Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 6 z dnia 30 października 2001

Może się zacznie robić ciekawie…

– „Pro Arte” –

     Na karuzeli literatury rocznika 70. powoli zapełniają się krzesełka. Był krakowski Festiwal „Zapowiadających się”, był „Port Legnica”, ruszyły (coroczne, mam nadzieję) olsztyńskie „Dzyndzołki Fulkontakt”, pojawiły się kolejne numery „Ha!artu”, „Studium”, „Pro Arte”, „Portretu”, powstało pismo „Meble”, może odżyje „Rita Baum”, a jeszcze w tym miesiącu mają się odbyć prozatorskie „Tekstylia” w Krakowie. Nie wiadomo oczywiście, kto z tej karuzeli wyleci, kto wskoczy w biegu, kto się porzyga, a kto kręcić się będzie do końca, nie czując w głowie przeciążeń od sił odśrodkowych. Jak na razie wszyscy siedzą w krzesełkach, łypiąc uważnie jeden na drugiego, a karuzela to przyśpiesza, to zwalnia, raz w lewą, raz w prawą się kręci, robi jedno kółko i staje, rusza znowu i znowu wytraca swój bieg kolisty, cykliczny, generacyjny.
     To wrażenie „karuzelowatości” można również odnieść czytając najnowszy, 13-14 numer poznańskiego pisma „Pro Arte”, w całości poświęconego owym „rocznikom siedemdziesiątym”. Numer otwiera tekst wstępny redaktorów, którzy poetom najmłodszym zarzucają „stadność”, czyli że wspólnie, zbiorczo, „kupą mości panowie” wkraczają w literaturę – jako przykład podają prezentacje poetyckie w ostatnim „Ha!arcie” oraz ubiegłoroczny Festiwal „Zapowiadających się”. Skoro tak, to karuzela ani drgnie, bo czegoś takiego jak „pokolenie” nie ma. Zaraz jednak zawołanie redakcji: „nie będzie pokolenia bez rzetelnej dyskusji. Roczniki ’70 skazują się na banicję, same o nią prosząc!”, sprawia, że przerzucam czym prędzej kartki, w poszukiwaniu tej refleksji (ergo „pokolenia”), a krzesełka z poetami ruszają na nowo z miejsca. W piśmie zaś dyskusję otwierają uwagi Edwarda Balcerzana pod wszystko mówiącym tytułem Powinny nas różnić idee – uwagi bardzo przytomne, rzucone na siatkę historycznoliterackich odniesień i odwołań. Z jednej strony dostrzega Balcerzan odmienność młodej poezji, chociażby w „generalnym odwrocie od poezji patriotycznej, obywatelskiej, społecznej, zaangażowanej (w tym znaczeniu, jakie słowu „zaangażowanie” nadawali egzystencjaliści)”, w nagłym wtargnięciu „jerofiejewszczyzny” do języka poezji, w swobodnym nicowaniu mechanizmów wierszotwórczych. Z drugiej strony zauważa, iż „wiersze najmłodsze” to tryumfalny powrót młodopolszczyzny, powtarzalność, nieuzasadniony „metrykalizm” i pisanie pod dyktando medialnej mody, a jako egzemplifikację tych tendencji w najmłodszej poezji przywołuje Balcerzan najczęściej Marcina Świetlickiego (sic!). I cóż? Karuzela wyhamowuje i dosiada się do niej nie tylko Świetlicki, ale i Staff, i Miciński z Kasprowiczem, więc na krzesełkach tłoczno, rojno i gwarno się robi.
     Zupełnie inaczej do sprawy zabiera się Aleksandra Bault w tekście A może za wcześnie, by mówić o pokoleniu? Pod piórem Bault karuzela generacji ’70 jest bardziej powolna i sama autorka nie zamierza rozpędzać jej nadmiernie, zauważając ostrożnie, iż cechami rdzennymi najmłodszej generacji poetów jest ich widmowość, relatywizm, „opowiedzenie się po stronie względnych wartości i brak jakiegokolwiek przeżycia” oraz dookreślanie w tekstach krajobrazu „postmodernistycznej kultury”. A wszystko to cechy negatywne, tworzące poetykę biernego zaprzeczenia, więc „może jest tak, że pokolenia właściwie nie ma”. Choć zaraz dodaje: „z twierdzeniem tym nie można się zgodzić, ponieważ młodzi działają, mówią o sobie głośno na łamach chociażby „Ha!artu”, „Pro Arte” czy „Studium”.” Czyli ostrożności nigdy nie za wiele…
     Niejednoznaczność i mglistość tekstów motorniczych „Pro Artowskiej” karuzeli potwierdzają dalsze, uszczegółowione omówienia wierszy poetów, których wybór sugeruje, iż mamy do czynienia z najbardziej reprezentatywnymi postaciami tej generacji. Tygiel różnorodności. Jak bowiem pogodzić, obok siebie posadzić Cyranowicz z jej barokowym przerostem frazy i Pacześniaka, i Brzoskę z ich kondensacją słowa, „zgęszczeniem sensów”? Jak usadowić Honeta i Lipszyca z ich światem kontrastów i Wesołowską z jej poetycką nostalgią, i „hermetycznego” Wencla, którego wiersze wymagają bacznego „odbiorcy-deszyfranta”. A tych poetyk jest ze czterdzieści, i nie wiadomo, ilu poetów się mieści – chciałoby się powiedzieć, podpatrując trud opisania najmłodszej twórczości. W sensie generacyjnym totalna bezradność, w sensie tekstowym – las brzmień i znaczeń. Uwidacznia się to nawet w skrajnie odmiennych strategiach krytycznych przyjmowanych w poszczególnych recenzjach. I wszystko na karuzeli jednej zwanej „rocznikami siedemdziesiątymi”! Z samą nazwą jest nawet kłopot, gdyż większość recenzentów ją dyskredytuje lub, w najlepszym razie, stawia w nawias, ale innej i lepszej nikt nie wymyślił.
     Zresztą mniejsza o terminologię. Najważniejsze, że najnowszy numer „Pro Arte” rozkręca karuzelę i przygląda się, jak najmłodsza poezja wiruje i mieni się w analitycznym pędzie. Podobnie, tyle że po swojemu i wcześniej uczynił „Ha!art”. I bardzo dobrze – wszak nakręcanie koniunktury teraz najważniejsze, bo smutnym off-em zaczynało już pachnieć. Oby jednak redaktorzy „Pro Arte” nie zechcieli tej poetyckiej karuzeli zagarnąć tylko dla siebie (jak dziecko zabawkę w przedszkolu), czego irytujące sygnały daje się niestety wyczuć we wspomnianym wstępniaku. Skoro różnorodnie, to różnorodnie! Raz w jedną stronę, raz w drugą, raz w rytmie zbiorowym, raz w takt pojedynczych wierszy. A jak będzie różnorodnie i przede wszystkim niejednostajnie – to może się zrobić naprawdę ciekawie. Paru poetów „wysiądzie”, niejeden z ulgowym biletem za barierką zostanie, jakiś zwymiotuje kolejnym wierszem, a kilku na tej karuzeli się zadomowi. Łatkę i nazwę pokolenia ktoś inny przypnie.

Mariusz Sieniewicz





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 6 z dnia 30 października 2001