Może to dziwne, ale dzisiaj trzy litery „PRL” wciąż jeszcze wywołują emocje, wskrzeszają wspomnienia. Etykieta przeszłego czasu, zamkniętego rozdziału w powojennej historii Polski, pojawiająca się co raz częściej w różnych kontekstach – publicystycznym, wspominkowym, rozrachunkowym, jest jak karta, którą wykłada się na stół w nadziei, że to ona właśnie zamknie rozdanie. Nie chodzi oczywiście o zamknięcie ostateczne, uniemożliwiające powrót, raczej o domknięcie, o jeszcze jedną relację z tamtej epoki.
I taki właśnie – domykający - jest czerwcowy numer „Architektury i Biznesu”, w przeważającej części poświęcony PRL-owi. Jak spojrzeć na tamten czas, na budowle, rozplanowanie przestrzeni, inicjatywy podejmowane przy odbudowywaniu i rozbudowywaniu kraju, na strukturę urbanistyczną ówczesnych miast? Czy spuścizna architektoniczna PRL-u to w ogóle rzecz warta namysłu? Przecież to, co zbudowano w tamtym czasie raczej złości swoją siermiężnością niż dostarcza wrażeń estetycznych. Okazuje się jednak, że architektura PRL-u staje się wdzięcznym tematem i z omawiania jej niejedno wynika. Odzwierciedla bowiem charakter epoki i więcej o niej mówi niż specjalistyczne opracowania. Odpowiada także za ukształtowanie postaw społecznych, więc jest nie tylko spuścizną materialną, ale także intelektualną. Maciej Lose w tekście o tajemniczym tytule POD a M utrzymuje, że: „Intelektualna spuścizna PRL trwa najsilniej na polu pojęć domu i mieszkania — pojęć chyba najbardziej zdeformowanych w tamtej epoce”. POD to Pracownicze Ogródki Działkowe jako przeciwwaga dla Miasta i jego zdehumanizowanej przestrzeni, gdzie nie było miejsca na wolność, prywatność i inicjatywę. Deformacja pojęć domu i mieszkania to w istocie głęboka zmiana w sferze społecznej i psychologicznej, której doświadczali mieszkańcy blokowisk, krainy wielkiej płyty. Ogródki działkowe i altanki pełniące „funkcje schronienia, magazynu i rekreacyjną jednocześnie” stawały się tym bardziej potrzebne, im bardziej dotkliwe było życie na pustyni osiedlowej. Chociaż zepchnięte na peryferia miasta, w istocie stanowiły ważne miejsce, skupiały bowiem w sobie wszystkie niezrealizowane marzenia. Dzięki nim można było w przestrzeni prywatnej robić to, co w duszy grało, zniewolona wyobraźnia nareszcie znajdowała pole do popisu, tworząc wymyślne domki, rabatki lub warzywniaki. Ogródek działkowy spełniał jeszcze jedną ważną rolę: dawał możliwość nawiązywania więzi międzyludzkich, czego nie można powiedzieć o osiedlach, skupisku anonimowej masy ludzkiej. Szarzyznę i beznadzieję osiedlowej rzeczywistości przedstawia. Paweł Kraus w artykule Blokowisko, uświadamiając nam, skąd brała się jednostajność i powtarzalność krajobrazu. Autor pisze: „Można zaryzykować twierdzenie, że to właśnie obecność dźwigu była conditio sine qua non powstającego osiedla. Ale nie na odwrót — jeśli inwestor zamierzał postawić jeden lub dwa bloki, na dodatek mniej niż jedenastopiętrowe i krótsze niż 180-metrowe — na dźwig nie mógł liczyć (...). Poniekąd praca dźwigu wymuszała kompozycję urbanistyczną osiedla – po obu stronach toru poruszania się dźwigu, na przemian, rozmieszczane były prostopadłościany bloków.”
