|
|
Powiedz mi, czy twoi koledzy wołali ciebie po nazwisku?
– Wołali.
– Jak?
– Marynowicz!
– Ani się nie zająknąłeś. Byłem tego pewny. Można by nawet zawołać na ciebie: Stawrogin! Pamiętasz jak Pszoniak wołał do Nowickiego w Biesach? Do ciebie też tak można wołać. Marynowicz! Szczególnie, kiedy wypijesz trzeciego kielicha…
– A co ty chcesz od swojego nazwiska?
– Daj spokój. Przecież z takim nazwiskiem to można sobie w łeb strzelić. Udręka. Upokorzenia. Ciągła bijatyka o swoją niezależną tożsamość. Co ja mam wspólnego ze swoim nazwiskiem?
– Stworzyłeś siebie.
– Teraz tak można sobie opowiadać. Stworzyłeś. Nazwisko to nawet nie tyle kolor skóry, co jego faktura. Forma. Doświadczyłeś tego kiedyś?
– Nie wiem o czym mówisz.
– Pewno, że nie wiesz… Jak do ciebie koledzy wołali?
– Marynowicz.
– A na mnie, skurwiele, wołali: Cyc! No, no i sam widzisz. Żyj z takim nazwiskiem.
|
|
|
|
|
Wybitny kompozytor i teoretyk muzyki Arnold Schönberg był gorliwym wyznawcą idei postępu. Podług jego opinii, zakorzenionych notabene w filozofii Hegla, historyczną koniecznością jest permanentny rozwój sztuki, który traci z pola widzenia rzeczy minione, by prowokować i ewokować „nowość”. Śmiałe eksperymenty harmoniczno-melodyczne neoromantyków, powodowały erozję (a może raczej ewolucję) poczciwego, panującego litościwie ponad 150 lat, systemu harmonii funkcyjnej, który swą dominację zaznaczał we wszystkich niemal aspektach dzieła muzycznego. Ryszard Wagner, ze swoją mocno schromatyzowaną harmoniką, następnie Ryszard Strauss z melodyką w dużej mierze opierającą się na dwunastu dźwiękach, przyczynili się do ostatecznego rozsadzenia systemu dur-moll.
|
|
|