nr 23 (201)
z dnia 5 grudnia 2007
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Najnowszy, podwójny numer „Ethosu” [1-2 (77-78) 2007] poświęcony został zagadnieniom istoty i etosu teatru. Pismo dzieli się na dziewięć sekcji omawiających wskazane zagadnienia. Uzupełnia je blok recenzji, omówień oraz sprawozdań, a także ostatni tekst, jaki Wojciech Chudy przekazał redakcji przed śmiercią (Dominacja wyglądów).
Punkt wyjścia prowadzonych w „Ethosie” refleksji stanowi motyw teatru-świata, intuicyjnie traktowany jako metafora ludzkiej egzystencji rozpatrywanej zarówno w planie horyzontalnym (relacja człowiek-świat), jak i wertykalnym (relacja człowiek-Transcendencja). Intuicyjność w traktowaniu zagadnienia wywołuje, co prawda, pewną nieostrość terminologiczną, pozwala jednak na w miarę całościowe ujęcie zagadki, którą stanowi teatr i skorelowany z nim topos theatrum mundi.
W krótkim omówieniu nie sposób odnieść się do wszystkich zawartych w „Ethosie” esejów, studiów czy impresji. Stąd przedmiotem mojego (a mam nadzieję, że nie tylko mojego) zainteresowania uczynię dwa spośród licznych problemów postawionych na łamach komentowanego czasopisma.
Od tego, co ogólne, do tego, co jednostkowe
Współczesna kultura nie ufa już temu, co ogólne. Poprzez odrzucenie metafizyki filozofia nauki, postmodernizm czy pragmatyzm nauczyły nas, że świat nie stanowi niewiadomej, którą należy (roz)poznać, lecz jest tworzywem, które należy przetworzyć. Że pojęcia, toposy i tropy nie skrywają za sobą zagadki. Że uniwersalne znaczy puste, poznawczo jałowe. Taki los spotkał właśnie topos teatru-świata, który przekształcił się w motyw cyrku opanowanego przez freaków. Czy los był sprawiedliwy?
Na tak postawione pytanie z chęcią udzieliłbym odpowiedzi negatywnej, ponieważ nie istnieje jeden motyw theatrum mundi. Innymi słowy, nie istnieje jego postać gotowa i uniwersalna. Wszak kategorie dramatu, teatru, sceny, sztuki, aktora odnoszą się do niepowtarzalnych jednostek umieszczonych pośród unikalnych drobin czasu.
Podaną powyżej odpowiedź wyczytałem właśnie na kartach „Ethosu”. Przyjmuje tam ona postać wieloraką: ujmowana jest i historycznoliteracko (Hans Urs von Balthasar), i teatrologicznie (Irena Sławińska), i metafizycznie (Mieczysław A. Krąpiec OP).
Dla Balthasara (Topos teatru świata) teatr-świat to tradycja pełna zerwań, nieciągłości, obecna jednak stale pośród zmiennych kolei człowieczego życia. Każdorazowo inna, a zawsze taka sama. Stąd też bazylejski teolog śledzi w swoim szkicu permutacje motywu theatrum mundi. Ciekawi go atleta i cyrk, św. Aureliusz Augustyn, Luter, Erazm, Calderon de la Barca. Intryguje Hugo von Hoffmansthal. Patrystyka krzyżuje się tu z reformacją, mistyczny kontrreformacyjny barok z nieugiętą „rewolucją konserwatywną” Niemiec doby międzywojnia. Z gąszczu współistniejących motywów da się jednak wydobyć wspólny rytm. Balthasar pokazuje, jak różnorodne tropy tworzą jedną, polifoniczną całość. I chyba właśnie umiejętność wpisania metafory teatru w dialektykę (napięcie) tego, co ogólne i jednostkowe, zmienne i niezmienne przesądza o wyjątkowej wartości komentowanego przeze mnie szkicu.
Sławińska natomiast (Teatr, którego nie ma) szuka prawdy o człowieku przez odniesienie go do antycznej tragedii. Zanik klasycznego dramatu jest w jej ujęciu kryzysem wiary w człowieka, wyjałowieniem świata wartości z cnót heroicznych, odejściem od tragizmu egzystencji pojmowanego jako zasada wolności. Właśnie wolność stanowi, według lubelskiej teatrolog, główny problem antycznej tragedii. Problem, w którym przecina się to, co uniwersalne i indywidualne (przynajmniej o tyle, o ile wolność mogę podjąć tylko ja sam, a więc o ile tylko ja mogę być odpowiedzialny). Mówiąc inaczej, tylko klasyczny teatr daje wgląd w faktyczną kondycję człowieka. Przeto nie może dziwić, że dla Sławińskiej impas tragedii stanowi synonim schyłku człowieczeństwa.
Krąpiec (Teatr jako sposób ludzkiego życia) z kolei patrzy na teatr przez pryzmat „znaków osobowych”. Ukazuje, że „przeżycia osobowe poprzez osobowe znaki aktora mogą nadać całej przestrzeni teatralnej różnorodne charakteryzujące ją właściwości ludzkie”, że „teatr jest ilustracją ludzkiego sposobu życia, w którym mamy nieustannie grać samego siebie”.
Nakreślone powyżej stanowiska ujmują theatrum mundi w planie jednostkowym, konkretnym. Przeto, wbrew tendencjom do odrzucania tego, co ogólne, podtrzymują przekonanie o niepowtarzalności ludzkiego działania, które manifestuje się w różnorodności teatralnych topoi.
