Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 12 (94) z dnia 22 kwietnia 2004

DIETA PIĘCIOZŁOTOWA
Odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania


     Czy często kupujesz gotowy sos do makaronu w słoiku albo zafoliowaną tackę z kilkoma bladymi pierogami? A może szczególnie lubisz odsmażać kupione w supermarkecie naleśniki z serem? Sądzisz, że jest to tanie jedzenie? Wybierasz gotowe potrawy, bo masz mało czasu? Jeśli postanowisz poprawę, to mógłbym wybaczyć ci wszystkie ciężkie grzechy popełnione od początku tego akapitu, jednak jeśli uważasz, że był to dobry posiłek, to jesteś przegrany, twoim życiem rządzą już na wieki demony przemysłu spożywczego.
     
     Czasy jak zwykle są ciężkie, a przez naszą lodówkę przepływa duża ilość gotówki. Na jedzenie niby wydajemy mało, ale jak się zsumuje, to wychodzą nam monstrualne kwoty, bo przecież są to wydatki codzienne, nieustające i nieskończone. Wydaje się, że jedyną drogą do ograniczenia wypływu pieniędzy jest głodówka, ale jednak istnieje alternatywa – dieta pięciozłotowa. Jest to metoda na oszczędne odżywianie się, ale nie oznacza umartwiania. Wydając dziennie tylko 5 złotych na jedzenie, możemy ugotować naprawdę setki doskonałych potraw. Oczywiście jest to wartość uśredniona – czasem wydamy więcej, ale kupimy produkty, które wystarczają na bardzo długo, czasem wydamy dużo mniej. Nasze menu będzie się zmieniać w zależności od sezonu, przy czym przez większą część roku można kupić różne tanie warzywa, które będą podstawą przyrządzanych przez nas potraw. Najtrudniejsza jest zima, stosując wówczas pięciozłotówkę, nie zawsze będziemy bliscy ideałom śródziemnomorskiej kultury kulinarnej, ale w końcu jesteśmy Polakami, więc nie będzie to brutalny wstrząs dla naszych podniebień. Najważniejsza jest dyscyplina i dobra organizacja, robiąc zakupy będziemy narażeni na wiele pokus, sklepy spożywcze staną się bitewnymi polami. Ale zazwyczaj wystarczy trochę pomyśleć, policzyć i przeczytać co jest napisane na opakowaniu, aby wygrać potyczkę i odstawić z powrotem na półkę jogurt z owocami. Dieta pięciozłotowa może wydać się radykalna dla osób przyzwyczajonych do współczesnej konsumpcji, ale nie jest utopią, tak naprawdę da się żyć tu i teraz – w wielkim mieście, już prawie w Unii Europejskiej. Jeśli jednak komuś wyda się zbyt surowa, może stosować ją w ograniczonym zakresie, na przykład częściej gotować samemu, więcej myśleć, robiąc zakupy, uprawiać własne zioła w doniczce. Najważniejsze to uświadomić sobie, że gotowanie wcale nie musi być trudne, czasochłonne, drogie i nudne.
     
