Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 3 (14) z dnia 22 stycznia 2002

Chip hop


     Pozory mylą, że pozwolę sobie zacząć od tej złotej myśli. Kiedy zaczynałem przymierzać się do tekstu o abstrakcyjnej stronie hip hopu, nie zdawałem sobie sprawy z powagi tematu. Bardzo szybko okazało się, że sprawa jest dużo bardziej poważna, niż łamy „Fluida” mogą wytrzymać, zaś 10000 znaków przewidzianych na tekst może co najwyżej pomieścić nazwy, nazwiska i tytuły płyt, i to też nie wszystkie. Cóż, jak się powiedziało „yo!”, trzeba powiedzieć „muthafucka”, więc zapraszam na garść faktów dotyczących zaskakującego związku hip hopu z awangardową elektroniką.
     Hip hop jest wszędzie. Nie tylko jako muzyka: jako pierwsze od kilku dekad zjawisko kulturowe, które, wyrastając w stu procentach z „dołu” społeczeństwa zainfekowało całokształt współczesnej pop kultury, od młodzieżowej mody po awangardowy balet. Przeglądając kobiecy tygodnik czytam, że jednym z bardzo niewielu elementów współczesnej mody, powstałych nie w pracowniach designerów, a na ulicach, stały się szerokie spodnie „z czarnych gett Ameryki”. Hiphopowe płyty sprzedają się w milionowych nakładach i spychają z najwyższych pozycji notowań fabrykowany „odgórnie” pop. Co najciekawsze z czysto muzycznego punktu widzenia, wiele z tych multiplatynowych produkcji jest niemalże awangardowa – wystarczy wspomnieć ostatnie albumy Outkast, Missy Elliott, Neptunes czy nieodżałowanej Aaliyah.
     Zdobycze technologii hip hop przyswajał sobie na bieżąco, od surowej łupaniny TR-606 po ultracyfrowy hiperfunk Timbalanda. Jak zauważa Drew Daniel z Matmos, Dr Dre i Autechre nie różnią się tak bardzo: tak samo siedzą w swoich piwnicach i układają komputerowe klocki. Właśnie chyba mażący za młodu tagi panowie z Autechre zapoczątkowali nową erę, w której tym razem muzyka elektroniczna zaczyna inspirować się hip hopem – oto płyty wydawać zaczęło pokolenie używające swobodnie technologii, ale wychowane na ulicznych rytmach i rymach.
     Po latach mniej lub bardziej udanych flirtów i prób redukcji hiphopowych klisz, w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy nastąpiła prawdziwa eksplozja muzyki opartej na hip hopie, czy raczej – będącej hip hopem przynajmniej w dużym stopniu. Co najbardziej interesujące, muzyka równie innowacyjna i futurystyczna powstaje po obu stronach – z jednej uliczni raperzy adaptują awangardowe patenty, z drugiej komputerowcy w okularkach pracowicie wykorzystują estetykę hip hopu.
     Warto pamiętać o kilku artystach mających przemożny wpływ na czarna muzykę: gdyby nie długa i konsekwentna droga najbardziej otwartych głów hip hopu, jak Kool Keith, Prince Paul czy Dan „The Automator” Nakamura, dzisiejsza muzyka na pewno byłaby uboższa. Wystarczy zresztą posłuchać A Much Better Tomorrow Automatora, wydanej przed kilkoma miesiącami przez 75Ark wzbogaconej reedycji materiału sprzed pięciu lat – futurystyczne beaty, apokaliptyczne akordy i niepowtarzalny flow Kool Keitha (tu jako Sinister 6000). Automator dowiódł nieprzeciętnej wyobraźni także jako współautor Handsome Boy Modeling School (z Prince Paulem i rzeszą zaproszonych gwiazd) czy Deltron 3030 (+ Kid Koala i Del Tha Funkee Homosapien). W ten obraz wpisuje się też The Tragic Epilogue Anti-Pop Consortium, nowojorskiej formacji, która podpisała niedawno kontrakt z Warp Records...