Wszystkie artykuły układają się w pewną całość, zbudowaną na kształt mapy miejskiej, na której wyznaczono najważniejsze strefy. Począwszy od punktu centralnego, którym jest plac i pulsujące wokół niego życie miasta, idziemy dalej na obrzeża, zaglądamy na osiedla, sypialnie w sensie dosłownym i przenośnym, by w końcu dotrzeć do enklaw zieleni, prywatności i wytchnienia — ogródków działkowych. Artykuły mają też wspólne wątki. Prawie wszystkie podejmują kwestię, jak powinno się oceniać architekturę czasu PRL-u. Dezawuować ją, nie przyznawać jej miejsca w historii, najchętniej zapomnieć o niej jak o przykrym incydencie czy przeciwnie – wyznaczyć punkty pozytywne, wskazać miejsca, gdzie powstała architektura ciekawa, przemyślana, na trwale wpisana w krajobraz. W ten sposób na dokonania lat 60. i 70. patrzy Roman Rutkowski w artykule Gdy przeciętny architekt myślał, starając się dowieść, że kto wie, czy czasy współczesne nie będą za kilka lat większym rozczarowaniem architektonicznym niż budowle poprzedniej epoki, która pozostawiła po sobie kilka — autor nie waha się tak ich nazwać — pereł. I właśnie postać etatowego architekta jest kolejnym wątkiem, przewijającym się we wszystkich tekstach. Nie da się ukryć, że to od niego zależał kształt polskiej architektury, ale nie da się jednocześnie zapomnieć, że był on w takim samym stopniu elementem systemu, co inni. Najszerzej to zagadnienie omawia artykuł Doroty Jędruch Zła prasa architektury, w którym na podstawie ówczesnej prasy rekonstruowane są poglądy społeczeństwa i publicystów na temat powstającej w tamtych latach architektury i jej twórców. Mimo świadomości, że architekci często mieli związane ręce odgórnymi decyzjami, natykali się na opór wykonawców, którzy weryfikowali ich śmiałe wizje, nie zwalnia się architektów od odpowiedzialności za to, co powstawało. Ganiono zarówno estetyczną, jak i jakościową stronę inwestycji. Utyskiwano nad brakiem entuzjazmu przy tworzeniu architektury, wypominano twórcom małe zaangażowanie w wykonywaną pracę. Ale też, być może, większość z nich przestawała stawiać dziecinne pytania, tak jak bohater filmu Tomasza Zygadły. Kilka scen Dziecinnych pytań Zygadły otwierających w czerwcowym numerze rozważania nad architekturą czasu PRL pokazuje, jak łatwo było zaprzepaścić młodzieńcze ideały w grząskim gruncie układów, relacji i kompromisów gwarantujących przetrwanie. Byli tacy architekci, którzy godzili się z rzeczywistością, ulegali jej, pewno sami nie wiedząc, kiedy to następowało. Istnieli jednak inni, gotowi, tak jak bohater filmu, do wyjścia na ulicę z powieszoną na szyi tablicą „szukam zajęcia, ale bez konieczności popadania w kompromisy”. Inna rzecz, na ile takie manifestacje były gestem trafiającym w próżnię, nie przynoszącym nic nad chwilową satysfakcję. Wydaje się, że raczej zawsze pojawiał się ktoś, kto - jak filmowy major Wilczuk - skutecznie gasił płomienne wystąpienia młodych zbuntowanych. Być może nie pozostawało wówczas nic innego, jak zaszyć się w swoim ogródku działkowym i budując altankę mieć poczucie, że przynajmniej do własnego ogródka nikt nie wrzuci nam kamyczka.
wersja do wydrukowania
- zobacz w najnowszym wydaniu:
- Może się zacznie robić ciekawie…
- Ukąszenie popowe
- Co myśli dziewczyna, która unosi sukienkę?
- „Dlatego” bardziej „Tylko Rock”
- Rokendrol w państwie pop
- KAKTUS NIE Z TEJ CHATKI
- POTOP POP-PAPKI
- WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY
- Czas kanibalów
- Przystanek „Paryż”
- Spodziewane niespodzianki
- Złudny i niebezpieczny
- Faszyzm czai się wszędzie
- OD KOŃCA DO POCZĄTKU
- O muzyce do czytania i gazecie do słuchania
- Dreptanie wokół czerwonej zmory
- Rozkoszne życie chełbi
- Emigranci, krytycy i globalizujące autorytety
- Zielono mi
- Roczniki siedemdziesiąte?
- Od rytuału do boiska piłkarskiego
- O potrzebie rastryzmu
- Sen o Gombrowiczu
- Pozytywnie
- Manewry z dźwiękami
- Kochajmy zabytki (czasopiśmiennictwa) – tak szybko odchodzą
- Co tam, panie, na Litwie?
- Literatura – duch fartowny czy hartowny?
- Nostalgiczne klimaty
- Wyostrzony apetyt
- Szanujmy wspomnienia
- Papier kontra ekran
- Nie zagłaskać poety
- Papier czy sieć?
- Rutynowe działania pism fotograficznych
- Papiery wartościowe
- Kolesiowatość
- MODNA MUZYKA NOSI FUTRO
- Semeniszki w Europie Środkowo-Wschodniej
- Zimowa trzynastka
- Popkultura, ta chimeryczna pani
- Patron – mistrz – nauczyciel?
