Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 3 (14) z dnia 22 stycznia 2002

Złudny i niebezpieczny

– „Res Publica Nowa” –

     Narcyzm jest jednym z tych pojęć, których wyjaśnianie zabiera dużo czasu. I pewnie dlatego łatwo przystaje się na to, by pozostać w kręgu wyjaśnień standardowych, popularnych i jednoznacznych. Tymczasem jest to kategoria dosyć skomplikowana, nie do końca negatywna i całkiem pasjonująca, całkiem kusząca. A przecież im bardziej coś niewyraźne i pogmatwane, tym przyjemniej się tym posługiwać. Są na szczęście jeszcze takie kategorie, których wewnętrzna sprzeczność stale ożywia nasze znudzone i zmęczone umysły.
     „Res Publica Nowa” nr 1/2002 poświęciła narcyzmowi blok artykułów pod wspólnym tytułem Narcystyczna osobowość naszych czasów. Nietrudno się domyślić, że w istocie wykonuje się tutaj myślowe (pomyślne) akrobacje, które mają nas zaprowadzić od zakochanego w sobie młodzieńca do zakochanego w sobie społeczeństwa. Co oznacza, że zakochanie Narcyza (rozmnożonych Narcyzów) jest regulowane (kontrolowane) i poddane rygorystycznym prawom zbiorowości. Narcyzm jest – co wynika z artykułu Christophera Lascha, nadającego tytuł całemu cyklowi – rodzonym synem swojego czasu. Stąd jego paradoksalność – ucieka przed życiem w zbiorowości, będąc jednocześnie jej produktem. Ucieka w wewnętrzność, zupełnie jej nie rozpoznając. Na jedną dolegliwość wynajduje drugą.
     Artykuł Lascha ujmuje narcyzm z perspektywy psychoanalitycznej i ustawia w jednym rzędzie z neurozą. Jak dawniej (w czasach Freuda) neuroza, tak obecnie narcyzm – choroba cywilizacyjna – święci triumfy. Autor pokusił się o swoistą syntezę owego, jak sam to nazywa, „sposobu radzenia sobie z napięciami i niepokojami współczesnego życia”: „(...) kategoria ta pozwala stworzyć dość wierny portret «wyzwolonej» osobowości naszych czasów z jej roztaczanym powabem, pseudoświadomością własnych uwarunkowań, rozwiązłą panseksualnością, fascynacją seksem oralnym, lękiem przed kastrującą matką (pani Portnoy), hipochondrią, unikaniem zależności, niezdolnością do żałoby, strachem przed starością i śmiercią”. Lista, jak widać, jest dosyć długa; biorąc pod uwagę, że narcyzm ma być jakimś sposobem „radzenia sobie”, może lepiej nie pytać (znając objawy) o przyczyny społeczne jego powstania, skoro tak zniechęcająco i odstraszająco wyglądają skutki terapeutycznej metody.
     Ale nie taki narcyzm (i jego skutki) straszny, jak go Lasch opisuje. W równej mierze społeczeństwo postawy narcystyczne stymuluje, jak i je odrzuca. Nie mów o sobie i nie interesuj się sobą, a jeżeli już musisz, to przynajmniej zrównoważ to zainteresowaniem innymi. Bezinteresowny narcyzm, który, notabene, byłby jedyną bezinteresownością szczerą, zawsze zostaje odrzucony. Od bezinteresowności zaczyna też Marek Zaleski swój esej Ale co potem, co potem?, w którym zastanawia się nad narcyzmem jako specyficznym złamaniem zasady dyskrecji, szybko przechodząc do rozważań nad rozróżnieniem między samozainteresowaniem i samopoznaniem. Odkrywa w ten sposób, co tak naprawdę wspiera zasadę dyskrecji, działającą jak parawan zakrywający hipokryzję i sam nie wypiera się miłości własnej. Narcyzm, z którego wyprowadzi się pozytywne wnioski i nie zamieni w zakaz interesowania samym (samą) sobą, może umożliwić właściwe kierowanie energią (własną niepoznawalność jakoś zminimalizować) i uniemożliwić zredukowanie świata tylko do odbić wszechpotężnego „ja”.
     O złudności samowiedzy (pytanie, które cały czas wisi w powietrzu to pytanie o sposób: jak dobrać się do siebie samego?) pisze w Bezwstydzie banalnego narcyza Marcin Król. Tym razem autor łączy narcyzm jednoznacznie z banalnością i znudzeniem: skoro nie ma o czym mówić, mówmy o sobie. Jest narcyzm produktem naszych czasów, bo też naszych czasów jest produktem bezwstyd i chęć opowiedzenia o sobie wszystkiego wszystkim, zniesienie granic intymności i osobności. Kolejny paradoks w myśleniu o narcyzmie: będącym zarazem pokusą samowystarczalności i pragnieniem pokazywania się, przeglądania w oczach innych. Widać tu, jak historia wdzięcznie potrafi dla siebie adaptować mity. Król wyraża się precyzyjnie i jasno, nie ma wątpliwość, że o ile zdaje sobie sprawę z niemożliwości uniknięcia zainteresowania samym (samą) sobą, o tyle protestuje przeciwko przekazywaniu (rozpowszechnianiu) tej wiedzy: „W zasadzie im mniej wiedzy o nas samych jest przekazywane innym, tym świat jest piękniejszy”. Rozumiem, że przez słowo piękniejszy chce powiedzieć Król: mniej złudny, i mniej niebezpieczny.
     Męską przypadłością nazywa narcyzm Kinga Dunin. W jej przekonaniu, któremu daje wyraz, pisząc Narcyza i sadzawkę, jest on nieograniczoną i niekontrolowana projekcją męskich wyobrażeń o świecie na tenże świat. I wynika najczęściej ze strachu przed bliskimi kontaktami z drugim człowiekiem. Bezosobowość nawiedzająca każde spotkanie i wstyd, który powstrzymuje zwierzenia, nieumiejętność nawiązania szczerej i spontanicznej relacji, wszystko to zamyka drogę, według Dunin, do poznania samego siebie. Narcyzm naszych czasów w jej ujęciu jest pragnieniem czystej zewnętrzności, a Narcyz, ten powabny chłopiec przeglądający się w sadzawce - kaleką, ślepym i głuchym na wszystko, co jest od niego różne.
     Narcystyczna indywidualność jest w naszych czasach do pomyślenia jako narcystyczna zbiorowość. To ciekawe, do tej pory narcyzm był dla mnie gwałtem na wszelkiej wspólnocie, doskonałym jej zlekceważeniem, a teraz okazuje się bezbronny i nieskuteczny. Jest tak, gdyż represyjność życia społecznego, jak sugerują teksty w „Res Publice Nowej”, wzmaga represyjność (nieuświadomioną) nas samych wobec siebie. Bo ostatecznie czym jest narcyzm, jeśli nie wycofaniem się, mimo pozorów pozostawania tam, gdzie do tej pory byliśmy, mechanizmem kompensacji, redukującym istotne obszary naszego życia emocjonalnego i psychicznego? A więc bycie Narcyzem nie jest wcale takie proste i przyjemne? I jednak bardziej złudne niż niebezpieczne?

Anna Kałuża





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 3 (14) z dnia 22 stycznia 2002