Nr 26 (73)
z dnia 22 września 2003
powrót do wydania bieżącego
 
przegląd prasy | wybrane artykuły | autorzy | archiwum     
 

KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY
   
Miłka O. Malzahn

   
   
Na tle innych wydawnictw dotyczących fotografii „Biuletyn Fotograficzny” wygląda nader uroczo. Jest mały (format zeszytowy), czarno-biały, cieniutki, a przy tym wszystkim – bezpretensjonalny. Papier ma dobry, więc drukowane prace na niczym, prócz czasem rozmiaru, nie tracą. „Biuletyn” najwyraźniej nie ma manii wielkości, stawia na rzetelną informację, a nie kształtowanie mód, nie jest przegadany i ma biuletynowy klimat, którego próżno by szukać gdzie indziej.



 
    DALEKO OD NORMALNOŚCI

Katarzyna Wajda

   
   
Kino Todda Haynesa dalekie jest od filmowej normalności, czyli głównego nurtu. Reżyser pełną garścią czerpie z zasobów popkultury mnożąc cytaty, aluzje, eksperymentuje z narracją, zderza efekty. Zaprzecza istnieniu obiektywnej prawdy, bo istnieją tylko fikcje, wizje, stąd też jego filmy są niejednoznaczne, niedopowiedziane. Widzowie zostają sprowokowani do szukania odpowiedzi, co zakłada wiarę reżysera w ich wrażliwość i intelekt – w dobie zalewu filmowym popcornem, gdy proste miesza się z prostackim, takie założenie to komplement.



 
    UWIERZCIE W LITERATURĘ!

Robert Ostaszewski

   
   
Stokfiszewski, w odróżnieniu od Wiśniewskiego, nie wierzy w literaturę, mimo iż marzy mu się, żeby była silna i wpływowa, żeby miała „władzę”. Cóż, może stracił tę wiarę zajmując się młodą poezją, żyjącą w getcie ignorowanym przez czytelników, media a nawet większość krytyków. A może za bardzo uderzył mu do głowy sukces komercyjny debiutanckiej powieści Doroty Masłowskiej mocno promowanej przez środowisko „Ha!artu”. Nie wiem. Nie jestem także pewien, czy Stokfiszewski zdaje sobie sprawę, że przekonanie, iż literatura musi ustawić się frontem do czytelnika i oddać we władzę „krytyki dziennikarskiej”, oznacza w gruncie rzeczy poddanie się bez walki. Krytyk daje przecież wyraźny sygnał: nie mamy sił przebicia, nasza amunicja to ślepaki, niech więc ktoś nam pomoże, bo sami nie damy rady. Chętni do pomocy pewnie się znajdą, ale tylko wtedy, gdy zwietrzą interes. Nie zrobią tego jedynie w imię dobra literatury, skoro nawet sami ludzie z nią związani nie są do końca pewni jej wartości.