|
|
Wilczyk był – jak pamiętamy – jednym z dwóch kontrkandydatów do nagrody w bruLionowym konkursie, który wygrał Świetlicki. (Potem się wszakże okazał poetą „niezbyt płodnym”, na tomik zdobył się dopiero w 1997 r., kiedy już jego sława pierwszego – i na dobrą sprawę jedynego – polskiego o’harysty była już mocno zwietrzała, same zaś wiersze zbyt mocno wrosły w świadomość powszechną, by krytycy byli w stanie coś o nich odkrywczego napisać). Biedrzycki przystąpił do bruLionowców nieco później, od razu konstytuując w ich kręgu „drugie pokolenie”, bardziej skupione na sprawach języka, wyobraźni i zabawy. (Książki wydał aż trzy, wszystkie znakomite i wręcz bombowe, po czym wyjechał do Afryki w celach zarobkowych i na sześć lat słuch po nim zaginął). Obaj nie publikowali tak długo, że już wszyscy postawili sobie na nich krzyżyk – i nagle ten wielki come back, wreszcie w „fioletowej serii”…
|
|
|