Nr 15 (97)
z dnia 22 maja 2004
powrót do wydania bieżącego
 
komunikaty | przegląd prasy | wybrane artykuły | konkursy | autorzy | archiwum     
 

BO INACZEJ NIE UMI…
   
Klara Kopcińska

   
   
Coś mi ostatnio nie do śmiechu. Poprosił mnie na przykład pewien dobrze starszy profesor, doktor medycyny zainteresowany sprawami wychowania młodzieży, żebym wypowiedziała się, jako tzw. „osoba mediów”, na temat naprawy polskiego społeczeństwa: jakie cechy powinni posiadać idealni obywatele i jak spowodować, żeby te cechy się u nich wykształciły bądź ujawniły – pytał. Zareagowałam pozytywnie i ochoczo rozpisałam się na ten temat, jako że mnie żywo interesuje; rzuciłam na papier szereg refleksji dotyczących pracy z młodzieżą, prowadzenia warsztatów, walki z nudą, powodowania, że dzieci czują się dowartościowane, roli organizacji pozarządowych w tym procesie itp., ale ku mojemu zdziwieniu profesor nie był usatysfakcjonowany. Brakowało mu jakiegoś praktycznego sposobu, który spowodowałby, że rodzice bardziej przyłożyliby się do wychowywania swoich dzieci, nim będzie na to za późno. Spytał mnie, czy nie przyklasnęłabym jego pomysłowi, by wprowadzić do szkół system nagradzania specjalnymi dyplomami rodziców dobrze wychowujących swoje dzieci.



 
    WYMARSZ ZE ŚWIĄTYNI DOBROBYTU

Igor Kędzierski

   
   
Nihilista odmawiający światu jakiegokolwiek sensu i mitoman dostrzegający go wszędzie idą na łatwiznę. Brak sensu bowiem zawiera w sobie więcej sensu niż zwykliśmy się domyślać. Nawet przy całkowitym braku sensu pozostaje przecież jego pragnienie, a więc coś, jakiś sens, choćby najbardziej uszczuplony. Człowiek otoczony nicością z rozpaczy czyni wygodny nawyk. Otoczony świetlistą i kojącą prawdą sensu jedynego i prawdziwego zamienia się w ślepe bydlę. To dlatego skrajni nonkonformiści z taką łatwością przedzierzgają się w skrajnych konformistów i na odwrót. Toteż totalitaryzm znajduje najbardziej podatny grunt właśnie tam, gdzie wiara w autorytet sensu jest ślepa albo nie ma jej wcale.



 
    NIE REWOLUCJA, CHOĆ EWOLUCJA

Robert Ostaszewski

   
   
„Twórczość” dosyć często zamieszcza teksty z archiwum prozy „rewolucji artystycznej”, która na dobrą sprawę już niewiele osób interesuje (nie wyzłośliwiam się bynajmniej, stwierdzam to z niejakim żalem). Zdarza się jednak i tak, że redaktorzy miesięcznika skupiają uwagę na bieżącej produkcji naszych prozaików. Tak jest w najnowszym numerze pisma (2004, nr 5), w którym znajduje się spory blok prozy: opowiadanie Grzegorza Strumyka Projekt, fragmenty przygotowywanej do druku Sagi ludu Macieja Malickiego oraz kilka krótkich opowiadań Romana Misiewicza.



 
    NATURA WYNATURZEŃ

Łukasz Badula

   
   
Przeglądanie ostatniego numeru „Panoptikum” jest równoznaczne z przyglądaniem się wynaturzeniom. Niczym oglądanie dziwolągów w objazdowym cyrku łączy w sobie funkcje poznawcze (te, którymi można się chwalić) z rozrywkowymi (do których ciężko się przyznać). Przekonuje ponadto, iż współczesna kultura popularna ciągle jątrzy jądro ciemności, dostarczając równocześnie prostej, kompensacyjnej rozrywki. Autorzy „Panopticum” traktują ją z ciekawością i odrobiną zawoalowanej fascynacji. Czym zatem stanie się owo pismo studentów, pracowników naukowych, znawców? Magazynem chłodnych analityków kultury czy też broszurą żarliwych konsumentów rozrywki?



 
    ZA KAMERĄ? PRZED KAMERĄ?

Katarzyna Wajda

   
   
Moim ulubionym filmem Stuhra jest ten pierwszy, Spis cudzołożnic, adaptacja mało filmowej, bo właściwie nieprzekładalnej na język kina, prozy Jerzego Pilcha. Może trochę to dziwne, bo pozornie nie jestem – a kilka lat temu tym bardziej nie byłam – idealnym widzem tego filmu, czyli pięćdziesięcioletnim polskim inteligentem, który coraz częściej ogląda się wstecz, odnalezienie notesu ze starymi adresami traktując jako zaproszenie do sentymentalnej podróży do przeszłości. Spis cudzołożnic miał jednak dla mnie swój, cokolwiek dziwny, urok, a nie bez znaczenia było miejsce akcji: jako świeżo upieczona studentka krakowskiej polonistyki z satysfakcją rozpoznawałam na ekranie znajome miejsca i ludzi. Późniejsze filmy Stuhra przyjęłam chłodniej – obsypane nagrodami Historie miłosne nie spełniły moich oczekiwań, a Tydzień z życia mężczyzny zirytował zbyt nachalną dydaktyką.