     Warp to wytwórnia znana i zasłużona, choć przez niektórych krytykowana za zadzieranie nosa i ogólnie intelektualny elitaryzm. Na zmutowany hip hop zareagowała czujnie, wydając reedycję albumu Boards Of Canada (oryginalnie manchesterski Skam Records). BOC, ze swoją niewątpliwą wirtuozerią, erudycją, taktem i umiejętnością stworzenia obezwładniającego klimatu, zrobili wiele dla oswojenia statystycznego „nerda” z hiphopową rytmiką. Skam, bardzo wpływowa swego czasu wytwórnia, przez pewien czas nie mogła znaleźć swej tożsamości – niedawno wydany jednak Cryptoburners Team Doyobi rozwiewa wątpliwości – hip hop/funk prosto z twardego dysku, idealna hybryda b-boya i manchesterskiego ravera, choć inklinacje w stronę elektro coraz częściej zaczynają dominować. Chocolate Industries (np.: kompilacja Rapid Transit, tam m.in. też Roots Manuva i East Flatbush Project), kolejny label flirtujący z uliczną estetyką, nie wydaje się mieć słabych punktów. Prowadzący tę wytwórnię Edgar Farinas nagrywa jako Push Button Objects i ma szansę na znalezienie się w gronie klasyków: na 360 Degrees Flip pojawiają się Del Tha Funkee Homosapien i Mr Lif i mimo różnic dzielących tych MCs podkład zawsze jest akuratny i charakterystyczny. Farinas jest także połową duetu Ko-Wreck Technique wraz z mistrzem DMC DJ Craze – Ko-Wrexion pokazuje dobitnie, jaki efekt daje roztropne połączenie cyfrowego bitu i dobrych szurów. Remiksy Ko-Wrexion wykonali Luke Vibert, El-P (Company Flow) i Prefuse 73 (o nim poniżej). Design okładek Chocolate Industries spoczywa w rękach struggle.inc, znanych z magazynu graffiti The Vapors – nowoczesne, miejskie wrzuty.
     Za wspomnianym projektem Prefuse 73 kryje się pochodzący z Atlanty Scott Herren. Miniony rok przyniósł aż trzy jego albumy dla trzech wytwórni uważanych za modelowe dla współczesnej elektroniki: jako Savath&Savalas podpisał najbardziej chilloutowy ze swych albumów dla chicagowskiego Hefty (reedycja na Warp), pod szyldem Delarosa&Asora glitch-jazzowy Agony Part 1 dla Schematic, zaś Vocal Studies And Uprock Narratives to „hiphopowa” płyta dla Warp. Po tej płycie formuła elektronicznego cięcia wokali będzie musiała chyba znaleźć nowe oblicze – flow tak znakomitych gości, jak Mikah 9, M.F.Doom, Aesop Rock, Rec Center czy Dose One jest przeważnie przemielony na twardym dysku jak w blenderze – frazy rozłożone na niekończące się, porozrywane samogłoski… Herren wykonał tez ostatnio remiks dla Chocolate Industries – oryginał to MC 5 Deez i podkład Fat Johna udzielającego się na Mush Records, zaś Herren podchodzi do remiksu w swój sposób – jak ktoś ładnie określił, rozbierając oryginał na czynniki pierwsze i składając go na powrót po „przekręceniu” niektórych elementów w hiphopowego Frankensteina – „To żyje”, i to własnym życiem.
     Stara Europa też ma coś do powiedzenia: monachijski duet Funkstorung nie cieszy się największym respektem anglosaskich artystów, niewątpliwie jednak przyczynił się do uzmysłowienia masom celowości kombinacji hip hopu z elektroniką na Appetite For Disctruction. Zaś prowadzony przezeń label Musik Aus Strom zaproponował ostatnio prawdziwego killera – Forces Combined to cztery przykłady na glitch-hop, mutowanie się pociętych wokalnych strzępów w elementy rytmiczne przy zachowaniu – jednak – hiphopowej rytmiki.
     Odkładając na bok elektroniczne mutanty, zwróćmy uwagę na futurystyczne kombinacje oferowane nam przez czysto uliczne załogi. Podejrzewam, że podobnych wytwórni jest już całkiem sporo, ja jednakże – gdyż nie pożeram tak wielu płyt, ile bym chciał - chciałbym wskazać Def Jux, Anticon i Mush.
