Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 4 (86) z dnia 2 lutego 2004

NOWA FALA Z ZIARENEK PIASKU


     Czy ktoś jeszcze pamięta zeszłoroczną dyskusję o baronach polskiego kina, którzy skutecznie torpedują poczynania młodszych kolegów, w tym „zakneblowanego proroka” Piotra Szulkina? Ucichła nieco, a życie jak zwykle dopisało własny, tradycyjnie – nieco przekorny scenariusz. Oto po 11 latach milczenia prorok Piotr Szulkin przemówił, prezentując swoją adaptację Ubu Króla, uniwersalnej opowieści o głupocie władzy. W styczniowym numerze „Kina” jest zarówno recenzja filmu pióra Łukasza Maciejewskiego (Grównem po równo), jak i wywiad z reżyserem, którego tytuł – Ziarenko piasku – jest dla Szulkina symbolem działania kina i sztuki generalnie: ziarenko piasku wiele nie zmienia, ale może przesunąć perspektywę choćby o tę drobinę. I to już jest krok do przodu, a jedno ziarenko może kiedyś przeważyć szalę.
      Myślałam o tej, ładnej skądinąd, metaforze w kontekście innego tekstu z „Kina” – reportażu Anny Płażewskiej Chcą robić filmy, a nie kariery, traktującego o Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, która w listopadzie obchodziła 2. urodziny. Kiedy powstała, zapisało się do niej sporo absolwentów z Łodzi i Katowic, w tym również tych znanych i nagradzanych, jak Iwona Siekierzyńska, Marcin Wrona czy Sławomir Fabicki, mających nadzieję na pomoc przy realizacji kolejnych projektów. Chętnych do studiowania nie brakuje – o 1 miejsce na kursie fabularnym starało się aż 10 kandydatów, na dokumentalnym – 5. Jest o co walczyć, bo wśród wykładowców kursu dokumentalnego są m.in. Katarzyna Maciejko-Kowalczyk, Marcel Łoziński, Jacek Bławut i Jacek Petrycki. I nie prowadzą oni zajęć teoretycznych, tylko skupiają się na praktyce – w ciągu 8 miesięcy nauki student musi zrealizować krótki film i półgodzinny dokument. Ów krótki (3 min.) film realizowany jest w ramach głośnego już projektu, zatytułowanego, nomen omen, „Cisza” – niektóre etiudy były już pokazywane, w tym te najsłynniejsze z Romanem Polańskim i noworodkiem. Pomysłodawca kursu dokumentalnego, Marcel Łoziński, powtarzając sformułowane przez Kazimierza Karabasza pytania, jakie powinien stawiać sobie dokumentalista – „Co?” „W imię czego?”, „Jak?” – twierdzi, że oni, nauczyciele, mogą pomóc studentom wyłącznie w odpowiedzi na trzecie, a ci potrafią już odpowiedzieć na dwa pierwsze.
      Sami studenci bardzo cenią sobie pomoc wykładowców i ich uwagi, bo przecież bez tego rozwój jest niemożliwy. A szkoła nie jest tania – czesne wynosi 10 tys. To dużo, zważywszy, że za tę kwotę można zrealizować dokument. Z drugiej jednak strony, projekt w tej cenie nie obejmuje opieki artystycznej, a – jak wynika z reportażu – ją studenci cenią najwyżej. Poza tym działa tu zasada, że jeśli się za coś płaci, to bardziej się to szanuje, a po drugie – do spraw związanych z opłatami szkoła podchodzi dosyć liberalnie, nie tylko rozkładając je na raty, ale też fundując stypendia i pomagając znaleźć sponsorów.
      Szkoła daje młodym ludziom szansę na zrealizowanie filmu, a jednocześnie budzi w nich świadomość – jakkolwiek patetycznie to zabrzmi – że to oni są przyszłością polskiego kina. I żeby ta przyszłość była jak najjaśniejsza, Andrzej Wajda namówił Wojciecha Marczewskiego do stworzenia kursu dla licealistów. Projekt o nazwie „Przedszkole filmowe” trwa 4 miesiące. Uczestnicy wcześniej zgłaszają projekty scenariuszowe, które są omawiane, a najlepsze realizowane na sprzęcie cyfrowym. Ponadto licealiści oglądają klasykę filmową i poznają teorię reżyserii filmowej. Sam Wajda o swoim najmłodszych studentach wypowiada się bardzo pochlebnie, doceniając ich zaangażowanie i solidność.
     Inny projektem jest Pracownia Filmowa „Chełmska”, działająca na zasadzie dawnych zespołów filmowych, takich jak „Zespół X” czy „Tor”, do których należeli niegdyś wykładowcy. Wskrzeszenie tej idei ma na celu przede wszystkim opiekę nad absolwentami szkół filmowych, którzy, z dyplomami w kieszeni, nie mają do kogo zwrócić się ze swoimi pomysłami. Przepustką do elitarnej Pracowni ma być właśnie ciekawy pomysł, założyciele chcieliby też, żeby stała się ona miejscem twórczym, gdzie można zwrócić się o pomoc, radę, wymienić kontakty. I na nowo połączyć środowisko filmowe, w którym – co podkreśla Marczewski – niestety daje się odczuć wzajemny brak zaufania.
      Reportaż Anny Płażewskiej nie jest reklamą szkoły Wajdy, bo promocja nie jest jej chyba potrzebna. Jest za to, w moim odczuciu, świadectwem tego, że są jeszcze ludzie, którym zależy – na sztuce, na zdolnych ludziach. Oczywiście wykładowcy nie pracują za darmo, ale fachowcy tej klasy mogliby uczyć gdzie indziej i to za dużo większe pieniądze. Są też i studenci, którzy nie myślą o kinie w kategorii towaru, popytu i zysku – chcą robić filmy, a nie karierę. I nie mają poczucia, że wiedzą wszystko, wszystko potrafią, dlatego poszukują autorytetów, które znajdują w szkole. Na wstępie wspomniałam o sławetnym sporze o baronów, bo w jednym ze swoich tekstów Krzysztof Kłopotowski zarzucił Wajdzie, że zneutralizował Marczewskiego, proponując mu pracę i funkcję swojego zastępcy. Cóż, jeśli pozbywanie się rywali polega na współpracy dla dobra młodych ludzi, to chyba opowiadam się za powszechną neutralizacją. A sami młodzi, czy istotnie są świetlaną przyszłością polskiego kina? Niektórzy w szkole Wajdy widzą nadzieję na powtórzenie fenomenu szkoły polskiej czy kina moralnego niepokoju. Być może w przyszłości objawi się nam nowa fala polskiego kina, cała generacja zdolnych wrażliwych reżyserów, których twórczość zachwyci rodzimą i zagraniczną publiczność. A może będzie skromniej – kilka filmów przesuwających ziarenka piasku, powoli, acz systematycznie. I może to wystarczy.
     

Katarzyna Wajda





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 4 (86) z dnia 2 lutego 2004