     
     PO CO STERCZEĆ PRZY GARNKACH, SKORO MOŻNA KUPIĆ TYLE TANICH GOTOWYCH POTRAW?
     Rozpocznijmy od gestu bardzo prostego – przestańmy kupować zmielony pieprz i zacznijmy korzystać z własnego młynka, zrozumiemy wtedy, że pieprz ma swój smak i zapach, a nie tylko „moc”. Zrozumiemy także, że lepsze nie musi oznaczać droższe, bo najczęściej jest dokładnie odwrotnie.
     Żelazna reguła brzmi: kupujmy artykuły spożywcze jak najmniej przetworzone. Po pierwsze, zaoszczędzimy na tym wielokrotnie, po drugie, nie będziemy w siebie wpychać chemii, po trzecie, odkryjemy nowy świat czystych smaków. Wśród producentów żywności nie ma dobrych duszków, jeśli ktoś produkuje pasztet sojowy, to chce na tym porządnie zarobić, sprzedaje nam 100 gramów w cenie 1/2 kilograma suchej soi. Przepłacamy wielokrotnie i otrzymujemy pastę dobrze zaprawioną konserwantami i substancjami wzmacniającymi smak. Jak zrobić samemu pyszny pasztet sojowy albo pastę z innych roślin strączkowych? Właściwie sprowadza się to do ugotowania soi i włoszczyzny i zmielenia warzyw razem z ulubionymi przyprawami, można też potem taki pasztet zapiekać, można stosować bardzo dużo różnych dodatków, jakie ma się po ręką i jakie się lubi. Z pół kilograma suchej soi otrzymujemy olbrzymią ilość (nie wiem dokładnie, bo nigdy nie ważyłem, ale powiedzmy, że 2 kilo) doskonałego, naturalnego pasztetu za dosłownie kilka złotych. Nawet bez precyzyjnych wyliczeń bezpiecznie można szacować, że kupując gotowy pasztet, przepłacamy przynajmniej 10 razy. Podaję tu przykład pasztetu sojowego nieprzypadkowo – soja jest niezwykle cennym źródłem białka, gdyż zawiera wszystkie niezbędne dla nas aminokwasy, które występują także w mięsie, ale ponieważ z mięsem są kłopoty (o czym piszę dalej), to warto się zabezpieczyć i gdzieś sobie upchnąć te 2 kilo pasztetu.
     Podstawowe produkty, jakich używamy do taniego gotowania, to świeże warzywa i owoce, ryż, makaron, różne kasze, mąki, nasiona roślin strączkowych, jajka, mleko. Tłuszcze to najpoważniejszy wydatek, warto czasem zainwestować w dobrą oliwę, która wprawdzie kosztuje majątek, ale wystarcza na długo. Przyprawy powinny pochodzić w większości z własnego ogródka ziołowego w doniczce, który bardzo prosto, tanio i skutecznie można sobie założyć na parapecie. Dzięki własnemu zielnikowi nie tylko oszczędzamy na kupowaniu przypraw, ale przede wszystkim mamy przez większą część roku świeże i czyste ekologicznie zioła. Zwykłe ugotowane warzywa, jak kalafior, ziemniaki i marchewka zapieczone w białym sosie zaprawionym rozmarynem, tymiankiem i oregano stają się naprawdę doskonałą, subtelną potrawą. Zioła sprawiają, że te najtańsze, najprostsze produkty nabierają smaku i charakteru.
     
     
     GDZIE SZUKAĆ CZASU NA GOTOWANIE?
     Ile czasu zajmuje ci odgrzanie „tackowej” potrawy? Chwilę, na przykład przez 5 minut, odsmażasz na oleju naleśnika, rozczaruję cię – zrobienie świeżego naleśnika od podstaw wcale nie musi trwać dłużej. W ciągu tych samych 5 minut zdążę zrobić następujące czynności: nalać na patelnię olej i ustawić ją na gaz, do garnka wbić jajko, odmierzyć szklanką mąkę i mleko, dodać szczyptę soli i trochę oleju, wszystko zmiksować. Minęło 30 sekund, a ja mogę już wylać ciasto naleśnikowe na rozgrzaną patelnię. Kiedy smaży się pierwszy naleśnik, przygotowuję farsz, na przykład ucieram biały ser ze śmietaną. Po 4 minutach mam gotowy pierwszy naleśnik, zanim zdążę go zjeść, usmaży się już następny. Zapewniam, że nawet jeśli nie mamy wprawy, to i tak nasze naleśniki będą smaczniejsze niż te sklepowe, poza tym możemy użyć dużo zdrowszej razowej mąki, i oczywiście zaoszczędzimy masę pieniędzy – nasze naleśniki będą mniej więcej 4 razy tańsze.
     Powszechnie panuje przekonanie, że gotowanie to strata olbrzymich ilości czasu. Ludzie wpadają w panikę, gdy dowiadują się, że soję trzeba moczyć przez kilkanaście godzin przed gotowaniem, ale przecież nie muszą patrzeć na garnek przez 15 godzin i śpiewać żółtym kuleczkom szant, aby lepiej im się pływało. Cały proces zajmuje nam 30 sekund: wyciągnąć garnek, nalać wodę, wsypać soję, odstawić. Ten proces dotyczy prawie wszystkich nasion roślin strączkowych, po prostu trzeba dzień wcześniej pomyśleć o tym, co się chce zjeść na jutrzejszy obiad. Dużo osób sięga po ciecierzycę, czy czerwoną fasolę z puszki, są to jednak tylko drogie namiastki, których smak jest co najwyżej dalekim krewniakiem oryginału.
     Oczywiście jest wiele potraw bardzo czasochłonnych i wymagających zaawansowanych umiejętności kulinarnych, do nich z czasem na pewno też dojrzejemy i będziemy umieć czerpać przyjemność z ambitnego gotowania. Jednak istnieją nieskończone ilości znakomitych, tanich potraw, które przygotowuje się w 10-20 minut. Chociażby większość sosów do makaronów, które robimy w trakcie gotowania się klusek. Klasyczną pozycją z kuchni partyzanckiej są sosy pomidorowe, które możemy komponować według własnej fantazji i zasobów lodówki, ilość wariacji nieograniczona: cebula, czosnek, różne zioła, mięso mielone, tuńczyk, grzyby, cukinia, bakłażan, seler naciowy itp. Znakomity jest także makaron z sosem serowym, na przykład ze śmietany i sera pleśniowego, który można przygotować w ciągu 10 minut. Przepyszne dania śródziemnomorskie – hiszpańską tortillę albo włoską frittatę robi się równie łatwo i szybko co naszą jajecznicę, a potrawy te mogą stanowić zdrowy, pełnowartościowy obiad.
     