- Rita kontra Diana
- Słodko-gorzkie „Kino”
- O produkcji mód
- Gorące problemy
- GDY WIELKI NIEMOWA PRZEMÓWIŁ
- Bigos „Kresowy”
- W TONACJI FANTASY Z DOMIESZKĄ REALIZMU
- KRAJOBRAZ MIEJSKI
- Z DOLNEJ PÓŁKI
- KINO POFESTIWALOWE
- MATERIALNOŚĆ MEBLI
- ŹLE JEST…
- NOSTALGIA W DRES CODZIENNOŚCI UBRANA
- MŁODE, PONOĆ GNIEWNE
- WIEDEŃ BEZ TORTU SACHERA
- JAZZ NIE ZNA GRANIC
- WIDOK ŚWIATA Z DZIEWIĄTEJ ALEI
- KINO I NOWE MEDIA
- PO STRONIE WYOBRAŹNI
- AMERYKAŃSKIE PSYCHO
- CZEKAJĄC NA PAPKINA
- MUZYKA, PERWERSJA, ANGIELSKI JĘZYK
- SZTUCZNE CIAŁA, CIAŁA SZTUKI
- IKONY, GWIAZDY, ARTYŚCI
- MÓWIENIE JĘZYKIEM TUBYLCÓW
- CZAS OPUŚCIĆ SZKOŁĘ
- MAŁA, UNIWERSALNA
- Baronowie, młodzi zahukani i samotny szeryf
- ROZBIĆ CODZIENNOŚĆ, ALE NAJPIERW JĄ WYTRZYMAĆ
- TECHNO, KLABING, REKLAM CZAR
- NASZE ULICE
- Z SOPOTU I Z WIĘCBORKA
- KRAJOBRAZ PO GDYNI
- O TZW. WSZYSTKIM – W „POZYTYWNYM” ŚWIETLE
- KOMPUTER DO PODUSZKI?
- NA USŁUGACH CIAŁA
- WALLENROD Z KOMPLEKSAMI
- PARADA STAROŚCI
- INKOWIE A SPRAWA POLSKA
- CZAROWNYCH CZAROWNIC CZAR
- POSZUKIWACZE ARCHITEKTURY OBIEKTYWNEJ
- 2002 W KINIE
- GADKI KONIECZNIE MAGICZNE
- Widoki z pokoju Morettiego
- NIE REWOLUCJA, CHOĆ EWOLUCJA
- CZAR BOLLYWOODU
- ALMODOVAR ŚWINTUSZEK, ALMODOVAR MORALISTA
- NIEJAKI PIRELLII I TAJEMNICA INICJACJI
- W BEZNADZIEJNIE ZAANGAŻOWANEJ SPRAWIE
- GANGSTERZY I „PÓŁKOWNICY”
- WYRODNE DZIECI BACONA
- CO TY WIESZ O KINIE ISLANDZKIM?
- BYĆ JAK IWASZKIEWICZ
- MŁODY INTELIGENT W OKOPIE
- O PRAWDZIWYCH ZWIERZĘTACH FILMOWYCH
- JEDNI SOBIE RZEPKĘ SKROBIĄ, DRUDZY KALAREPKĘ
- ZJEŚĆ SERCE I MIEĆ SERCE
- DON SCORSESE – JEGO GANGI, JEGO FILMY, JEGO NOWY JORK
- PONIŻEJ PEWNEGO POZIOMU… ODNOSZĄ SUKCES
- ANTENOWE SZUMY NOWE
- BOOM NA ALBUM
- O BŁAZNACH I PAJACACH
- EKSPRESJA W OPRESJI
- BARIERY DO POKONANIA
- UWAŻAJ – ZNÓW JESTEŚ W MATRIKSIE
- NATURA WYNATURZEŃ
- ZABAWNA PRZEMOC
- DLATEGO RPG
- WIEKI ALTERNATYWNE
- CZARODZIEJ MIYAZAKI
- DYLEMATY SZTUKI I MORALNOŚCI
- WYMARSZ ZE ŚWIĄTYNI DOBROBYTU
- MUZA UKRYTA I JAWNE PRETENSJE
- BO INACZEJ NIE UMI…
- PORTRET BEZ TWARZY
- BYĆ ALBO NIE BYĆ (KRYTYKIEM)
- MODLITWA O KASKE
- ZA KAMERĄ? PRZED KAMERĄ?
- CZY PAN KOWALSKI POJEDZIE DO WARSZAWY?
- OSTALGIA, NOSTALGIA, SOCNOSTALGIA
- TORUŃSCY IMIGRANCI
- OFFOWA SIEĆ FILMOWA
- BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA...
