Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 16 (98) z dnia 12 czerwca 2004

WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY


     To nie jest po prostu historia. To echo wydarzeń, które już były, oraz tragedii, które wciąż dzieją się gdzieś tam, w świecie, niby daleko. Dobrze, choć może nie nazbyt komfortowo, jest mieć jak najpełniejszą świadomość tego, co się stało. Zarówno wtedy gdy zdarzyło się piękne, jak i wtedy gdy chodzi o zdarzenia budzące grozę. Najnowsza „Karta” – nr 40 (2004) – miłosiernie daje czytelnikowi wybór: można sięgnąć po sentymentalne obrazy, sepiowe wspomnienia kresowe, można też sięgnąć po krótkie relacje ocalonych z hitlerowskiego obozu Mauthausen. Dwa światy, których już nie ma, ale gdzieś są. Znacznie więcej niż dwa światy.
     
     więcej o tę perspektywę
      Relacje byłych więźniów w gruncie rzeczy pozwalają wyobrazić sobie świat, w którym wówczas żyli. Można też pójść do przodu i spróbować wyobrazić sobie świat, który spotkał ich na wolności. Ich świat. Tego w relacjach właściwie nie ma, ale można podejrzewać, że od momentu wyzwolenia ludzie ci toczyli nową walkę, o normalność. Jak się okazuje – przegraną, bo w końcu wszystko do nich wraca. W snach, w natrętnych wspomnieniach, tak mówią.
     Koniec zamieszczonego w „Karcie” tekstu Przejście przez śmierć to wykaz nazwisk osób, których relacje wykorzystano. Karny rząd nazwisk, z datą urodzenia, datą uwięzienia, z wykonywanym po wojnie zawodem. Jest tu m.in. artysta plastyk, ślusarz, weterynarz, redaktor pisma fotograficznego, nauczyciel, urzędnik, strażnik więzienny, lekarz, kolejarz…Ludzie, którzy jeszcze mogli zaświadczyć, że to co było, było. Faktycznie.
     
     więcej o liczby
     Mauthausen był systemem kilkudziesięciu podobozów. W wielkim molochu hitlerowskiego okrucieństwa więziono w okresie II wojny ok. 200 tysięcy ludzi z 30 krajów. Ten najcięższy ze wszystkich obozów pochłonął 100 tysięcy ofiar. Żadne liczby jednak nie oddadzą tego, co się tam działo, tego, co się stało w ludziach, którzy postanowili mimo wszystko żyć, choć nie było to najprostsze wyjście. Iskra życia, odruchy człowieczeństwa musiały być starannie pielęgnowane, a instynkt przeżycia zachowany we właściwych proporcjach.
      Wciąż żyje kilkuset więźniów, do których dotarł zespół badaczy z Ośrodka KARTA. Przez pół roku badacze zbierali relacje. Tekst zamieszczony w „Karcie” to pierwszy krok w stronę książki, która powinna powstać.
      Pokolenie 70–90-latków, wówczas młode i od razu skazane na śmierć, przywołuje obozową rzeczywistość szczegółowo, bez sentymentów, lamentu, ściskania w gardle. To czytelnika ściska. A gdyby chciał się czytelnik odwrócić na pięcie, uciec i nie uwierzyć, nie może – w „Karcie” zamieszczono zdjęcia obozowe, obrazy, które za nim pójdą. Temat należy zatem przyjąć odważnie, tak, by tamte tragedie nabrały znaczenia dziś. Takiego samego dla wszystkich, albo dla każdego – innego. I żeby nie powróciły nigdy więcej, pod żadną postacią.
     
     więcej o utrwalone w pamięci kadry
     W relacjach nie ma miejsca na wzruszenia, załamywanie rąk, nie ma więc jak krzyczeć o lakonicznie opowiedzianych krzywdach. O Mauthausen trzeba po prostu wiedzieć, tak bardzo jak tylko się da, choć boli. Ludzie, którzy ocaleli, mają w sobie największy ból, można go opisać, ale zrozumieć – w żaden ludzki sposób nie. Takich ludzi na świecie wciąż przybywa. I to jest nieludzkie. Tak jak było.
     Opracowujący relacje badacze nie używali zbyt wielu słów. Tylko konkrety, wydarzenia, fakty. Opowieści zostały poszatkowane, po kilka zdań, po kawałku – rzeka wspomnienia. Czytając relacje, odnosi się wrażenie, jakby się z mówiącymi siedziało przy stole, słyszy się naturalne pauzy w rozmowie i – prawie – początki zagajenia: „a pamiętasz…? a tak, tak…”. A pamiętają, pamiętają. Bo nie dało się zapomnieć. A zagajenia nie ma. Pewnie umarło.
     Zatem: po jednym zdaniu o tym, jak się otwierały bramy, i o tym, co było dalej, po kilka suchych wrażeń z pierwszych widzianych morderstw, i o pierwszym stawaniu ze śmiercią oko w oko, o tym, co się myślało, i o tym, co nie przychodziło do głowy, o tym, jak ludzie stawali się numerami, których nie zapomną do końca życia; o pierwszym transporcie do krematorium; o tym, jak się żyło w miejscu przeznaczonym do umierania, o wyzwoleniu, którym nie było sił się cieszyć.
     Konkretnie, kadrami. O tym, jak się człowiek przyzwyczajał do śmierci i umiał z niej korzystać, o pracy bardziej niż ciężkiej, o głodzie, wszach, biciu, samotności. O tak absurdalnych sytuacjach, że się do nich wraca pamięcią i wraca, i wciąż się nie rozumie. O tym, że nie wolno się było poddać i dlaczego chciało się żyć, i o powrocie do normalnego życia, do którego się nigdy tak naprawdę nie wróciło.
     O tym można przeczytać z bezpiecznej odległości czasu, w relacji bez ubarwień, bez wątków pobocznych i skomplikowanych literackich zabiegów.
     „Żeby przetrwać trzeba było mieć dwie rzeczy – żelazne zdrowie i szczęście” – mówi jeden z ocalonych. No właśnie.
     Jak to w życiu.
     I więcej, i jeszcze znacznie więcej.
     

Miłka O. Malzahn





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 16 (98) z dnia 12 czerwca 2004