     
     CO MOŻNA ZJEŚĆ ZA 5 ZŁOTYCH?
     Właściwie mało jest potraw niedostępnych w diecie pięciozłotowej, ale niektóre wymagają bardzo radykalnego podejścia do kuchni, maksymalne oszczędzanie oznacza na przykład, że samemu robi się jogurt, ser i piecze chleb. Zdaję sobie sprawę, że nie dla wszystkich są to realne zajęcia, dlatego wymienię tu przykłady kilku potraw naprawdę łatwych, szybkich i bardzo tanich.
     W kategorii najtańszych dań mieszczą się wszelkie placki i naleśniki smażone na patelni. Rekordowo tanie są placki ziemniaczane, które składają się z tego co najtańsze – utartych ziemniaków i cebuli, smażymy je na oleju i podajemy ze śmietaną i cukrem – obiad dla 4 osób za 2 złote. Podobnie proste i tanie, ale za to znacznie zdrowsze są wszystkie zupy, nie wymagają prawie żadnych umiejętności kulinarnych, po prostu składniki myjemy, obieramy, wrzucamy do garnka i po pewnym czasie gotowe. Dysponując kwotą 2-3 złotych możemy spokojnie ugotować pyszną zupę dla 4-6 osób. Niemożliwe? Mam policzyć? Proszę bardzo: zupa cebulowa to 4 cebule = 1 zł, 100 gramów żółtego sera = 1,5 zł, 1 łyżka mąki + kilka kromek bułki + sól + pieprz = 50 groszy, razem 3 złote, ale sporo tu się da jeszcze przyoszczędzić. Albo zupa warzywna z cukinią w sezonie letnim (kiedy to cukinia kosztuje 1 złoty za kilogram): 1 cukinia = 1 zł, 3 ziemniaki = 40 groszy, 1 młoda marchewka = 10 groszy, 1 cebula = 20 groszy, 2 łyżki masła, 6 łyżek śmietany, zioła = 80 groszy, razem 2,5 złotego, ale to naprawdę bardzo dużo zupy, z 8 talerzy. Polecam także sałatki i surówki, mamy tu do dyspozycji nieskończoną ilość wariacji, zazwyczaj bardzo tanich, szybkich i prostych w obsłudze.
     W niskobudżetowej kuchni jest również miejsce na potrawy bardziej wyszukane, na przykład francuska tarta z porami będzie nas kosztować 5 złotych (4 duże porcje). Ciasto szybko zagniatamy z masła, mąki i wody (1 zł), układamy w tartownicy i odstawiamy do lodówki. Farsz: mieszamy 2 jajka, pół opakowania śmietany i 100 gramów tartego sera żółtego, trochę mleka, sól, pieprz, gałka muszkatołowa (2,5 zł). Pora dusimy chwilę na patelni z dodatkiem cebuli (1,5 zł), układamy na zimne ciasto i zalewamy jajkami ze śmietaną, pieczemy 30 minut w rozgrzanym piekarniku. Tarta jest doskonała zarówno na gorąco, jak i następnego dnia na zimno.
     