O femme fatale i innych mitach
- Z GAŁCZYŃSKIM JAK BEZ GAŁCZYŃSKIEGO
- KONFERANSJERKA
- CZYTANIE JAKO SZTUKA (odpowiedź)
- BERLIŃSKIE PRZECHADZKI
- GRY WOJENNE
- WYDZIELINY NADWRAŻLIWOŚCI
- ŚMIERĆ ADAMA WIEDEMANNA (polemika)
- MIĘDZY MŁOTEM A KILOFEM
- DEMONTAŻ ATRAKCJI
- POPATRZEĆ PRZEZ FLUID
- W CIENIU ZŁOTYCH PALM
- 3 X L – LIBERATURA, LESBIJKI, LITERNET ALBO LOS, LARUM, LITOŚĆ
(a do tego: pracy precz!)
- WSZYSCY Z HRABALA
- NA CZYM GRASZ, CZŁOWIEKU?
- FILM W SZKOLE, SZKOŁA W FILMIE
- ROGI BYKA, NERWICE I ZIELONY PARKER
- ZMIERZCH MIESIĘCZNIKÓW
- CZARNOWIDZTWO – CZYTELNICTWO
- DALEKO OD NORMALNOŚCI
- NIE-BAJKA O ODCHODACH DINOZAURA
- ŁYDKA ACHILLESA
- DLACZEGO KOBIETY WIĘCEJ…?
- LIBERACKI SPOSÓB NA ŻYCIE
- PRORADIOWO, Z CHARAKTEREM
- KOSZMAR TEGOROCZNEGO LATA
- KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY
- PROBLEMY Z ZAGŁADĄ
- CZAS GROZY
- KOMU CYFRA?
- APIAT’ KRYTYKA
- NASZA MM
- UWIERZCIE W LITERATURĘ!
- W POSZUKIWANIU UTRACONEJ TOŻSAMOŚCI
- ZA GÓRAMI, ZA DECHAMI…
- FRAZY Z „FRAZY”
- TARANTINO – KLASYK I FEMINISTA?
- UTRACIĆ I ODZYSKAĆ MATKĘ
- WIELE TWARZY EUROCENTRYZMU
- IRAK: POWTÓRKA Z LIBANU?
- NIEPOKOJE WYCHOWANKA KOMIKSU
- I FOTOGRAFIA LECZY
- STANY W PASKI
- MIĘDZY MŁOTEM RYNKU A KOWADŁEM SENSU
- POŻYTKI Z ZAMKNIĘTEJ KOPALNI
- CZACHA DYMI...
- DYSKRETNY UROK AZJI
- PODZIELAĆ WŁASNE ZDANIE
- FORUM CZESKIEGO JAZZU
- NADAL BARDZO POTRZEBNE!
- KONTESTACJA, KONTRKULTURA, KINO
- PIĘKNE, BO PRZEZROCZYSTE
- DEKALOG NA BIS
- SPAL ŻÓŁTE KALENDARZE
- WYBIJA PÓŁNOC?
- A PO KAWIE SADDAM
- TRZECIE OKO
- ANGLIA JEST WYSPĄ!
- CO W ZDROWYM CIELE
- CHASYDZKI MCDONALD JUDAIZMU?
- PEJZAŻE SOCJOLOGICZNE
- SZTUKA CODZIENNOŚCI SZUKA
- PASJA
- KOGO MASUJĄ MEDIA?
- DWAJ PANOWIE A.
- NOWA FALA Z ZIARENEK PIASKU
- ULEGANIE NA WEZWANIE
- BERLIN PO MURZE
- I WCZORAJ, I DZIŚ
- MOJE MIASTO, A W NIM...
- WYNURZAJĄCY SIĘ Z MORZA
- TYLKO DLA PAŃ?
- TAPECIARZE, TAPECIARKI! DO TAPET!
- NIE TAKIE POPULARNE?
- FOTOGRAF I FILOZOF
- MODNIE SEKSUALNA RITA
- KONTAKT Z NATURĄ KOLORU
- MATKI-POLKI, PATRIOCI I FUTBOLIŚCI
- POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI PO HUCULSKU
- NARODZINY SZPIEGOSTWA
- ZJEDNOCZENIE KU RÓŻNORODNOŚCI
- NIEPEWNI GRACZE GIEŁDOWI
- „KOCHAĆ” – JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ
- MADE IN CHINA
- Proza pedagogicznych powikłań
- „NIE MA JUŻ PEDAŁÓW, SĄ GEJE”
- MY, KOLABORANCI
- zobacz w poprzednich wydaniach:
- NA USŁUGACH CIAŁA
- Kochajmy zabytki (czasopiśmiennictwa) – tak szybko odchodzą
- Literatura – duch fartowny czy hartowny?
|
|