     Definitive Jux powstała jako inicjatywa Company Flow, nowojorskiego kolektywu od 97 proponującego styl może nie zawsze przyjazny i przebojowy, ale na pewno myślący i hipnotyzujący. Surowe, garażowe brzmienie El-P i Mr Lena, roztropne używanie żywych instrumentów miejscami niemalże w rockowym stylu, „kwaśne” linie basu, obłąkane syntetyczne akordy... Kulminacją działalności Company Flow był wydany dwa lata temu instrumentalny album Little Johny From The Hospitul, paranoiczny, surowy i niebezpiecznie wciągający. Od tego czasu rozeszły się drogi El-P i Mr Lena, którzy do dziś zdążyli zapracować na tytuły jednych z najbardziej aktywnych innowatorów hip hopu – ostatnie wydawnictwa Def Jux wydają się tylko to potwierdzać. Na Labor Days Aesop Rock oszałamia stylem swojego flow; hiperaktywny, liryczny postmodernista, którego teksty czyta się jak powieść Pynchona przy wtórze mrocznych, futurystycznych beatów, płyta wymaga kilkakrotnej lektury, ale wysiłek się opłaca. The Cold Vein wywołał niezłe zamieszanie kilka miesięcy temu – Cannibal Ox to emsis Vast i Vordul oraz El-P w roli producenta… i znów muzyka, która jest hardcore’owym, ulicznym hip hopem – z roku 3000. Nową twarzą Def Jux jest producent RJD2, ponownie chętnie wykorzystujący gitary wśród niemiłosiernie ciętych rytmów. Poza może Anti-Pop Consortium (album dla 75 Ark i Warp, ostatnio supportujący europejską trasę… Radiohead!) i Mike’m Laddem Def Jux wydaje się nie mieć obecnie w Nowym Jorku konkurencji. Sam Mr Len wydał ostatnio album na renomowanej wytwórni Matador – zatytułowany Pity The Fool: Experiments In Therapy Behind The Mask Of Music While handing Out Dummy Smacks jest podróżą przez style od reggae do heavy metalu, mistrzowsko stapiającą zadziwiającą muzykę z kompetentnymi MCs (Chubb Rock, D-Story, Jean Grae). Prince Paul znalazł godnego następcę.
     Anticon to wytwórnia, która także od pewnego czasu próbuje przełamywać klisze i dostarczać muzyki myślącej za dwóch. Label dość tajemniczy i nie ujawnia za wielu o sobie szczegółów, ale muzyka mówi za siebie – wykonawcy pokroju Sole czy Josha Martineza mogą być nowymi klasykami. Ostatnio na płycie warszafskiego Tedego zrobił na mnie wrażenie freestyle o II wojnie… Martinez idzie dalej, a efekt jest wstrząsający: tematem Deny z albumu Made In China jest Holocaust, zaś w podkładzie pobrzmiewają zmutowane echa klezmerskiego grania.
     Równo z Def Jux postawiłbym Mush, również powoli wychodzącą z mroków podziemia. Posłuchajcie Pyramidi Radioinactive – linie wokalne bywają tu znienacka przyspieszane, zaś sample pochodzą z takich źródeł, jak grecka muzyka ludowa, jazz czy mambo. Plus żywi muzycy. Ale w tym szaleństwie jest metoda, a rezultat jest równie zabawny, co awangardowy. A Mush ma w zanadrzu tony mistrzowskich emsich i producentów: Blockhead, Fat John The Ample Soul Physician, czy Dose One, będący częścią tria cLOUDDEAD. cLOUDDEAD zadebiutowało niedawno w barwach brytyjskiego Big Dada i choć wymaga to pewnej wytrwałości, warto przebić się przez niespotykany flow i pokłady złożone z przemielonych nie do rozpoznania sampli. Na Mush wyszedł też niedawno album So Called Artists (ekipa z Anticon: Sole+Mayonnaise+Alias), który obok cLOUDDEAD można postawić za wzór instrumentalnej awangardy; stapiając w jedno hiphopową klasykę, garażową elektronikę i surowy dub jako podkład dla wokalnych bitew Mush ustanawia nowe standardy. Podobnych wytwórni jest zapewne wiele – zachęcam tu bardziej zorientowanych w hiphopowym świecie publicystów (kolego Tytus, znajdziecie chwilę?) na wskazanie dalszych ciekawostek. Bo to właśnie – paradoksalnie – najbardziej twórczy i futurystyczny hip hop. Justin Broadrick, który ze swym postindustrialnym Techno Animal nagrał właśnie płytę z raperami, chciał najpierw zaprosić mistrzów pokroju Chucka D czy KRS-1. Doszedł jednak do wniosku, że najprawdziwszy, najautentyczniejszy uliczny „shit” powstaje gdzie indziej – na Brotherhood Of The Bomb (Matador) wokalnie udzielają się El-P, Anti-Pop Consortium, Toastie Taylor (New Flesh For Old z Big Dada) czy Sonic Sum (Ozone Music, dla której ostatnio nagrywa też Mike Ladd).