Od tego, co jednostkowe, do tego, co ogólne
Metafora teatru spełnia również funkcję odwrotną. Paradoksalnie: wyrażając doświadczenie konkretnej i niepowtarzalnej egzystencji, wyraża jednocześnie fundamentalną prawdę, że to, co jednostkowe, wynika z relacji, że świat zewnętrzny wyłania się ze spotkania, że „to nie mowa jest w człowieku, lecz człowiek w mowie” (by zacytować Dobrosława Kota, Przyswoić sobie siebie i ziemię... Uwagi o Tischnerowskiej filozofii dramatu).
Z tak pojętego punktu wyjścia prowadzą jednak różne drogi.
Jedne opisują historię świata w optyce boskiej ekonomii zbawienia. Theatrum mundi staje się wtedy nośną teologicznie formułą dającą wgląd w dramat rozgrywający się we wnętrzu samego Boga, między Bogiem a człowiekiem, a wreszcie między ludźmi, w przestrzeni między-rzeczy. Na łamach „Ethosu” wątek ten podejmują Marek Pyc (Jezus Chrystus jako persona dramatis. Zbawczy dramat w Chrystusie w ujęciu Hansa Ursa von Balthazara) i Eligiusz Piotrkowski (Teatr w teologicznej wizji Hansa Ursa von Balthazara). Nawiązując do motywów wybranych z teodramatycznej wizji Hansa Ursa von Balthazara, pokazują, że dramat świata, ludzkości i Boga jest w istocie chrystodramatem (Pyc) i że uwikłany w chrystodramat człowiek liczyć może na apokatastasis, czyli powszechną odnowę stworzenia (Piotrkowski).
Inne pokazują życie człowieka jako proscenium czy próbę, „po której zakończeniu kurtyna nie opada, ale podnosi się, gdyż prawdziwym spektaklem jest życie wieczne”. Taką interpretację motywu theatrum mundi odnajduje w pismach św. Aureliusza Augustyna Wiesław Dawidowski (Spectaculum – Deus ipse est). Jego tekst należy zresztą do najciekawszych w całym piśmie, a to (między innymi) dlatego, że obala się w nim mity narosłe wokół niechęci św. Augustyna do wszelkich form teatralności.
Jeszcze inaczej ujmuje dramatyczność człowieczej egzystencji Dobrosław Kot (Przyswoić sobie siebie i ziemię…). Charakteryzując węzłowe punkty refleksji Józefa Tischnera, wskazuje na wybitnie antropocentryczny sens toposu teatru-świata i wyrastającej z niego „filozofii dramatu”. Dramat staje się tu synonimem „rozmaitych spotkań międzyludzkich”, a „filozofia dramatu” modelowym sposobem ujmowania „filozofii człowieka”.
Mimo wszystkich wskazanych wyżej różnic drogi te nie tylko rozchodzą się ze wspólnego punktu, ale także w jednym punkcie się schodzą. Jest nim Bóg, reżyser i aktor, aranżujący dramatyczną ekonomię zbawienia. Stąd też to, co jednostkowe, zostaje tu zanurzone w tym, co ogólne: w boskim planie stworzenia i odkupienia, w uniwersalności środków zbawczych, w konieczności spotkania z Innym.
Tym samym motyw teatru-świata pozwala nie tylko na precyzyjne uchwycenie niepowtarzalności człowieka, lecz także na włączenie go w to, co uniwersalne i źródłowe. W dobie zakwestionowania najważniejszych pewników, theatrum mundi staje się więc ostoją pewności i sensu. Nośnikiem nadziei, ufności i wiary.
Zwieńczeniem obu wyróżnionych punktów widzenia jest, moim zdaniem, szkic ks. Jana Sochonia Teatr jako miejsce teologiczne. Wizja Tadeusza Kantora. Autor pokazuje w nim, jak nie-religijny Tadeusz Kantor stworzył teatr religijny. Jak człowiek splótł się Absolutem. Jak indywiduum przenicowało ogólność i odwrotnie.
Zamiast zakończenia
Zapewne na palcach jednej ręki można policzyć teatrologów, dla których najnowszy numer „Ethosu” stanowić będzie doniosłe wydarzenie, jako że promowanie teatru klasycznego (religijnego, metafizycznego czy sakralnego) uważa się ostatnio za wyraz wstecznictwa. Dziś zachwycać należy się raczej brutalizmem, widmami teatru absurdu czy sztukami spod znaku „wyzwolenia” (feminizm, queer itd.).
Wszakże chyba już czas zakwestionować dobre samopoczucie „teatralnych postmodernistów”, którym wydaje się, że zdekonstruowali stare problemy i zdemontowali dawną racjonalność. Chyba czas pokazać im, że podejmując dawne doświadczenia po to, by je przekroczyć i ulepszyć, dopuszcza się do głosu jednocześnie i absurd / wyzwolenie / brutalizm, i religijność / sakralność / metafizyczność.
Służyć mogą temu teksty pomieszczone na łamach „Ethosu”. Stąd przyświecającym mi celem była promocja idei w nich zawartych, próba zachęcenia Państwa do samodzielnej lektury. Lektury wnikliwej i koncentrycznej: wokół wyróżnionych przeze mnie punktów krążą narracje poświęcone teatrowi Karola Wojtyły, Leszka Mądzika, Samuela Becketta. Te i wiele, wiele innych…
Omawiane pisma: „Ethos”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt