Nr 3 (50)
z dnia 22 stycznia 2003
powrót do wydania bieżącego
 
przegląd prasy | autorzy | archiwum     
 

POSZUKIWACZE ARCHITEKTURY OBIEKTYWNEJ
   
Krzysztof Sołoducha

   
   
Architektura bywała i bywa ciągle inspiratorką zmian w kulturze nawet na szerszą, pozaspecjalistyczną skalę. Czasami nawet jest to wpływ dosyć intensywny. Wystarczy przypomnieć słynny już wybuch z 15 lipca 1972 roku. Wysadzono wtedy w powietrze bloki z wielkiej płyty zbudowane w Saint Louis przez japońskiego architekta Minoru Yamasaki. Do dzisiaj w podręcznikach uważa się ten fakt za symboliczny koniec modernizmu – moment pogrzebania idei „maszyny do mieszkania” Le Corbusiera. Następujące po tym sukcesy postmodernizmu, które chciał odrzeć architekturę z totalitarnego zimna Corbu, na długo zadomowiły się nie tylko wśród architektów. Do dzisiaj zresztą np. Rem Koolhaas propaguje te wzbogacone o wątki chaosu i dekonstrukcji pomysły w swoich pracach teoretycznych. Czasami z dobrym skutkiem. Jako czkawka po zimnym modernizmie powstały też nowy urbanizm ze swymi ekologicznymi obsesjami i ideą wspólnotowości, a także ciągle żywa dekonstrukcja w praktyce, która święci triumfy za sprawą Franka Gehrego. Dzięki temu napięciu między rozumem i wyobraźnią ciągle żywe pozostaje jeszcze pytanie – co to jest architektura obiektywna i kiedy, pod jakimi warunkami taka może powstawać.



 
    GADKI KONIECZNIE MAGICZNE

Miłka O. Malzahn

   
   
Tuwa to niewielka republika należąca teraz do Federacji Rosyjskiej, w której niewiele się działo, a tradycyjną muzykę serwowało parę skostniałych zespołów z domów kultury. Ale przyszła era Gorbaczowa, okazało się, że młodzież woli punkowe brzmienia, no i pojawił się na scenie Albert Kuwezin. Zanim założył swój własny zespół, grał rocka rozmaitego, ale gdy już osłuchał się po wręby, sięgnął po rodzime brzmienia. W efekcie muzyka Yat-Kha balansuje pomiędzy grunge, wykonywanym przez garażowy zespół, a tradycyjną tuwińską finezją. Wokalista opanował tradycyjną technikę alikwotyczną – trzeba przyznać, że jest to egzotyczne nie tylko dla anglosaskiego ucha.



 
    2002 W KINIE

Katarzyna Wajda

   
   
W historii polskiego filmu rok 2002 zapisze się z pewnością Złotą Palmą dla Polańskiego, zapowiadanymi tylko na razie reformami kinematografii, a także odkryciem, że niekoniecznie trzeba adaptować szkolne lektury, żeby przyciągnąć widzów, czego dowodem chociażby Dzień świra i Edi. Czy 2002 był przełomowy – w jakimś sensie – dla polskiego kina, pokaże przyszłość, choć – jak twierdzi w styczniowym „Filmie” Konrad J. Zarębski (2002 sezon zawiedzionej nadziei) – generalnie dla światowego filmu był to rok stracony.