     Chciałbym zauważyć, że powyżej tylko zasygnalizowałem zjawiska, które niewątpliwie popychają do przodu współczesną muzykę, rezygnując z utartej drogi kopiowania klisz na rzecz eksperymentu łączącego tak różne – wydawałoby się – światy. Klisze jednak są wciąż żywe – są artyści, którzy wychodzą od hip hopu w sposób zdecydowanie mniej poważny, uzyskując powalające efekty. Całkiem spora rzesza artystów czysto awangardowych, penetrujących bezdroża elektronicznego hałasu, zwraca się w swoisty sposób w stronę hip hopu – klasycznego i współczesengo. Kid606 wydaje się być tu doskonałym przykładem: Miguel Depedro znalazł się niedawno jako Sid Vicious techno na ogłoszonej przez magazyn „Stuff” liście „100 najbardziej niebezpiecznych ludzi świata”. Święte słowa, mało kto potrafi z rozbrzmiewających wokół nas przebojów przyrządzić nieprawdopodobnie posiekane, dźwiękowe piekło. LP Attitude prezentuje covery legendarnego N.W.A. przepuszczone przez oprogramowanie Kida i przyjaciół – wśród nich Matmos, Hrvatski i Lesser. Poza nimi bezlitośni Angole v/vm, prześmiewcy masakrujący ostatnio choćby Joy Division i Aphex Twin. Koncertowa atrakcją ostatnich miesięcy stał się wykręcony dwudziestolatek Cex, który podchodzi do materii w swoisty sposób: na podkładach, po części własnych, po części „pożyczanych” od Timbalanda czy Outkast, prezentuje swoisty „rap”, cudzysłów wydaje się tu być jak najbardziej uzasadniony. Koncerty zas traktuje jako swoiste performance, których istotną częścią jest wciąganie publiczności do interakcji. Warto sprawdzić Battleship galactica i Oops... I Did It Again, z wyjątkowo interesującą okładką utrzymaną w tak ulubionym przez nas wszystkich stylu gore. Mega-przebój Get Ur Freak On Missy Elliott doczekał się też mega-ilości przeróbek – ich ukoronowaniem może być EP wydany przez nowa oficynę Kida606 o bolesnej nazwie Violent Turd. Freakbitchlickfly EP to dwa remiksy, których dopuszcza się Kid, imponujące technicznymi umiejętnościami i powalające każdego z cieniem poczucia humoru. Jedna z wersji przeistacza się niespodziewanie w Take On Me A-ha – cóż za dowcipne zagranie. Oprócz Kida w przedsięwzięciu udział wzięli Max Tundra, Kevin Blechdom, Mortal And Chemist i Posterboys Of The Apocalypse. Do software’owych maniaków flirtujących z hh dołączył ostatnio także sam mistrz cyfrowych nieprawdopodobieństw Kit Clayton: jego Orthlong Musork wydało EP kalifornijskiego MC Gold Chains (zwracam uwagę na ksywkę), z podkładami przygotowanymi przez Claytona. O ile jednak on jest raperem wykorzystującym awangardowe podkłady, wymienionych wyżej inetresują jedynie terrorystyczne ataki na hustlerskie schematy. Kid606 niestety nie wyrobił się z odpowiedziami na zstępujące do głębi pytania zaabsorbowany morderczą trasą u boku Butthole Surfers (!), miejmy nadzieję, że nastąpi to wkrótce – wtedy stanie się jasne, o jakie „attitude” tu chodzi.
     Word up.
     

Maciej Sienkiewicz




Tekst pochodzi z pisma „Fluid” nr 13 (2001)


Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 3 (14) z dnia 22 stycznia 2002