATEGO RPG
WIEKI ALTERNATYWNE
CZARODZIEJ MIYAZAKI
DYLEMATY SZTUKI I MORALNOŚCI
WYMARSZ ZE ŚWIĄTYNI DOBROBYTU
MUZA UKRYTA I JAWNE PRETENSJE
BO INACZEJ NIE UMI…
PORTRET BEZ TWARZY
BYĆ ALBO NIE BYĆ (KRYTYKIEM)
MODLITWA O KASKE
ZA KAMERĄ? PRZED KAMERĄ?
CZY PAN KOWALSKI POJEDZIE DO WARSZAWY?
OSTALGIA, NOSTALGIA, SOCNOSTALGIA
TORUŃSCY IMIGRANCI
OFFOWA SIEĆ FILMOWA
BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA...
O femme fatale i innych mitach
Z GAŁCZYŃSKIM JAK BEZ GAŁCZYŃSKIEGO
KONFERANSJERKA
CZYTANIE JAKO SZTUKA (odpowiedź)
BERLIŃSKIE PRZECHADZKI
GRY WOJENNE
WYDZIELINY NADWRAŻLIWOŚCI
ŚMIERĆ ADAMA WIEDEMANNA (polemika)
MIĘDZY MŁOTEM A KILOFEM
DEMONTAŻ ATRAKCJI
POPATRZEĆ PRZEZ FLUID
W CIENIU ZŁOTYCH PALM
3 X L – LIBERATURA, LESBIJKI, LITERNET ALBO LOS, LARUM, LITOŚĆ
(a do tego: pracy precz!)
WSZYSCY Z HRABALA
NA CZYM GRASZ, CZŁOWIEKU?
FILM W SZKOLE, SZKOŁA W FILMIE
ROGI BYKA, NERWICE I ZIELONY PARKER
ZMIERZCH MIESIĘCZNIKÓW
CZARNOWIDZTWO – CZYTELNICTWO
DALEKO OD NORMALNOŚCI
NIE-BAJKA O ODCHODACH DINOZAURA
ŁYDKA ACHILLESA
DLACZEGO KOBIETY WIĘCEJ…?
LIBERACKI SPOSÓB NA ŻYCIE
PRORADIOWO, Z CHARAKTEREM
KOSZMAR TEGOROCZNEGO LATA
KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY
PROBLEMY Z ZAGŁADĄ
CZAS GROZY
KOMU CYFRA?
APIAT’ KRYTYKA
NASZA MM
UWIERZCIE W LITERATURĘ!
W POSZUKIWANIU UTRACONEJ TOŻSAMOŚCI
ZA GÓRAMI, ZA DECHAMI…
FRAZY Z „FRAZY”
TARANTINO – KLASYK I FEMINISTA?
UTRACIĆ I ODZYSKAĆ MATKĘ
WIELE TWARZY EUROCENTRYZMU
IRAK: POWTÓRKA Z LIBANU?
NIEPOKOJE WYCHOWANKA KOMIKSU
I FOTOGRAFIA LECZY
STANY W PASKI
MIĘDZY MŁOTEM RYNKU A KOWADŁEM SENSU
POŻYTKI Z ZAMKNIĘTEJ KOPALNI
CZACHA DYMI...
DYSKRETNY UROK AZJI
PODZIELAĆ WŁASNE ZDANIE
FORUM CZESKIEGO JAZZU
NADAL BARDZO POTRZEBNE!
KONTESTACJA, KONTRKULTURA, KINO
PIĘKNE, BO PRZEZROCZYSTE
DEKALOG NA BIS
SPAL ŻÓŁTE KALENDARZE
WYBIJA PÓŁNOC?
A PO KAWIE SADDAM
TRZECIE OKO
ANGLIA JEST WYSPĄ!
CO W ZDROWYM CIELE
CHASYDZKI MCDONALD JUDAIZMU?
PEJZAŻE SOCJOLOGICZNE
SZTUKA CODZIENNOŚCI SZUKA
PASJA
KOGO MASUJĄ MEDIA?
DWAJ PANOWIE A.
NOWA FALA Z ZIARENEK PIASKU
ULEGANIE NA WEZWANIE
BERLIN PO MURZE
I WCZORAJ, I DZIŚ
MOJE MIASTO, A W NIM...
WYNURZAJĄCY SIĘ Z MORZA
TYLKO DLA PAŃ?
TAPECIARZE, TAPECIARKI! DO TAPET!
NIE TAKIE POPULARNE?
FOTOGRAF I FILOZOF
MODNIE SEKSUALNA RITA
KONTAKT Z NATURĄ KOLORU
MATKI-POLKI, PATRIOCI I FUTBOLIŚCI
POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI PO HUCULSKU
NARODZINY SZPIEGOSTWA
ZJEDNOCZENIE KU RÓŻNORODNOŚCI
NIEPEWNI GRACZE GIEŁDOWI
„KOCHAĆ” – JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ
MADE IN CHINA
Proza pedagogicznych powikłań
„NIE MA JUŻ PEDAŁÓW, SĄ GEJE”
MY, KOLABORANCI
zobacz w poprzednich wydaniach:
Z SOPOTU I Z WIĘCBORKA
CZAS GROZY
WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY