Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 5 z dnia 20 października 2001

Sen o Gombrowiczu

„Literatura na Świecie” – „Nowa Okolica Poetów”

     Wszyscy śnimy podobnie. Dlaczego redaktorzy stanowić by mieli wyjątek? Podobnie – nie oznacza jednak przecież „to samo” i „tak samo”. Wtedy zresztą – gdyby groziła nam identyczność – sen przestałby literaturę w ogóle interesować. Nasze możliwości wymyślania, kombinowania i łączenia też są ograniczone. Żyjemy przecież pod dyktatem mody. I dobrze! Dowolność może być uciążliwa. A ostatnio zapanowała moda na łączenie tego, co w kropki z tym, co w paski. Do tej pory wszystkie mamusie mówiły małym dziewczynkom, żeby nie zakładały spódniczek w kropki a bluzeczek w paski. A tu masz! Wszystko inaczej. Tym sobie właśnie (modą i snami, oczywiście) tłumaczę deseń pisma. Bo nie tylko redaktorzy „Literatury na Świecie” (nr 4/2001) wpadli na ekscytujący (z wielu powodów) pomysł zbudowania numeru z materiałów zasadniczo odmiennych, z „wody i ognia”. Nie bardzo wiadomo, co jest czym, ale argentyńskie tło dla francuskiej literatury może budzić skojarzenie o przemieszaniu żywiołów literackich. Podobnie skomponowany był ostatni numer „Nowej Okolicy Poetów” (nr 1/2001), choć tam inne przykłady. Redaktorzy „Okolicy” „wyśnili” do swojego pisma Borgesa i poezję francuską i u nich to jeszcze wcale nie wygląda na pożenienie wody z ogniem. Idea tego ślubu wyraźnieje dopiero „Literaturze na Świecie”.
     Pomysł na „ślub” dostarczyły napisane po hiszpańsku listy Gombrowicza do argentyńskich znajomych, głównie do Juana Carlosa Gómesa, które opatrzono w piśmie licznymi komentarzami oraz poezje Henri Meschonnica, Saint-John Perse`a i proza spod znaku „literatury potencjalnej” Georgesa Pereca. Gdyby ktoś więc nie miał dosyć francuskiej poezji (po niedawno wydanej antologii Jerzego Lisowskiego oraz numerze „Okolicy”), niewątpliwie zainteresuje się też utworami Meschonnica i Perse`a.
     Same w sobie, listy Gombrowicza i przyczynki do jego biografii, oraz sama w sobie, jakkolwiek interesująca, poezja i proza francuska, nie decydują tym razem o atrakcyjności numeru. To duchy Argentyny i Francji, bujności i czystości, jak chce Gombrowicz, naturalności i sztuczności, drugorzędności i wysokiej, koturnowej kultury dają o sobie znać. Gombrowicz kochał prowokacje, nie przypadkiem więc chyba w numerze, którego jest bohaterem, rezygnuje się z bezstronności. Można było oczywiście skonfrontować Gombrowicza z Borgesem, ale to przecież żadna niespodzianka. Żaden pomysł. Literatura francuska nadaje się na takie spotkania o wiele lepiej, choć gdy o niej myślimy, znając część obelg, jakie kierował pod jej adresem Gombrowicz, to automatycznie pojawia się sterylny Proust, monumentalny, przeintelektualizowany Valery, a w piśmie literaturę francuską reprezentuje ktoś inny. No, ale nic nie mogę poradzić na to, że myślę też o nich. W takich, jedynych w swoim rodzaju, spotkaniach mamy okazję dostrzec to, czego (na przykład w poezji Meschonnica) w innym otoczeniu (na przykład bez towarzystwa Gombrowicza) moglibyśmy nie dostrzec. Albo też o Gombrowiczu całkiem nowych, zupełnie innych niż wszystkie konflikty niedojrzałości z dojrzałością, niższości z wyższością, rzeczy się dowiedzieć. Mamy też niepowtarzalną okazję przekonać się, czy Gombrowiczowi śniło się to samo, co na przykład Perecowi (taką sugestią, jak sądzę, jest zamieszczenie fragmentu opowiadania Pereca Człowiek, który śpi). Chociaż, nawet jeśli nie, to według własnych gustów (i obowiązującej mody) mamy okazje te sny „upodobnić” do siebie nawzajem.
