Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 35 (82) z dnia 22 grudnia 2003

MODNIE SEKSUALNA RITA


     W najnowszej, 7 (2003), „Ricie Baum” sporo uwagi poświęcono tematyce tożsamości i seksualności. Nie ma chyba w humanistyce ostatnich lat bardziej podniecającego tematu, a przez to chyba także – bardziej ogranego. Jego „zużycie” przekłada się przy tym na spłycanie całej kwestii do wersji pop. Numer „Rity Baum” jest więc w tym zakresie tematycznym „na intelektualnej fali”, ale niestety nie idzie pod prąd i tym samym – żadnych nowych (czarnych, oczywiście!) lądów nie odkrywa. „Rita” nie byłaby jednak „Ritą”, gdyby w całości pozostawała trendy, muszę więc wspomnieć, że obok tak modnego tematu jak tożsamość i seksualność, pojawia się baaardzo niemodny i „odjechany” temat, jakim jest rosyjska poezja konkretna.
     O poezji jednak innym razem. Jak wspomniałam, w gruncie rzeczy zamieszczone w „Ricie” teksty o tożsamości i seksualności nie wykraczają poza klasyczne już ramy refleksji i, zadając te same, co zawsze pytania, nie przynoszą żadnych nowych odpowiedzi. Być może ich istota leży nie w odkrywczości, ale w erudycji i stylistycznej biegłości? Najogólniej bowiem rzecz biorąc, autorzy, w szczególności esejów filozoficznych, koncentrują się nie tyle na odpowiedzi na zasadnicze pytania, ile na wariacyjnym mnożeniu tych pytań albo na fingowaniu odpowiedzi. Zastanawiają się zatem, jak możliwa jest tożsamość indywidualna i czy w ogóle potrzebna, skoro nasza kultura coraz częściej jej niemożliwą do uchwycenia naturę rekompensuje afirmacją bycia wieloma osobami naraz. Rozważają, czy tożsamość społeczna, polityczna, płciowa niesie ze sobą jakąś opresywność. Dociekają, co nowego w projekt tożsamości płciowej wnoszą biseksualność i transwestytyzm. Nie żeby teksty były nieciekawe albo źle napisane, wręcz przeciwnie: często cały ich urok polega na stylu właśnie, jak w eseju Jarosława Sujczyńskiego A propos Lotus Suspectus. Nie zmienia to jednak faktu, że są mało wyraziste, mało oryginalne, powielające znane ustalenia.
     Ciekawie prezentuje się na tym tle Trans-ciało, esej Jerzego Szyłaka. Tekst jest zajmujący ze względu na dosyć kontrowersyjną – bo mocno ambiwalentną i nie do końca jasną – postawę autora wobec opisywanych przez siebie zjawisk. Otóż Szyłak, zastanawiając się nad refleksją o seksualnej tożsamości w kinie, muzyce rozrywkowej i komiksie, dochodzi do dwóch wniosków: wszystkie filmowe przedstawienia inności seksualnej, a więc transwestytyzmu i biseksualizmu, służą perswazyjności. Oraz: wszelkie ekscesy seksualne wmontowane są, na zasadzie kontrolowanej prowokacji, w masową kulturę. Nie ma więc niczego, co nie byłoby przez nią zaprogramowane. Moda na biseksualność i transwestytyzm odgrywa istotną rolę zwłaszcza w budowaniu mitologii „idolów”, gwiazd i gwiazdeczek, których niezdecydowanie seksualne ma być atrakcyjne dla mieszczuchów. Dla potwierdzenia swojej tezy podaje Szyłak przykłady takich karier w branży muzycznej. Wydaje się to prawdziwe i nie tu upatruję wspominanej kontrowersyjności, wiadomo bowiem nie od dziś, że przemysł – nie tylko muzyczny – podobne mechanizmy wykorzystuje. Mniej oczywista jest natomiast teza o perswazyjnej funkcji filmowych przedstawień. Otóż Szyłak uważa, że opozycja między naturą a kulturą znajduje we współczesnym kinie swoje przedłużenie – po prostu – w opozycji między „normalnymi” zachowaniami seksualnymi, więc "naturalnymi” (tutaj homoseksualizm i heteroseksualizm) a zachowaniami, wytworzonymi przez kulturę, jakimi są biseksualizm i transwestytyzm. Tak więc to kultura odpowiedzialna jest za pragnienia pozbycia się różnicy seksualnej, za, jak pisze Szyłak, „ochotę, by raz być kobietą, raz mężczyzną; raz z kobietą, raz z mężczyzną, i tak na przemian”.
     Takie postawienie sprawy daje argumenty do ręki wszystkim, którzy kulturę (wiadomo – źródło cierpień) winią za największe zbrodnie i podtrzymuje przekonanie, że istnieje coś takiego jak natura i naturalność normy. Aby podobnie anachronicznemu myśleniu zapobiec, Szyłak wskazuje właśnie na perswazyjną funkcję filmowych przedstawień. Ich siła leży w konfrontowaniu wartości, opartych na tradycyjnym podziale płci i twardych wyróżnikach tego, co kobiece i tego, co męskie, z wartościami, które reprezentują świat płciowo niezróżnicowany. „We wszystkich filmach, zaliczanych do New Queer Cinema, najsilniejszym argumentem jest właśnie owo spojrzenie z bliska i bez dystansu na niezwykłych bohaterów. Ich życie jest wartościowe, ich zachowanie – niegroźne, ich towarzystwo sympatyczne, a obcowanie z nimi może okazać się wzbogacające. Obrazy te zdają się mówić: patrz, ucz się, nabierz ogłady. Bądź cywilizowany”. Prostą konsekwencją takiego perswazyjnego mechanizmu jest, zdaniem autora eseju, myślenie w kategoriach „dzikusa”, „barbarzyńcy” o osobie, która reaguje „niewłaściwie” na wszelkie inne niż heteroerotyczne zachowania ludzi wokół. Czy jest w tym coś złego, że filmy w taki sposób ustawiają perspektywę? Autor jakby czegoś się obawiał: „Za moment pojawią się filmy, należące do kina gatunków i pokazujące przedstawicieli mniejszości w roli herosów i amantów, mogących być wzorami naśladowania dla innych”.
     Najwyraźniej Jerzy Szyłak widzi coś niestosownego w tym, że kino mogłoby zechcieć w roli herosa widzieć na przykład biseksualistę. Całkiem oryginalna i wiele o spostrzegawczości autora mówiąca teza o rozkładzie płciowych ról i ich specyficznym ideologicznym zabarwieniu w filmach z kręgu queer cinema, zmienia się więc pod koniec tekstu w seksistowskie narzekania? Niby neutralne próby przedstawienia zagadnienia, kryją wyraźną niechęć do kultury, w której jakoś głupio stanąć po stronie „dzikusów” i obśmiewać wszystko, co inne od heteroseksualizmu? Co jednak miałoby być niestosownego w tym, że herosem będzie powiedzmy transseksualista? Przy czym bardzo wątpliwe jest, by ta chwila nadeszła szybko, jak pisze Szyłak, „za moment”. Więcej nawet, wydaje mi się, że praktyka społeczna nie potwierdza skutecznego działania perswazyjności kina, o jakiej pisze się w tym eseju. Bo chyba to, co przestało być tabu w sztuce, jest nim nadal w życiu. W pewnym sensie jest tego przykładem maskowana niechęć autora do opisywanych zjawisk.
     

Anna Kałuża





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 35 (82) z dnia 22 grudnia 2003