Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 14 (96) z dnia 12 maja 2004

DEMONTAŻ ATRAKCJI


     Okładka przypomina magazyn mody: piękny, błyszczący papier plus piękna, błyszcząca modelka. Pokaz mody to rekomendowany (chyba) kawałek czyjegoś dyplomu na modnym kierunku, samo pismo zaś to „Kultura”, numer sygnowany grudzień 2003 / styczeń 2004. Pośród różnych innych atrakcji w tym numerze „Kultury” odnaleźć można rozmowę Tomasza Maliszewskiego z Marią Gołębiewską, autorką książki Demontaż atrakcji. Książka zachwalana jest jako wnikliwa analiza zjawisk kultury medialnej, logiczne wydało mi się zatem wnikliwe przyjrzenie się wymianie myśli na ten właśnie temat – czasopismo to, było nie było, medium. Przy czym od razu należy uściślić, że w kontekście tego, co faktycznie dostajemy, wymiana nie jest dość precyzyjnym określeniem.
     
     Działa na widza
     Kwestia oddziaływania na widza została poruszona już na wstępie: „media są narzędziem, które może służyć nie tylko estetyce oszołomienia i stymulacji, ale również estetyce kontemplacji” – powiedziano i podano przykłady. Nie przytoczę ich, bo, jak mniemam, ciekawiej będzie sprawdzić, jak to jest z ową kontemplacją, na własną rękę. Inne interesujące pytanie dotyczyło pojęcia czwartej władzy przeciwstawionej myśleniu o mediach jak o świecie usług. W odpowiedzi na postawiony problem autorka książki czym prędzej spieszy z wyjaśnieniem (podczas tej rozmowy nie ma czasu na zamyślanie się, pytania wartko pędzą w przód), że to media nadają sens informacjom i włączają je do dotychczasowego zasobu wiedzy potocznej, co oczywiście daje władzę. Następnie dowiadujemy się, że media kształtują potoczne myślenie o świecie, ale nie orzekają prawdy o świecie, a dalej, że to właśnie dzięki widzowi różne sensy aktualizują się w odbiorze, potwierdzają w praktykach i trwają w obszarze kultury – w naszym świecie przeżywanym. Uff.
     
     Przeżyj to sam (prawda ekranu)
     Uff, bo schemat rozmowy zamieszczonej w „Kulturze” jest mniej więcej taki, że pytający, Tomasz Maliszewski, nie pozwala wybrzmieć ostatniej odpowiedzi Gołębiewskiej, a już docieka kolejnej kwestii, np. zagadnienia prawdy przekazów wizualnych (jakże niesłusznie nazywa on tę niedługą rozmowę dyskusją). Wracajmy jednak do sedna, czyli treści, bo ta przecież jest ważniejsza niż forma. W rozmowie poruszony zostaje ważki problem światoobrazu (z Heideggera), tu: złudzenia całościowego oglądu, jakie dają media. Światoobraz tak naprawdę jest świadectwem naszych własnych wyobrażeń i przeżyć, o czym niniejszym warto sobie przypomnieć.
     „Kant mógłby uznać medialne przedstawianie sobie świata przez człowieka za kolejne potwierdzenie metafizycznej idei świata, którego nikt z nas nie może ogarnąć zmysłami ani poznać, a jednak mamy poczucie jego całości” – przypuszcza Gołębiewska. Rozważania typu „co by było, gdyby…” zawsze warto podejmować, bo czy pojawiają się one w związku z dowodzeniem prawd wyższej wagi, czy w związku z codziennymi rozterkami, są z pewnością twórczym zajęciem.
     
     Spektakl społeczny
     Podczas rozmowy przytoczona zostaje też myśl Guya Deborda, iż „żyjemy w społeczeństwie spektaklu”. Autorka książki sądzi bowiem, że owa spektaklowość ma bezpośredni związek z upublicznieniem życia prywatnego i przejawia się w niezdolności mediów do pokazywania śmierci czy choroby (w mediach mamy sensację zamiast rozpaczy).
     Rozmówcy dotykają też kwestii poszukiwania wizerunku własnego ja. Przy czym znów – pytający tak rozwija samo pytanie o wspomniane poszukiwania, że osiąga długość odpowiedzi. Przytoczę tylko tę drugą: „Zawsze poszukiwaliśmy wzorców, ale szczególnie ważne – w dobie propagowania indywidualizmu – jest ich indywidualny wybór i to, czym się w nim kierujemy” – mówi Gołębiewska. Autorka Demontażu atrakcji przypomina, że wielu „uczestników kultury współczesnej” dokonuje wyborów, w tym estetycznych, nie kierując się określonymi wartościami, nawet nie dostrzegając konieczności ich rozpoznania. Mogą oni (uczestnicy) nabywać różne rzeczy i z tej różnorodności czerpać przyjemność, nie pytając siebie samych, jakiego rodzaju jest to przyjemność. A przecież jest to ważne pytanie. Ba, w sumie wręcz – kluczowe! Przynajmniej w kontekście poszukiwania własnego ja.
     
     Montaż, demontaż i nic strasznego
     Przy okazji zapoznawania się z książką Marii Gołębiewskiej można poszerzyć własny zasób słów skomplikowanych, o słowa takie jak medioznawca, paleotelewizja czy neotelewizja. Niestety terminy nie są tłumaczone na bieżąco, ale z kontekstu wynika ich ogólne znaczenie. Użytkownicy mediów poradzą sobie na pewno. Co do paleotelewizji, choć niekoniecznie tylko do niej – trzeba pamiętać, że TV to medium krótkich wzmianek, cytatów, odwołań, do czego także przyczynia się montaż. Czyżby chodziło o postmodernizm? Bo przecież to postmodernizm, jak chce Umberto Eco, kwestionuje podziały na twórczość wysoką i niską. Więc jeśli, to co teraz? Nie strasznego, Maria Gołębiewska uspokaja: „(…) kultura współczesna jest kulturą różnicy i indywidualnego wyboru”.
     Do tego wolnego wyboru dobrze używać instrumentu wiedzy i mieć zmysł orientacji. W gąszczu poruszanych przez prowadzącego rozmowę tematów łatwo bowiem poprzestać na dreptaniu w miejscu. Same media oczywiście nie drepczą, a potwierdzają nasze poznanie w obrębie wiedzy potocznej, tak jak instrumentarium naukowe – w obrębie nauki.
     Intrygujące jest to, iż w tym tekście z precyzyjnie skomponowanych pytań (z cytatami) wynikają tak krótkie odpowiedzi. Pozostawia to pewien niedosyt, tym bardziej, że kolejne pytanie zwykle nie ma związku z ostatnią odpowiedzią (przynajmniej na pierwszy rzut oka), a, to się czuje, pochodzi jakby z utajnionej, aczkolwiek starannie wyselekcjonowanej listy. Być może też dlatego Demontaż atrakcji jawi się jako całkiem interesująca książka. Na tyle interesująca, by chcieć sięgnąć wprost po nią i poznać tajniki „kondycji człowieka ery audiowizualnej”.
     

Miłka O. Malzahn





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 14 (96) z dnia 12 maja 2004