     „I moje będzie za grobem zwycięstwo” – czy mógłby tak zakrzyknąć Gombrowicz, słowami swojego ulubionego wieszcza Słowackiego, gdyby „LnŚ” przeczytał? Bo też, możemy obejrzeć (zależy oczywiście, co kto będzie widział) pośmiertne zapasy pisarza ze wszystkim, czego nie znosił: z poezją w ogóle (dał temu wyraz w słynnym eseju, dołączonym do Dzienników, Przeciw poetom) i wydumaną, eksperymentalną literaturą… Osoba Gombrowicza budzi emocje i musi też budzić emocje taka konfrontacja; na tym napięciu, niemożliwości nie opowiedzenia się, zbudowany jest nowy numer „Literatury na Świecie”. Tym bardziej, że, trzeba przyznać, przykłady wybrane wybornie. Gombrowicz i lingwistyczno-ascetyczny Meschonnic, tłumacz psalmów, dalej: Saint-John Perse, mistyczno-modlitewny, mocno też hermetyczny, którego poematy tak chce oswoić tłumacz: „Lecz progiem do pokonania jest tylko akceptacja niezwykłości. Wystarczy wejść w ten magiczny labirynt obrazów i ech, poddać się ich liturgii (....) aby odkryć nowy, nieoczekiwany świat doznań i fascynacji”. Świetny jest tekst Adama Wodnickiego, czemu jednak myślę, że pisany przeciw Gombrowiczowi? To znaczy przeciwko zarzutom, które mógłby Gombrowicz wytoczyć, gdyby został wyrwany do tablicy z wiecznego snu. Na dokładkę: francuski prozaik, robiący literaturę z literatury, Georges Perec. Postarała się redakcja o dramaturgię kolejno (co nie oznacza po kolei) czytanych tekstów. A my, jak ryba złapana w sieć, szamoczemy się między gustami Gombrowicza, swoimi gustami i gustami komentujących. Czyżby komuś przyśnił się sen o agonie?
     Argentyna w listach pisanych z Paryża i Berlina jest niespełnioną miłością Gombrowicza, podobną trochę do panny młodej, uciekającej sprzed ołtarza. Francję wybiera więc na miejsce pobytu niejako z przypadku, w jego obelgach dużo słychać bezsilności. To, co mnie w tych listach najbardziej ciekawi to relacje z adresatem. Zresztą – zajmujące są relacje Gombrowicza ze wszystkimi, których spotkał. Mieszanina agresji z pokorą. Być może wszystko udawane. W listach (tych przynajmniej ogłoszonych w „LnŚ”) Gombrowicz, inaczej niż w Dziennikach, nie pisze nic o swoich sądach literackich. Prosi Gómesa o przysyłanie listów, wycinków prasowych z Argentyny, narzeka na zdrowie, wspomina atmosferę dawnych czasów, snuje plany powrotu i osiedlenia się na stałe w „Ojczyźnie” (tak nazywa Argentynę). Niesłychany jest sam Gómes, który podpisuje swój esej Gombrowicz jest wśród nas w taki sposób: „Żegnaj drogi Polaku. Mój przyjacielu, panie i mistrzu”. Jaką siłę musiał posiadać Gombrowicz, żeby ktoś tak napisał? Być może rąbka tajemnicy uchylą owe „Listy do argentyńskiego przyjaciela”, choć, jak to jest do przewidzenia, więcej w nich pewnie manipulacji, gier i gierek.
     Grę z Gombrowiczem podejmują też redaktorzy „LnŚ”. To przypadkowy figiel czy poważna sprawa? Bo, jak się okazuje, nie uciekł jednak Gombrowicz wszechpotężnej modzie (przecież ten numer to idealne połączenie deseniu w kropki z materiałem w kratę, co w efekcie daje styl modnej, prowokacyjnej ekstrawagancji). Niechęć pisarza do literatury francuskiej może nagle też wydać się mocno wysilona, mocno udawana. Ryzykowne jest sprawdzanie popularności w nielubianym przez siebie towarzystwie. Kto z jakim przestaje, takim się staje? Może oniryczna proza Pereca to siostra Ferdydurke? I nie ma się o co obrażać, Panie Gombrowicz. I tak, to ty byłeś powodem całego zamieszania (jeśli nie na świecie, to przynajmniej w „Literaturze na Świecie”).
     

Anna Kałuża





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 5 z dnia 20 października 2001