Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 15 (97) z dnia 22 maja 2004

NIE REWOLUCJA, CHOĆ EWOLUCJA


     „Twórczość” dosyć często zamieszcza teksty z archiwum prozy „rewolucji artystycznej”, która na dobrą sprawę już niewiele osób interesuje (nie wyzłośliwiam się bynajmniej, stwierdzam to z niejakim żalem). Zdarza się jednak i tak, że redaktorzy miesięcznika skupiają uwagę na bieżącej produkcji naszych prozaików. Tak jest w najnowszym numerze pisma (2004, nr 5), w którym znajduje się spory blok prozy: opowiadanie Grzegorza Strumyka Projekt, fragmenty przygotowywanej do druku Sagi ludu Macieja Malickiego oraz kilka krótkich opowiadań Romana Misiewicza.
      Strumyk wydał już kilka książek (na przykład powieść Łzy czy zbiór opowiadań Patrzeć i patrzeć), ale nie należy do autorów przesadnie cenionych, choć – z drugiej strony – ma grupkę wiernych czytelników. Dzieje się tak być może dlatego, że świat prozy Strumyka jest niezwykle homogeniczny. W nieomal wszystkich tekstach autora Pigmentu odnajdujemy podobnych bohaterów – neurotycznych autsajderów, najczęściej artystów, mających problemy z odnalezieniem własnego miejsca w świecie i zapanowaniem nad emocjami – których przypadki opisywane są zdyszanym, lekko „nerwowym” stylem. Inaczej rzecz ujmując, Strumyk tworzy kolejne warianty tej samej książki, tej samej opowieści. Natomiast opowiadanie opublikowane w „Twórczości” jest trochę inne od wcześniejszych tekstów pisarza. Trudno mówić w tym przypadku o jakieś rewolucji, ale być może mamy tu do czynienia z początkiem ewolucji. W Projekcie Strumyk przełamuje ksobność przedstawianego świata prywatnego swojego bohatera i większą uwagą obdarza naszą rzeczywistość. Interesuje go przede wszystkim słabość świata, który bombardowany obrazami, zalewany potokami medialnego ględzenia traci wyrazistość i materialną konkretność, stając się przezroczystym. Z tego powodu świat zdaje się być nieprawdziwy, a ludzie postrzegani są przez bohatera opowiadania jako „teoretyczni”. Świat i ludzie jednocześnie są i nie ma ich. To nierzeczywiste cienie albo kopie. Oczywiście, Strumyk nie odkrywa w tym opowiadaniu jakiś głębinowych tajemnic, tematyzuje dosyć powszechne lęki. Warto jednak zwrócić uwagę na to otwarcie się autora Projektu na teraźniejszość. Akurat temu pisarzowi może ty wyjść na dobre.
      Na teraźniejszość czy rzeczywistość natomiast nie musi się otwierać Malicki, bo czerpie z nich od pierwszej swojej książki prozatorskiej pełnymi garściami. Ten autor to ciekawa postać, rocznik 1945, sekretarz „Literatury na Świecie”, debiutował dopiero w roku 2002 prozą Kawałek wody, w następnym roku wydał kolejną książkę prozatorską zatytułowaną 60% słów. Malicki konsekwentnie tworzy w prozie świat bardzo osobny, nie oglądając się na literackie mody. Teksty tego autora mocno zakorzenione są w jego biografii. Opisuje podwarszawski Świder, w którym mieszka, redakcyjnych kolegów, miesza to z mikroobserwacjami małomiasteczkowego świata i opisami przyrody (bohater tej prozy to łazik, spacerowicz, który szuka własnych ścieżek, chłonie zwykły dla innych, a dla niego fascynujący świat), wspomnieniami, zasłyszanymi rozmowami. A słuch ma Malicki jak na prozaika wyjątkowy. Na pozór nie wygląda to zachęcająco, ot życioopisywanie jakich wiele, kolejna wersja podrasowanego literacko dziennika spraw codziennych. Jednak Malicki umie ze zwykłych historii, opisów prozaicznych, codziennych zajęć złożyć interesującą całość, bo bardzo umiejętnie posługuje się językiem i kunsztownie komponuje teksty. Wystarczy przyjrzeć się zamieszczonej w „Twórczości” miniopowieści Wszystkie rozmowy – bardzo, bardzo: na dwóch stronach autor zestawia cytaty, zapiski z podróży pociągiem do Warszawy, strzępy redakcyjnych rozmów i wspomnienia z czasów Gomułkowskich w taki sposób, że tworzy się z nich dynamiczna i spójna całość. I tylko szkoda, że Malicki – podobnie jak redakcyjny kolega Andrzej Sosnowski – skazany jest prawdopodobnie na popularność niszową… (dla przykładu, jak dotąd książki Malickiego nie zostały zauważone przez jurorów Nagrody Nike, a i liczba omówień tych pozycji nie jest imponująca).
      Opowiadania Misiewicza również powstały z pisarskiego zwarcia się z rzeczywistością. Tyle tylko że akurat temu autorowi zabrakło dystansu, który Strumykowi zapewnia neurotyzm, a Malickiemu postawa niespiesznego łazika. Misiewicz – mam takie wrażenie – próbował przedstawić całą prawdę o ponurej rzeczywistości, w której przyszło nam żyć, i wystawić jej rachunek. Koniec końców efektem tych zamierzeń, jak prawie zawsze w podobnych przypadkach, jest przerysowana karykatura. Bo co Misiewicz ma do powiedzenia czytelnikom o rzeczywistości? Że „życie polega na kupowaniu”, że kupić można wszystko, że królami życia zostają jedynie cyniczni hochsztaplerzy i bezwzględni twardziele. Jak na diagnozę teraźniejszości – to trochę za mało.
      Rozpisuję się o najnowszych produkcjach prozatorskich i zmaganiach naszych pisarzy z rzeczywistością. A przecież wielu czytelników najnowsza proza ani ziębi, ani grzeje. Tym polecam w „Twórczości” nowy wiersz Wisławy Szymborskiej (Monolog psa zaplątanego w dzieje) oraz Nowy przewodnik po Gombrowiczu Juana Carlosa Gómeza (w końcu rok Gombrowiczowski wciąż trwa!), ilustrowany jednym zdjęciem autora Kosmosu i kilkunastoma rysunkami Mariano Betelú.
     

Robert Ostaszewski





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 15 (97) z dnia 22 maja 2004