Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 16 (98) z dnia 12 czerwca 2004
ZJEŚĆ SERCE I MIEĆ SERCE
Wcale to nie było takie od początku oczywiste, że właśnie serce stanie się symbolem uczuć, mniejsza – erotycznych czy wyższych. Taki na przykład Tales, który odkrył – jak wieść gminna głosi – pory roku, na temat serca, o ile wiadomo, się nie wypowiadał; następni mędrcy wahali się między żołądkiem a wątrobą, po drodze zahaczając o jakieś mniej istotne kichy, ale w końcu padło na serce. Ubolewa nad tym nieco Magda Dygat w tekście, no właśnie, jak to teraz pokazać – szukam w wingdingsach... nie ma, w webdingsach... jest! Trochę wykręcone fantazyjnie, ale jest. Tekst nosi więc tytuł ♥ nie sługa [„-grafia”, nr 2 (7!) 2004]. Cały zresztą najnowszy numer „-grafii” – „pierwszy »europejski«”, jak czytamy we wstępniaku – poświęcony jest sprawom sercowym, o czym informuje hasło „Sercmisja”. „Tym razem podejmujemy tematy związane z sercem – najczęściej pojawiającym się symbolem kultury wizualnej na świecie, a dla każdego z nas najbliższym mentalnie organem ciała”. Jeśli chodzi o tę bliskość mentalną, to może bym i polemizowała, bo mam wrażenie, że najbliższy mentalnie jest mi – nomen omen – mózg, ale, co zostało udowodnione w rzeczonym numerze „-grafii”, wizualnie rzeczywiście z sercem nie mają się co inne organy, zwłaszcza wewnętrzne, ścigać.
Wracając do eseiku Magdy Dygat, to wzruszył mnie niezwykle, bo pełen jest myśli i mnie nieobcych. „Co do mnie – czytamy – serce kojarzy mi się raczej z niepokojem, strachem, trwogą lub zmęczeniem. Serce wali jak młot w momentach paniki, o mało nie pęka, kiedy idzie się pod górę z ciężką walizką, no i oczywiście wysiada z przepracowania. Nie zawsze można na nie liczyć, kiedy jest potrzebne”. Autorka twierdzi też, że jako dziecko była katowana psychicznie przez rodziców, którzy z sadystycznym uporem czytali jej Serce Amicisa. Doskonale ją rozumiem, sama ukryłam to dzieło, wraz z bajkami Andersena, przed dziećmi, nie chcąc narażać ich na ataki dziecięcej depresji, która mnie nachodziła po tych moralnie wzbogacających lekturach. Kapitalne są też spostrzeżenia dotyczące serca jako symbolu romantyzmu i patriotyzmu. Magda Dygat wspomina obrzydzenie, jakie pojawiło się na twarzach amerykańskich znajomych, gdy pełna uniesień opowiedziała im o sprowadzonym do Polski sercu Szopena. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z fizycznego aspektu tej ostatniej wędrówki. „Po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że do tej pory widziałam to serce, leżące na atłasowej poduszce w kryształowej szkatułce, tylko jako kształt symboliczny ♥. Teraz przed moimi oczami ukazał się akt wykonawczy, ze wszystkimi nieprzyjemnymi skutkami ubocznymi”. Muszę przyznać, że i mnie moment, w którym zestawiłam ze sobą, stosunkowo zresztą niedawno, plastikowe czerwone serduszko i rzeczywistą fotografię serca, zapadł na długo w pamięć. To, jak bardzo je sobie wyabstrahowaliśmy, jest niepojęte.
Aktu podobnego, choć właściwie z pogranicza voodoo, dokonał, a co więcej, opisał go, „teoretyzujący artysta” Jerzy Olek, gdy otrzymał CD z obrazami, które ujrzała minikamera wędrująca wewnątrz jego tętnic. Oto fragment sprawozdania: „Po powrocie z kliniki swoje naczynia postanowiłem dodatkowo ulepszyć, choćby tylko optycznie na własnym komputerze. Uznałem, że ich drożność zwiększy się, kiedy wszelkie organiczne przeszkody wyrzucę poza okręg przekroju”. Efekt interwencji artysty można oglądać na 4 ilustracjach ukazujących kolejne fazy tego procesu. Na koniec należy tylko podpisać się pod jego refleksją: „Pozostaje teraz spowodować, by w skuteczność podjętych działań uwierzył mój organizm”.
Już dwie strony dalej kolejne dzieła sztuki, dziwne jakieś plastikowe trąbki oraz pompki w oparach z ciekłego azotu, okazują się rzeczywistymi protezami różnych fragmentów ♥. Ewa Krzak w okładkowym tekście Sercmisja poświęconym słynnej klinice w Zabrzu i jej głównemu bohaterowi Zbigniewowi Relidze (który notabene z miłym uśmiechem patrzy na nas z okładki odziany w kitel projektu Małgorzaty Malwiny Niespodziewanej) opisuje najnowsze osiągnięcia z dziedziny transplantologii oraz historię Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii, która – cynicznie mówiąc – apeluje do serc jednych po to, by dać nowe serca innym.
No, ale skoro mamy do czynienia z „czasopismem o kulturze wizualnej”, to nie zapominajmy, że serce to także „kier” (na dwóch rozkładówkach Krzysztof Radoszek prezentuje rozległy wybór kart do gry), to modny gadżet („Kuszące krągłościami, nęcące barwą i flirtujące z przystrojonym w nie przedmiotem, serce św. Walentego jest dziś powszechnie kojarzone z feerią gadżetów mnożących się na okoliczność czternastego lutego” – Aleksandra Robakowska), częsty motyw w malarstwie (jak przypomina nam ta sama autorka w tekście Czasem jestem classy, czasem jestem pop, a Łucja Malec w sylwetce Fridy Kahlo), to także przedmiot kultu religijnego („Tylko to jedno serce trwa w zbiorowej świadomości nawet wyrwane z kontekstu świętości. Najświętsze Serce Jezusowe” – Jarosław Trybuś). Serce lubi pojawiać się także na zewnątrz naszego ciała – w postaci tatuażu. W kształcie serca jest popularny wyrób z piernika. Jego wizerunek wykorzystuje się – co nie dziwi specjalnie – w logach organizacji i instytucji, zarówno komercyjnych, jak i charytatywnych.
Dużo tego serca w naszym życiu, czasem jest ładne, czasem paskudne, rozdarte lub niezłomne, ze złota lub z kamienia... Wyziera z obrazów i reklam, wyrywa się ku nam i ze starych strof poetyckich (nieznośnie patetyczne) i ze współczesnych (równie nieznośnie trywialne), boleśnie lub zabawnie przypomina o sobie w porzekadłach i przysłowiach. Nabijamy się z niego, wkurzamy się na nie, ale jak się okazuje, nie możemy bez niego żyć. Także w przenośni.
Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 16 (98) z dnia 12 czerwca 2004