Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 5 (87) z dnia 12 lutego 2004

KONTAKT Z NATURĄ KOLORU


     „Szamanizm jednostki to doświadczenie totalne” – przypomina Przemysław Jędrowski, a poza tym twierdzi, że współczesny artysta konceptualny to szaman. Ciekawa opinia, niepozbawiona uroku oraz kilku punktów zaczepienia, które poznać można dzięki magazynowi o sztuce „ARTeon” nr 2/2004, a konkretnie: zamieszczonemu w nim artykułowi Negatyw. Otóż przyjęło się sądzić, że artysta pragnie kreować, mierzyć się z rzeczywistością, bo podejrzewa słusznie, że ma ona (rzeczywistość) coś więcej do zaoferowania, niż udostępnia zwykłemu śmiertelnikowi. Artysta jednak przeważnie nie ma pojęcia, jak dostać się do jej następnych warstw. Szaman to wie. Dzięki wieloletniej nauce, dzięki życiu, które poświęca sztuce istnienia. Wie, bo funkcjonuje na pograniczu świata materialnego i duchowego. Zapewne skuteczny twórca często balansuje na pograniczu tego i owego, ale nazywanie artysty konceptualnego szamanem, to chyba lekka przesada. Nawet jeśli szamana weźmiemy w chybotliwy nawias współczesności.
     
      Wędrujący pomiędzy światami
     – oto co oznacza dosłownie słowo „szaman”. Syberyjscy Jakuci wierzą, pisze Jędrowski, że osoba naznaczona przez duchy do bycia szamanem może zrezygnować z tej drogi tylko za cenę życia. Artysta, prawda, nierzadko płacił sobą za prawdziwe dzieło (a nawet palił się do tego, patrz: Faust), ale jest to romantyczna wizja kwestii ujętej przez autora artykułu nieco inaczej. Bowiem „współczesnego szamana i artystę łączy obecność w świecie materialnym, który jest obcy i podrzędny w stosunku do ich misji.” I z tym zgoda! Ale szaman ma wiele ważnych zadań porządkujących życie tu i teraz, nie tylko własne, np. ma za zadanie wiązać zwykły, świecki czas ze świętym czasem mitycznego początku i wskazywać współplemieńcom odpowiedni moment działania. W dodatku w każdej dziedzinie. „Ten świat” i „tamten świat” są swoimi lustrzanymi odbiciami, odwrotnościami (Mircea Eliade, Historia wierzeń i idei religijnych), czego artysta ze swoją szczególną wrażliwością może doświadczać, ale nie musi rozumieć, a już na pewno – wykorzystywać owego faktu dla dobra społeczności, co jest głównym zajęciem szamana.
     Szaman jest organicznie wpisany w obręb własnej kultury, przypomina Jędrowski, i tylko jako taki może być analizowany z punktu widzenia antropologii. Jest łącznikiem pomiędzy światem duchów a światem zwykłych ludzi. Przy czym posługuje się przedmiotami, czyli sztuką. Autor przywołuje też Josepha Kosutha z jego ideą artysty jako antropologa. I pisze: „tak jak szaman wyznacza granice własnych form duchowości, artysta dochodzi do jednostkowego języka, kodu, za pomocą którego porozumiewa się z własnym światem form idealnych”. Tyle że szaman sam nie wyznacza granic. Powstały one dzięki pracy pokoleń. Artysta zaś często nie ogarnia całości, a europejski artysta nade wszystko dba o wyjątkowość (unikatowy przekaz na przykład). W sztuce (nie wiem, czy w konceptualnej, ale zaryzykuję twierdzenie, że też) chodzi przecież o wspominany przez autora kod, język; sedno informacji bywa drugorzędną sprawą.
     