     
     CZY DIETA PIĘCIOZŁOTOWA OZNACZA WEGETARIANIZM?
     Mięso jest sprawą kontrowersyjną. Bo z jednej strony na jego niekorzyść przemawiają wszelkie względy ekonomiczne (drogie), polityczne (bardzo podejrzane), zdrowotne (cała chemia, którą pompuje się w zwierzęta, hormony wzrostu i antybiotyki, docelowo ląduje w naszych organizmach) i etyczne (wiadomo), ale z drugiej strony jest wielka kulinarna namiętność, przy której racjonalne argumenty milkną. Po prostu mięso potrafi być obłędnie pyszne, zarówno w swoich wykwintnych objawach, w pieczeniach z marynowanego schabu, jak i w kawałku wiejskiej kiełbasy. Prawdziwej wiejskiej kiełbasy jednak nigdzie nie dostaniemy (chyba że jesteśmy ustawieni i mamy rodzinę na wsi), a przemysłowo wytwarzane wędliny, pasztety i inne przetwory, które sprzedają w supermarketach, mają tragiczną jakość. Ich podstawową wadą jest brak jakiegokolwiek charakteru, czy to szynka drobiowa po 15 złotych, czy schab „domowy” po 25, otrzymujemy niemal ten sam wodnisty kawałek tkanki nafaszerowanej konserwantami, różne są tylko kolory, bo różne barwniki zostały zastosowane. Są oczywiście wyjątki, ale niełatwo je znaleźć, a przede wszystkim są bardzo drogie, a czasem obłędnie drogie, jak w przypadku najlepszych wędlin importowanych (powyżej 100 złotych za szynkę parmeńską).
     Pozostaje więc świeże mięso, jednak z ekonomicznego punktu widzenia jest to najbardziej nieopłacalny składnik naszego pożywienia. Możemy oczywiście sięgać po tanie mielone wieprzowo-wołowe najgorszego gatunku, ale jest tłuste, niezdrowe i obrzydliwe w smaku i tak naprawdę to chyba nawet rzeźnik nie wie, co tam się w środku znajduje. Niestety w przypadku mięsa wszystko jest dobrze wykalkulowane i im lepszy kąsek chcemy przełknąć, tym więcej musimy zapłacić. Ciekawą z naszego punktu widzenia alternatywą są podroby – są mniej więcej trzykrotnie tańsze niż lepsze gatunki mięsa, a wyjątkowo zdrowe, umiejętnie przyrządzone zaś, potrafią być pyszne. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wielu osobom może nie przejść przez gardło drobiowa wątróbka, podsmażona z cebulką i jabłkiem, jednak warto nad tym popracować, bo za 1-2 złote możemy zjeść doskonały obiad przygotowany w 5 minut.
     
     Stosując dietę pięciozłotową, zapewne nie zaczniemy gwałtownie tyć, ale będziemy zdrowo odżywieni i nasz organizm otrzyma wszystko, co jest mu potrzebne do aktywnego funkcjonowania. To nie jest metoda na odchudzanie, lecz sposób na życie na maksa, na wyciągnięcie z jedzenia wszystkiego, co najlepsze. Jedzenie można dobrze porównać do seksu – są to dwie bardzo przyjemne i naturalne aktywności, którym ludzkość oddaje się od początków swojego istnienia. Obydwie te czynności wymagają opanowania pewnej sztuki, dzięki której można z nich czerpać maksimum doznań i nie narażać się na cywilizacyjne niebezpieczeństwa. Współcześnie atakowani jesteśmy całą masą najróżniejszych zastępników, namiastek i podróbek, w przypadku seksu raczej powszechne jest przekonanie, że żadne płatne usługi, filmy erotyczne ani gazetki pornograficzne nie są w stanie konkurować z tym, co może się wydarzyć, gdy dwie osoby zapragną TO zrobić. Świadomość taka właściwie nie istnieje w stosunku do jedzenia, a przecież rządzą tu bardzo podobne reguły. Jeśli jesteśmy głodni, to nie pomoże nam oglądanie kuszących fotografii w kolorowych magazynach. Zachowajmy też ostrożność – łatwo złapać jakieś paskudztwo, zaglądając do stojącej przy drodze, nawet zgrabnie wyglądającej, budki, może to się skończyć zatruciem. Z kolei regularne korzystanie z publicznych jadłodajni, które może nawet są domyte i pod stałą kontrolą sanepidu, prowadzą nieuchronnie do trwałych uszkodzeń ciała (zwały cholesterolu, nadciśnienie od nadmiaru soli, i przynajmniej obowiązkowo nadwaga) i umysłu (grzeszne życie, wyrzuty sumienia, obłęd). I jeszcze jedna ważna analogia – płatna miłość jest tylko namiastką tej prawdziwej, tak i kupne jedzenie jest przeważnie jedynie podróbką prawdziwej kuchni.
     
     
     ***
     
     PESTO
     
     1 dobrze nabita szklanka liści bazylii
     2 łyżki orzechów (piniowych, pistacjowych, włoskich)
     3 łyżki startego parmezanu
     1/4 szklanki oliwy
     1–2 ząbki czosnku
     sól
     
     Wszystkie składniki zmiksować na gładką pastę (lub utrzeć w moździerzu). Podawać z makaronem.
     Uwaga: może być więcej i mniej tego i owego, próbować i uzupełniać.
     
     
     ***
     
     PLACKI ZIEMNIACZANE PARTYZANTA
     
     1/2 kg ziemniaków
     1/2 cebuli
     sól, olej, cukier
     
     koszt przedsięwzięcia około 1 zł
     
     1. Surowe ziemniaki zetrzeć na tarce, odsączyć wodę, zetrzeć cebulę, posolić, wymieszać.
     2. Smażyć placki na oleju.
     3. Jeść posypane cukrem.
     
     
     ***
     
     KASZA GRYCZANA DEJNEKA
     
     potrzeba na 2 porcje:
     1/2 szklanki kaszy
     1/4 litra wody
     2 ząbki czosnku
     5 łyżek oleju/masła
     cebula
     1 jajko
     2 czubate łyżki śmietany (18-22%)
     2 czubate łyżki twarogu (białego sera)
     pomidor(y)
     zioła świeże bądź suszone: natka pietruszki, cząber (mało), lubczyk (niezawiele)
     
     koszt 3-4 zł
     
     1. Ugotować kaszę: do gotującej się wody wsypujemy 1/4 łyżeczki soli, 1/2 łyżki oleju, 1/2 szklanki kaszy, ale podkreślam, że tak mało kaszy nie warto gotować, dlatego ugotujmy od razu jedną szklankę w 1/2 litra wody, a potem odłożymy połowę na potem. Gotujemy na małym ogniu do 20 minut pod przykryciem. Podczas gdy kasza się gotuje, my powinniśmy myśleć o tym, czy nam się przypali, czy też będzie za mokra. Idealna i jedyna słuszna jest sucha i sypka. Pod koniec gotowania dodajemy do garnka wyciśnięty czosnek. Cebulę drobno siekamy i szklimy na tłuszczu na patelni. Dawno nie przypominałem, więc przypomnę, że zeszklić cebulę znaczy wrzucić na patelnię, na której jest gorący olej/oliwa/masło, i chwilę smażyć na średnim ogniu, aż kawałki cebuli staną się przeźroczyste, ale jeszcze nie złote. Tak przygotowaną cebulę dodajemy do kaszy.
     2. Biały ser, śmietanę i jajko ucieramy razem na gładką, płynną masę, solimy i pieprzymy. Kaszę wykładamy z garnka na patelnię i równo oraz cienko rozprowadzamy na całej powierzchni, zalewamy masą serową, nie mieszamy! Ustawiamy na bardzo małym gazie i smażymy kilka minut (może być pod przykryciem), aż masa serowa się zetnie. Można też cały ten proces wykonać w żaroodpornym naczyniu w piekarniku – wstawić na kwadrans kaszę polaną sosem do średnio nagrzanego piekarnika.
     3. Na końcu układamy kawałki pomidorów na wierzchu i można jeszcze podgrzać całość albo podawać od razu posypane posiekanymi ziołami. Jeśli nie mamy świeżych ziół, tylko suszone, to lepiej dodać je do kaszy od razu po ugotowaniu. Jeśli mamy tylko natkę pietruszki, to też będzie smacznie, tyle że wachlarz smaków skromniejszy.
     
