Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
wydanie przedpremierowe z dnia 10 czerwca 2001

Co ja na „to”?


     Zjawisko, jakim jest poezja Czesława Miłosza uchodzi w kręgach „fachowców” za najwybitniejsze osiągnięcie polskiej poezji. Czy tylko wieku XX? Osobiście nigdy nie zaliczałem się do grona zagorzałych czytelników Noblisty.
     Nie będę ukrywał, że moja „znajomość” z Miłoszem zaczęła się dość niefortunnie dla Mistrza w Teatrze Wyspiańskiego w Katowicach na początku lat dziewięćdziesiątych minionego wieku podczas spotkania autorskiego. Zamiast płynnej mowy wiązanej, jakiej spodziewałem się usłyszeć z ust żyjącego papieża polskiej poezji współczesnej, dobiegł mnie niewyraźny bełkot. W szkole średniej poznałem Umysł zniewolony, Poema naiwne na trzecim roku studiów polonistycznych, do wierszy z Trzech zim powróciłem na studiach doktoranckich, po Miasto bez imienia, Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada, Hymn o perle i Na brzegu rzeki sięgałem powściągliwie. Zwlekałem nawet z lekturą nominowanego do Nike Pieska przydrożnego! Kajam się przed Wami, Wy, dla których grzechem jest taka niefrasobliwość.
     Nie będę wnikał w jak pokrętny sposób wszedłem w posiadanie nowego, pierwszego po sześciu latach, tomu wierszy Miłosza. Bardziej istotny jest raczej fakt, że To, co oznacza „natknięcie się na kamienny mur, / i zrozumienie, że ten mur nie ustąpi żadnym naszym błaganiom” wywarło na mnie, nie powiem, spore wrażenie. Wiele w tym tomie wierszy, do których nie powrócę, ale czytając książkę sędziwego już dzisiaj pisarza, odczuwam autentyczne wzruszenie, spowodowane zapewne niezwykle osobistym tonem autorskiej wypowiedzi. „Z każdym dniem coraz głębiej, sam cień, wchodzę między cienie” – wyznaje Miłosz z niejakim patosem w tekście Nie rozumiem, a kilka stron dalej, ze sztubacką wręcz swobodą oddaje tę samą treść w słowach: „Stary, lubieżny dziadu, pora tobie do grobu, nie na gry i zabawy / młodości” (Uczciwe opisanie samego siebie nad szklanką whisky na lotnisku, dajmy na to w Minneapolis).
     Pozbawiona ekshibicjonizmu szczerość Starego Poety przypadła mi do gustu specjalnie; próba dokonania rozrachunku z samym sobą, podczas której autor ujawnia fakt, że nie jest możliwe przekroczenie tej granicy, poza którą „rzeczy najbardziej bolesne i wstydliwe skrywa maska i udawanie, gdzie pozostaje tylko samotność i wyrzuty sumienia”. To dla mnie dobra lekcja poezji.
     Nie chcę wcale powiedzieć, że To kazało mi podjąć się aktu skruchy i sięgnąć raz jeszcze po nieco zaniedbaną przeze mnie twórczość Miłosza, ale przyznać muszę, że może zadziwiać „umysłowa czujność Poety i jego apetyt na świat z jego jasnymi i ciemnymi stronami, a długowieczność Autora dodaje tej poezji jakąś głębię i niezwykłą jakąś perspektywę” (tekst na skrzydełku książki).
     

Paweł Lekszycki





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
wydanie przedpremierowe z dnia 10 czerwca 2001