      Wędrując po świecie zdominowanym
     przez konsumpcję, zauważyć można, że sztuka stara się być łącznikiem między indywidualną wrażliwością twórcy a wrażliwością konkretnego widza (mniej lub bardziej świadomie, stawiam na mniej). W ten sposób spełnia funkcję magiczną.
     „Szaman działa jak artysta konceptualny, stwarzając ideę przedmiotu sztuki, którą najbardziej predysponowana osoba obleka w formę” – uważa autor artykułu. Ale szaman doskonale wie, jak ta idea działa i dlaczego należało ją stworzyć. Ona nie jest pytaniem, tylko odpowiedzią, gdy tymczasem współczesna sztuka raczej stawia pytania. Odpowiedź szamana rozumieją ci, którzy umieją czytać jego język, czyli „współplemieńcy” albo wtajemniczeni. No i kilku badaczy. Sztuka jest podobnie elitarna, ale niepodobnie celowa. Rzeczy szamańskie, rzeźby itp. oraz działania artystyczne uznanych twórców mogą, zdaniem Jędrowskiego, pełnić tę samą funkcję, np. oszukiwać śmierć. Autor przypomina o drzewach obwiązanych kolorowymi szmatkami na progu tajgi, które mają siłę, jakiej poszukiwali artyści z kręgu sztuki ziemi, np. Christo. Zaś sztuka Josepha Beuysa, który za młodu został zestrzelony jako pilot Luftwaffe i trafił do uzdrowicieli, teraz odwołuje się do praktyk szamańskich, dopisując im „nowe emanacje”. Nie twierdzę, że artyści pomylili się co do źródła, tylko podejrzewam, że raczej nie płyną z prądem (w sensie: zgodnie z prawem grawitacji).
     Jędrowski ujął całą sprawę tak: „Na zasadzie podglądania fotograficznego negatywu ukrywającego pozytyw, sztuka współczesna ukaże swój pierwotny szamański aspekt”.
     I kto by pomyślał, że w naszym ludzkim działaniu, także na polu sztuki, czarne to czarne, a białe to białe? Wystarczy się dobrze przyjrzeć.
     
      Wędrując wzdłuż i wszerz wszelkich porównań
     należy pamiętać, że szaman spełnia wiele praktycznych funkcji, np. leczy, przeprowadza dusze zmarłych, poza tym spełnia funkcję plemiennego barda – chodzącej pamięci poprzednich pokoleń, jest składnicą mitów i legend mówiących o pochodzeniu i początkach świata oraz danego plemienia. Dzięki temu wzmacnia więzi wewnątrz grupy i poczucie jej tożsamości. U nas artyści tego typu nazywani byli wieszczami i odeszli wraz z epoką romantyzmu (przynajmniej na polu literackim). I jakoś specjalnie nie ma na ten typ społecznego zapotrzebowania – w naszych czasach, bo 60 lat temu jeszcze był. Jak porównać pracę szamana z zadaniami, które czekają artystę współczesnego? (hm, może Gaudi…)
     A przedmioty magiczne, które według autora są sztuką (sednem jakby), to zaledwie preteksty pomagające czytać rzeczywistość poza rzeczywistością. Współczesna sztuka może i odwołuje się do tego, co pierwotne, bo jako ludzkość mamy jakiś wspólny mianownik zarówno w materii, jak i duchowości, ale szamanizm jest jeszcze czymś innym, czymś więcej. Dużo więcej.
     Szaman nie kreuje ambitnie czasoprzestrzeni, jak robi to artysta, szaman ją czyta, bo się tego długo uczył i uczyli się tego jego nauczyciele, on nie stwarza świata i „nie mnoży bytów ponad ich konieczność” (patrz: Parmenides), on świat tłumaczy. Pomagają mu w tym duchy, artyście zaś z pewnością – intuicja, i tu by było ciepło, ciepło. Lecz błyskotliwe odniesienie działań artysty do szamanizmu jako sposobu kontaktowania się ze źródłem jest już przesadą (zimno, zimno).
     Współczesny artysta to zaledwie (i ewentualnie) cień szamana, czasem bardzo dobry, wiele mówiący, i pełen dodatkowych znaczeń. Uczciwie należy przyznać, że nie o oglądanie negatywu chodzi nam, ludziom, ale o doznanie (nawet symboliczne) Prawdy przez duże „P”, i koloru - w końcu epoka czarno-białej kliszy minęła bezpowrotnie, prawda? I nie o teatr cieni dbać należy jakoś szczególnie, ale o kontakt z tym, co nas ukształtowało i mimo galopującego postępu wciąż kształtuje – z naturą: ludzką/człowieczą, przyrodniczą/biologiczną… hm… społeczną, indywidualną, naturą rzeczy, słów, gestów, prawdziwą naturą poszczególnych uczuć, więzów i jaką kto sobie tam jeszcze życzy. Z naturą koloru także.
     W „ARTeonie” obejrzeć też można fotografie przedstawień duchów-opiekunów karmionych papierosami (kultura Tuenków – papieros w snopku, święte drzewo szamańskie całe w skrawkach materiałów), pochówek szamanki na wysokich palach (Jakucja) i wyrzeźbione drzewo życia – kilkuramienny, wielki świecznik ze skierowanymi w niebo ramionami (kultura Sacha).
     Ot sztuka. Do obejrzenia.
     
      PS. „Możliwe, że ten 'świat' jest po prostu głęboką warstwą naszej psyche, a nie jakąś przestrzenią zewnętrzną względem ludzkiej świadomości. Naukowo, czy nienaukowo, jedno jest pewne, to, że szamanizm rzeczywiście działa, i to bardzo skutecznie” - Martine Ashe, Szaman naszych czasów.
     

Miłka O. Malzahn





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 5 (87) z dnia 12 lutego 2004