Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
wydanie wakacyjne z dnia 10 sierpnia 2001

Wyostrzony apetyt

„ResPublica Nowa” – „Rita Baum”

     Co zrobić, żeby polskie pisma zaczęły wreszcie drukować więcej dobrych zdjęć? Kiedyś myślałem, że to tylko kwestia zatrudnienia odpowiednio kompetentnych ludzi na stanowiskach fotoedytorów, jednak znajomy fotoreporter „największej gazety w kraju” (jak powiedziałby Piotr Bratkowski) rozwiał moje złudzenia. Nad fotoedytorem stoją jeszcze inne osoby mające wiele do powiedzenia, wreszcie i sam właściciel pisma też zazwyczaj doskonale „zna się” na fotografii… A jakie są tego efekty, doskonale możemy się przekonać wertując krajowe dzienniki, tygodniki, miesięczniki, a także większość niskonakładowych periodyków, nawet tych o tzw. „ambicjach artystycznych”. I pomyśleć, że wystarczy przemieścić się paręset kilometrów (piszę to jako mieszkaniec Krakowa) w kierunku zachodnim, by na łamach wysokonakładowej prasy zetknąć się z interesującym fotoreportażem, zaś w prawie każdej większej księgarni znaleźć przynajmniej kilkadziesiąt albumowych pozycji z kanonu fotograficznej klasyki (co w krajowych realiach jest niespotykane).
     Ale opisana powyżej sytuacja ma przynajmniej tę dobrą stronę, że w znacznym stopniu wyostrza apetyt osób zainteresowanych tym medium. Każda też publikacja odbiegająca od „polskiego syndromu publikowania zdjęć wyłącznie jako nic nie znaczących ilustracji do tekstów” (w żargonie edytorów noszą one miano „obrazków”) - od razu zwraca uwagę! Akurat pismo „ResPublica Nowa” zawsze wyróżniało się pod tym względem, ale jego ostatni numer (7/2001) wprawił mnie najpierw w osłupienie, a potem w zachwyt. Oto bowiem na okładce lipcowej edycji tego miesięcznika z daleka już rozpoznałem reprodukcję zdjęcia Johna Vachona, jednego najbardziej ulubionych przeze mnie fotografów amerykańskich. Mało tego! Wspomniana fotografia została wykonana w Polsce w 1946 roku, kiedy Vachon przebywał w naszym kraju jako dokumentalista UNRRY, zaś przedstawia ona autentyczne zdarzenia podczas pożaru we wsi Wąwolnica.
     Wewnątrz numeru „ResPubliki” noszącej programowy podtytuł „Pamięć i historia” zamieszczono sporo zdjęć Vachona pochodzących z wydanego w 1995 roku albumu pt. „Poland 1946” (przy tej okazji proszę, aby autorzy zacnych esejów i artykułów opublikowanych w tej edycji miesięcznika wybaczyli mi, iż całą uwagę poświęcam zdjęciom, a nie ich interesującym tekstom). Książka ta, opracowana i ułożona przez córkę fotografa, Ann Vachon, zawiera mnóstwo nie publikowanych nigdy wcześniej fotografii, wydobytych z archiwum Biblioteki Kongresu oraz niezwykle interesujące listy do żony (…interesujące ze względu na informacje o polskich realiach politycznych i społecznych pierwszej połowy 1946 roku, oglądanych oczami przybysza zza Atlantyku). John Vachon pracujący początkowo dla słynnej rządowej agencji F.S.A. (Farm Security Administration - obok fotografów tej miary co Walker Evans czy Dorothea Lange) kierowanej przez Roya Strykera, a później także w ramach projektu O.W.I. (Office of War Information) na początku 1946 roku przybył do Polski wraz z przedstawicielami agencji UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Association).
     I chociaż jego głównym zadaniem miało być rejestrowanie przykładów amerykańskiej pomocy dla zniszczonego przez wojnę kraju (to znaczy: dostaw żywności, zwierząt hodowlanych i ciężkiego sprzętu budowlanego) wykonywał on sporo reporterskich zdjęć, znacznie wykraczając poza zamówienia jego mocodawców, co zresztą szybko zaowocowało licznymi konfliktami. Jednak to właśnie tego rodzaju fotografie, pokazujące np. repatriantów ze wschodu przybywających na „ziemie odzyskane” w towarowych wagonach (warto zaglądnąć do opublikowanego przez wydawnictwo Smitsonian Institution Press albumu, bo cykl ten to prawdziwa rewelacja), wspomniany już pożar w Wąwolnicy, deportację Niemców z Wrocławia, zrujnowane miasta (głównie Warszawa) oraz sporo portretów mieszkańców wsi - to prawdziwie unikalny dokument z tamtych czasów! Sam Vachon pracujący później przez długie lata dla „Look Magazine”, swój pobyt w Polsce uważał za jedno z ważniejszych wizualnych doświadczeń na drodze do własnego stylu fotografowania.
      W tym samym EMPiK-u, w którym moje oczy przykuła okładka „ResPubliki Nowej”, zobaczyłem też artystyczny nieregularnik „Rita Baum”, a ściślej powiedziawszy - zobaczyłem jego okładkę z fotografią autorstwa Darka Orwata. Zwykle ze spora rezerwą odnoszę się do „inscenizowanych” zdjęć, jednak pełne absurdalnego humoru „przebieranki” Orwata (pamiętacie państwo przezabawną okładkę płyty yassowego Łoskotu?), zawsze nakazują mi przychylniej myśleć o roli „kreacji” w fotografii. Czyż nie są one bardziej interesujące od jednak nieco pretensjonalnych „wcieleń” tak poważanej w Polsce artystki, jaką jest Cindy Sherman… (poważanej i często naśladowanej, by przypomnieć choćby ostatnią tak nagłaśnianą w mediach akcję Anny Baumgart, polegającą na elektronicznym wklejeniu swojej postaci do sekwencji z filmów Miś i Lecą żurawie)?
      Bardzo szkoda że „Rita Baum” to pismo czarno-białe, bowiem zdjęcia Orwata (artysta często operuje „krzykliwymi” barwami) mocno zyskują w kolorze. Najnowsza (tak w ogóle to czwarta) edycja tego nieregularnika dosłownie zasypuje nas jego pracami, które, mimo dość ściśle określonej konwencji „przebierania się” i „wcielania”, wcale nie nudzą! Ale jeżeli nie zachęca Państwa to, co widać w „Ricie Baum”, namawiam do lektury na przykład Krzysztofa Jaworskiego albo Markiza de Sade. A jak już przeczytacie coś Jaworskiego lub autora 120 dni Sodomy, to może rzućcie okiem chociaż na jeden z „autoportretów” Darka Orwata. Choćby na ten ze strony 72, gdzie pozuje on w kobiecym przebraniu na tle - skądinąd wspaniałego - zdjęcia Nowego Jorku autorstwa Andreasa Feinigera.
     

Wojciech Wilczyk





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
wydanie wakacyjne z dnia 10 sierpnia 2001