     
     ***
     
     NALEŚNIKI „PO RUSKU”
     
     naleśniki
     szklanka mąki
     szklanka mleka
     1/3 szklanki wody
     2-3 jajka
     sól
     2 łyżki oleju
     olej (albo słonina) do smażenia
     
     koszt: ok. 2 zł
     
     farsz (proporcje bardzo elastyczne, jak kto lubi)
     3-4 ziemniaki
     10-20 dag białego sera
     cebula (raczej mała)
     1 łyżka masła
     sól, pieprz, ew. majeranek lub tymianek (oczywiście świeży najlepiej)
     
     koszt: 2-4 zł
     
     1. Wszystkie składniki ciasta naleśnikowego połączyć i zmiksować, jeśli nie mamy miksera, to dodawać składniki stopniowo, cały czas mieszając, aby powstała gładka, płynna masa. Dobrze jest odstawić ciasto na 30 minut przed smażeniem.
     2. Smażyć na bardzo rozgrzanej patelni, którą za każdym razem trzeba natłuścić, można kawałkiem słoniny, albo po prostu nalewać odrobinę oleju i równomiernie rozprowadzać. Ciasto nalewa się wygodnie łyżką wazową, nie więcej niż potrzeba aby zakryć całe dno patelni – manewrując patelnią szybko rozlewa się po całej powierzchni. Odwracamy na drugą stronę po chwili, jak ciasto zacznie odstawać od brzegów i da się nim poruszać na patelni. Można spróbować podrzutu z obrotem w powietrzu albo użyć szpachelki. Drugą stronę też smaży się krótko, oczywiście jak ktoś lubi na chrupko, to można po obu stronach dłużej. Naleśnik zrzuca się na płaski talerz i od razu można smażyć następny (tylko pamiętajmy o natłuszczeniu patelni).
     3. Farsz jest łatwy i przyjemny: ugotowane ziemniaki rozdziabujemy widelcem z białym serem i dodajemy zeszkloną na maśle cebulę. Ja lubię tak łączyć składniki, żeby zostawały czytelne grudki ziemniaków i sera oddzielnie. Jeśli farsz jest za suchy, to możemy dodać troszeczkę mleka. Przyprawiamy solą i pieprzem, a także ziołami, jak się lubi.
     4. Farsz można w różny sposób nakładać na naleśniki i różnie je potem zawijać – w rulonik, kopertę, trójkącik, ale to już pozostawiam waszej fantazji. W każdym razie najlepiej zawijać stroną bardziej usmażoną do środka, bo potem można jeszcze podgrzewać na patelni całość i się nam nie przepali. Można też podgrzać potem w piekarniku.
     
     
     ***
     
     ZUPA KREM POROWO-ZIEMNIACZANA
     
     Składniki:
     1 duży por
     3 ziemniaki
     3-4 szklanki wody
     1 łyżka masła
     2 łyżki śmietany
     sól, pieprz, gałka muszkatołowa
     świeży majeranek albo natka pietruszki, albo oregano
     
     koszt: 2,5-3 zł
     
     1. Warzywa obrać i umyć (pory pozbawić ciemnozielonych części, ponacinać i dokładnie opłukać z ziemi), pokroić na grube kawałki.
     2. Rozpuścić w garnku masło i przez 2 minuty dusić pory na małym ogniu, dodać ziemniaki, posypać szczyptą świeżo utartej gałki muszkatołowej, zalać wodą i gotować 30 minut. Można zamiast wody użyć wywaru z warzyw, bulionu.
     3. Zmiksować składniki (jak się nie ma sprzętu, to można przetrzeć przez sito), dodać śmietanę, posolić, popieprzyć, posypać ziołami. Można podawać z „groszkiem” do zupy (takie ptysiowate) albo z grzankami.
     
     

Michał Kaczyński


Autor prowdzi stronę http://pesto.art.pl, na której znajduje się opublikowany wyżej tekst.

Artykuł pochodzi z magazynu „Ha!art” nr 16-17 (2003).


Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 12 (94) z dnia 22 kwietnia 2004